Knot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W kościele, w kandelabrze przypominającym drzewko,
Wśród metalowych liści, palą się świece.
Takie małe, co nie pociągną ze swoim blaskiem daleko.
Jedne żyją dopiero chwilę, inne więcej.

Płomyki tańczą, skaczą w prądach psotnego powiewu
Co rzuca w nich powietrzem aż od drzwi
(Pewnie wstydzi się tam podejść na odległość odzewu
I przyznać jakie to piękno w ogniu tkwi).

Ogień oddycha. Natura kazała mu zajadać się tlenem,
Jak mama, która martwi się o wychowanie dzieci.
„Patrz na ludzi, kochanie! Patrz ile dać może tchnienie!
Chcesz być duży, jak Słońce co na niebie świeci?"

Każdy płomyk chce być wielki, więc bierze co mu dają.
Daj więcej rozpałki, a zobaczysz wszystko:
Jak z niepozornej zapalniczki nieśmiałe ogniki wstają,
By bez twej opieki zmienić się w ognisko.

I człowiek ognia się boi. Tak jak bał się kiedyś wilków.
Ale to dało się zmienić. Wszystko się da.
Wystarczyło przecież, by łysa małpa nabrała rozumu,
Aby potwornego wilka zamienić na psa.

Wilkowi daliśmy kaganiec, a żywiołowi - trochę wosku,
W który wetknęliśmy knot, prawie jak smycz.
To niebezpieczny żywioł, do takiego doszliśmy wniosku.
Niech płoną świeczki, zanim zapalimy znicz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro