Rozdział Dwunasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



       Naruto przebywał już w wiosce Piasku od prawie trzech lat. Zbliżały się jego piętnaste urodziny, co blondyn przyjął z obojętnością. Od dawna nie obchodził już tego typu uroczystości. Nie miał z kim. Przez ten czas ciężko pracował wraz z Gaarą nad więzią z Kuramą, technikami które tylko jinchuuriki mógł wykonać, nad tężyzną fizyczną. Szukał także klucza, który powoli mu uwolnić jego ogoniastego przyjaciela z klatki. Odwiedził wszystkie wioski prócz Konohy, gdzie nawiązywał kontakty i zacieśniał przyjaźnie. Kyuubi zdecydowanie zbyt długo musiał czekać na to, żeby blondyn mógł go uwolnić. I, niestety, ale będzie musiał poczekać jeszcze trochę chwilę.

       Uzumaki przebywał właśnie w łazience niewielkiego mieszkania jakie dał mu Gaara. Przyglądał się swojemu odbiciu z dziwnym, nieco podejrzanym uśmiechem twarzy. Musiał przyznać, że zmienił się od momentu, gdy tamtej nocy uciekł z wioski. Jego wzrost zwiększył się, nabrał solidnych, twardych mięśni, włosy pociemniały lekko, a wąsiki na jego twarzy wyostrzyły się. Oczy, choć nadal pozostały nieskazitelnie błękitne, patrzyły teraz na świat z dozą obojętności - jeszcze większą niż za czasów ANBU - a także lekkiego, ledwo widocznego szaleństwa. I, choć nadal był tym wesołym dzieciakiem i wiernym przyjacielem, jego dusza spowita była teraz mrokiem, który mogła przebić tylko prawdziwa miłość.

        Gdy wyszedł z łazienki, skierował swe kroki do niewielkiej sypialni, gdzie na łóżku czekał na niego już jego ekwipunek. Sakwa pełna kunai'i i shurikenów, katana która była pozostałością po ANBU i nowy strój, specjalne zamówienie wykonane tylko na jego prośbę. Zwiewne, czarne spodnie shinobi z ukrytymi kieszeniami, kurtka tego samego koloru, a także czarny, jak bezkresna pustka płaszcz.

       Szybko ubrał na siebie rzeczy, a miecz schował w specjalnej kaburze na plecach. Wszystko przykrył płaszczem i wyszedł z mieszkania, uprzednio zamykając je na klucz. Rozejrzał się po budzącej się wiosce piasku i uśmiechnął się. Przypominało mu to jego długie oglądanie wioski Liścia, gdy ta albo zasypiała, albo właśnie się budziła. I, choć tęsknił za rodzinnym domem, nie mógł wrócić. Jeszcze nie był gotowy na to, żeby spojrzeć wszystkim w oczy i przyznać, że żyje. Ani na to, żeby w razie problemów ich ochronić.

       Przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę z Sasuke. Odkąd brunet uciekł z wioski ich relacje się poprawiły. Raz na jakiś czas nawet się spotykali, by obmówić co ważniejsze sprawy. Uchiha wspominał, że z pomocą Orochimaru szybko zyskuje ogromną moc, ale ma obawy, że sannin szykuje się już do przejęcia ciała.

       Skumulował w sobie chakrę, po czym w okna mgnieniu zniknął w niebieskim błysku, pojawiając się w tej samej chwili na dachu jednego z największych budynków Sunagakure.

       Czekał już tam na niego Gaara. Spoglądał spokojnym wzrokiem na swoich poddanych, którzy krążyli teraz na ulicach pod nimi i uśmiechał się delikatnie. Cieszył się, że w końcu został zaakceptowany, że ma przy sobie wiernych przyjaciół. Gdy jednak obok niego pojawił się blondyn, jego mina zrzedła. Nie miał dobrych wieści do przekazania swojemu przyjacielowi i martwił się co się stanie.

       - Chciałeś się ze mną widzieć, Gaara? - zapytał blondyn, kładąc rękę na ramieniu księcia piasku.

       - Tak, Naruto... - odparł cicho, odwracając się w stronę Uzumakiego. - Musisz stąd uciekać i to jak najszybciej. Ktoś z mojej wioski był na tyle nieufny, że przekazał Konosze twój rysopis. Z danych, jakie przynieśli mi zwiadowcy wynosi, że do naszych granic zbliżają się dwa oddziały shinobi. Jednym przewodzi Asuma Sarutobi, zaś drugim Hatake Kakashi... Będą tu za godzinę, góra dwie.

       Zamarł. Kurwa, pomyślał, jak znajdę tego, który mnie wydał, to go zabije..

       Nie był gotowy na to, by pokazać reszcie, że żyje i ma się całkiem dobrze. Czemu Hatake nie potrafi odpuścić? Czemu akurat on?! Miał spokój przez ostatnie trzy lata, nie musiał się martwić tym, że ktoś go wsypie. Dlaczego teraz musieli się tu zjawić, gdy był już tak blisko osiągnięć swojego celu?

       - Masz rację, muszę zniknąć - powiedział, kumulując już swoją chakrę. - Zobaczymy się jeszcze, Gaara, gdy moje sprawy zostaną już zakończone. Chciałbym podziękować za schronienie, trening, opiekę i to, że nie odesłałeś mnie do wioski, gdy miałeś ku temu okazję. Dziękuje za bycie moim przyjacielem.

       Czerwonowłosy chciał coś odpowiedzieć, ale zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, został zamknięty w solidnym, męskim uścisku. Oddał go bez wahania, po czym poklepał przyjaciela po plecach i odsunął od siebie. Nie mieli dużo czasu, nie mogli się rozczulać.

       Odetchnął głęboko, gdy blondyn rozpłynął się przed nim, by pojawić się wiele mil dalej, na granicach kraju Wody.

       Samemu wyszedł do gości, których już teraz dostrzegł, że wchodzą do miasta. Zszedł z dachu, pojawił się przed nimi, gdzie niemal od razu został wzięty w ogień przez dawną towarzyszkę Naruto, Sakurę.

       - Gdzie on jest?!

  

***


       Sasuke wracał właśnie z morderczego treningu z Orochimaru. Po ruchach, które dostrzegł w czasie ich walki wiedział, że organizm Sannina jest już porządnie wyczerpany i lada dzień będzie potrzebował nowego ciała. Jego ciała, młodego, wyćwiczonego, z rozwiniętym sharinganem. Musiał być gotowy na to, żeby jako pierwszy zadać śmiercionośne uderzenie, nim wężowaty zacznie działać.

       Wszedł do swojej komnaty, zamykając za sobą drzwi i rzucając miecz na stolik. Musiał odpocząć, jeśli faktycznie planował zamach na Orochimaru. Mimo osłabionych mocy jego nauczyciela, nadal był poważnym zagrożeniem w czasie walki. Lata, jakie poświęcił na szkolenie technik nie poszły na marne i był teraz bardzo potężnym shinobi.

       Położył się na łóżku i przymknął powieki, wyłączając Sharingana. Oddał się błogie objęcia snu choć doskonale wiedział, że nie będzie mu łatwo.

       Nie minęła dłuższa chwila, a nawiedził go koszmar, który męczył go od wielu lat. Widok martwych ciał jego rodziców, wszystkich bliskich, płonąca dzielnica Uchiha i Itachi, który stał nad zwłokami tych wszystkich martwych. Uśmiechał się do niego, kpił sobie, kusił i straszył. Zachęcał do znienawidzenia go, zdobycia potężnej mocy i jeszcze potężniejszych oczu.

       Potem pojawił się drugi sen, łagodniejszy i przyjemniejszy niż poprzedni. Był tam on, Naruto i Sakura. Wspólnie spędzali miło czas, delektując się spokojnymi czasami. Tak, jakby całe zło na świecie w jednej chwili wyparowało i nie musieli się już niczym martwić.

       Podświadomie tęsknił za tymi chwilami. Często zastanawiał się, czy zemsta na bracie jest słuszna, czy dobrze zrobił chcąc za wszelką cenę zdobyć moc którą ofiarowywał Sannin. Wiedział jednak, że jeśli chce w przyszłości odbudować swój klan, ostatni niewierny musiał polec, by w spokoju tworzyć nową, wspaniałą historię Uchiha.

       Chciał, żeby ten sen trwał dłużej, ale obudziło go ciche pukanie do drzwi. Szybko wstał z łóżka i, uaktywniając sharingana, otworzył je na oścież. Kabuto...

       - Czego tu chcesz, okularniku? - zapytał, mierząc go nienawistnym, pełnym pogardy i obrzydzenia wzrokiem.

       - Czcigodny Orochimaru wzywa cię do siebie. W tej chwili - odparł, spoglądając hardo w oczy bruneta.

       - Przekaż, że zaraz się zjawię.

       Cofnął się po swój miecz, po czym wyszedł z komnaty i skierował się do sali głównej, gdzie czekał na niego jego "mistrz". Czy to właśnie teraz miało się rozegrać ostatecznie wyrównanie i zapadnie decyzja, kto zachowa kontrolę nad sharinganem? Miał nadzieje, że do tego czasu zdoła wycisnąć z niego więcej.

       Otworzył powoli drzwi do ogromnej, spowitej w mroku sali. Orochimaru już tam był, siedział na swoim tronie i spoglądał na niego wężowatymi oczyma, z kpiącym uśmiechem na twarzy. Co on knuł?

       - Ach, Sasuke - syknął cicho, spoglądając na swojego podopiecznego. - Mam dla ciebie zadanie.

       - Jakie? - jego głos był chłodny, jak zawsze gdy musiał się przed nim stawiać.

       - Dołączyła do nas nowa uczennica, Sasuke. Chce, byś osobiście zajął się jej treningiem. Widzę w niej potencjał na to, by stała się naprawdę dobrą sojuszniczką.

       - Od kiedy to jestem trenerem? - odparł sarkastycznie na słowa sannina.

       - Och, jestem z całą pewnością przekonany, że ten trening wyjdzie ci na dobre. Dziewczyna dysponuje naprawdę pięknym stylem i potężnymi technikami. Będziesz mógł poćwiczyć z kimś, kogo nie przejrzałeś już na wylot.

        - Dobra, gdzie ona jest? - zapytał, w końcu ulegając. Może Orochimaru faktycznie miał rację mówiąc, że będzie to dobra odskocznia w jego treningu?

        - Tutaj. - usłyszał za sobą nieznany mu głos. Z ciemności wyszła dziewczyna.

       Była niższa od niego przynajmniej o półtorej głowy. Posiadała piękne, błękitne oczy, w których mógł zatracić się każdy, nawet najtwardszy zawodnik. Miała też białą cerę, która idealnie kontrastowała z jej szatynowymi włosami, dosięgającymi niemal do zakończenia pleców. Spoglądała na niego hardo, z drobnym, delikatnym uśmiechem na ustach, najpewniej analizując każdy szczegół u bruneta. Wyglądała na swój sposób strasznie niewinnie, więc Sasuke długo zastanawiał się nad tym, co taka istota robi u tego parszywego węża.

       - Imię? - jego głos w pierwszej chwili chciał zadrżeć, ale opanował go w ostatniej chwili.

       - Juri.

       - Chodź za mną - powiedział cicho, wychodząc bez dalszego zająknięcia z sali. Cholerny Orochimaru, co on ma w tym swojej łbie?


***


       Blondyn długo zastanawiał się nad tym gdzie ma się udać. Musiał na jakiś czas opuścić Piasek. Konoha z całą pewnością wymusiła na Gaarze pozwolenie na przeszukanie przez sensorów wioski i na sam koniec pewnie podpisali jeszcze traktat pokojowy, o którym kiedyś wspominał jego przyjaciel. Jeśli ktoś go rozpoznał, Liść z całą pewnością będzie go przez jakiś czas szukał. Jak da się złapać, wyląduje z powrotem w wiosce pod ścisłym nadzorem.

       Teraz musiał znaleźć nowe miejsce, schronienie, gdzie w dalszym ciągu będzie mógł zdobywać moc. Tylko gdzie? W pozostałych krajach nie miał aż tak dobrych kontaktów, by w spokoju przebywać na ich terenach. Prędzej czy później ktoś się zorientuje, że jest zbiegiem. Chyba, że pójdzie do Mgły...

       Słyszał też o Akatsuki. Zbroja grupka zbiegłych ninja ze wszystkich znanych wiosek. Zabójcy do wynajęcia, terroryści, a od niedawna myśliwi na ogoniaste bestie - choć to niezbyt im wychodziło, bo Jinchuuriki zgrabnie rozpłynęli się w powietrzu. Choć była to kusząca propozycja, bo znali oni zapewne ogrom potężnych, zakazanych technik, chłopak nie był przekonany. Kto raz wstąpi do tej organizacji, już na zawsze w niej zostaje. Nie da się z niej uciec, a ci, którzy próbowali, marnie skończyli. Co tu więc zrobić?!

       - Na początek proponuje Kraj Wiru. - basowy, zaspany głos Lisa rozbrzmiał w jego głowie.

       - Wioska mojego klanu? - zdziwił się.

       - Choć jest obecnie w ruinie, powinniśmy znaleźć tam przynajmniej część zapisków na temat technik Uzumakich. Dawno temu byli mistrzami w Fuinjutsu. Kto wie, może znajdziemy tam też klucz do tej pieczęci? Na pewno da się ją jakoś złamać...

       Naruto długo nad tym nie myślał. Jeśli był choć cień szans, że zdoła uwolnić Kuramę, był gotów zrobić wszystko. Jego przyjaciel zdecydowanie już za długo czekał i w końcu była okazja, by to zmienić.

       Ruszył jak najprędzej do najbliższego miasta, by wsiąść na statek i dostać się do kraju wiru. Miał naprawdę wielką nadzieję, że znajdzie tam to, czego chce. I będzie mógł wrócić do wioski, by znów siedzieć pośród przyjaciół...

       Do dawnej siedziby jego klanu w końcu dotarł. Po ciężkiej, trzy tygodniowej podróży, pełnej niebezpiecznych szlaków, zagrożenia sztormem.. Najpierw przemierzył pół świata z buta, później płynął statkiem pod wodzą kapitana Grega. Gdy w końcu dotarł do tego, co kiedyś było siedzibą jego klanu, westchnął z ulgą i melancholią. Przed nim rozpościerały się ogromne, nieco mroczne ruiny.

       - Co teraz? - zapytał Lisa, wyłączając tryb bestii.

       - Skieruj się do dawnego centrum. Gdzieś tam znajduje się najpewniej stara siedziba władz wioski.

       Ruszył powoli do przodu, powoli stawiając kroki pośród ruin jego prawdziwego domu. Obraz nędzy i rozpaczy, jaki zastał, wprawił go w paskudny, zły nastrój. Miał ochotę zabić każdego, kto choćby tylko myślał o tym, żeby zniszczyć klan Uzumakich.

       W końcu dotarł pod ogromną siedzibę, gdzie Kurama oświadczył, że na tyłach powinna znajdować się świątynia, a pod nią biblioteka. Szybko znalazł się w środku pomieszczenia, wyszukał odpowiednie miejsca i otworzył ukryte zejście do komnat, gdzie przechowywano wszystkie tajemnice.

       Znalazł się w ogromnym pomieszczeniu z setką regałów, w większości pustych i zakurzonych. Zdobienia pokazywały całą historię klanu, ich moc i upadek. Z dokładnością przyglądał się każdemu szczegółowi ze świadomością, że gdy znajdzie to co ma znaleźć, zniknie stąd i nigdy tu nie wróci.

       Przed nim pojawił się ołtarz, na którym leżały wszystkie pozostałe przy "życiu" zwoje klanu Uzumakich. Techniki jego przodków, porady jak wydobyć ukrytą moc, a także jak opanować podstawy i zaawansowane stopnie fuinjutsu. Było tego ponad dwadzieścia zwojów, więc Naruto stworzył klony, które miały to ze sobą zabrać.

       Miał już wychodzić, gdy jego wzrok przykuła jeszcze jedna rzecz. Na jednej ze ścian widniał człowiek, a nad nim gromadziła się ogromna bestia o dziewięciu ogonach. Później pokazano, jak człowiek ujarzmił bestię i schował ją w sobie, zapięczętowaną głęboko w odmętach jego istnienia. Następnie pokazywano kolejne pieczętowania, aż doszli do momentu, gdy dziewięć ogonów zostało wchłoniętych przez nowonarodzone dziecko, którym był Naruto. I wtedy też dostrzegł klucz. Poznał także prawdę...

       Czwarty był jego ojcem.

       - W końcu się dowiedziałeś - mruknął Lis, który wydawał się zadowolony z rozwoju spraw. - Zapamiętaj co musisz zrobić i uciekajmy. To pomieszczenie za chwilę się zawali.

       Naruto nie chciał się z nim teraz kłócić. Szybko spojrzał jeszcze na klucz do złamania pieczęci ośmiu trójznaków i wybiegł, nim pierwsze odłamki spadły na ziemię.


***


       W tym czasie, gdy Naruto przemierzał świat kierując się do wioski Wiru, na jednej z ogromnych polan wokół bazy Orochimaru toczyła się właśnie zażarta walka. Z drzew, które spokojnie sobie do tego czasu tutaj rosły, zostały już tylko strzępy, ale w ziemi widniały ogromne kratery.

       Sasuke musiał przyznać, że miał z tą dziewczyną problemy. Juri doskonale mieszała swoje wrodzone zdolności z tymi nabytymi, a styl ziemi i ognia idealnie komponował się z jej umiejętnościami. Była w stanie odeprzeć przynajmniej część jego ataków, a nawet udało jej się zadać mu kilka poważnych, bolesnych ciosów. Jak na razie, to tylko jedna osoba potrafiła to zrobić przed nią. Naruto. I to tylko wtedy, gdy używał chakry Kyuubiego. Więc można było przyznać, że była dobra.

       Nadciągał następny atak. Juri wyskoczyła szybko w górę, odbijając się od stworzonej wcześniej ściany ziemi, po czym posłała w jego stronę wielką, morderczą kulę ognia, która mogłaby zmieść kilka drzew.

       Sasuke nie pozostał dłużny i stworzył jeszcze większą, z łatwością odpierając ten atak. Czy jednak na pewno było to takie proste? Mimo ogromnych zasobów energii i sharingana, jego chakra była już powoli na wyczerpaniu, więc jeśli nie pokona jej w kilku następnych ruchach, dojdzie do remisu. A to nie zadowoli żadnej ze stron.

       Wysunął katanę zza pleców i skupił w niej chakrę, posyłając do niej element błyskawicy. Stal zalśniła tysiącami małych piorunów. Pozwolił także, żeby przeklęta pieczęć wężowatego opanowała jego ciało w pierwszym stopniu. Ruszył do ataku.

       Juri starała się chronić przed tym atakiem. Wiedziała, że to było decydujące uderzenie. Szybko stworzyła więc mur, który jednak nie wytrzymał pod uderzeniem z rażącego piorunami ostrza. Sasuke był już coraz bliżej.

       W końcu wiedziała już, że przegrała. Poczuła silne uderzenie i moc chidori na swoim ramieniu. Gdy otworzyła oczy, jej prawa ręka krwawiła nieznacznie, a ręka Sasuke wraz z mieczem wbita była w spalony konar obok niej.

       - Wygrałem - szepnął jej na ucho, nachylając się nieznacznie w jej kierunku.

       - Jeszcze ci się odpłacę, wyrzutku - parsknęła, wymijając go trochę i odchodząc w swoją stronę. - Jutro o tej samej porze, rozumiesz?

       - To ja ciebie szkolę, nie ty mnie - warknął, uaktywniając na ponów sharingana.

       - Zobaczymy... Uchiha. - zaśmiała się cicho i odeszła w stronę wejścia do bazy.

       Brunet ją intrygował. Był przystojny, bardzo dobrze wyszkolony, posiadał sharingana, nie był miękki. Ktoś, z kim mogłaby się związać. Mimo to jednak, jeśli kiedykolwiek miałoby coś pomiędzy nimi być, musiał się postarać. Ona do łatwych nie należy. Głupi Uchiha...

       Gdy weszła do swojej komnaty, na jej ustach gościł mały, nieco niepewny uśmiech. Zapowiadało jej się ciekawe życie w służbie u Orochimaru.

      

***

       Sasuke zaś w momencie, gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, postanowił raz na zawsze skończyć z Orochimaru. Sądząc po tych zdolnościach, jakie widział u Juri, będzie idealną kandydatką do zemsty na Itachim. I dobrą partnerką do odbudowy jego klanu.

       Wysunął cicho miecz, gdy znalazł się przed komnatami Orochimaru. Wszedł ostrożnie, rozglądając się na wszystkie strony.

       - A więc przybyłeś w końcu, by złamać swoją umowę? Myślałem, że pociągniemy tą farsę nieco dłużej. - głos Sannina rozległ się z prawego kąta.

       - Gdybyś nie kazał mi trenować Juri, nadal byśmy ją ciągnęli. Teraz, gdy widziałem jej umiejętności, nie potrzebuje już twoich. Giń.

       Stal zalśniła tysiącami piorunów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro