Rozdział Dwudziesty Czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


       Była noc.

       Naruto siedział właśnie na jednym z licznych dachów Konohy, przymglonym wzrokiem spoglądając na gwiazdy, których było dzisiaj nadzwyczaj wiele. Za kilka dłuższych chwil. gdy słońce wzejdzie zza horyzontu, będzie musiał wracać do mieszkania, by przygotować się do nadchodzącej ceremonii, na której zostanie mianowany Szóstym Hokage. I, choć na jego twarzy błąkał się uśmiech i na swój własny sposób cieszył się z tego, że jest następcą Piątej, w głębi duszy skrywał swój ból i samotność, dokuczające mu już od przeszło dwóch i pół miesiąca.

       Nie pomógł też fakt, że dużo myślał o tamtej rozmowie, którą odbył z Sasuke. Ino rzeczywiście była w ciąży, bo jej brzuch delikatnie się już zaokrąglił, a ona sama zrezygnowała z misji na czas dochowania. Jednak, gdy chciał z nią porozmawiać, przeprosić, wyjaśnić całą sprawę, zawsze go zbywała, brała pod rękę Sai'a i odchodziła jak najdalej od blondyna. To tylko powodowało, że zatracał się powoli w szaleństwie coraz bardziej. I miał już poważne wątpliwości, czy aby na pewno zasługiwał na te wszystkie tytuły, jakie mu przez lata dano. Bohater Wioski Liścia? Pogromca Akatsuki? Niepokonany, znający sekretne techniki, które zmiotą każdego na pył? Choć część z tych rzeczy było prawdą, bo uratował Konohagakure i wyeliminował Akatsuki - choć nie samodzielnie - to nadal był tylko człowiekiem, który popełniał błędy. I jednym z nich właśnie było to, że nie powiedział Yamanace całej prawdy.

       Otarł samotną łzę, która spłynęła z jego oka i spojrzał w dal, wprost na powoli wyłaniające się słońce. Musiał się powoli zbierać. Za trzy godziny zacznie się ceremonia, a jemu nie wypadało się w takich chwilach spóźniać.

       Pomyślał o swoim mieszkaniu i użył chakry, pochłaniając swoje ciało w czarnych płomieniach i pojawiając się już w środku swojej niewielkiej klitki. Bez pośpiechu ogarniał włosy, umył zęby i przyszykował skromne śniadanie. Wyciągnął także czyste, codzienne ciuchy i wyprasował je, by prezentować się jak najlepiej mógł. Nie mógł przecież pokazać się z tej złej strony. Ludzie zaczną plotkować!

       Gdy zakończył wszystkie czynności, do planowanych uroczystości zostało mu niecałe trzydzieści minut. Ubrał się więc elegancko, narzucił na siebie szary, nowo uszyty płaszcz i zawiązał opaskę na szyi, wychodząc z domu i zamykając go na klucz. Nie śpieszył się, a miejsce docelowe nie znajdywało się aż tak daleko, dlatego darował sobie teleportację i ruszył tam na nogach.

       Po drodze mijał mieszczan, którzy ubrani odświętnie zmierzali w to samo miejsce. Każdy witał go z szerokim uśmiechem, machał mu, kilka osób nawet pocieszało go i mówiło, by się nie stresował. Dostał też kilka kwiatków od dziewczynek, które, gdy mu je wręczały, oblane były purpurą. Podziękował im oczywiście za ten gest i zmierzwił włosy, obdarzając uroczym, może nawet za uroczym uśmiechem. Cóż, nigdy nie musiał okazywać aż tak otwarcie uczuć, więc przychodziło mu to z trudem. Nawet z Ino mieli... Swoje własne znaki.

       Na miejsce dotarł kilka minut przed rozpoczęciem. Zgrabnie wyminął zebrany już tłum, w którym wyhaczył Shikamaru i Temari, Gaarę, Fuu, Sasuke, Tenten i Nejiego, a także kilku innych, mniej mu znanych kolegów z Akademii. Skierował swe kroki na sam szczyt budynku, gdzie stała już Tsunade, w ręce trzymając jego nową szatę. Cała biała, z czarnymi płomieniami na dole, napisem "Szósty" na plecach i wizerunkiem Lisa z prawej strony. Prócz samego obrazka i koloru dolnej części, nie różniła się niemal niczym od szat, które przyodziewał jego ojciec, gdy jeszcze przyszło mu chodzić na tym świecie.

       - Jesteś wreszcie. - głos Tsunade wyrwał go z krótkiego zamyślenia. - Już myślałam, że się rozmyśliłeś i nie przyjdziesz.

       - Nie trzeba się bać - odpowiedział, uśmiechając się lekko. - To dla mnie zaszczyt. Nie mógłbym spóźnić się na tak ważny dzień w moim życiu.

       Obdarował kobietę kolejnym uśmiechem, szczerym i niewymuszonym, choć przyszło mu to z trudem. Gdy kobieta wysunęła rękę z płaszczem, odebrał go od niej z nieukrywaną radością. Wtedy jednak też wyczuł, że to wydarzenie może mieć całkiem inny tok rozwoju, niż przypuszczano. Na terenie wioski od kilku krótkich chwil znajdywały się obce sygnatury chakr, z czego jedną skądś kojarzył, ale nie potrafił nadal stwierdzić skąd. Nie zamartwiał się tym jednak teraz, bo, choć jego zmysły sensoryczne były rozwinięte na wysokim poziomie, równie dobrze mogli to być goście z sąsiednich wiosek, o których nie miał pojęcia.

       W końcu zabiły dzwony, a tłumy znajdujące się na placu przed budynkiem zamilkły. Przed szereg na dachu wyszła Tsunade, ubrana w szatę Piątego Hokage, której niezbyt często używała i wzięła głęboki oddech. Sam Naruto zaś zaczął zakładać swoją.

       - Zebraliśmy się dzisiaj tutaj - zaczęła - żeby uhonorować jednego z naszych braci, shinobi, który niemal stracił życie w obronie wioski, który z pomocą kilku przyjaciół zniszczył Akatsuki, największym odznaczeniem naszej wioski. Uzumaki Naruto to przykład, że ciężką pracą wszystkiego można dokonać i każdy, bez wyjątków, powinien dążyć do tego, by jak najlepiej spędzić swoje życie. - wzięła kolejny oddech. - Naruto, podejdź tu.

       Blondyn posłuchał się i stawił pierwszy krok, a później kolejny i kolejny. Pojawił się przy prawicy głowy wioski i skierował wzrok na ludność, która z niecierpliwością oczekiwała tego, jak przyjmie tytuł Szóstego Hokage.

       - Uzumaki-Namikaze Naruto - zwróciła się do niego używając obu nazwisk. - Z dniem dzisiejszym abdykuje, przekazując władzę w twoje ręce. Czy jesteś gotów chronić wioskę nawet za cenę własnego życia? Czy będziesz przekazywał młodym pokoleniom Wolę Ognia, która tkwi w każdym z nas od czasów mojego dziadka, Pierwszego Hokage Hashiramy? Czy przyrzekasz, że będziesz dbał o dobro każdego mieszkańca, który tutaj mieszka?

       - Tak - odpowiedział donośnie, uśmiechając się blado pod nosem. - Przyrzekam.

       - W takim razie... - jej głos był dzisiaj wyjątkowo silny. - Z tą chwilą przekazuje władzę w twoje ręce. Od dziś piastujesz stanowisko Szóstego Hokage, Naruto. Nie zawiedź nas!

       Schylił głowę, by Tsunade mogła założyć na blond czuprynę kapelusz ze znakiem Ognia na przedzie, po czym skierował swe ciało przodem do ludzi i uniósł rękę, machając im.

       Na dole wybuchły oklaski, wiwaty, śmiechy i okrzyki radości. Kolejny ze wspaniałych shinobi objął rządy i będzie dbał o ich dobro z całego serca. Czyż to nie był wspaniały powód, żeby świętować ten dzień jak najdłużej?


***


       Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić, gdy słońce na na nieboskłonie wzniosło się już na sam szczyt. Naruto, ubrany już w swój płaszcz Hokage, z kapeluszem na dłoni, stąpał teraz ostrożnie na placu, rozmawiając po kolei z grupkami osób, które nadal czekały, by zamienić z nim choć jedno zdanie. Słuchał historii, gratulacji, głosów pełnych nadziei na świetlaną przyszłość wioski. Mimo wszystko, uśmiechał się, gdy mijał kolejnych rozradowanych mieszkańców.

       Nawet jego rozmowa z Ino, która także pogratulowała mu awansu, nie poszła tak źle jak mógł się spodziewać. Choć dojrzał w jej oczach, że relacji związkowych raczej się już nie doczeka, dziewczyna rozmawiała z nim swobodnie o wszystkim tym, co ich spotkało przez te dwa miesiące. Koniec końców jednak, musiała się powoli zbierać do swojego domu, bo była już zmęczona tym bezczynnym staniem na pełnym słońcu.

       Naruto przyjął te słowa skinięciem głowy i odszedł, kierując swoje kroki do Sasuke i Juri, którzy stali na uboczu i czekali, aż zaszczyci ich swoją obecnością. Uchiha miał niezbyt tęgą minę i wyglądał, jakby coś go trapiło. A Naruto, choć tak bardzo chciał tego nie wiedzieć, znał powód. Obce sygnatury nadal przebywały w wiosce i krążyły wokół placu, czekając na dogodny moment. Teraz już wiedział, że to nie był nikt przyjaźnie nastawiony. Wręcz czuł, jak złowroga esencja chakry, mordercze intencje wydostające się na zewnątrz czekają tylko, żeby dobrać się do niego i ukatrupić. I nie byłoby to jeszcze takie złe gdyby nie fakt, że przy Uchiha stała jego żona.

       - Gratuluje raz jeszcze, Szósty - zwrócił się do niego brunet. - Mam rozumieć, że teraz mam takiego przydomka używać?

       - Daj spokój - odpowiedział mu. - Dla was zawsze będę tą samą osobą. Wystarczy, że będziesz mi mówił po imieniu. - zaśmiał się.

       Użytkownik sharingana uśmiechnął się pod nosem, ale chwilę później zmarkotniał znowu i obejrzał się niby od niechcenia po okolicy.

       - Też to czujesz, prawda? - zapytał cicho, wskazując oczyma na otaczający ich teren.?

       - Niestety - odpowiedział mu, markotniejąc. - Czy my nie możemy choć raz spędzić trochę dużej czasu w spokoju?

       - Najwidoczniej nie.

       Obaj wyczuli, że chakra nagle się zwiększyła, a także stanęła w miejscu i szykuje się do ataku. Przyjęli postawy obronne. Sasuke uruchomił Mangekyou Sharingana, Naruto zaś Kurosu. Byli gotowi do ataku.


***


       Okazało się, że to nie było kilka obcych, złowrogich chakr, a jedna wyjątkowo potężna, należąca do mężczyzny o czerwonych włosach i wychudzonej twarzy, na której mocno odcinały się kości policzkowe. Choć wyglądał niepozornie, czuli od niego, że będzie dla nich naprawdę ciężkim przeciwnikiem.

       Jednak nie sama energia wzbudziła w nich strach. Gdy ich napastnik podniósł w końcu głowę, a grzywka poruszyła się na wzbierającym wietrze, dojrzeli jego oczy. Dwa Rinnegany - ostateczna forma sharingana - spoglądały na nich z zawiścią w oczy.

       I wtedy też już wiedzieli z kim mają do czynienia. Nagato, ostatni z członków Akatsuki, który przeżył ich rzeź. Kurwa, pomyślał Uzumaki, musimy go zlikwidować jak najszybciej to możliwe.

       Nie zwracał już uwagi na to, że przy nim stanęli wszyscy przyjaciele. Juri, Sasuke, Shimaru, Ino i Sai, Temari, Gaara i Fuu. Skupił w sobie całą moc, pozwolił, by chakra Kuramy przyjęła cielesną formę i przemienił się w średniej wielkości Lisa. Dziewięć ogonów zdążyło tylko raz zafalować, nim z pełnym rozrzutem ruszył na Nagato, szykując w prawej ręce Yoko Rasengana.

       Czerwonowłosy nie zamierzał przyglądać się temu w spokoju. Wysunął ze swojej ręki średniej wielkości stalowy, przesiąknięty mroczną energią pręt, który w trybie natychmiastowym posłał na blondyna.

       Naruto użył mocy Kurosu i przekierował nieznacznie pręt tak, że ten minął go z zawrotną prędkością i pomknął dalej.

       Wyczuł, że energia Juri i jej nadal nienarodzonego dziecka w jednym momencie gwałtownie rozbłysła, a później zanikła na amen. Następnie usłyszał krzyk Uchihy i jego złość. I, choć wiedział, że przyjaciel mu tego nie wybaczy, to poświęcenie było konieczne. Życie dwójki osób, z czego jedno nadal nie funkcjonowało na tym świecie, za cenę życia całej wioski. Tak działał każdy Hokage. Wybierał mniejsze zło. I tak też on musiał zrobić teraz.

       Choć żałował, że nie mógł tego inaczej zrobić. Nie miał jednak wyjścia. Nagato był najważniejszy, musiał zostać pokonany.

       Natarł na przeciwnika, uderzając go spiralną sferą demona, odrzucając go w tył i atakując na ponów. Musiał to zakończyć najszybciej jak to tylko możliwe...


---

Przedostatni rozdział. Dzisiaj powinien się jeszcze pojawić jeden + jutro krótki prolog. I nastąpi koniec :c

Mam nadzieje, że choć trochę się spodobało. Jak zawsze zachęcam do gwiazdek i komentowania. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro