Rozdział Piętnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



       Jako jounnin zdawał sobie sprawę z tego, że wraz z upragnionym w przeszłości awansem przybędą nowe obowiązki. Dawniej myślał jedynie o tym, że gdy w końcu zyska tą rangę, będzie miał dostatecznie wiele praw, by wyrwać się z okowów ciemności. Teraz jednak... Gdy pewnego dnia Tsunade wezwała go do swojego gabinetu i z uśmiechem na twarzy oświadczyła, że zyskał właśnie opiekę nad nowym pokoleniem genninów, mina solidnie mu zrzedła. Nie był pewien, czy jest gotów nadzorować rozwój młodych następców. Dbać o ich bezpieczeństwo, o dobrze wykonane zlecenia, trenować i udoskonalać ich priorytetowe techniki. Nie miał jednak wyjścia.

       Pocieszającym był fakt, że Sasuke także wpadł w to bagno, choć u niego reakcja na takie nowiny była bardziej... hm... drastyczna. Spodziewał się w końcu z Juri dziecka, więc nie miał czasu zajmować się bandą małych, niewdzięcznych gówniarzy.

       Blondyn jednak wiedział dlaczego tak jest. Piąta chciała się upewnić, że ani Uchiha, ani Uzumaki więcej nie opuszczą wioski i będą jej wiernie służyć jak na prawdziwego shinobi przystało. Naruto miał w końcu pod swoją kontrolą moc dziewięcioogoniastego, a Uchiha był ostatnim "pełnym" użytkownikiem sharingana, które rozwinął naprawdę dobrze. Byli zbyt cenni dla wioski i nie mogła ich stracić.

       Kierował się więc wraz ze swoim przyjacielem w stronę Akademii, gdzie mieli na nich czekać ich podopieczni. Naruto ubrany był w standardowy strój jounnina, a także nowy płaszcz. Biały, z niebiesko-czarnymi płomieniami. Włosy jak zwykle były nie uczesane i sterczały na wszystkie strony. Opaskę zaś zawiązał na szyi.

       Sasuke zaś ubrany był w czarny, długi płaszcz ze swoim herbem na plecach. Przez pas miał przewieszony miecz, a prawe oko zasłonięte włosami. Uzumaki wiedział, że to właśnie za tą grzywką skrywa się jego sharingan, którego w ostatnim czasie niemal w ogóle nie wyłączał.

       Rozmawiali cicho między sobą, z melancholią w głosie wspominając to, jak wiele lat temu sami skończyli akademię i czekali z niecierpliwością w jednej z sal na ich nowego sensei'a. Jeśli się nie mylił, to historia właśnie się powtarza, bo obaj byli już spóźnieni.

       W końcu dotarli do budynku, a później pod salę. Tą samą, w której oni czekali przeszło prawie osiem lat temu. Naruto otworzył niepewnie drzwi i zajrzał ukradkiem do środka. Tak jak myślał, znajdowała się tam szóstka dzieciaków, którzy wesoło pomiędzy sobą gawędziła. Tylko szóstka. Więc obaj byli spóźnieni...

       - Ohayo - mruknął, wchodząc z Sasuke do środka. - Widzimy się na dachu, tam załatwimy wszystkie formalności.

       Po czym chwycił za rękę bruneta i przeniósł się, używając techniki swojego ojca.

       Nie musieli długo czekać, aż ich nowi uczniowie przybędą. Sasuke wziął swoją grupę na odległy kraniec dachu, zaś sam Naruto przyjrzał się swoim. Młoda, ładna dziewczyna o czarnych jak noc włosach sięgających do łopatek, bursztynowych oczach i zadziornej, nieco niepokojącej twarzyczce szła na przedzie. Drugim, którego dostrzegł, był niski, jak na gusta blondyna za spokojny chłopak o szatynowych włosach i zielonych oczach umieszczonych za okularami. trzeci zaś był entuzjastą. Białowłosy dzieciak o rubinowych oczach, który ciekawsko spoglądał na otaczający go świat.

       - Siadajcie - polecił, opierając się o barierki i wskazując na schody przed sobą. - Może się przedstawicie? Ja jestem Uzumaki Naruto i od dzisiaj będę waszym mistrzem. Chyba...

       Cała trójka zajęła swoje miejsca i spojrzała na nowego sensei'a z nutką zaskoczenia w oczach.

       - Kasumo Sarashi - odezwał się szatyn. - Marzę o tym, by w przyszłości bym wielkim shinobi sławnym na cały świat, mieć grono fanek i ukochaną dziewczynę u swojego boku. - zerknął ukradkiem na towarzyszkę z grupy, co Naruto niemal od razu wychwycił. - Nie lubię zaś, gdy ktoś jest fałszywy i robi złudne nadzieje.

       - Osute Kawisha. - tym razem głos zabrał białowłosy. - W przyszłości, podobnie jak mój przyjaciel, chce zostać sławnym, potężnym shinobi. Marzę także o tym, by moją twarz wyrzeźbili w górze Hokage. Prócz tego kocham trenować i mam nadzieje, że przyniesie mi to upragnione zdolności. Co by tu jeszcze... - zawahał się chwilę. - Nie lubię jak ktoś kłamie dla dobra innych. Jestem zdania, że lepsza jest gorzka prawda, niż najsłodsze kłamstwo. Nie przepadam także za dziewczynami... - mruknął, czerwieniąc się po chwili, gdy zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało. - Znaczy nie w tym sensie. Lubię je, ale jeszcze nie w tym wieku. Jak dla mnie, na tą chwilę są jeszcze zbyt... dziecinne? Wiem, wiem, dziwnie to brzmi z ust dwunastolatka...

       - Ikusa Morichi. - przedstawiła się w końcu dziewczyna. - Pragnę zostać w przyszłości medycznym ninją, by wspomagać swoich towarzyszy na każdej misji najlepiej jak potrafię. Lubię się uczyć, spędzać czas z przyjaciółmi, a zwłaszcza z jednym chłopakiem... - zarumieniła się nieznacznie, a Sarashi jakby posmutniał. - Nie lubię moich dawnych koleżanek z Akademii, które wyśmiewają się ze mnie i mówią, że żadne z moich marzeń się nie spełni.

       Naruto kiwnął głową na znak zrozumienia. Czyli miał w grupie trójkę dzieciaków, która w przyszłości chce zostać kimś więcej, niż zwykłym, pospolitym shinobi na usługach wyżej postawionych. Chcą mieć swoje zdanie na temat bieżących wydarzeń. Cóż, zapowiadało się ciekawie.

       Wiedział, że będzie musiał popracować z całą trójką indywidualnie ale tak, by w razie zagrożenia życia mogli bezproblemowo złączyć swoje umiejętności. Musiał także rozwiązać kwestię problemów sercowych Sarashiego i Morichi. Z własnego doświadczenia wiedział, że osoby zakochane bądź zauroczone, ze swoimi wybrankami w jednej drużynie nie są skoncentrowane na misji i często popełniają błędy. Podobnie jak Sakura lata temu.

       Nie mógł dopuścić, by powtórzyła się taka sytuacja jak u niego w czasie trwania misji. Nie chciał też, by ich przyszłe potencjalne relacje były sztywne, tylko czysto zawodowe, a luźniejsze, przyjacielskie mówiąc szczerze.. Drużyna musiała być zgrana, gotowa oddać za siebie życie w każdej chwili.

       - Dobra. - odezwał się w końcu po kilku chwilach ciszy. - Jutro odbędzie się nasz pierwszy mały trening, swoisty sprawdzian waszych umiejętności. Zjawcie się na polu treningowym numer trzy o ósmej rano. A. - uśmiechnął się nieco mrocznie. - Nie jedzcie śniadania.

       Trójka jego podopiecznych kiwnęła głową i, gdy Naruto w końcu pozwolił im odejść, zeszli z dachu i skierowali się w głąb wioski, by wspólnie spędzić nieco wolnego czasu.


***


       Sasuke widział, jak drużyna Naruto schodzi z dachu, postanowił więc odesłać także swoją, by mogła ich dogonić i spędzić wraz z nimi czas. Trafiła mu się ekipa piąta. Normalne, nieco może przesłodzone dzieciaki, każde marzące o tym, by stać się prawdziwymi shinobi i zobaczyć jak to jest zabijać. Martwił się tym nawet trochę, bo choć byli jak każdy normalny dzieciak w wiosce, nie powinni myśleć o tych wszystkich ludziach, których w przyszłości pozbędą życia.

       Wyczuł, że jego przyjaciel podchodzi do niego i staje z boku. Milczał jak na razie i spoglądał w dal, jakby wspominając wszystkie te młodzieńcze lata, jakie spędził w tych okolicach. Sasuke czuł gdzieś w głębi, że rozdrapuje stare rany, melancholijnie wraca do czasów, gdy jako dziesięcioletnie dziecko miał na rękach krew większej ilości osób niż cała wioska razem wzięta. Życie w ANBU z całą pewnością nie było dla niego łatwe.

       - Co myślisz o swoje drużynie? - zapytał w końcu brunet.

       - Cóż, zapowiada się ciekawie. Jeden z chłopaków przypomina mi siebie samego z lat młodzieńczych. Drugi zaś trochę ciebie, prócz oczywiście pragnienia zemsty na zabójcy własnego klanu. Są jednak inni niż my, gdy mieliśmy tyle samo lat. Za to dziewczyna... Z całą pewnością różni się od Sakury, za co chwała Mędrcowi. Nie wiem, czy zniósłbym drugą taką, która na siłę szukała miłości u obu...

       - A właśnie, a propos Haruno. - zaśmiał się cicho Uchiha. - Odkąd się dowiedziała, że wróciłem do wioski, próbuje zniszczyć mój związek z Juri. Zapraszanie na randki, wspólne wyjścia, treningi, kolacje... Tyle dobrze, że moja dziewczyna trochę ją temperuje i odgania. Choć czasami mam wrażenie, że nawet ją to trochę bawi. - prychnął. - Musisz na siebie uważać. Jeśli nie ja, to do ciebie zacznie się przystawiać. Nie wiem jak ty, ale ja na twoim miejscu unikałbym jej szerokim łukiem.

       - Będę miał to na uwadze - odpowiedział mu blondyn, uśmiechając się nikle pod nosem. - Podrzucić cię?

       - Jakbyś mógł...

       Naruto chwycił Sasuke za rękaw jego płaszcza i razem zniknęli w blasku niebieskich płomieni. Nim brunet się spostrzegł, stał już pod drzwiami do swojego domu i spoglądał, jak jego przyjaciel znowu znika w płomieniach.

       Został sam na pustej ulicy.

       Skierował swe kroki do drzwi, gdzie niemal od razu wyciągnął klucze i przekręcił zamek. Wszedł do środka, skąd dobiegł go zapach świeżego, z całą pewnością świetnego jedzenia. Już nie mógł się doczekać aż skosztuje to, co przyszykowała jego miłość.

       Ściągnął cicho buty w przedpokoju i skierował się do kuchni, gdzie słyszał nucenie wydobywające się z całą pewnością z ust Juri.

       Zaszedł ją od tyłu, przytulił mocno i pocałował na szyi, na co mruknęła z zachwytu.

       - Wróciłeś? - zapytała. - Jak było?

       - A weź - odpowiedział jej. - Czeka mnie długa i ciężka droga, jeśli chce, by te dzieciaki wyrosły na porządnych shinobi.

       - W ich wieku nie byłeś lepszy.

       - W ich wieku, to ja już brałem udział w misjach rangi C, czasami nawet B. I krótko później skończyłem u Orochimaru. Więc nie mów mi tu, że nie byłem lepszy. Poza tym, jestem Uchiha. Ja zawsze jestem lepszy. Lepszy od najlepszego. - wyszczerzył zęby do ukochanej. - A w przyszłości taki będzie nasz syn.

       - Albo córka.

       - Albo córka... - rozmarzył się brunet, przyciągając do siebie Juri i przytulając się do niej. - Jutro czeka mnie sprawdzian ich umiejętności. Mędrzec niech mnie ma w opiece, bym się nie załamał...

       Dziewczyna już nic nie odpowiedziała, zaśmiała się tylko i wróciła do kończenia obiadu.


***


       Następnego dnia, wedle tego co wcześniej ustalili Sasuke i Naruto ze swoimi drużynami, team trzeci zjawił się na podległym im polu treningowym. Sam Uzumaki z samego rana, gdy tylko wstał i się ogarnął, wybrał się do swojego dawnego mistrza i poprosił o dzwonki.

       - A więc zamierzasz ich sprawdzić tak samo jak ja was? - zapytał uradowany srebrnowłosy.

       - Dokładnie tak - zaśmiał się Naruto, zabierając dzwoneczki które wręczył mu Kakashi. Nowe, zapakowane jeszcze w aksamitnym, czerwonym pudełeczku.

       - To dla ciebie. Na powrót. Postaraj się, by twoja grupa zdała pozytywnie ten test. Mam nadzieje, że nie będą tak głupi, by nie załapać o co chodzi...

       - Dzięki wielkie, mistrzu - odpowiedział mu blondyn. - Do zobaczenia później.

       Na pole treningowe teleportował się używając techniki Yondaime. Gdy spostrzegł, że jego podopieczni podskoczyli z przerażenia i powyciągali kunai'e gotowi do nadchodzącej walki, zaśmiał się tylko szczerze i usiadł na ziemi, cały czas tłumiąc kolejne fale śmiechu. Gdy w końcu dołączyli do niego uczniowie i wszystko się uspokoiło, przemówił, a jego głos stał się teraz poważny, oficjalny.

       - Przeprowadzę dzisiaj na was mały test. Widzicie te dzwoneczki? - zapytał, unosząc prezent od Kakashiego w prawej ręce.- Musicie je zdobyć.

       - Mistrzu. - jego uwagę zwrócił głos Morichi. - Ale tu są tylko dwa dzwonki, a nas jest przecież trójka. Czy to oznacza, że ktoś z nas nie zda tego testu?

       - Egzamin ma na celu sprawdzenia was w działaniach pod presją - odpowiedział jej. - Ten, kto nie zdobędzie dzwonka zostanie przywiązany do tamtego słupka. - wskazał na jeden z trzech drewnianych bali na końcu pola. - Nie dostanie rzecz jasna też śniadania, które przyniosłem dla was, a także... Wróci na kolejny rok do Akademii, gdzie będzie musiał się jeszcze trochę doszkolić. Dlatego musicie mnie zaatakować z zamiarem zabicia, bo nie zamierzam tak łatwo oddać tych dzwonków. Macie czas do dwunastej, jeśli do tej pory żadne z was nie zdobędzie dzwoneczka, jesteście oblani. Możecie ruszać.

       Poczuł tylko, jak wiatr nagle się zerwał i musnął go po twarzy. W ciągu zaledwie kilku sekund rozproszyli się we wszystkich kierunkach, by jak najszybciej skryć się między drzewami i krzakami. Jeśli chcieli zdać ten egzamin, musieli wykombinować taki plan, by wspólnie go zaatakować i zdobyć wyznaczony cel.

       Naruto przystanął pod jednym z drzew i przymknął powieki, rozkoszując się błogą ciszą i lekkimi, ledwo wyczuwalnymi powiewami wiatru, które muskały go po twarzy. W ten czas oczywiście skupiał w sobie energię i rozsyłał ją po okolicy, by w razie czegoś wyczuć, gdy któryś z jego uczniów zanadto się do niego zbliży. Ciekawiło go, jakich umiejętności użyją by go pokonać i, czy zorientują się, że celem sprawdzianu jest nie tylko sprawdzenie ich zdolności, ale także współpracy drużynowej.

       Wyczuł w powietrzu niewielkie drgania chakry.

       Sarashi ulokował się nad nim i kumulował właśnie chakrę do któreś z technik. Nim Naruto zdążył dokładnie wyczytać jakie pieczęcie składa wyczuł, że energia chłopaka dostatecznie już się skumulowała i młody szatyn wyprowadził atak.

       W jego stronę pomknęły igły stworzone z... drzewa?

       Odskoczył sprawnie, unikając każdej z nich i spojrzał w górę, gdzie zaskoczony chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić. Naruto zaś skumulował chakrę w nogach i podskoczył do niego, sprawnie uderzając go z półobrotu.


-.-.-.-.-


       Zbliżała się dwunasta, gdy w końcu drużyna chyba domyśliła się, że w pojedynkę nie mają szans pokonać swojego sensei'a. Zebrali się więc całą trójką, kumulując resztki chakry jakie w nich pozostały i ruszyli do wspólnego ataku.

       Sarashi używał sztuki ziemnej i powietrznej, choć Naruto przeczuwał, że posiadał jakieś ukryte zdolności o których sam nie wiedział. Wyczuwał w nim pokłady chakry godne jouninna, nie gennina. On jako pierwszy zaatakował, tworząc wokół blondyna ziemny mur i zostawiając jedynie niewielką dziurę w okolicach pasa.

       Później zaatakowała Morichi, której styl błyskawicy połączony z ogromną kulą wody stworzył śmiertelne połączenie technik. Oczywiście dziewczyna nie wahała się długo i posłała śmiercionośną technikę w stronę Uzumakiego.

      Na sam koniec Kawisha szybko podbiegł do uwięzionego w pułapce, próbującego stworzyć jakąkolwiek ochronę sensei'a i wsadził rękę do dziury, chwytając dzwoneczki w dłoń i kończąc tym samym egzamin.

       Naruto był pod wrażeniem. Wymyślili plan którego się nie spodziewał. Faktycznie miał obawy, że ta ogromna rażąca piorunami kula go dosięgnie i zostanie z niego tylko taki krwawy, lekko niedopieczony bewsztyk.

       Później zaskoczyli go po raz drugi. Myślał, że w ekipie nastanie kłótnia, kto ma dokładnie otrzymać dzwoneczki, a kto się cofnąć do czasów Akademii. Jakie było jego zdziwienie, gdy cała trójka ogłosiła, że albo wszyscy się cofają, albo wszyscy przechodzą. "Drużyny mają być trzyosobowe, prawda? No to niech tak zostanie, sensei!", powiedziała mu Morichi. No cóż, w takim wypadku nie miał powodów dalej tego ciągnąć.

       - Zdaliście.


-.-.-.-.-


       Choć tego otwarcie nie okazywał, był dumny ze swoich uczniów. Nie tylko dlatego, że posiadali dobre, pożyteczne z całą pewnością umiejętności, ale także dlatego, że potrafili w obliczu zagrożenia stanąć ramię w ramię i przyszpilić wroga, by osiągnąć upragniony cel. Cóż, może faktycznie byli podobno do dawnej drużyny siódmej? Mieli w sobie potencjał, ogromne pokłady nadziei na przyszłe pokolenie.

       Zabrał ich więc do ulubionej restauracji, najlepszej w całej Konosze. Ichiraku ramen i solidna dawka ramen! Oczywiście na koszt blondyna.

       Zasiedli do jednego ze stolików i złożyli zamówienie. Później siedzieli w ciszy, spoglądająć na siebie ukradkiem i zastanawiając się, czy aby na pewno mogą się odezwać i zadać pytanie, które wszystkim chodziło po głowie.

       - No, mówcie - odezwał się w końcu Naruto. - Jestem waszym mistrzem i muszę wiedzieć co wam leży na sercu.

       - No bo... - zaczęła dziewczyna - ...słyszeliśmy, że mistrz przez wiele lat uznawany był za zaginionego, zbiegłego bądź martwego. Chcieliśmy zapytać co się stało, dlaczego mistrza tak długo nie było... I skąd mistrz zna tak piękne, potężne techniki...

       - No cóż, dzieciaki - zaśmiał się cicho. - To jest naprawdę długa historia. A zaczęła się od...

       I zaczął im opowiadać, choć omijając kilka istotnych szczegółów takich jak to, że posiada w sobie demona, opuścił wioskę i, że przez te wszystkie lata zdobył naprawdę wielką, potężną moc.

       - I właśnie tamtej nocy, w Kraju Miodem płynącym zaczęła się moja prawdziwa historia.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro