Pojęcie ideału na Powązkach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień Wszystkich Świętych zawsze kojarzył mi się z bieganiem, pośpiesznym dokupowaniem chryzantem, szukaniem w kieszeniach zapałek oraz pańską skórką, która była na każdym cmentarzu w dużej ilości.

Jako mała dziewczyna, często wolałam patrzeć na zabieganych ludzi, niż szukać i modlić się nad ciemnymi bądź jasnymi płytami grobów. Często robiłam bunty przeciwko chodzeniu na cmentarz, bo prawda jest taka, że żadnej z pochowanych osób nie znałam osobiście. Ani babci, która umarła gdy miałam trochę ponad dwa lata. Ani dziadka, który umarł wiele lat temu. Ani babci, która umarła kilka miesięcy przed moimi narodzinami.

Ludzie wymagają od nas wielu rzeczy, które dla nich wydają się ważne. Jednak oni znają przyczynę wykonywania tych czynności, w tym przypadku znają zmarłych. Jeśli nikt mi nie opowiada o babci, a każdy temat o niej poruszany jest od razu zapominany, to jak mam wręcz z wyczekiwaniem jechać na cmentarz? To pytanie zadawałam sobie co rok, dzień przed pierwszym listopada.

Ten rok, nie mógł się niczym różnić od poprzednich. Również zaczęliśmy od postawienia kwiatów na rodzinnych grobach w Legionowie, później jak zwykle pojechaliśmy do Rembertowa, gdzie leżą dziadkowie ze strony mamy.

A następnie, co różniło się od poprzednich lat, pożegnałam się z mamą i tatą na Wiatracznej i wsiadłam w specjalną, cmentarną komunikacje miejską i w mundurze pojechałam na Powązki Wojskowe.

Kilka dni wcześniej dowiedziałam się o akcji zbierania pieniędzy na renowacje grobów batalionów ,,Zośka" i ,,Parasol". Zaletą facebooka jest to, że informacja jest na ogół trafna, więc nic nie myśląc zgłosiłam się do stania na głównej alejce z puszką i uśmiechem na ustach. Wyciągnęłam na tą akcję również Ankę, która i tak nie miała nic ciekawszego do robienia w swoim mieszkaniu w bloku.

Pierwszy listopada od zawsze był zimnym, często pochmurnym i padającym dniem. Zawsze kojarzył mi się z zimową kurtką i szalikiem oraz obowiązkowo czarną parasolką.

Jednak tegoroczny Dzień Wszystkich Świętych był przepiękny, wprost dzień promujący piękną, polską jesień. Przez drzewa, które rosły w równym rządku do alei na powązkach, przenikały promienie jesiennego słońca. Ja sama zdjęłam płaszczyk i stałam uśmiechnięta w samym mundurze, który dodawał mi istnego ciepła zarówno na sercu jak i na ciele.

Od godziny dwunastej, przybywało ludzi, którzy zmierzali z lampionami do brzozowych krzyży i jeszcze dalej, do innych batalionów. Zauważyłam, że często zatrzymywali się przy grobie Barbary Wachowicz bądź Jacka Kuronia.

Miałam wrażenie, że mijali nas wszyscy. Małe dzieci, nastolatki, kobiety w ciąży, małżeństwa starsze i młodsze. Co kilka minut mówiłyśmy z Anią podniesionymi głosami Zbieramy na renowację pomników batalionu ,,Zośka" i ,,Parasol".

— Dlaczego ,,Zośka"? Dowódcą była jakaś kobieta, prawda? — Zapytała nas kobieta, trzymająca za rękę kilkuletnią dziewczynkę.

Wrzuciła nam kilka monet, ale widać że to pytanie bardzo ją zastanawiało. Jej córeczka, również wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami.

— Nie, proszę pani. — Uśmiechnęłam się i zaczęłam żywo gestykulować. — Pierwszym dowódcą był Tadeusz Zawadzki o pseudonimie ,,Zośka". Już od najmłodszych lat przypominał czasami dziewczynkę. Delikatna cera oraz palce i wiele innych. Był tak ważną postacią, że kiedy zginął przed wybuchem powstania, powstał batalion o jego pseudonimie.

Zauważyłam, że kobieta była w nie małym szoku, kiedy opowiedziałam jej fragment dalszej historii ,,Kamieni na Szaniec". Kiedy skończyłam, ona tylko kiwała głową, jakby zapamiętując każde moje słowo.

— A proszę mi powiedzieć, czy na tym cmentarzu leży ten Tadeusz? — Rozejrzała się bacznie i szepnęła.

Cała uśmiechnięta i dumna z lekcji, jaką mogłam poprowadzić, oddałam swoją puszkę Ani.

— Oczywiście, chętnie panią wraz z córką zaprowadzę. To kawałek stąd, już widzę te krzyże. — Puściłam oczko do Anki, a ona nieznacznie kiwnęła głową i zaczęła nawoływać, na jaki cel zbiera pieniądze.

Przeciskałam się przez zatłoczone chodniki cmentarne, obok ludzi którzy stali przy grobie Aleksandra Kamińskiego i dzieci, które wędrowały ze zniczami pod tablicę upamiętniającą wszystkich poległych w batalionie ,,Zośka".

Nieznacznie uśmiechnęłam się nad grobami braci Romockich i mijając grób ,,Lota", zatrzymałam się tuż obok przepełnionego zniczami grobem Tadeusza.

Zdjęcia, które zostawiają harcerze często pod wpływem wody i wiatru tracą na jakości, a ja nigdy nie miałam serca wyrzucić do kosza zamazaną przez krople wody, fotografię Zośki. Ludzie przepychali się, a czasami nawet stali w kolejce do grobu Jasia i Alka, a następnie do Tadeusza. I tak wygląda życie na Powązkach. Ludzie zmierzają do dwóch grobów, inne traktując jako nic nie znaczące osoby, mało znane i mało lubiane biogramy w historii.

— Tadeusz był wspaniałym człowiekiem. Opanowany, powściągliwy, ale zawsze pomocny i ofiarny. — Odezwałam się do kobiety z dziewczynką, które właśnie szukały zapałek do znicza. — Zarówno on jak i wszyscy uczestnicy akcji pod Arsenałem byli wspaniałymi przyjaciółmi, gotowymi umrzeć dla dobra przyjaciela.

Wpatrywałam się w brzozowy krzyż Zawadzkiego, a tuż za nim dostrzegałam grób Andrzeja Romockiego. Tak bardzo chciałam, żeby ci ludzie poznali historię każdego grobu. Spojrzeli w piękne oczy sanitariuszek i posłuchali o cierpieniu lekarzy. Ci ludzie na to zasługiwali, a my nie potrafiliśmy tego uczynić.

— Akcja pod Arsenałem? Co tam się stało? Przepraszam, ale dawno temu czytałem tę książkę. — Odezwał się mężczyzna stojący kilka metrów dalej.

Spostrzegłam, że ludzie zamilkli, zrobiło się cicho, tylko szum drzew nad naszymi głowami przynosił odrobinę dźwięku. Wszyscy wpatrywali się we mnie. W harcerkę z granatową chustą i biało czerwoną opaską na ramieniu. Dziewczynę z dwoma kucykami i dużym rondem kapelusza. Osobę, które jak zwykle uroniła łzę w tym samym miejscu, na tym samym cmentarzu.

— Zarówno ,,Rudy" jak i ,,Alek" — Wskazałam palcem na ich groby. — ,,Zośka", i wszyscy tu leżący. Zarówno za moimi plecami, gdzie leżą polegli z innych batalionów, bardzo ryzykowali podczas okupacji. Zawieszali biało czerwone flagi, kiedy zakazano myśleć o tych barwach. Malowali znak Polski Walczącej, kiedy zakazano mieć nadzieję na lepsze życie. Pisali na murach o wolności i niepodległości, która już od wybuchu wojny uciekła na dalszy tor. I pewnego dnia, do domu Janka wpadło Gestapo. Uznali go za okropnego bandytę, którego należy katować aż kogoś wyda, albo zakatować na śmierć. Jego przyjaciele musieli go zabrać z rąk Niemców, wiedzieli jak bardzo cierpiał. Byli gotowi na wszystko...

Kiedy doszłam do śmierci Alka, wręcz upadłam przed jego krzyżem. Byłam krucha niczym źle upieczone ciastko, które jednym ruchem może pęknąć w dłoniach jedzącego. Ja pękałam zawsze, pod ich wspólnym krzyżem. Niezależnie od tego czy był to pierwszy listopada, czy czwartek po południu. 

***

Oczami Michała Walińskiego

Jak przystało na odpowiedzialnego i dobrego w swojej funkcji drużynowego, postanowiłem równo o czternastej wyjść z domu i przejść się na powązki Wojskowe. Choć robiłem to co roku, miałem wrażenie, że jeśli nie pójdę i tego roku, to coś mnie ominie. A zresztą, miałem nadzieję, że spotkam tę harcerkę, Kasię.

Chciałem naprawić to, co udało mi się tak pięknie zniszczyć. Za pewne dziewczyna o brązowych jak czekolada oczach, uznaje mnie za uciekiniera z zakładu psychiatrycznego w Tworkach. Przez tą dziwną i jakże nie pasującą historię z Dnia Polskiej Harcerki, byłem pewny że straciłem wszystkie punkty w jej rankingu.

Dodatkowo świadomość, że najchętniej dał bym mocno w twarz temu jej chłopaczkowi, który przykleja się do niej jak mucha do lepu, również nie pomagała.

Więc cóż mogłem zrobić? Jedynie iść na Powązki i pomyśleć wśród tłumu ludzi.

Kupiłem trzy znicze i popłynąłem wraz z falą tłumu. Od marca nie zajrzałem na ten cmentarz, nigdy nie był mi po drodze. Zawsze czułem się mało ważny i często nawet nie dorównujący tym wszystkich ludziom, którym zapala się znicze.

Harcerki z ZHR i rekonstruktorzy stali na samym początku z puszkami na renowację grobów powstańczych. Musiałem w myślach im pogratulować, jakby nie patrzeć grosz na taki cel zawsze jest potrzebny i zawsze jest go za mało. Jako drużynowy wiedziałem o tym doskonale.

Skręcając w kwaterę A20, próbowałem odwrócić wzrok od grobu druha Kamyka. Nie potrafiłem przemóc się i ze szczerego serca zapalić mu znicz, który zawsze kupowałem. Zapałki zawsze gasły, a ja sam byłem za słaby, aby zapalać znicze nad grobami dobrze mi znanych harcerzy. Postawiłem więc zapalone światełko przy ogólnej tablicy, odwracając wzrok od wyrytych nazwisk i przydziałów. Popędziłem czym prędzej dalej.

Zmierzając w stronę batalionu ,,Parasol" miałem wrażenie, że ludzie ucichli. Jakby w jednej sekundzie stali się niemowami, patrzącymi z zamyśleniem na krzyże.

Podszedłem do grupki ludzi, którzy mocno się przytulili, aby jak najlepiej słyszeć jeden dźwięk

, który z łamiącym się głosem opowiadał historię. Mocno musiałem się wychylić, aby dostrzec osobę, która mówiła. Jednak kiedy ją już zobaczyłem, myślałem że to moje wyobrażenie. To nie mogła być ona, dziewczyna o której myślałem każdego dnia i przepraszałem każdej nocy za swoje zachowanie.

— Zginęli tego samego dnia. Przyjaciel za przyjaciela. Z powodu rany postrzałowej w brzuch i z powodu tortur na Szucha. — Dostrzegłem kątem oka, jak padła na kolana przed krzyżem druha Alka i Janka.

Moje serce pękło na pół, albo na jeszcze więcej kawałeczków. Widok płaczącej, wręcz z miłością patrzącej na tabliczki z imionami, Kasi, był okropny. Jakby chłopaków chowano po raz kolejny, zasypywano dół w którym stoją trumny. Jakby po raz kolejny ich żegnała.

Ludzie podchodzili do niej i dziękowali. Klepali w plecy, krzyczeli na pożegnanie Czuwaj i co najdziwniejsze, zapalali znicze tam, gdzie ich nie było. Robili zdjęcia dzieciom przy grobach, które były często zapominane i pomijane. Jakby opadły im klepki z oczu i dostrzegli, że grobów na tym cmentarzu jest bardzo wiele.

Na samym końcu doszedłem do dziewczyny, ja sam. Milczeliśmy, a ja wpatrywałem się w jej mleczno czekoladowe oczy, które nie były już tak bardzo czerwone od płaczu. Najchętniej bym ją przytulił do swojego serca, stał się jej własną chusteczką, ale wiedziałem że nie mogę. Spojrzałem na nasze harcerskie mundury.

— Wiesz druhno, tak naprawdę nikt z nas nie jest ideałem. Oszukujemy samych siebie, właśnie po to ich mamy. — Rozejrzałem się wokół siebie, przełamując swój strach przed spojrzeniem na tabliczki z nazwiskami. — Żeby patrzeć na nich jak na bohaterów, bo my sami nigdy nimi nie będziemy.

Cofnęła się kilka kroków, dając mi do zrozumienia że stoimy za blisko. Nie widziałem w jej oczach strachu, bardziej dostrzegałem uczucie niepewności i rozbicia.

— Oni również nie urodzili się ideałami i myślę, że nigdy nie myśleli o sobie w ten sposób. I to ich teraz czyni wspaniałymi wzorami. — Znowu spojrzała z tym samym uczuciem na krzyże.

Czego ja bym nie zrobił, żeby chociaż przez sekundę spojrzała na mnie tak, jak co kilka minut patrzy na te miejsce. Jakby było jej oazą i największym skarbem jednocześnie.

Odwróciła się i zaczęła iść przed siebie.

— Poczekaj! — Podbiegłem do niej, nie tracąc kolejnej okazji na polepszenie niezbyt trafnego początku znajomości. — Jak się nazywasz?

Podniosła nieznacznie kąciki ust do góry i wytarła ostatnie spływające łzy. Mocniej się wyprostowała i poprawiła kapelusz ze składnicy harcerskiej. Prawdziwa Kasia, którą poznałem pierwszego sierpnia właśnie obudziła się na moich oczach.

— Kasia Mikulska, możesz mówić również Biedronka.

Musiałem się zaśmiać, bo powiedziała to w tak poważnym i nazbyt dworskim tonem, że naprawdę zabrzmiała jak śmiertelna groźba.

— Jak ta z ,,Miasta 44"?

Tym razem to ona odwzajemniła się uśmiechem i odwróciła się plecami. Czyli koniec rozmowy, która już nabierała wiatru w żagle!

— Nie, jak ta z warszawskiej jedenastki.

Jeśli mówiła szyfrem, od tamtego dnia zostanę najlepszym szyfrantem, aby choć przez kilka minut móc zrozumieć tę niebieskochustą harcerkę.



🏕🏕🏕
⚜ To jeden z tych rozdziałów, które powodują że szeroko się uśmiecham i jestem mocno dumna!❣
⚜ Chcialam dac wam cząstkę tego, co czułam 1 listopada. Tak! Byłam wtedy na powązkach! Choć nie z puszką, to ze zniczem postawionym nieznanemu żołnierzowi....
⚜ Co sadzicie? Szczere opinie!
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro