22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Per. Pierwszego Cesarstwa Francuskiego

Z dnia na dzień mam już dość mego życia. Pragnąłem jedynie być z ukochaną, lecz teraz tracę nadzieje, że jeszcze ją odzyskam. Odkąd ta mała suka uciekła jedyne co robię to siedzę wpatrzony w lalkę, jedyną pamiątką i dowodem tego, że kiedyś naprawdę ją poznałem i pokochałem. Od tamtego dnia jest dla mnie wszystkim, lecz teraz nie mam już nic... Ci zdrajcy na kongresie odebrali mi wszystko. Jedynie powolne podcinanie żył daje mi chwilową ulgę. Wiem, że dopóki nie będę mieć następcy nie zginę, ale pozostaje mi nadzieje, że skoro nie mam własnego dziecka to może narodzi się nowy Francja gdzie indziej tak jak w przypadku Litwy. On nie jest spokrewniony Z Wielkim Księstwem Litewskim. Narodził się ze zwykłych śmiertelników i całkiem przypadkowo został państwem. Takich przypadków jest wiele....Marzenie...ah gdybym był silnym państwem to bym ponownie ruszył na Rosję, tylko by odzyskać ukochaną...Nagle rozległo się pukanie do mojej komnaty. Od niechcenia powiedziałem, żeby wejść. Sługa wpadł jak huragan i podbiegł do mnie cały zdyszany.

E: czego chcesz?...- powiedziałem obojętnie

S: P...Panie...Car Rosji oszalał...

E: Zawsze był szalonym kotofilem.

S: Musisz to panie zobaczyć...To będzie dla pana istny szok tak jak dla całego dworu...

E: Ehh...Zajęty jestem i nie mam czasu na jakieś tam bzdury

S: Chodzi o twoją zonę panie...nasza biedna i kochana panienka...- zaczął płakać

E: Co z nią?! Gdzie ona jest?!

S: Na dziedzińcu panie

Wybiegłem jak najszybciej na dziedziniec. Gdy wyszedłem na zewnątrz ujrzałem tłum ludzi stojących w jednym miejscu. Im bliżej ich byłem tym głośniej słyszałem ich jęki i zawodzenia. Zacząłem się przepychać do przodu pomiędzy nimi. Nagle ujrzałem białą trumnę z szklanym wiekiem, a we wnętrzem była ona. Moja biedna Basieńka. Podszedłem do trumny i klęknąłem przed nią. Jak najszybciej podniosłem wieko i spojrzałem na jej twarz. Basia wyglądałaby jakby spala, gdyby nie to, że jej skóra była trupio blada, usta i wkoło oczy przybrały barwę fioletową. Jej bladość podkreślały jej ciemne loki. Była ubrana w piękną białą suknie i trzymała bukiet białych róż, a kilka z nich były ułożone na jej włosach. Wyglądała przepięknie, ale była martwa...Moja ukochana nie żyje...i to przeze mnie Zacząłem całować jej lodowate usta, które niegdyś były rumiane i uśmiechnięte...tak bardzo chciałbym znów zatopić się w jej szmaragdowym spojrzeniu...lecz teraz jedyne co widzę to sino fioletową skórę na powiekach i pod oczami. Jej policzki niegdyś rumiane dziś białe jak świeży śnieg. Czułem jak po mojej twarzy płyną ciepłe łzy...Straciłem już wszystko i to nieodwracalnie...To jest jej wina...to przez tą małą sukę...gdybym je wymienił Basia by teraz żyła, a ta dziwka miała by to co ma teraz. Zapłaci mi ona i jej litewski przyjaciel...To oni odpowiadają za jej śmierć...Gdyby nie doszło do powstania...A gdyby się oddali mi szanse na wymianę to Basia by nie zdążyła wpaść do lodowatego jeziora...moja biedna...musiała skończyć w tak okrutny sposób...mam nadzieje, że Maria pożałuje...

Per. Prus

Już dotarły do mnie najnowsze wieści ze świata. Strasznie mi szkoda tej dziewczyny, gdy straciła dziecko i się nią opiekowałem poczułem do niej sentyment. Żal mi jej. Bardzo ja polubiłem i wiem, że przeszła w swoim krótkim życiu wiele. A dętego nieczęsto zdarza się, że jakiś kraj umiera. Raczej oddajemy władzę swym następcą i żyjemy sobie, że tak powiem na emeryturze. Wszyscy myśleliśmy, że odbędzie się pogrzeb, lecz Eugene odmówił pochówku. Słyszałem plotki, że postawił zaszkloną trumnę w jakieś komnacie i przesiaduje przy niej godzinami. No przyznaję, że ja sam nie jestem lepszy. Kiedy Nawoja umarła nie chciałem jej pochować, ale Reinhard mnie przekonał...Ah ile łez wylałem, ileż godzin przesiedziałem nad jej grobem..., ale nie zrobiłem z jej ciała dekoracji w domu.

Wreszcie nadszedł dzień porodu. Od rana cała służba biega w te i we wtem, to z ciepłą wodą to z kocami. Ja jedynie zamknąłem się w bibliotece i zacząłem przeglądać w ciszy książki i grać od czasu do czasu na flecie staro germańskie melodie, które nucił nam dziadek w dzieciństwie. Brakuje mi dziadka Germanii i mego ojca Pierwszego Cesarstwa Rzymskiego. Nagle moją melodie przerwał mój brat Reinhard. Na dźwięk mojego fletu miał minę pełną zgorszenia. Był dzisiaj wystrojony w falbaniastą koszulę i jasno niebieską kamizelkę. Jego spodnie z granatowej satyny sięgały lekko za kolana a reszta nogi była zakryta białymi rajstopami. Buty były na obcasiku i były mocno wypastowane. Za co? Co z nim jest nie tak?

R: Eh..Wilhelmie. Czemu tu siedzisz, a nie po drzwiami komnaty swej żony?

W: Przecież wiesz

R: Może daj jej szanse? Może i urody Nawojki nie ma, ale to Niemka. I to dobrze urodzona i matka twego dziecka. Same plusy.

W: nie potrawie kochać innej kobiety

R: To trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.

W: Nigdy nie chciałem jej śmierci

R: Ale zginęła przez ciebie i trudno. Czasu nie cofniesz.

W: Wiem...i cierpię każdego dnia z tą myślą

R: Eh...No gorsi tak mają.

Nagle wpadła pokojówka wieścią, że moja żona, Helga urodziła mi syna. Niechciałem tam iść, ale Austria mnie zmusił. Weszliśmy razem do komnaty. Helga leżała z dzieckiem na łóżku. Podszedłem i wziąłem syna na ręce. Gdy spojrzałem na niego poczułem jak bardzo go kocham.

R: Pokaż mi mego bratanka...Eh taki sobie. Ale dobrze, że nie odziedziczył białości po tobie.

H: Jesteś ojcem Wilhelmie. Nadaj mu imię

W: Nie. Zgodnie z tradycją to matka nadaje synowi, a ojciec córce.

R: Właśnie. No dawaj Helgo. Wykaż się.

H: Niech będzie...Andreas Wilhelm

R: Eh...to drugie to takie gorsze  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro