Rozdział Dziesiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



       Sakura zaraz pod dotarciu do Konohy została przejęta przez specjalistyczny oddział medyczny i zabrana do szpitala. Sasuke także został odeskortowany na oddział, ale jego zdrowiu nie zagrażało większe niebezpieczeństwo. Był po prostu zbyt wymęczony walką i nadużyciem sharingana. Jego organizm wyzbył się większości chakry i musiał kilka dni przeleżeć w łóżku.

       Naruto nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie zdołał uchronić swoich towarzyszy. Choć zdawał sobie sprawę, że taka jest rola shinobi, droga, którą sam postanowił podążyć, więzi które go łączyły z tą dwójką były zbyt mocne, by przeszedł obojętnie od niemal śmiertelnego wypadku na misji. Gdyby tylko nie miał ograniczeń co do korzystania z mocy Kuramy, shinobi z wioski gór nie mieliby szans w starciu z nim. Drużyna wyszłaby z tego cało, a on mógłby w spokoju spać.

       Kakashi starał się go jakoś pocieszyć, ale Uzumaki go nie słuchał. Właśnie tego blondyn najbardziej się obawiał, gdy został skierowany do Akademii. Że przez nawiązanie kontaktu z rówieśnikami, stworzeniu bliskich relacji, w razie przegranej walki nie będzie mógł normalnie funcjonować. Wiedział, że musi zerwać te więzi jak najszybciej, nim nie będzie za późno.

       Hatake musiał zostawić młodego gennina samego, bo wzywał go obowiązek złożenia raportu Hokage.

       Blondyn nie zwlekał długo. W drodze powrotnej do wioski zdecydował, że opuszcza wioskę. Zamierzał wzmocnic swoje siły, poznać multum nowych technik i uwolnić Kuramę, by jego chakra nie pustoszyła już nadszarpniętego organizmu Naruto. Choć jako ANBU nie powinien się przywiązywać, nie zamierzał pozwolić, by sytuacja z Kraju Miodu powtórzyła się kiedykolwiek później.

       Szybko znalazł się pod drzwiami swojego mieszkania, używając rzecz jasna technik teleportacji Czwartego. Wszedł prędko do środka i skierował swe kroki do sypialni. W drodze uaktywnił już tryb bestii pierwszego poziomu i przekierował powłokę na rękę, łamiąc jednym sprawnym znakiem pieczęć na szafie, która kryła jego tajemnice.

       Sprawnie założył na siebie mundur ANBU, katanę zawiesił na plecach, a maskę założył na twarz. Przez otwory zalśniły dwa czerwone punkty, które zmroziłby krew w każdym, nawet najodważniejszym, najwaleczniejszym osobniku.

       Ostatni raz spojrzał na swoje mieszkanie z nutką melancholii. Z całą pewnością nie odwiedzi tych kilku ścian przez najbliższy czas. Uśmiechnął się blado, spoglądając na tak dobrze znane mu wnętrze i zniknął w nagłym, urwanym błysku niebieskich płomieni.

       Zmaterializował się tuż przed drzwiami do biura Hokage. Zapukał cicho i, gdy usłyszał niewyraźne "wejść", uchwycił za klamkę i wszedł niepewnie, nisko kłaniając się przed Sandaime.

       - Czcigodny - mruknął niewyraźnie. - Chciałem porozmawiać.

       - Naruto? - zapytał zdumiony. - Dopiero był tu Kakashi. Czego potrzebujesz?

       - Chciałbym prosić... - zatrzymał się w pół-zdaniu. - Chciałbym prosić o zezwolenie na misję rangi S, z dala od wioski rzecz jasna. Najlepiej, gdyby to była długoterminowa misja poza granicami kraju.

       - Chodzi ci o tą sytuację z ostatniego zlecenia? - widać było, że staruszek Hiruzen martwił się o młodego shinobi. - Jeśli chce...

      - Tak, chodzi o to. Muszę zniknąć na jakiś czas, nie wiem jeszcze dokładnie na ile. Chce powiększyć asortyment swoich technik, poznać świat, złamać pieczęć Kuramy. Nie chce, by jego moc wyniszczała mnie od środka. Rzecz jasna, jeśli wiosce będzie zagrażało niebezpieczeństwo, zjawię się natychmiast. Poustawiałem w strategicznych miejscach swoje znaczniki. Gdziekolwiek będę, technika Czwartego pomoże mi się zjawić tu w kilka chwil.

       - Rozumiem - sapnął cicho niezadowolny z takiego rozwoju wypadku. - W takim razie nie mogę cię tu dłużej trzymać. Wiem, że teraz będzie ci ciężko spoglądać na swoich twarzy. Wysyłam cię więc na kilkuletnią misję poza naszą wioskę. Jaki będzie jej cel, to już twoja decyzja - stwierdził. - Najlepiej by było jednak, byś nie paradował w ochraniaczu Liścia. Uznamy cię za zaginionego ninje. Wyślę także za tobą oddział specjalny, by zachować pozory. Nie daj się złapać.

       - Rozumiem - szepnął cicho, wyciągając z kabury swój ochraniacz i rzucając go na stół. - Odbiorę go w dniu swojego powrotu. I... Chciałbym prosić o jeszcze jedną rzecz. Niech się staruszek zaopiekuje Sakurą i Ino. Sądzę, że po moim zniknięciu nie będą w najlepszym stanie.

       - Wiem - prychnął nieco rozbawiony. - Nie musisz się martwić, Naruto. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

      Blondyn skinął głową. Miał zezwolenie na opuszczenie wioski. Zniknął więc w krótkim błysku, by udać się po swoje wyposażenie. Jeśli chciał wyruszyć jeszcze dzisiaj, musiał być jak najlepiej przygotowany. Cholera jasna, pomyślał. Będę tęsknił...


***


       Gdy tylko nastał zmrok, Naruto zjawił się pod bramą główną wioski. Ostatni raz smętnie spojrzał na swój dom, rodzime strony wiedząc, że nieprędko znów tu zawita. Później wszedł na mury otaczające Konohę i zniknął w bezkresnej ciemności. Ostatnim, na co można było zwrócić uwagę, to samotna kropla łzy spadająca wolno na ziemię.

       Biegł nadzwyczaj szybko, pokonywa kolejne gałęzie, połacie terenu i jeziora, by jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od Konohagakure. Miał zostać uznany za zaginionego, być może zbiegłego shinobi, a później za zmarłego. By utrzymać pozory, Trzeci miał wysłać specjalny oddział poszukiwawczy. Musiał więc znikać, by nie zostać przyprowadzony z powrotem w ciągu kilku najbliższych dni.

       W końcu, po kilku godzinach szybkiej przeprawy dotarł do niewielkiej polany skrytej w środku lasu. Z pomiędzy koron drzew padało tu niewiele światła, nadając temu miejscu niezwykłego uroku. Stał tam niewielki Kurhan i zejście do małej, niemal dziecięcej groty, gdzie mógł chwilę odpocząć. Przystanął więc niedaleko, wyłączył tryb bestii i sięgnął do kabury, skąd wyniósł kawałek suszonej wołowiny. Mimo, że Kurama i on mieli wiele sił, nie mógł biec w nieskończoność. Samą chakrą nie da rady utrzymać świadomości, musiał jeść i pić. A odkąd opuścił mury, nie jadł nic.

       Usiadł niedaleko wejścia do groty i rozłożył się, pałaszując na szybko prowiant. Nie zastanawiał się nad tym, gdzie pójdzie. Czuł, że musi po prostu iść przed siebie, a prędzej czy później trafi do miejsca, gdzie będzie musiał osiąść. Jeśli chce zdobyć moc, jego trening z pewnością nie będzie należał do najłatwiejszych. Westchnął. Wkopał się głęboko w czarną dupę i nie wiedział co dalej robić. Brakowało mu łopaty i pomocnej dłoni, by wykopać się z dołka w którego wpadł. Kuso...


***


       Od samego rana Kakashi czuł, że coś jest nie w porządku. Gdy wstawał z łóżka wczesnym porankiem, męczyło go nieprzyjemne uczucie dyskomfortu. Nie zwlekał więc z porannymi przygotowaniami i szybko zajął się za siebie, cały czas mając gdzieś głęboko w sobie niepewność.

       Przed wyjściem założył ochraniacz na sharingana i zniknął w kłębie białego dymu zaraz po tym, gdy drzwi do jego mieszkania zamknęły się z hukiem.

       W biurze Hokage był po dwudziestu minutach od przebudzenia. W pomieszczeniu przebywali wszyscy jounnini nadzorujący, a także kilka jednostek ANBU, co tylko wzmożyło jego poczucie bezsilności. Co się takiego stało, że zebrano tu wszystkich najważniejszych shinobi Liścia i specjalny oddział do pościgu?

       - Dzisiejszej nocy - zaczął spokojnie Hiruzen gdy dostrzegł, że wszyscy się już zebrali - z wioski zniknął jeden z shinobi. Wysłałem za jego śladem specjalny tropiący oddział ANBU, ale jak na razie nie dostałem żadnych sensownych informacji. Mamy powody sądzić, że ów ninja mógł zostać porwany przez zbrodniczą organizację Akatsuki, która poluje na takich jak on. Z całą jednak pewnością mam nadzieje, że po prostu wybrał się na dłuższy spacer po okolicznych lasach i możemy go za jakiś czas spotkać.

       - Kto to? Znamy go? - zapytał Hatake, wysuwając się na przód. Czuł na sobie spojrzenia innych jounninów, ale nie przejął się tym.

       - Kakashi... To Naruto zniknął - wyszeptał Asuma, kładąc rękę na barku przyjaciela.

       Co? Na... Naruto? Jak? Kiedy? Gdzie?! Tyle pytań dręczyło Kakashiego. Czy naprawdę został porwany przez Akatsuki? A może uciekł sam z własnej woli? Winił się za to, co stało się z Sakurą, bo nie był w stanie jej uchronić. A jeśli postanowił, że nie zasługuje na miano shinobi Liścia i postanowił się rozpłynąć w powietrzu? Cholera jasna!, pomyślał srebrnowłosy. To był jego uczeń, podopieczny w którym widział wielki potencjał. To była ich pierwsza poważniejsza misja jako drużyny. Pozwolił, żeby dziewczynie coś się stało, a cała wina "spadła" na tego niewinnego, młodego gennina.

       - Czcigodny - odezwał się w końcu, starając się hamować nerwy. - Pozwól mi ruszyć za nim. Wezmę ze sobą kilku chunninów i ruszymy po jego śladach. Wyślę Pakkuna, powinien zdołać wyczuć jeszcze jego zapach.

       - To nie ma sensu, Kakashi - odezwał się inny jounnin, Genma. - Chłopak zniknął wczorajszego wieczora. Nawet jeśli teraz za nim ruszymy, on już z całą pewnością będzie na granicy, albo już poza naszym krajem. Cokolwiek się z nim stało musimy się pogodzić z tym, że nie dowiemy się prawdy.

       - Cholera! - warknął. - Gówno mnie to obchodzi, Genma. To mój podopieczny. Pamiętasz moje motto? Nie zamierzam go opuścić do kurwy nędzy!

       - Spokojnie, Kakashi! - uniósł się Hiruzen. - Rozumiem twoje nerwy i zgadzam się z twoją prośbą. Weź mały, nie rzucający się w oczy zespół i ruszajcie. Kontaktujcie się na bieżąco, chce wiedzieć jak idą jego poszukiwania. Jeśli jednak w ciągu najbliższych dwóch dni nic nie znajdziecie, wracajcie.

       - Hai! - krzyknął, rozpływając się w białym dymie.

       Sarutobi zaczekał zaś, aż reszta też zniknie, po czym wstał i podszedł do okna, zaciągając się fajką. Patrzył w dal z nadzieją, że Naruto wykorzystał okazję i zdążył już zniknąć. Jeśli nie, to będzie miał poważne problemy zgubić pościg. Jeśli jednak tak, Kakashi będzie musiał się pogodzić z tym, że nie prędko zobaczy swojego ucznia.

       Westchnął ciężko. Kolejny dobry shinobi powoli tracił duszę w tej bezlitosnej pracy.



---

A oto kolejny rozdział. Trochę krótszy niż ostatnio, ale musiał taki być. Mało treści, opisujące głównie rozterki. Mam jednak nadzieje, że się spodoba jak pozostałe (taką tez mam nadzieje :D) i będziecie czekać na nexta. Jak zawsze zachęcam tez do komentowania i gwiazdkowania, bo jest mi niezmiernie miło, gdy przychodzą mi powiadomienia i widzę, że kogoś to ciekawi.

Bayo! :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro