Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pomaganiu w kuchni przed obiadem i krojenia tam mięsa, słuchania dąsów małych harcerek i sieście poobiadowej, miałyśmy czas dla siebie aż do godziny dwudziestej pierwszej. Było kąpanie w kanale, którego woda była przejrzysta, ale tak zimna, że trzęsłam się w niej jak osika. Odbyła się skromna kolacja, na której moja warszawska drużyna wędrowniczek nie poszła. Dzisiaj był plan, że my same zrobimy kolację. Czeburaki, to był cel postawiony przez Paulinę.

Gdy o dwudziestej pierwszej umyte, załatwione w naszej toalecie, razem z Anką stałyśmy przy kuchni i czekałyśmy na Paulinę, słońce powoli zachodziło robiąc niebo wprost różowego koloru.

- Jak jednorożec rozpływający się na niebie. - Śmiała się z tego widoku Lipska.

Jak ten różowy shake z maka, pomyślałam. Gdzieś nad nami kończyły się apele na koniec dnia poszczególnych drużyn. Wszyscy szykowali się do pożegnania dnia.

Paulina wkroczyła wraz z przyboczną z dumą namalowaną na twarzy i pokrojonym serem i mięsem, z naręczem mąki, jajek i oleju. Podbiegłam do nich i wzięłam to co mi oddały, czyli prawie wszystko. Królowa kuchni, oto ja.

-Jak tu ciemno! Kaśka, masz harca. Musisz pożyczyć od kogoś latarkę. - Mówiła Paulina, jednocześnie patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

Nie odpowiadałam, zawsze do wyzwań jestem posyłana ja. Ktoś nie przypiął rowerów? Kaśka leć. Ktoś nie posprzątał po kolacji? Kaśka ogarnij to. Lubię gdy ktoś wierzy w moje zdolności, no ale na miłość boską, bez przesady? Kiwnęłam głową i wyszłam z kuchennego namiotu.

I gdzie mam teraz iść? Przecież nikogo tutaj nie znam, każdy patrzy na mnie jakimś dziwnym, kąśliwym wzrokiem. Bluza z 4 Żywiołów nie pomaga, Czuwaj! Harcerski duch nie śpi. Kocham te bluzy, ale ludzie pomyślą, że jestem psychofanką. Tak jak uważają już o Dawidowskim. Nie moja wina, że moi czytelnicy ogłosili mnie panią Alkową. Chociaż, kiedy jestem na Powązkach, to właśnie nad grobem Alka potrafię płakać i śmiać się z własnego życia.

Zaczęłam od powędrowania do oświetlonego namiotu, gdzie siedzieli starsi harcerze. Odchrząknęłam i udałam cichą i skromną harcereczkę szukającą pomocy. Powinno zadziałać.

- Przepraszam, wraz z drużyną chcemy ugotować kolację, ale nie mamy latarki. Możemy pożyczyć na jakieś pół godzinki od kogoś z was? - Zapytałam z nadzieją w głosie.

Spojrzeli na mnie podejżliwie, ale od razu uśmiechnęli się promiennie i kiwnęli głową. Musieli mnie wziąć za swoją.

- Idź do Brzozy. - Druh machnął głową w stronę plastikowego krzesła na którym siedział harcerz, odwrócony do nas plecami. - On ci pożyczy swój telefon, jest na to przygotowany.

Podziękowałam i podreptałam we wskazanym kierunku. Poprawiłam rozpuszczone włosy i czarną jak ta noc bluzę. Gdy dzieliło nas kilka metrów ustałam i odchrząknęłam.

- Hej, podobno możesz mi pożyczyć latarkę. Ten druh w namiocie tak mi powiedział, a właśnie latarka jest mi potrzebna. - Odrzekłam patrząc na swoje stopy.

Czułam jak chłopak wierci się na krześle i grzebie w kieszeni spodni. Jego włosy ruszały się w każdą stronę, jakby nie mogły się zdecydować gdzie iść.

- Dla tak cichej harcereczki latarka zawsze się znajdzie. -Usłyszałam pogodny głos i podnosząc wzrok spojrzałam wprost w jego niebieskie jak lipcowe niebo oczy.

To on mnie obrażał, drwił i śmiał się na każdym kroku. Uważał się za lepszego, starszego i z lepszej organizacji. Przede mną stał ten sam chłopak, który wczorajszego poranka prawie umarł ze śmiechu.

- To ty... - Nie mogłam więcej wydusić ze swojego ściśniętego gardła.

Patrzył na mnie ze strachem w oczach. Wyraźnie to widziałam, strach i smutek. Bałam się go jeszcze bardziej, panicznie zaczęłam się rozglądać gdzie w koło mnie są ludzie, nikogo nie zobaczyłam. Odwróciłam się i już chciał biec jak najdalej od niego, kiedy jego głos mnie zahamował.

- Poczekaj, weź to po co przyszłaś. Latarka prawda? - Kliknął kilka razy w swojego iPhona z którego trysnęła wesoła i odważna wiązka sztucznego światła. - Proszę.

Wyciągnął dłoń z telefonem w moją stronę, tak jak karmę dla swojego nieufnego psa. Popatrzyłam na jego dłoń i skuszona brakiem latarki, podeszłam i chwyciłam telefon, jednak chłopak złapał dosyć mocno moją dłoń.

- Będę tu siedział do drugiej w nocy, kiedy nie będziecie już potrzebować latarki, przynieś telefon tutaj. TY go przynieś. - Spojrzał z góry w moje brązowe oczy, zmęczony i wymizerowany dodał. - Przepraszam, nie powinniśmy tak zaczynać.

Jego dłoń mnie paliła. Uczucie gorąca przeszywało całe lewe ramię, czułam że moje policzki stają się coraz bardziej czerwone. Wyszarpnęłam dłoń i trzymając jego telefon próbowałam ochłonąć.

-Musisz pokazać jaki jesteś, słowa tak naprawdę nic nie znaczą. Czyny są ważniejsze, Brzozo. - Uśmiechnęłam się delikatnie po czym spokojnym tempem poszłam do kuchni.

Powinnyśmy robić czeburaki godzinę, a robiłyśmy ponad dwie. Wraz z Anką zaczęłyśmy powoli mylić co bierzemy do rąk. Czy miskę, czy talerz. Jednak smak podlaskich pierogów był wspaniały, kolacja o północy smakowała wykwintnie. Tak jakbyśmy jadły jedzenie na poważnej randce.

- Kaśka, ty tutaj masz wszystko posprzątać, a my idziemy już do namiotów. - Oznajmiła mi drużynowa.

Anka popatrzyła na mnie ze smutkiem, ja jednak zbyłam to machnięciem dłoni. Wytrzymam to, jak wytrzymałam to wszystko.

Samo sprzątanie było miłe zwłaszcza, gdy trzymałam w dłoni telefon Brzozy. Przez głupią ciekawość kliknęłam na środkowy przycisk i zobaczyłam Pałac Kultury na ekranie blokadzie. Czyli mieszka w Warszawie...

Było dosyć długo po północy kiedy wreszcie wyszłam z namiotu kuchennego. Wręcz biegłam do miejsca, gdzie powinnam spotkać chłopaka, żeby oddać telefon jak najszybciej.

- Oddaję i bardzo dziękuję, Brzozo. - Zawołałam jednocześnie budząc go.

Szybko się otrząsł ze snu i uśmiechnął się na mój widok. Popatrzył na telefon i na mnie, z jednego na drugie.

- A jak ja mam się do ciebie odzywać? Druhnować ci już nie będę. - Zaśmiał się, puszczając do mnie oczko i patrząc niezauważalnie na moją bluzę.

Pomyślałam nad tym pytaniem, ale nie chciałam żeby poznał moje imię. Zaraz wystukałby moje imię i nazwisko na facebooku i wiedział by o mnie wszystko. Niech zobaczy, że świat nie jest taki prosty!

- Biedronka, po prostu biedronka. - Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie.

Chciał mnie odprowadzić, bo już się podnosił z krzesła, jednak zbyłam go machnięciem ręki. Co za dużo to nie zdrowo.

- W takim razie od dzisiaj będę patrzył na każdą biedronkę z uwielbieniem i przeprosinami na ustach! - Usłyszałam jak do mnie krzyczy.

Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie. Może jednak coś mnie tu spotka normalnego? Chociażby życie bez internetu.

🏕🏕🏕
⚜ Na początku chcę pozdrowić druha Bartka, który pożyczył mi latarkę na długo, długo!
Oraz Ewę, która była zawsze ,,Biedronką"! ❤
⚜ Poprawiając ten rozdział i pisząc drugą część tego opowiadania, tak super pokochałam Brzoze! 🌹 Mam nadzieję, że kiedyś też będziecie tak na niego patrzeć!
⚜ Myślicie że Kasia go polubi? Czy raczej odwdzięczy się za zły początek?
Do następnego! (Jak zwykle we wtorek!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro