O tych, co ginęli za prawdę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na początku nie potrafiłam zrozumieć żołnierzy – wilków. Nie mogłam przemóc się w przeczytaniu książki o nich bądź wgłębienia się w ten temat. Liczyły się tylko i wyłącznie ,,Kamienie na szaniec". Aż pewnego dnia poznałam życiorys Janka Rodowicza ,,Anody". Było to wtedy, kiedy przeczytałam wypożyczaną ,,Zośkę i Parasol". I wtedy zrozumiałam dlaczego mówiono Dlatego, że żyli prawem wilka historia o nich głucho milczy. Żołnierze Wyklęci.

Dopiero kiedy ogląda się o nich filmy, odwiedza się ich groby w Gdańsku bądź czyta dobrze recenzjowaną książek, można ich zrozumieć. Można zrozumieć słowa pisane przez Józefa Szczepańskiego ,,Ziutka".

Czekamy na ciebie czerwona zarazo,

Być nas wybawiła od czarnej śmierci.

Po wizycie na Szucha, nie mogę przemóc, żeby odwiedzić zachowane cele na Rakowieckiej. W miejscu gdzie nie katowało Gestapo, tylko jeszcze gorszy potwór, komuniści, sowieci, bolszewicy bądź po prostu Rosjanie. I aż ciężko to powiedzieć po tym co zrobili Jankowi Bytnarowi, ale komuniści byli jeszcze gorsi. Jeszcze bardziej uwielbiali zapach krwi, który karmił ich przesiąknięte alkoholem mięśnie.

W dzień Żołnierzy Wyklętych postanowiłam wybrać się na Łączkę, oraz położyć kwiaty przy pomniku rotmistrza Pileckiego.

Oświęcim przy nich to była igraszka...

Rotmistrza Pileckiego trudno było zrozumieć, jednego z całych milionów ludzi, którzy trafili do obóz koncentracyjnych. On jednak był szczególny, jako nieliczny był ochotnikiem. Ochotnikiem do Auschwitz. I za pobyt w Oświęcimiu, komuniści musieli go zniszczyć. Normalność tamtej rzeczywistości. Zabijanie dobrych i pokornych baranków, przez wielkie zwierzęta.

Jadąc samotnie autobusem na Powązki, słuchałam piosenki jakże pasującej do Dnia Żołnierzy Wyklętych — ,,Biały Krzyż". Miałam wrażenie że Krzysztof Klenczon musiał naprawdę cierpieć, żyjąc w tak bardzo zakłamanej Polsce. Tworzenie piosenek, śpiewanie ich i nagrywanie musiało co kilka chwil otwierać świeżo zagojone rany. Choć czy rany rodzin żołnierzy wyklętych kiedykolwiek się zagoiły? Niektóre rany nigdy się nie goją.

Potrzebowałam samotnej podróży na Powązki. Zbyt często byłam tam z Alkiem bądź Anią. Potrzebowałam indywidualnego spaceru między grobami i czasu na przemyślenie niektórych rzeczy. A trzeba przyznać, że nigdzie nie myśli się tak dobrze i tak prawdziwie, jak na powązkach wojskowych.

Kupiłam kilka zniczy jak to miałam w swoim zwyczaju. Przez sekundę dostrzegłam uśmiech w oczach sprzedającej mi pani, być może rozpoznała mnie. Byłam tam w końcu co miesiąc, zarówno w mroźną zimę jak i wietrzną jesień. Gdybym tam nie chodziła, chyba postradałabym zmysły. Jeśli w nich się nie wierzy i nie dostrzega się w świecie swoich ideałów, naprawdę można pogubić się w wirze swoich uczuć i emocji.

Spojrzałam na kopczyk pani Barbary Wachowicz, przyglądając się fioletowym zniczom, które stały wokół grobu.

Po raz kolejny kucnęłam obok grobów tych, którzy walczyli w bitwie warszawskiej. Lubiłam kucać, patrzeć na te małe, jasne krzyże których zwieńczeniem był metalowy hełm.

Nam jedna szarża — do nieba wzwyż

I jeden order — nad grobem krzyż.

Ucząc się w szkole o roku 1920, było mi naprawdę szkoda tych ludzi. Raptem kilka razy odetchnęli niepodległością, a znowu musieli zostawić rodziny, swoje rodzinne miejscowości, wsiąść na konia i ponownie złapać w swoje dłonie karabin. Niektórzy z nich tylko dwa lata cieszyli się odzyskaną niepodległością.

Bałam się o swoją przyszłość, jednak mój strach był nieporównywalny z tym, co musieli czuć ci młodzi ludzie. Wychowała ich wojna, to ona wlała w ich serca nadzieję, z którą szli po raz kolejny w bój.

Z nieba zamrugało niezdarnie, i jakby przestraszone słońce. Pierwsze promienie tej największej gwiazdy w tym roku dosięgły mnie na Powązkach. Czy był to znak?

Skręciłam w dobrze mi znany lasek białych krzyży. Niegdyś bałam się tej ciszy, wiatru z pobliskich drzew oraz stojących na baczność białych krzyży.

Tylko w polu biały krzyż, nie pamięta już,

kto pod nim śpi.

Ustałam przed krzyżem Jasia i Alka. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki wyrobione zdjęcie i przypięłam je pod nazwiskiem Dawidowskiego. Byłam gotowa na marzec 2019, który zamieni zimną jak lód Warszawę, w ciepły niczym ogień Meksyk. Byłam gotowa na kolejne smutne i przerażające mnie rocznice.

Uśmiechnęłam się do zdjęcia Alka. Nie potrzebowałam znaków, ani nigdy niczego im nie zarzucałam. Nie musiałam wierzyć, oni byli zawsze obok. I nigdy we mnie nie zwątpili, nawet jeśli ja to dawno temu zrobiłam.

Twój uśmiech jest drogą. Nigdy nie byłeś smutny, więc droga nigdy nie zniknie. Ufam ci Dawidowski od dnia, kiedy wszystko zmieniłeś.

Mój krzyż należy do ciebie Glizdo

Druhna Kopernicka

***

Znowu nie napisałam odpowiedzi na teście, przez co zamiast pięknej jak Tatry w lato piąteczki, dostałam niezbyt pasującą mi trójeczkę.

Wiedziałam, że nie mogę się poddawać. Jednak ta sytuacja powtarzała się już nie po raz pierwszy. Nieuważność i chęć pomocy innym robi swoje.

— Znowu trójka z chemii? Czego tym razem nie zauważyłaś? — Po kilku pukaniach do drzwi, mama odpuściła i weszła jak do siebie. — Kasiu, jak nie minut to gubisz jakąś liczbę bądź omijasz zadanie. Co się dzieje?

Chciała poznać odpowiedź, choć ja nie potrafiłam jej udzielić. Zawsze jestem pewna, że wszystko dobrze przepisuje, a później okazuje się, że moja pewność mogłaby skoczyć z Pałacu Kultury.

— Mamo, daj spokój. Mnie też nie jest to w smak. — Zmusiłam się do wpatrywania się w dywan, a nie w jej oczy. — Daj mi posłuchać ,,Białego Krzyża".

Pokręciła z rezygnacją głową i usiadła na łóżku obok mojego boku. Wiedziałam jedno, jeśli moja mama siedzi obok mnie, nie wróży to nic dobrego. Nie pomyliłam się w tym.

— Córeczko, czy to przez harcerstwo? Bo jeśli tak, to może powinnaś z tego zrezygnować? Może przez to nie potrafisz się skupić, sama nie mam pojęcia.

Odsunęłam się od niej gwałtowanie. Jej słowa zabolały mocniej niż złamanie ręki, zawał i potrącenie przez samochód razem wzięte. Uraziła moje serce i uczucia, a to najgorszy ból jaki może istnieć.

— Nikt mi nie pomógł tak, jak harcerstwo kiedy tego potrzebowałam. Nawet ty! — Krzyknęłam przez łzy. — I to, że jestem w tym liceum na biol chemie nie zawdzięczam ani tobie, ani sobie samej tylko harcerstwu. Więc naprawdę daj sobie spokój, nigdy z niego nie zrezygnuje. Zrozumiałaś?

Złość jaka we mnie buzowała była przerażająca. Czułam jak moje dłonie drżą, a ja z trudem mogę złapać oddech między kolejnym potokiem słów. Dlaczego nawet ona, nie potrafi tego zrozumieć? Przecież wiedziała, jak było wcześniej...

— Kochanie przepraszam, masz rację, przepraszam. — Objęła mnie i głaskała po włosach, aby uspokoić mój dziecinny szloch. — Powiesz mi dlaczego ciągle słuchasz piosenkę Czerwonych Gitar?

Odprężyłam się w jej ramionach i uwierzyłam w jej słowa. Było w niej coś, co budziło we mnie spokój. Głaskanie po głowie, zawijanie moich pasm włosów na palcu i mocne tulenie. Naprawdę jej wierzyłam.

— To ,,Biały krzyż" o żołnierzach wyklętych. — Wyrwałam się ze zbyt długiego uścisku. — Dlaczego kiedyś tak dużo ludzi nie cierpiało, więc co dzieje się w komunistycznej Polsce?

Wiedziałam, że mi odpowie. Urodziła się na początku lat siedemdziesiątych więc komunizm miała we krwi. Wychowała się na radzieckich podręcznikach i czarno białych telewizorach, a co najważniejsze — na propagandzie i cenzurze.

— Wiesz, myślę, że ludzie wtedy cierpieli choć tego nie czuli. Wiedzieli, że to co nam mówiono nie jest prawdą, ale przecież każdy bał się sprzeciwić. Komuniści mieli wszędzie swoich szpiegów, agentów bądź pomocników. Nawet przy rodzinnym stole nie można było nic wspomnieć, o tej prawdziwej rzeczywistości. — Odparła ze wstydem w głosie.

Na jej miejscu też bym się tego wstydziła. Nie zrobiła nic, nawet nie próbowała się sprzeciwić komunistycznej władzy. Po wojnie i przegranej walce Niezłomnych, wśród narodu byli zwykli tchórze.

— Nie rozumiem tego. Dlaczego przez ponad czterdzieści lat nikt nie sprzeciwił się komunistom. Dlaczego nikt nie walczył, kiedy zabrakło żołnierzy Wyklętych? Nawet nic nie pisano na murach, żadnego sabotażu...

Przecież musieli wiedzieć, że to wszystko nie jest prawda, że Stalin i Lenin nie są Bogiem, że plac Zwycięstwa to nie polska historia, że kogoś pomijano w książkach od historii...

— Wiesz, miałam w liceum kolegę, Kazia. Pewnego dnia dyrektor szkoły zwołał nas na salę gimnastyczną i zapytał, czy chcielibyśmy na coś usłyszeć odpowiedzieć, na nurtujące nas pytania. Na początku nikt się nie odezwał, każdy bał się poważnego wzroku dyrektora, aż wreszcie Kazio zapytał To prawda, że to co stało się w Katyniu to nie sprawka Niemiec, tylko kogoś znacznie innego? Wtedy Kasiu usłyszałam pierwszy raz tę miejscowość, Katyń. Pamiętam ten straszny wyraz twarzy dyrektora, jego krzyk na Kazia i wyszarpanie go z szeregu. Z tego co teraz wiem, bardzo mocno ukarano jego rodzinę oraz samego chłopca. Musieli się przeprowadzić na południe, tam dotrzymali do końca komunizmu. — Dostrzegłam w jej oczach kilka łez, które nie chciały spaść na policzki. — Krzyczał, że mówi prawdę, a za prawdę nie mają prawa nic mu zrobić. Jednak wtedy, naprawdę prawdy były dwie. Jedna to ta, w którą mieliśmy wierzyć i ją wyznawać, a druga to ta, która gdzieś głęboko w nas przypominała nam o pewnych incydentach, o których nie mogliśmy myśleć...

Moja mama nigdy nie opowiadała mi dosyć obszernie o swojej przeszłości. Wręcz przeciwnie, trudno było coś z niej wyszarpnąć. Jakby sama bała się wyzwania swojej historii, jednak ta opowieść spowodowała pojawienie się na mojej skórze gęsiej skórki. Biedy Kazio...

— Im bardziej o tym myślę, tym bardziej mi was żal, mamo. Musieliście chwalić tych, którzy zabijali w Katyniu, katowali twoich sąsiadów i kontrolowali przeszłość w każdej książce. — Poklepałam ją po plecach, kartkując mój zeszyt od historii. — Nawet nie wiedzieliście, jak bardzo daliście się kontrolować i jak bardzo byliście przegranymi.

Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość.

Oby nigdy więcej takich sytuacji, kiedy nawet nie wie się, jak bardzo jest się przegranym.

— Przychodziło to nam z taką łatwością, zapomnieliśmy za szybko. A może, nie chcieliśmy żyć tą naszą prawdą? Czasami lepiej iść za tłumem.

Jeszcze bardziej zaczęłam doceniać Żołnierzy Wyklętych. To oni potrafili żyć prawdziwą prawdą, a nie stworzoną przez komunistą. A życie w prawdzie to największe dobro, jakie można sobie wymarzyć. I za prawdę ginęli.

Powiedźcie mojej mamie, że zachowałam się jak trzeba.

Powiemy całej Europie Inko, całemu światu. Każdemu.




🏕🏕🏕
⚜ Stara Kopernicka odezwała się w tym rozdziale czyli duuużo wojennych przemyśleń!
⚜ Czy wasi rodzice też czasami wątpią w wasze pasje? Jak na to reagujecie?
⚜ Chce wam życzyć Wesołych Świąt! Spędzcie ten cudowny czas z rodzinką (w końcu strajki trwają dalej!) 🐣
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro