21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Per. Królestwa Polskiego 

 Wreszcie dojechałam do pałacu i wyszłam z powozu. Podszedł do mnie strażnik, był bardzo wysoki, ale wydawał się miły. Powiedziałam, że chcę widzieć się z Carem Kotem. Zaprowadził mnie powoli prosto do gabinetu swego pana. Gdy dotarliśmy na miejsce kazał zaczekać mi na korytarzu, a sam wszedł by zgłosić moje przybycie. Stałam tak już dobre piętnaście minut, kiedy wreszcie nadszedł ten sam strażnik co mnie tu przyprowadził. Spojrzał na mnie i szepnął cicho: 

S: Lepiej dla panienki jakbyś uciekła...

 KP: Ucieczka nic mi nie da 

 S: Eh....Car czeka na ciebie panienko...uważaj na siebie 

 KP: Myślę, że dam radę... 

 Minęłam strażnika i weszłam prosto do gabinetu. Pomieszczenie było olbrzymie i rozświetlone przez dwa ogromne okna, przez które wpadało światło słoneczne. Wnętrze było ozdobione mnóstwem rzeźb, obrazów i masywnymi dębowymi meblami. Na biurku leżał ogrom papierów. Nad pokojem górował kryształowy żyrandol z wieloma świeczkami. Nagle dostrzegłam Cara siedzącego na szezlongu i patrzącego na mnie z ironicznym uśmiechem. Lekko ukłoniłam mu się, a on jedynie prychnął. 

 C: Jak widzę sama raczyłaś wrócić... W sumie szkoda, bo zacząłem już rozważać propozycje tego francuzika, która dotarła dopiero wczoraj. 

 KP: Wróciłam z własnej woli i dla mego narodu. 

 C: Domyślam się... Twój towarzysz również powrócił. Lecz jego intencje były zupełnie inne...albo może i takie same co?

 KP: Nie zamierzam robić kolejnego powstania. Wybacz Litwie, proszę. 

 C: Hahaha...dobre. Ale on nie ma co liczyć na łaskę. Ale ty mnie zaskoczyłaś swym powrotem. I wiesz co? Postanowiłem się zlitować nad tobą. 

 KP: Dziękuje panie... 

 C: Ale nie myśl sobie, że nadal będziesz siedzieć sobie w Warszawie w pałacu jak księżniczka. Od teraz twoje miejsce jest tu. Zobaczymy, jak zapłacisz za swój błąd kochanie. A teraz chodź ze mną, zobaczymy co Saszka powie na twój powrót. 

 KP: Co? A co mnie obchodzi zdanie tego dupka? Na co Carze ci jego zdanie? 

 C: Heh... Dla mojej własnej satysfakcji. 

Podszedł do mnie i podał mi swoje ramię. Musiałam z nim iść, lecz bardzo tego nie chciałam. Wyszliśmy razem na spacer po korytarzach pałacu. Wszyscy których mijaliśmy patrzyli na mnie ze smutkiem i przerażeniem. Nie rozumiem ich. Wiem, że Car przeraża ich, ale ja nie mam zamiaru okazywać mu lęku. Zeszliśmy głównymi schodami. Z góry dostrzegłam Imperium, który stał do nas tyłem i rozmawiał z jakimiś generałami. Oni na nasz widok zaczęli się kłonić. Aleksander odwrócił się za siebie i gdy dostrzegł nas wyglądał jakby był w szoku. Dwaj generałowie czym prędzej oddalili się zostawiając naszą trójkę samą. Car wydawał się na niesamowicie zadowolonego, a Aleksander na załamanego? Dziwne. Pewnie myślał, że stchórzę i ucieknę na zawsze. 

 C: Ah witaj Saszka. Zobacz kto do nas powrócił prosto z Paryża. 

 A: Po co tu wróciłaś? Myślałem, że teraz będziesz zabawiać Francję i Anglię by cię chronili. 

 M: Wybacz, ale nie jestem taką dziwką jak niektórzy. Na moje słowa uśmiechnął się z pożądaniem 

 A: Nawet nie wiesz, jak się stęskniłem za tobą 

 C: Oho... Saszeńka zapewniam teraz będziesz mógł się zabawić na całego. -Spojrzałam na Cara, uśmiechał się do mnie okrutnie. -No nie patrz tak na mnie. Przecież muszę cię jakoś ukarać za twoje nieposłuszeństwo. Od teraz jesteś własnością mego państwa i zostajesz pozbawiona wszystkich praw i przywilejów. Widzisz Saszka jak bardzo o ciebie dbam? Teraz masz swoją własną pokojówkę, z którą możesz robić co chcesz.

 A: Nareszcie moja...Chwycił mnie za rękę i zaciągnął prosto do swego powozu. Cała podróż do jego dworu minęła nam w ciszy. Dopiero teraz poczułam strach, lecz jest już za późno na ucieczkę. Gdy dotarliśmy na miejsce zaprowadził mnie do salonu i wezwał swoją główną zarządczynie.

 A: Daj jej pokój i ubrania. Od dzisiaj ma sprzątać tak jak reszta państw. 

 Z: Tak jest mój panie. Chodź ze mną. -Zaprowadziła mnie poprzez kuchnie prosto do pokojów dla służby. Były to malutkie pomieszczenia z jednym niewygodnym łóżkiem, stolikiem i szafą. 

 Z: To twój pokój. W szafie masz ubrania. Kolacja codziennie o dwudziestej przy kuchennym stole. A praca zaczyna się o szóstej rano i masz być na zbiórce w kuchni, bo jak nie to zostaniesz ukarana. Czy zrozumiałaś? Pytam się czy zrozumiałaś?! 

 M: Tak... 


 Per. Mikołaja I Romanowa 

 Kusi mnie ta propozycja... Wiem, że już nie mogę się wymienić, ale tak bardzo chcę dokopać tym wstrętnym Żabojadom za 1812 rok. I nawet wiem już jak. Ruszyłem do klasztoru, który odwiedzam średnio raz na dwa tygodnie. Na powitanie jak zawsze wybiegła siostra Awdotia. Zignorowałem ją i ruszyłem prosto do celi mojej zabaweczki. Wszedłem do jej pokoju i zobaczyłem dziewczynę w zniszczonej, cieniutkiej sukieneczce. Siedziała na podłodze a jej dłonie były skute kajdanami nad jej głową. Jej twarz zakrywały jej ciemne włosy. Ukląkłem koło niej i chwyciłem jej podbródek by patrzyła się na mnie. Jej twarz była cała blada i było widać, że ciągle płacze, usta miała całe w ranach. Nie dziwi mnie to podobno często się sama okalecza, ale to nie z mojej winy, na pewno to przez to, że straciła dziecko i męża, przynajmniej tak mówią zakonnice. Jej wzrok był obłąkany i pusty. Kazałem ja rozkuć i zanieść ją na łóżko. Zacząłem się zabawiać jej bezwładnym ciałem. Kiedy skończyłem wezwałem moich najbardziej zaufanych żołnierzy. Oni też mogą się zabawić. Kurde będzie mi jej brakować. Gdy każdy z nich skończył rozpocząłem swoje dzieło. Doszło do pobicia dziewczyny, bo nie dawała rady sprostać robienia loda jednemu z moich żołnierzy. Po zadaniu jej tak wielu obrażeń postanowiłem już przejść do finału. Zanieśliśmy ją nad jezioro, wcześniej kazałem wyciąć w lodzie dziurę. Związaliśmy ją sznurami i wrzuciliśmy do jeziora. Kazałem trzymać ją pod lodem przez kilka godzin. Niestety zasnąłem i minęła jeszcze cała noc. Ruszyłem nad jezioro i dostrzegłem moich żołnierzy pijących wódkę.

 C: Co z dziewczyną? 

 Ż: Мы не знаем (Nie wiemy) 

 C: Wyciągać ją! 

 Ż: Да это (Tak jest) 

 Zaczęli wyciągać ciało za liny. Wydaje mi się, że jako kraj nic jej nie będzie i wyślę taką wariatkę prosto do Francji. Zobaczymy jak bardzo ją kocha. Wreszcie wyjęli ciało z jeziora. Mój uśmiech satysfakcji powiększył się jeszcze bardziej. Ona jest martwa! Chcę widzieć ból Francuza, kiedy ujrzy ją w trumnie. O tak! Kazałem zakonnicom ją wystroić w białą suknię i zawiozłem trumnę prosto do dworu Imperium. Gdy dotarłem kazałem wystawić trumnę na dziedzińcu i wezwać wszystkich, a zwłaszcza siostrzyczkę. Gdy każdy z domowników był na zewnątrz uśmiechnąłem się z wyższością do Saszki. Kazałem otworzyć trumnę i zaraz po uniesieniu wieka rozległ się krzyk Marii. Dziewczyna podbiegła do zmarłej siostry. Aleksander podszedł za nią i położył dłoń na jej plecach. Odwrócił się do mnie z nienawiścią.

C: Księstwo Warszawskie... Nasza biedna Basieńka...Po stracie dziecka nie mogła dojść do siebie i oszalała. Te dobre i miłosierne zakonnice opiekowały się nią i starały pocieszyć... Niestety nie udało im się... Chłopi z pobliskiej wsi zrobili dziurę w lodzie na jeziorze. Dziewczyna uciekła z klasztoru i wpadła do niej...Bardzo mi przykro Maszeńko... 

 M: Basiu...Basiu..nie! Siostrzyczko...Poza tobą nie mam nikogo...nie zostawiaj mnie samą...proszę... 

 A: Już dobrze...Ciii...Maszka cichutko- Imperium objął Królestwo i starał się uspokoić. Wszyscy zebrani również płakali nad trumną dziewczyny. Gdy moje przedstawienie dobiegło końca i po tych durnych obietnicach godnego pochówku przystąpiłem do ostatecznej części planu zemsty. W nocy kazałem wywieść trumnę z kaplicy prosto do Paryża. Wygrałem i wszyscy mi uwierzyli. Wróciłem do swego pałacu. 


 Per. Imperium Rosyjskiego 

 Ta cała śmierć jest dziwna. Nie wierzę w to, że wpadła niechcący do jeziora i się utopiła. Mikołaj coś kręci i dowiem się co, ale najpierw pogrzeb. Właśnie szedłem do kaplicy, gdy zauważyłem Marię w czarnej sukni. Stała wpatrzona w okno. Jej kasztanowe loki spadały falami po plecach. Podszedłem do niej. 

 A: Będzie dobrze...Jak się czujesz?

 M: A jak mam się czuć? Obiecaliście, że będę mogła ją pochować, a nawet tego mi nie wolno... Jej policzki pokryły łzy 

 A: O czym ty mówisz? Osobiście zabiorę cię na niego tak jak obiecałem. Tyle mogę jedynie zrobić, przykro mi. 

M: Daruj sobie! Wiem co zrobiliście z tym swoim Carem! Potwory, bez serca! 

 A: Jak śmiesz obrażać nas!? To car przywiózł ci siostrę byś mogła ją pochować, więc okaz trochę szacunku. 

 M: Jesteście podli! Zrobiliście sobie z jej ciała zabawkę! 

 A: O czym ty pierdolisz kobieto? 

 M: Nie udawaj, że nie wiesz! I co? Wysłanie jej zwłok do Eugene'a da wam aż taką satysfakcje? 

 A: Co?! 

 M: Nienawidzę cię! Przestań udawać niewinnego! Wiem, że maczałeś w tym palce i nigdy ci tego nie wybaczę! Mam nadzieje, że z tobą też tak ktoś postąpi!- Po tych słowach pobiegła w stronę pokojów dla służby. Nie rozumiem o co jej chodzi. Pojechałem prosto do kaplicy. Na miejscu zastałem jedynie kilka krajów. Podszedłem do Żmudzi. Widziałem nienawiść do mnie, ale gdy powiedział co się stało czym prędzej ruszyłem do cara. Jak ten sukinsyn śmiał?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro