Rozdział Dwudziesty Drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



       Każdy z członków Akatsuki odskoczył od swojego obecnego miejsca, porzucając tym samym posiłek który w tym momencie spożywał. Byli zaskoczeni, że mimo usilnych starań, by zatrzeć wszelkie ślady swojego istnienia, zgubić każdy trop, zostali wytropieni z taką łatwością i w tak krótkim czasie od ucieczki z poprzedniej bazy. Nie potrafili zrozumieć też tego, jak chłopak więżący demona o dziewięciu ogonach przełamał wszystkie ich zabezpieczenia, każdą nałożoną barierę i technikę pieczętującą jednym uderzeniem. Czy ten chłopak naprawdę tak doskonale panował nad chakrą Kyuubiego, jak głosiły opowieści? Po ostatnim ataku na Konohagakure zdawali sobie sprawę, że Uzumaki Naruto był potężnym shinobi, ale... Nie sądzili, że aż tak potężnym.

       Zebrali się w zwartą grupę pod jedną ze ścian, na której po przebiciu się do kryjówki pojawiło się solidne pęknięcie. Byli gotowi do walki, która już z góry była skazana na przegraną. Choć wszyscy z Brzasku dysponowali potężnymi technikami i asami w rękawach, mieli ogromne pokłady chakry i nosili miano nunekinów rangi S, w starciu z piątką jinchuuriki na raz i człowiekiem, który władał Mangekyou Sharinganem, zabójcą  geniusza Uchiha - Itachiego, ich szansa na przeżycie malała z każdą mijającą sekundą. Mieli krótko mówiąc przejebane i doskonale zdawali sobie sprawę, że to może być ich ostatnia walka na tym świecie.

       Naruto wyszedł przed swoich przyjaciół z ponurym uśmiechem błąkającym się na twarzy. Czarno - złote płomienie - efekt użycia chakry Kuramy - już jakiś czas temu otoczyły jego ciało, ale dopiero teraz pozwolić tej boskiej energii dojść w pełni do jego organizmu. Poczuwszy gwałtowny wzrost mocy, uśmiech na twarzy poszerzył się znacznie, a sam Uzumaki wydawał się szczerze zadowolony, gdy wrogim, nieco morderczym wzrokiem spoglądał na członków Akatsuki. W końcu będzie mógł się zabawić, hehe...

       Przymknął powoli powieki, by po kilku krótkich chwilach otworzyć je z uaktywnioną techniką wzrokową. Kurosu niemal od razu, bynajmniej wbrew woli użytkownika, przeskoczyło na drugim poziom, a krzyż zamienił się w gwiazdę, która zaczęła wirować z zawrotną prędkością. Choć Naruto znał działanie swoich zdolności wzrokowych - czy też Kuramy - tym razem został jednak zaskoczony, podobnie zresztą jak wszyscy. Gdy gwiazda przestała się kręcić, a samo Kurosu się zatrzymało w pełni, chakra Kuramy, która do teraz otulała go ciepłymi, złocisto - czarnymi płomieniami, zmieniła swój kolor w całości na kruczą czerń.

       - Czuje przypływ mocy... - głos Lisa odezwał się w jego głowie. - Jakbym dostał zastrzyk chakry od drugiego siebie, w pełni odpoczętego. Naruto, co się dzieje?

       - Nie mam pojęcia - odpowiedział mu w myślach. - Kurosu musiało się w pełni odblokować. Musimy pamiętać, że nigdy nie poznaliśmy wszystkich zdolności, jakie dawały te oczy. Być może teraz, gdy dzięki twojej chakrze odblokowałem jakiś czas drugi poziom, teraz się rozwija...

       - Grr... - warknął. - Boska moc. Chce więcej!

       Naruto uśmiechnął się pod nosem na słowa swojego futrzastego przyjaciela. Kurama miał racje. Ten zastrzyk energii z całą pewnością przyda mu się, gdy będzie walczył z członkami Brzasku. Choć byli na wygranej pozycji, dodatkowej tarczy, asa w rękawie nigdy za mało.

       Blondyn wystawił prawą rękę w kierunku Akatsuki. W kilka krótkich momentów utworzył w dłoni dużą, dorównującą wielkością czterech złączonych głów, świetlistą kulę. Rasengan został pokryty pieczęciami, zmienił także kolor na bardziej czarny. Zalśnił w półmroku sali, rozprzestrzeniając energię po całym pokoju.

       Bosko.

       Przekierował chakrę do nóg i, spoglądając krótko na swoich towarzyszy, kiwnął im głową i skoczył do ataku, pierwszy cios mierząc w niskiego mężczyznę z skorpionim ogonem wyrastającym z pleców. Sasori, zbieg z Sunagakure, jako pierwszy miał poczuć, jak kruche jest życie...


***


       Podczas, gdy Naruto rzucił się jako pierwszy do walki, Sasuke odsunął się nieco do tyłu i wysunął zza pleców katanę. Szybko przekierował do stali swoją energię, by kilka sekund później pomieszczenie rozjaśniło się i rozbrzmiało krzykiem tysięcy ptaków. Chidori, szlachetna, śmiercionośna technika współdziałająca z sharinganem, budziła w wielu jego przeciwnikach strach i trwogę. Uśmiechnął się lubieżnie, uaktywnił swoje dojutsu i także rzucił się wprost w objęcia walki

       Jego celem był blondyn, którego grzywka zasłaniała prawe oko. Deidara, jak głosiła książka, specjalizował sięw sztuce wybuchu, więc musiał z nim uważać, jeśli nie chciał skończyć jako milion małych, postrzępionych kawałków. Unikał więc sprawnie wszystkich rzuconych w jego kierunku niewielkich przedmiotów, które blondasek tworzył rękami. Umykał sprawnie, ciął i kopał, męcząc biednego Deidarę wszystkimi znanymi mu technikami. Chłopak, choćby nie wiadomo jak się starał, nie miał szans na przeżycie.

       Następna zaatakowała Yugito Nii. Otoczyła się piękną, błękitną chakrą i zaczęła składać ciąg skomplikowanych pieczęci. Wspomagana chakrą, którą darowała jej Matatabi, demon o dwóch ogonach, stworzyła kilka dużych, iskrzących się, niosących śmierć kul ognia, które pomknęły w stronę Kakuzu, członka Brzasku wyglądającego jak żywy trup. Choć jej przeciwnik sprawnie omijał każdy atak i sam wyprowadzał swoje uderzenia, dotkliwie bijąc dziewczynę, nie poddawała się i atakowała dalej, skrupulatnie zadając niewielkie rany swojemu wrogowi. Walka ta, choć była cholernie męcząca, przechylała się na korzyść kunoichi.

       Następny był Gaara. Otoczył się piaskiem ze swojej tykwy, mierząc wszystkich na polu potyczki chłodnym spojrzeniem. Używając mocy Shukaku, jego demona, sprawnie rzucał w nadbiegających przeciwników grudami piasku, które boleśnie się rozbijały na ich głowach, chwilowo nawet wyłączając ich z walki. Dzięki jego zdolnościom, Hidan i Konan zostali obezwładnieni, a później brutalnie zabici przez piaskową trumnę księcia piasku. No, tak im się wtedy przynajmniej zdawało. Ciężko było jednak zabić kogoś, kto potrafił zamienić się w papier i kogoś, kto jest nieśmiertelny.

       Han także starał się pomóc. Choć nigdy nie posiadał jakichś super technik, do perfekcji wręcz opanował żywioł wody, który skutecznie pomagał mu w taijutsu. Utworzył więc wokół swoich rąk barierę wodną i przeszedł do ataku, obierając na swój cel Kisame. Starał mu się zadawać jakieś poważniejsze obrażenia, ale jego przeciwnik z każdym ciosem wysysał z niego chakrę. To były właśnie minusy walczyć przeciwko jednemu z legendarnych siedmiu mistrzów miecza, który posługiwał się Samehadą.

       Na sam koniec zaatakowała Fuu. Używając swojej autorskiej techniki oślepiła Paina, "główną" głowę Akatsuki i zaczęła zadawać mu potęzne obrażenia z pomocą swojego demona. Przeszła nawet na drugi tryb bestii, otaczając się złowrogą chakrą i unosząc lekko w powietrzu za pomocą ogonów. Zadawała bolesne uderzenia, gryzła, przebijała pazurami i łamała ręce. Rudowłosy członek Brzasku skazany był już na przegraną. Bolesną, brutalną śmierć w rękach niewinnie wyglądającej dziewczyny, która teraz zadawała mu ostatecznie uderzenie. Przejebane...


***


       Walka trwała już dobrą godzinę, a poległych członków przybywało. Najpierw umarł Deidara, który po trudnej, nieco ryzykowanej walce z Sasuke padł na ziemię bez obu rąk i przeciętą szyją, a także kilkoma dziurami w klatce piersiowej. Ostatnim jego słowem było "katsu", co doprowadziło do wybuchu, który nieco poranił Sasuke w lewą rękę. Drugim, który zmarł, był Sasori, któremu Naruto wyrwał ogon i wbił prosto w serce. Czy tam drewno, w końcu to kukła, prawda? Mimo wszystko, Uzumaki sprawnie zabił tego małego, dość łatwego przeciwnika i mógł zająć się kolejnymi. Polegli także Kakuzu i Pain. Trup został pokonany przez Yugito z wielkim trudem, bo musiała przebić trzy jego serca, ale z pomocą Matatabi w końcu sobie poradziła, a mężczyzna padł na ziemię, dychając ledwo. Wystarczyło już później tylko go dobić, co blondynka skrzętnie wykorzystała, wbijając mu kunai pomiędzy żebra i podcinając gardło. Pain zaś... Cóż, Fuu nie dużo zostawiła z jego ciała. Taka niewinna, a taka brutalna...

       Przy życiu zostało ich już tylko kilku. Tobi, Hidan, Konan i Kisame Hoshigake. Ci najcięższy, z którymi walka z całą pewnością sprawi im nie lada problemy. I, choć Naruto zazwyczaj nie przejmował się takimi rzeczami, musiał zważać też na swoich przyjaciół. Z całej szóstki tylko on, Gaara, Sasuke i Fuu mogli nadal walczyć. Yugito była zbyt zmęczona i nie mogła więcej używać chakry kota, a Han swoją energię oddał Samehadzie, ostrzu rybiego faceta.

       Musieli to załatwić w kilka chwil, jeśli nie chcieli przeciągać tej walki w nieskończoność. Nawet on odniósł rany, a jego ciało wydalało z siebie krwistą ciecz. Niezbyt mu się to podobało, ale nie mógł się nawet skupić na tym, by się uleczyć. Zbyt pochłonięty walką nie mógł marnować cennej chakry.

       Uformował w swoich rękach rasenshurikena. Technika, którą tak dawno już nie używał, która odeszła można by rzec w zapomnienie. Dodał do niego nieco chakry Lisa, zmieszał ją i powiększył, podskakując nieco w powietrzu i rzucając się w wir kolejnej potyczki. Przyszło mu się mierzyć na własne życzenie z potężnymi przeciwnikami i musiał za to zapłacić. Musiał ich zabić. Dla Sarashiego!

       Sasuke uaktywnił Mangekyo Sharingana i utworzył wokół siebie zbroję z Susanoo. Przekierował też swoją energię na miecz, co zaskutkowało zapłonięciem ostrza czarnym jak smog ogniem. Amateratsu nie mogło nic ugasić, tylko jego technika wzrokowa. Jeśli tym przyjdzie mu zabić Hidana, nieśmiertelny wyznawca Jashina z całą pewnością tego nie przetrwa.

       Rzucił się do walki, za swój cel obierając Jashinistę. Poczynając od brutalnego, mocnego kopnięcia w brzuch, wyrzucił go wysoko w powietrze tak, że skończyło się na dziurze w suficie. Gdy w końcu powrócił do niego na dół, przyszło starcie na stal. Ogromna kosa przeciw ostrzu z czarnymi płomieniami. No cóż... Hidan niezbyt długo został w całości. Sasuke, gdy tylko ominął kolejny z wielu ataków swojego przeciwnika, wyłapał niewielki słaby punkt w jego obronie i zaatakował, pierwsze odcinając mu prawą rękę, później lewą. Następne były nogi, tułów i głowa. Można rzec, że go po prostu poczłonkował. Brutalnie. Teraz wystarczyło, że go zakopie...

       Złożył szybko nieznane nikomu pieczęcie i utworzył wielką dziurę w ziemi, gdzie spuściły się poćwiartowane zwłoki mężczyzny. Szybko użyczył siły swojego duchowego wojownika i zapieczętował nieśmiertelnego w prowizorycznym grobie.

       Han nadal starał się walczyć. Mimo braku większych sił zaatakował Kisame, używając resztek swojej chakry. I, choć atak się udał i poważnie zranił swojego przeciwnika, przyszło mu to przypłacić największą ceną. Rybiasty facet miał obecnie ogromną dziurę w brzuchu, z której nieprzerwanie sączyła się krwista posoka, ale sam jinchuuriki padł martwy na ziemię z powodu wyczerpania chakry. Ani jego demon, ani on sam nie mieli już ani krzty energii, więc nie było szans, żeby zamaskowany, ciężkozbrojny mężczyzna mógł to przeżyć. Ostatnie błyski w jego oczach przygasły, a on sam padł z głuchym łoskotem na ziemię.

       Yugito znalazła już sposób na Konan. Skoro mogła zamienić się w papier, musiała użyć techniki, która ten papier po prostu spali. Skupiła się więc, złożyła szybko pieczęcie, uformowała resztkę swojej chakry i wydęła pierś, wypuszczając kilka chwil później potężną, ogromną kulę ognia. Niebiesko włosa, choć pewnie byłaby nadal zdolna to uniknąć, była zbyt zajęta walką z Naruto, by zwrócić uwagę na mknącą w jej stronę śmierć. Gdy się odwróciła, było już za późno. Zdążyła jeszcze tylko machnąć ręką w stronę blondynki, posyłając w jej stronę kilka kart papieru.

       Jinchuuriki Matatabi padła na ziemię z trzema kartkami wbitymi w klatkę piersiową, jedną w krtań, a jedną w czoło. Była martwa na miejscu. Zaostrzone, ostre niczym diament, wbiły się w jej ciało uśmiercając i mózg, i serce w tym samym czasie. Pewnie nawet nie poczuła bólu, gdy padła na ziemię. Ogień w jej oczach zgasł od razu i nawet szybka reakcja Matatabi nie pomogła. Demon posiadał zbyt znikome pokłady chakry po tej walce, by być w stanie uleczyć takie obrażenia.

       Kisame został dobity przez Gaarę, więc na polu bitwy zostało ich tylko piątka. Uzumaki, Sabaku, Uchiha, Fuu i ostatni z żyjących członków Akatsuki. Stali pośród zwłok swoich towarzyszy, spoglądając na siebie gniewnie, gotowi do ostatecznej konfrontacji, która zadecyduje która ze stron wygra. Cała piątka czuła na swój sposób zmęczenie. Naruto z każdą sekundą czuł, jak jego pokłady chakry się zmniejszają, a rany dają o sobie coraz bardziej znać.

       Został już tylko jeden. Tobi...

       Maska którą nosił, budziła w nim niepokój. Tylko jeden otwór na oczy, w niej zaś przerażające spojrzeniem czarnych tęczówek, pełne pogardy i nienawiści. Do świata, do ludzi... Jako jedyny z całej organizacji miał w sobie ogromne pokłady złości i żalu. Z tym człowiekiem z całą pewnością było coś nie tak, ale Uzumaki jeszcze nie wiedział co dokładnie.

       W pewnym momencie Naruto dałby głowę, że przez krótki moment w otworze na prawe oko dojrzał sharingana. Uchiha? To nie mógł być nikt od nich. Ostatni żyjący użytkownik tego kekkei genkai stał właśnie koło niego, dysząc ciężko, tamując krwawienie i przyglądając się wszystkim zwłokom z nutką irytacji i pogardy w oczach. Może ktoś zdobył to oko, tak jak swoje zdobył Kakashi?

       Kolejnym problemem, jaki zaprzątał jego umysł było to, że ich ostatni przeciwnik zdawał się być odporny na wszelakie ataki. Jak zabić kogoś, kogo nie da się trafić? Kogoś, kto uciekał przed kolejnymi ciosami, które w założeniu miały zabić każdego, kto tylko się na to napatoczy? Czy człowiek mógł być Bogiem?

       - Zostaliśmy tylko my... - Tobi, wypowiadając te słowa, ściągnął maskę z twarzy i uśmiechnął się parszywie w jego stronę. - Może spróbujesz jeden na jeden, co, Uzumaki? Pamiętam dzień, jak zabiłem twojego ojca i matkę. Ach, te piękne wspomnienia...

       W Naruto coś pękło. To on stał za ich śmiercią?

       - Tak - odpowiedział mu. - Wyczuwam to w nim. Mówi prawdę...

       Nie zamierzał się teraz powstrzymywać. Czarna poświata znowu go opatuliła, a jego oczy zalśniły krwistym kolorem, podobnie zresztą jak u jego przeciwnika. Ruszył w stronę Tobiego, wyprowadzając cios z góry, później kopiąc z półobrotu, a na koniec dodając prawy sierpowy. Dwa pierwsze ciosy przenikły przez ostatniego żyjącego członka Brzasku, zaś ostatni został zablokowany przez rękę.

       Tobi nie pozostawał dłużny. Gdy, zaskoczywszy Naruto blokadą jego ciosu widział, że blondyn nie wie co zrobić, samemu wyprowadził uderzenie, posyłając syna jego byłego sensei'a kilka metrów do tyłu, wprost na pękniętą i zrujnowaną ścianę.

       Uzumaki wgłębił się w ścianę przymroczony po uderzeniu. Zebrał jednak w sobie wszystkie pozostałe mu siły i rzucił się wir ponownej walki, wyskakując wysoko, niemal pod sam sufit. Całą chakrę skupił w nogach, uderzając w, o dziwo nie broniącego się swoimi technikami, przeciwnika. Przełamał jego obronę kilkoma kopnięciami, po czym z półobrotu odesłał swojego przeciwnika prosto w sufit.

        - Dlaczego to zrobiłeś?! - warknął, zasypując przeciwnika gradem ciosów. - Dlaczego?!

        - Bo nie był w stanie obronić Rin! - odwarknął mu, samemu wyprowadzając kilka celnych uderzeń w szczękę byłego ANBU. - Twój ojciec, a mój były sensei nie był wstanie obronić jedynej osoby, którą kochałem!

        - Obito... - odskoczył trochę od niego i spojrzał na przeciwnika. - Przyjaciel Kakashiego. Zmarły w czasie Trzeciej Wojny Shinobi...

       - Nawet jeśli, to co ci do tego?! - warknął, rozpędzając się z całej siły i uderzając blondyna w brzuch z kolana, dokładając ciosem z łokcia w plecy.

       - Zapłacisz mi za to... - jego głos był zniekształcony. - Zginiesz... Za moich rodziców. Za Konohę. Za Sarashiego...

       - Użyj oczu. - głos Kuramy oderwał go od rozmyśleń na temat walki. - Wciągnij go do umysłu. Tutaj nie będzie w stanie użyć swoich technik, a ja się nim zajmę. Ostatecznie, to będzie też moja mała, osobista zemsta...

        Naruto posłuchał się swojego przyjaciela. Choć nie miał już niemal kompletnie chakry, ten ostatni raz uaktywnił Kurosu na poziomie drugim i spojrzał wprost w sharingana Obito. Nim Uchiha zdążył się zorientować co się dzieje, został wciągnięty brutalnie, bynajmniej nie bez bólu, do umysłu jinchuuriki Kyuubiego.

       Brunet pojawił się w ogromnym, nieco mrocznym pomieszczeniu, w którym medytował teraz ogromny, rudy Lis, na którego głowie siedział teraz blondyn.

       - Witaj w moim świecie - mruknął rozbawiony. - Kurama, zabaw się.

       Gdy wyszedł ze swojego umysłu, bezwładne ciało Obito padło już na ziemię. Jego twarz była cała poharatana, z ust ciekła krew, w klatce piersiowej zaś widniała dziura po ogromnym pazurze jego przyjaciela. Ostatni z członków Akatsuki padł martwy.

       Krwawił, ale nie zwracał na to uwagi. Teraz, gdy zemsta się dokonała, czuł dziwną pustkę w środku. Nie miał już celu, nikogo, na kim mógłby się wyżyć, wyzbyć wszystkich morderczych intencji. Zaczął się nawet martwić tym, czy aby na pewno pozostanie przy zdrowych zmysłach. Cholera, pomyślał rozglądając się po wszystkich martwych ciałach, w tym dwóch należących do jego przyjaciół, niezły sajgon...

       - To koniec. - jego głos był nieco wyprawny z emocji.


***


       Stali w czwórkę przy kamiennym grobowcu, w którym wcześniej pochowali Sarashiego. Żegnali tutaj dwójkę oddanych przyjaciół. Han i Yugito Nii pokazali mu, że byli gotowi oddać swoje życie w jego sprawie.

       Poczuł, jak na jego ramieniu wylądowała ręka Gaary. Uśmiechnął się nikle na to, kiwając nieznacznie głową w geście podziękowania. Grono jego przyjaciół zwęziło się już dostatecznie dużo, nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek jeszcze zginął...

       - Muszę się zbierać... - mruknął czerwonowłosy. - Spotkamy się za niedługo, dobrze?

       - Jasne - odpowiedział mu zgodnie z prawdą. - Fuu, my też się musimy za niedługo zobaczyć. Odwiedź mnie kiedyś w Konosze.

       - Oczywiście . - odpowiedziała mu wyżej wspomniana dziewczyna. - Masz moje słowo.

       Spoglądał na nich chwilę w ciszy, gdy oni znikali, każde w swojej własnej, specyficznej technice. Gaara w w zamieci piasku, a Fuu w w błysku białego pyłu.

       - Wracamy? - zapytał Sasuke. - Czas najwyższy.

       - Złap się mnie - odpowiedział mu cicho.

       Gdy poczuł, że brunet chwycił go za łokieć, pomyślał o biurze Hokage i zniknął w czarnym błysku razem z ostatnim żyjącym Uchiha.

       W Konoha byli po kilku krótkich chwilach. Niespodziewany błysk czarnego światła, krzyk przerażenia jakiejś dziewczyny i donośny, nieco straszny głos Piątej Głowy Wioski. Uśmiechnęli się nieco ponuro, a nieco zabawnie wiedząc, że ich niespodziewane wejście zrodzi pewnie pełno plotek. Zwłaszcza, że obaj nadal wyglądali, jakby właśnie wyszli z grobu, krwawili, a na ich ciałach pełno było blizn.

       Nie spodziewali się jednak tego, że w gabinecie spotkają Ino i Juri...

       - Co wam się stało?! - krzyk Tsunade dało się pewnie słyszeć w odległych krańcach wioski. - Gdzie wyjście do cholery byli?!

       No i co teraz zrobić? Były tu ich dziewczyny, a nie chcieli im zbyt szybko zdradzać tego, że z ich rąk zginęło właśnie całe Akatsuki. Nie dość, że spierdolili bez pozwolenia, to ledwo przeżyli tą potyczkę. Choć przeczuwali, że i Juri, i Ino skutecznie doprowadzą ich do powolnej śmierci, gdy zostaną już sami.

       - Piąta - odezwał się w końcu Naruto, kłaniając się lekko i sycząc z bólu. - Chciałbym zgłosić... Że mój uczeń, Sarashi, poległ w czasie misji, z której właśnie wróciliśmy.

       - Misji?! - jej głos przesiąknięty był solidnym wkurwieniem. - Nie wysyłałam was na żadną misję! Jak mogliście zabrać ze sobą dziecko!?

       Uzumaki nieco spochmurniał.

       - Sam się z nami zabrał, bez naszej zgody. Zorientowaliśmy się dopiero wtedy, gdy byliśmy wiele mil poza granicami kraju. Zginął... Zaraz po teleportacji. - jego głos w jednej chwili stał się przerażająco smutny i melancholijny. - Z dobrych wiadomości to taka, że Akatsuki zostało wytępione co do jednego. Zabiliśmy ich. Co do jednego. Wszystkich.

       - Co? - głos całej trójki rozniósł się po pomieszczeniu.

       - Wszyscy nie żyją... Tak trudno zrozumieć? - zapytał Sasuke, a w jego oczu zalśniła iskra rozbawienia. - Przywódca i wszyscy członkowie gryzą teraz ziemię.

       - Niemożliwe... - jęknęła cicho Tsunade, nadal zaskoczona słowami dwójki jej najpotężniejszych shinobi.



----

No i Akatsuki wącha kwiatki od spodu.  Mam nadzieje, że rozdział się spodobał.

Serdecznie tez zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, jest mi zawsze niezmiernie miło jak czytam, co się podobało, a co nie ^^" Do następnego!

      

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro