Rozdział Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Rozdział dedykowany JuriDekashi :D)

       Mijały kolejne miesiące, zima przeleciała jak z bicza strzelił. Powolnymi krokami nadchodziła wiosna i długo oczekiwany koniec roku szkolnego, a tym samym egzaminy końcowe które zdecydują o tym, czy pozytywnie zakończą swoją edukację w Akademii i zostaną ninja, czy będą musieli jeszcze trenować. Kto by pomyślał, że pewnemu blondynowi tak szybko minie czas w tych murach?

       Koniec Akademii oznaczał także, że wszystkie znajomości które nawiązał będzie musiał ograniczyć. Zamierzał powrócić do czynnej służby ANBU. Nie chciał narazić ani Sakury, ani Ino, które w ostatnim czasie stały się naprawdę bliskie.

       Teraz już nawet nie kryły się z tym, że toczą bój o jego i Sasuke względy. Nadal nie potrafiły zdecydować się, który z chłopaków jest bardziej pociągając, któremu oddadzą w całości swoje serce. Gdy jedna była zajęta Naruto, druga kleiła się do Uchihy. I tak na zmianę, jakby nie mogły zdecydować, który będzie której.

       Naruto westchnął. Nigdy nie zrozumie kobiet.

       Siedział właśnie w klasie, słuchając kolejnego nudnego wykładu prowadzonego przez Irukę. Nie miał ochoty nawet się udzielać, pragnął już wrócić do swojego mieszkania, zjeść ramen i odpocząć. Ostatnimi dniami niezbyt dobrze się wysypiał. Wiedział jednak, że nie prędko będzie mu to dane.

       Już niemal przysypiał, oczy same się zamykały, gdy po klasie rozniósł się cichy jęk. Otworzył szeroko oczy i rozejrzał się po sali. Na początku dostrzegł, że wszystkie oczy skierowane są w jego stronę. A raczej w osobę, która stała zaraz koło jego ławki. Członka sił specjalnych Konohy. ANBU.

       - Uzumaki Naruto. - głos mężczyzny skrytego za maską Królika był chłodny. - Jesteś wzywany w tej chwili do biura Czcigodnego Sandaime Hokage.

       - Przekaż, że zaraz się zjawię - odparł, rozciągając obolałe mięśnie karku.

       - Hai - odpowiedział, znikając chwilę później w kłębie białego dymu.

       Naruto uśmiechnął się nikle pod nosem. W końcu jakaś odskocznia od nudnych wykładów. Staruszek już dawno nie wzywał go na zebranie. Ciekaw był, co tym razem się wydarzyło.

       - Jeśli nauczyciel pozwoli... - skinął głową do Iruki i złożył szybko pieczęcie odpowiedzialne za teleportację. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, Naruto rozpłynął się w niewielkim, niebieskim błysku.

       Nim dotarł do biura Hokage zahaczył jeszcze o swoje mieszkanie. Skoro wezwano go w czasie zajęć, do tego za pośrednictwem zaufanego członka ANBU, Kitsune był potrzebny. Dlatego szybko wskoczył do środka przez okno i przebrał się w mundur jednostek specjalnych. Po kilku krótkich minutach był już w dalszej drodze, skryty za maską Lisa.

       W biurze Trzeciego był po dziesięciu minutach od powiadomienia. Zmaterializował się niespodziewanie zaraz koło głowy wioski i ukłonił się, okazując szacunek wszystkim zebranym.

       W pomieszczeniu wrzało. Wszyscy najwyższej rangi Jounnini byli tam i czekali na rozwój wypadków, wyraźnie zniecierpliwieni. Hokage, gdy zobaczył, że przybył ostatni z wezwanych, uśmiechnął się pod nosem i uciszył zebranych.

       - Dobrze, że zjawiliście się wszyscy - mruknął, tracąc w jednej chwili humor. - Mizuki najprawdopodobniej zaczął działać.

       - Skąd takie przypuszczenia, czcigodny? - zapytał Asuma, zaciągając się papierosem.

       - Złapaliśmy jednego z jego pracowników. Niestety, ani Ibiki, ani Inoichi nie są obecnie dostępni. Musimy w jakiś sposób wyciągnąć z niego informacje.

       - Kto to? - tym razem głos zabrał Naruto.

       - Tsuno Karashi - odpowiedział mu Trzeci. - Ty znasz go lepiej jako Wilka z ANBU.

       W ciągu kilku sekund wszystkie strzępy informacji wskoczyły na swoje miejsce. Tamtej nocy, gdy uratowali Ino... To na niego spadło złożenie raportu i odstawienie dziewczyny do rodziny Sakury. Wilk i Byk wypierali się wtedy, że mają coś jeszcze do załatwienia. A co, jeśli wtedy poinformowali Mizukiego o tym co się stało? Od tamtej sytuacji minęło już kilka dobrych miesięcy. Miał czas, żeby wymyślić inny, lepszy plan. Taki, który nie zawiedzie.

       - Gdzie on jest? - głos Naruto stał się wyjątkowo chłodny i oschły.

       - W podziemiach - odpowiedział.

       - Zajmę się nim. Chodźcie - mruknął.

       Od samego początku mieszał swoją energię z tą od Kuramy. Teraz, gdy szedł wolnym krokiem do zdrajcy wioski, uwolnił całą energię. Jego oczy w przeciągu sekundy zabłysły krwistą czerwienią, a źrenice stały się pionowe. Poczuł, jak jego ciało przeszywa niewyobrażalna energia.

       - W końcu, gdy dotarli do więzienia, Uzumaki nawet się nie powstrzymywał. Przekierował raz jeszcze całą chakrę Kyuubiego do oczu i spojrzał prosto w głębie brązu jego ofiary. Uśmiechnął się jeszcze nim moc Lisa wciągnęła go do umysłu Jinchuuriki.

       Pojawili się w ogromnej, ciemnej sali, zalanej przez ogrom wody, sięgającej normalnemu, dorosłemu człowiekowi do kolan. Przed nimi rozpościerała się wielka, czarna klatka, za którą majaczył cień wielkiego lisa. W pewnym momencie wśród bezkresnej ciemności za kratami zalśniły dwa czerwone punkty, a atmosfera w okół zgęstniała. Nawet ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z charką mógł wyczuć, jak po okolicy rozniósł się przepływ żądzy mordu.

       - Znowu, Nar...? - basowy, przerażający głos rozległ się po komnacie.

       - Niestety - powiedział. - Nie miał kto się tym zająć, więc się zgłosiłem.

       - Gdzie... Gdzie ja jestem?! - krzyknął ten, którego tu wciągnięto. - Kim ty do cholery jesteś, potworze?!

       - Nie wierzę, że nie wiesz. - zaśmiał się. - Czy nie poznajesz demona, który dziesięć lat temu niemal zniszczył Konohagakure? I jego pojemnika, nękanego i bitego od najmłodszych lat?!

       - Nie, ty nie możesz być... - jąkał się.

       - Tak, jestem... - mruknął, ściągając maskę z twarzy. Jego oczy, nadal krwistoczerwone wystraszyły go jeszcze bardziej. - Uzumaki Naruto. Jinchuuriki Kyuubiego. Największy postrach starszego pokolenia, tajna broń Liścia.

       - Błagam... - jęknął cicho. - Błagam... Oszczędź mnie! Mam rodzinę!

       - Pomyślę. - jego głos był cichy, niebezpiecznie wibrujący. - Czego chce Mizuki? Jaki jest plan tego szaleńca?

       - Nie wiem d-dokładnie. - głos mu się załamywał za każdym razem, gdy spoglądał na Lisa wewnątrz klatki za plecami blondyna. - Wspominał coś o Zakazanym Zwoju. Chce chyba wykraść techniki, które są szczególnie niebezpieczne i zakazane.

       - Wiesz coś jeszcze?

       - Nie - odpowiedział cicho. - Nie ufał nam na tyle, żeby zdradzić wszystkie plany.

       Naruto spojrzał na niego chłodnym, kalkulacyjnym wzrokiem. Czyli Mizuki chce wykorzystać zwój pieczętujący Pierwszego i Drugiego Hokage. Tylko w jakim celu? Co on planował, że potrzebował tych technik?

       - Nie będziesz nam więcej potrzebny. - mruknął. - Kurama, rób swoje.

       Samemu wyszedł ze swojego umysłu. Wrócił do sali przesłuchań, gdzie Hokage wraz z resztą czekali na to co im powie. Wilk oddychał jeszcze kilka krótkich chwil, po czym jego głowa bezwiednie opadła na bok. Z jego ust i oczu płynęła krew. Był martwy.

       - Nie musiałeś tak brutalnie - westchnął Sandaime. - Dowiedziałeś się czegoś, Kitsune?

       - Mizuki potrzebuje zwoju pieczętującego. Krashi niezbyt wiedział po co, ale sądzę, że to nic miłego. Wnoszę o to, żeby wprowadzić stały nadzór nad tym człowiekiem.

***

       Resztę południa spędził w biurze Hokage głowiąc się z pozostałymi Jounninami nad planem powstrzymania Mizukiego. Choć miał mieć stały nadzór, mógł mieć wielu zwolenników, którym nie podobało się pokojowe nastawienie głowy wioski.

       Zdecydowano, że prócz stałego nadzoru chunnina, zostaną wzmożone środki bezpieczeństwa w kryjówce zwoju, najlepsi shinobi mają użyć wszystkich znanych im technik, by strzec tajemnic Pierwszego i Drugiego. Mizuki miał nie być spuszczany z oczu ani na sekundę. Jeśli tylko wykona jakikolwiek nieodpowiedni ruch, bądź skontaktuje się z kimś podejrzanym, zostanie natychmiast pojmany i osadzony w więzieniu sił specjalnych, gdzie ANBU wykorzysta swoje umiejętności, by cierpiał jak najbardziej.

       Gdy tylko wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, Naruto jako pierwszy opuścił gabinet, skacząc prężne przez okno. Biegł teraz po dachach, nadal ubrany w strój ANBU. Miał trochę wolnego czasu więc postanowił potrenować w odosobnieniu. W końcu nikt mu nie będzie przeszkadzał!

       Pojawił się na jednej z rzadko uczęszczanych aren treningowych. Tylko raz w całym życiu widział, żeby ktokolwiek tu przebywał. Szybko jednak wtedy zrezygnował, gdy zobaczył w jakim stanie jest pole. Zarośnięte, zniszczone, pełne niebezpiecznych, naturalnych pułapek.

       Zmaterializował się na środku areny. Stał w odległości dwudziestu metrów od niewielkiej, drewnianej tarczy przybitej do drzewa. Szybko więc zmieszał chakrę z tą Kuramy i uruchomił oczy. Poczuł przypływ energii.

       - Jak daleko zamierzasz się posunąć? - zapytał dziewięcioogoniasty.

       - Uformować powłokę z dwoma ogonami - odparł zgodnie z prawdą.- I chce sprawdzić jak zadziała Rasengan z taką formą. Gdy go tworzę w trybie bez powłoki, ale używając twojej chakry, formuje się szybciej i jest potężniejszy. Ciekawi mnie jednak, jak na zwykłą formę zareaguje bezpośrednie połączenie z twoją aurą.

       - Uważaj na siebie - warknął cicho. - Nie formuj trzeciego ogona, bo nie będziesz wiedział co robisz!

       - Wiem!

       Wyciągnął z kabury kunai'e i shurikeny, umieszczając wszystkie w lewej dłoni. Pozwolił na to, żeby energia Kyuubiego opatuliła jego ciało i wzmocniła fizycznie. Nie hamował tej wspaniałej mocy w żaden sposób.

       Stal poszła w ruch. Całe jego podręczne wyposażenie leciało z zawrotną prędkością w stronę tarczy, lśniąc piękną, krwistoczerwoną poświatą. Wszystkie trafiły dokładnie tam gdzie chciał, ta jak przypuszczał od samego początku.

       Uwolnił jeszcze więcej energii, powodując, że z tyłu zaczęły formować się dwa ogony. Jego wygląd zmienił się teraz diametralnie, więc nawet osoba, która już go kiedyś widziała, miałaby poważne problemy żeby go rozpoznać.

       - Rasengan! - warknął zniekształconym głosem.

       W ręce zaczęła się w ekstremalnym tempie tworzyć odmieniona forma sławnej techniki Czwartego.

***

       Sasuke jak zawsze po Akademii wybierał się na opuszczone pola treningowe, by w spokoju potrenować techniki klanu Uchiha. Odkąd wszyscy jego bliscy zginęli sam musiał dbać o swój ciągły rozwój. Jeśli chciał zabić Itachiego i odbudować wymarły klan, będzie musiał zdobyć ogromne pokłady mocy. Jego brat był w stanie sam wybić dziesiątki użytkowników sharingana. Dlatego on musiał trenować ponad swoje siły, rozwijać się, dbać o polepszanie technik i techniki wzrokowe.

       Szedł właśnie przez leśną ścieżkę, gdy zobaczył pierwsze oznaki niepokoju. Najpierw ptaki uciekły z gałęzi, później szum wiatru ucichł... A następnie nastąpił wybuch. Pierwsze co zobaczył, to błysk ognia w oddali. Poczuł też, jak nadchodzi fala uderzeniowa, ale nim zdążył jakkolwiek się ukryć, został odrzucony kilka metrów do tyłu. Tylko jego refleks uratował go przed poważnym poobijaniem.

       Szybko pozbierał się z ziemi i pobiegł w tamtym kierunku wiedziony niezdrową ciekawością.

       Gdy dotarł na miejsce, przystanął w miejscu i spoglądał na okolice z mieszanką strachu i podziwu. Dostrzegł, że na polanie stał człowiek, z którego niemal wyciekała chakra. Kitsune? To on był odpowiedzialny za te zniszczenia?

       W pewnym momecnie też człowiek obrócił się, a jego spowił bezgraniczny strach.

***

       Krótko po wybuchu ulepszonego Rasengana, Naruto wyczuł w okolicy znajomą chakrę. Nadal był jednak w trybie bestii i rozkoszował się swoją mocą, więc jego koncentracja zmalała. Podziwiał ogrom zniszczeń, jakie zrobił Yoko Rasengan, nowa, z całą pewnością śmiercionośna odmiana zwykłego. Spiralna Strefa Lisiego Demona. Idealna nazwa...

       W końcu, gdy powłoka Kyuubiego zaczęła znikać, a zmysły Naruto wróciły do normalnośc mógł wyczuć, że ktoś tu jest i go obserwuje. Skądś kojarzył tą chakrę. Ciemna, spowita mrokiem... Tylko jedna osoba taką miała. Uchiha Sasuke.

       Obrócił się do niego, a jego oczy zalśniły jeszcze głębszą czerwienią. Jego "przyjaciel" nie zdążył nawet ruszyć ręką, a w oka mgnieniu pojawił się przed ostatnim lojalnym członkiem wybitego klanu. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu, co blondyn od razu zarejestrował.

       - Czego tu szukasz? - zapytał cicho, lustrując go oczami Kuramy. Młodego Uchihę przeszył impuls mrocznej, żądnej krwi energii. - Czy może po prostu chciałeś sobie pooglądać?

       Sasuke z początku myślał, czy aby na pewno chce odpowiadać na zadane pytanie. W końcu jednak przezwyciężył niepokój i strach, i odezwał się, a jego głos starał się przywrócić typowy ton wyniosłego Uchihy.

       - Trenuje na jednym z tych pól treningowych - odparł, próbując się uśmiechnąć. - Usłyszałem wybuch i postanowiłem sprawdzić co się stało. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

       Naruto zaśmiał się w duchu. Nawet w niepewnej sytuacji musiał użyć wyniosłego, pełnego pogardy tonu. Ech... Itachi był chyba jedynym normalnym członkiem klanu. Geniusz, najsilniejszy ze wszystkich użytkowników sharingana, zdolny samodzielnie wymordować wszystkich swoich bliskich bez mrugnięcia oka. Dla dobra wioski.

      - Yhm... - mruknął zrezygnowany. - Tyle wystarczy.

       Odwrócił się na pięcie i już miał zniknąć, gdy Sasuke zadał mu pytanie, którego nigdy nie spodziewałby się usłyszeć z jego ust.

       - Będziesz mnie trenował?

***

       Sam nie wiedział czemu, ale zgodził się na propozycję Sasuke. Od trzech godzin trenowali jego najlepsze klanowe techniki. Największe problemy miał z niewielką kulą ognia, choć nadal była ona na wysokim poziomie. Kuso, same z nim problemy.

       - Skup chakre w żołądku i podgrzej ją. W momencie, kiedy masz już wypuścić ją na zewnątrz, wypnij pierś do przodu. Będziesz miał wtedy lepszy przypływ, co skutkuje wielkością i mocą kuli ognia. Patrz.

       Naruto stanął przed nim z zamiarem zaprezentowania.

       - Katon: Gokakyu no Jutsu!

       Gdy czuł, że wielka fala ognia wychodzi z jego ust, wydął pierś przed siebie i wypuścił zgromadzone zapasy energii w powietrze. Przed nimi zmaterializowala się ogromna kula ognia, która zmiotłaby z ziemi pół dywizji.

       - Trenuj każdego dnia, ćwicz. Nie przedobrzyj jednak. Widzimy się za kilka dni, dam ci znać kiedy.

       Po czym zniknął , rozpłynął się w powietrzu, zostawiając Sasuke samego sobie na polanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro