4. PRZYGOTOWANIA DO BANKIETU

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po zamknięciu za sobą drzwi od mieszkania opieram się o ścianę, a następnie zjeżdżam po niej plecami i siadam na podłodze, a głowę, którą rozsadza niesamowity ból, chowam w kolanach. Po krótkiej chwili słyszę kroki z pokoju dziennego w moim kierunku.

— Coś się stało? — słyszę nad sobą zatroskany głos Richarda, co wywołuje u mnie zdziwienie. Czyżby złość mu już przeszła? Unoszę głowę do góry i spoglądam na jego twarz, która nie wykazuje w tym momencie żadnych emocji.

— Nie — odpowiadam po chwili. — Tylko głowa mnie boli — dodaję, stając na nogi, a potem przechodzę do łazienki, żeby umyć ręce. 

Stoję przy umywalce i ochlapuję zimną wodą twarz, a następnie dla ukojenia przecieram mokrymi dłońmi kark. Po wszystkim opieram ręce na umywalce i zwieszam głowę. Czuję się tragicznie, jest dopiero południe, a ja mam uczucie, jakbym nie spała od tygodnia. Po wyjściu z łazienki przechodzę do kuchni, żeby się napić. Kiedy do niej docieram, na blacie leżą przygotowane tabletki przeciwbólowe, a obok stoi szklanka z wodą. Odwracam się do siedzącego na kanapie bruneta i się uśmiecham.

— Dziękuję — mówię, po czym połykam proszki, popijając wodą.

— Chodź... Usiądź przy mnie — zwraca się do mnie Freitag, więc robię to, o co mnie poprosił. Kiedy zajmuje miejsce na kanapie, on przysuwa się do mnie bliżej i obejmuje mnie ramieniem.

 — Przepraszam — szepcze mi do ucha. — Nie wiem, co wczoraj we mnie wstąpiło. Chyba moja zazdrość o ciebie, znowu wzięła górę nade mną. Wierzę ci, że nic poważnego nie łączy cię z tym mężczyzną.

— Bo tak jest — przerywam mu, patrząc w jego oczy. — Nie mam z nim żadnego romansu. To po prostu niemożliwe — dodaję sobie w myślach. Oczywiście brukowce zawsze wszystko wiedzą najlepiej.

— Jednak ciągle zastanawiam się, kto to jest, bo zdaje się, że wasze spotkania nie są przypadkowe.

— Muszę sobie sama najpierw to wszystko poukładać. Obiecuję, że powiem ci, kto to jest, ale jeszcze nie teraz. Dobrze? — mówię, obserwując jego reakcje.

— No dobrze — przytakuje zrezygnowany, głośno wzdychając. — O której dzisiaj wyszłaś z domu? Bo jak się obudziłem, to już cię nie było — dodaje, bacznie mi się przyglądając.

— Coś koło szóstej — odpowiadam, a on patrzy na mnie z niedowierzaniem.

— Nie rób tak więcej — mówi, muskając moje usta kciukiem, na których po chwili składa pocałunek. — Chodź, zjesz coś, bo chyba wyszłaś bez śniadania — dodaje, wstając z kanapy, kręcąc przy tym głową.

                                                                                 ***

— Masz dzisiaj trening? — pytam, po czym upiłam łyk kawy.

— Tak, za dwie godziny. Chociaż najchętniej spędziłbym to popołudnie razem z tobą — uśmiecha się do mnie.

— Serio? Na zajęciach z niemieckiego? — śmieję się, puszczając mu oczko. — Nie wiem, czy pamiętasz, ale jest czwartek i za dwie godziny mam kolejną turę nauki tego, jakże cudownego języka — dodaję, unosząc brwi do góry.

— Hmm... zapomniałem — śmieje się, a ja wznoszę oczy ku górze.

                                                                                  ***

— Boże, daj mi siły, żebym nie oszalała przez tego człowieka — mówię do siebie pod nosem, kiedy po południu wychodzę z zajęć. Facet znowu pokazał, jakim jest sztywniakiem, co powoli doprowadza mnie do szału.

Hmm... może od przyszłego miesiąca przy okazji reorganizacji godzin, zmieniłabym sobie nauczyciela?  myślę, ale od razu porzucam tę myśl, bo wiem, że Richard nie byłby z tego zadowolony. Z tego co zauważyłam, to w tej szkole tylko pan Fieske jest w wieku emerytalnym, a reszta kadry jest dość młoda i chyba domyślam się, dlaczego Freitag zapisał mnie na zajęcia właśnie do niego. Ta jego zazdrość jest czasami uciążliwa, ale w momencie, kiedy zorientowałam się, że raczej nie przez przypadek trafiłam pod skrzydła starszego nauczyciela, w duchu zaczęłam się śmiać.

— Może gdzieś panią podwieźć? Chyba zbiera się na deszcz — słyszę nagle znajomy mi głos, który dochodzi z wnętrza zatrzymującego się przy mnie auta.

— No nie wiem — waham się. — Ostatnio często chodzą za mną paparazzi, jeszcze ktoś zrobi mi z panem zdjęcie i będę miała problemy.

— Myślę, że zdjęcie w moim towarzystwie byłoby jak najbardziej wskazane — puszcza mi oczko.

— No dobrze, zaryzykuję — odpowiadam radośnie, po czym zajmuję miejsce pasażera.

— Do domu?

— Zdecydowanie — mówię z uśmiechem.

Po kilku minutach, w ciągu których nadeszła solidna ulewa, jesteśmy już na miejscu. Szybko wbiegamy do budynku i stajemy przy windzie, czekając, aż zjedzie na dół.

— A buziak dla kierowcy za podwózkę, gdzie jest? — śmieje się Richard, po czym przyciąga mnie do siebie i łączy nasze usta w pocałunku.

                                                                              ***

Po dotarciu do mieszkania zjedliśmy podwieczorek. Potem z kubkami herbaty w ręce, posiedzieliśmy trochę na balkonie, rozmawiając i patrząc na padający z nieba deszcz. Lubię taki widok, a jeszcze bardziej lubię zapach ziemi po deszczu, szczególnie wiosną. Powietrze jest wtedy takie lekkie i orzeźwiające, co koi moje zmysły.

Po kąpieli siadamy na kanapie i Richard włącza telewizor, bo akurat ma być emisja jego ulubionego filmu. Jestem trochę niezadowolona z takiego obrotu spraw, bo myślałam, że inaczej spędzimy ten wieczór, szczególnie, że jutro wyjeżdżam na cały weekend w obowiązkach służbowych. Po kilkunastu minutach filmu przysiadam się jeszcze bliżej Richarda i wkładam dłoń pod jego koszulkę, a następnie zaczynam nią błądzić po torsie. Drugą ręką zaczynam bawić się jego włosami i bacznie obserwuję reakcję. Niestety brunet jest totalnie zapatrzony w telewizor i nie ruszają go moje gesty albo udaje, że tak jest.

Jeszcze zobaczymy, jak długo będziesz oglądał ten film  myślę sobie, po czym wstaję z kanapy i przechodzę do sypialni.

 Tam pozbywam się z siebie mojej i tak już skąpej piżamy, i zostaję w samych majtkach. Po kilku rozgrzewkowych minutach zabawy sam na sam wychodzę z pokoju i przechodzę w negliżu przed Richardem, do łazienki. Kątem oka widzę, jak Freitag na mój widok zaciska mocno szczękę i przymyka oczy, a z dłoni formuje pięści, ale w dalszym ciągu siedzi na kanapie. Po zniknięciu za drzwiami łazienki odkręcam wodę w kranie, żeby nie było, że nic tutaj nie robię. Stoję chwilę przed lustrem i śmieję się sama do siebie z tego, jaki plan zrodził się w mojej głowie. Po chwili przybieram poważny wyraz twarzy i przechodzę z powrotem do sypialni, na co Richard głośno wypuszcza powietrze z ust, ale dalej siedzi jak siedział.

Twarda sztuka — myślę sobie. 

— No dobra, to teraz pora iść się czegoś napić — mówię do siebie i wychodzę z pokoju, kierując swoje kroki do kuchni. Nalewam sobie wody do szklanki i już mam upić łyk, kiedy czuję bruneta za swoimi plecami, na co uśmiecham się pod nosem. Opiera dłonie na blacie, po moich bokach, blokując mi tym samym ruch.

— Moja diablica — szepcze mi do ucha.

 Zdejmuje jedną dłoń z szafki, po czym składa dość mocnego klapsa na pośladku, przez co aż piszczę. Nie spodziewałam się tego. Po chwili brunet rozmasowuje to miejsce, a następnie kolejny raz dostaję klapsa. Głośno wzdycham, czując w swoich majtkach jeszcze większą wilgoć, a przez moje ciało przechodzi dreszcz podniecenia. Chcę odwrócić się w jego kierunku, ale nie pozwala mi na to. Jeszcze bardziej napiera na mnie swoim ciałem, przez co czuję na swojej pupie jego erekcję.

— Pozwolisz mi się odwrócić? — pytam, bo mam ochotę pocałować go i dotykać jego ciała.

— Nie — odpowiada stanowczo, a jego ręka ląduje w moich majtkach. — Jesteś taka mokra — mruczy. — Zaczęłaś bawić się beze mnie w sypialni? — pyta, muskając swoimi ustami moją szyję, a ja przytakuję głową. — Może dokończysz, a ja sobie popatrzę?

— Nie będę odwalać za ciebie całej roboty — odpowiadam zaczepnie, za co dostaję kolejnego klapsa.

— Zaraz porządnie się za ciebie wezmę — szepcze do mojego ucha, a następnie lekko je przygryza.

W tym samym momencie moje majtki spadają. Po chwili brunet robi to samo ze swoimi bokserkami. Pociąga mnie bardziej do tyłu, przez co mój tyłek wypięty jest w jego kierunku i wchodzi we mnie zdecydowanym ruchem, a ja wydaję z siebie jęk rozkoszy. Od razu zaczyna poruszać się we mnie szybko i raz po raz czuję na swoich pośladkach klapsy, co potęguje moje doznania i sprawia, że szaleję z podniecenia.

— Oh tak! Nie przestawaj! — jęczę, czując zbliżający się orgazm.

Moje cało zalewa fala gorąca, a Richard wydaje z siebie gardłowy krzyk i opiera swoją głowę o moje plecy, mocno trzymając mnie za biodra. Próbujemy zapanować nad swoimi oddechami.

— Podobało się, diablico? — pyta, kiedy odwraca mnie w swoim kierunku, a ja opieram swoje czoło o jego bark, bo nadal nie mogę uspokoić swojego oddechu.

— Bardzo — szepczę, na co on unosi moją głowę za brodę tak, żebym na niego spojrzała.

— Niegrzeczna dziewczynka — mówi cicho, muskając moje wargi swoimi. — Dobrze wiedzieć — uśmiecha się tajemniczo i namiętnie całuje.

                                                                                 ***

— W końcu na miejscu — mówię do siebie, wysiadając z auta i się przeciągam.

Po niecałych pięciu godzinach dotarłam do Koloni, od której zaczynam kolejny weekend w pracy. Melduję się w hotelu, a po dotarciu do pokoju, wyjmuję ciuchy na zmianę i przechodzę do łazienki, żeby odświeżyć się. Po prysznicu, który zajął mi pół godziny, kolejny raz kładę swoją walizkę na łóżku, a następnie otwieram ją, żeby wyciągnąć z niej ubrania, które założę na dzisiejszy mecz. Kiedy układam je na łóżku, słyszę puknie do drzwi, co wywołuje moje zdziwienie, bo nie mam pojęcia kogo się spodziewać. Otwieram je i moim oczom ukazuje się Michał. Jak zawsze nienagannie ubrany. Wygląda, jakby dopiero co zszedł z wybiegu dla modeli.

— Cześć — wita się ze mną. — Mogę na chwilę? — pyta, a ja odsuwam się na bok, dając mu tym samym znak, że może wejść. — Widziałem cię w holu hotelowym, jak przyjechałaś. Chciałbym pogadać o weekendzie — zaczyna tajemniczo, a ja w kościach czuję, że tym razem będę zajmowała się mniej znaczącymi rzeczami.

— Jasne — uśmiecham się. — Jakieś nowe ustalenia? — zadaję pytanie, nie dając po sobie poznać, że się denerwuję.

— Dzisiaj wszystko zostaje tak, jak do tej pory, ale w sobotę i niedzielę zmieni cię Arek – odpowiada, bacznie mi się przyglądając. 

Nie podoba mi się to, co usłyszałam, ale trudno. Jest szefem i ma prawo zmieniać swoje dotychczasowe decyzje, pomimo iż w ostatni weekend zapewniał mnie, że do końca sezonu to ja będę stała za mikrofonem.

— Nie ma sprawy — odpowiadam pewna siebie.

— Nie zapytasz o powód tej zmiany? — pyta zdziwiony.

— Jesteś szefem, więc masz do tego prawo — odpowiadam krótko, na co on robi jeszcze bardziej zdziwioną minę.

Kiedy ja w swoim poprzednim zespole dokonywałam jakichś zmian, też się z tego nie tłumaczyłam, a moi przyjaciele nigdy nie pytali o powody, tak więc nie czułam potrzeby, żeby on też musiał mi się z czegokolwiek tłumaczyć.

— W takim razie sam ci powiem — mówi, siadając na krześle, a ja zajmuję miejsce na łóżku. – Wolę, jak wszystko jest wyjaśnione do końca — dodaje po chwili, bawiąc się zegarkiem. Mój wzrok na chwilę zatrzymuje się na jego nadgarstku.

Rolex? Serio? Przecież to kosztuje kupę kasy  myślę sobie, unosząc jedną brew do góry. Po chwili przytomnieję i zwracam swój wzrok na jego twarz. Kiedy spoglądam na Michała, uśmiecha się do mnie. Chyba zauważył moją reakcję, co nie jest mi na rękę.

— Jak zapewne wiesz, dwa pozostałe mecze, przy których przyjdzie nam pracować, są bardzo ważne w Bundeslidze i mają ogromną oglądalność w Polsce — zaczyna swoją przemowę, a ja przytakuję głową. — Odsunąłem cię od tych meczów z powodu ostatniego artykułu, jaki pojawił się na twój temat — mówi, a ja zaczynam się wewnętrznie wkurwiać.

Co za palant. Odsuwać mnie z tak błahego powodu. Żebyś smażył się za to w piekle Baranowski — myślę sobie.

— Nasi widzowie dobrze cię znają. Po każdym meczu w Internecie pojawia się na twój temat spora ilość komentarzy. Do tej pory wszystkie były bardzo przychylne, ale ostatnie informacje i zdjęcia, dotyczące twojej osoby mogły nadszarpnąć twój wizerunek w oczach kibiców, stąd też moja decyzja — kończy, cały czas przyglądając mi się.

— Dobrze, rozumiem — odpowiadam ze spokojem, chociaż w środku się we mnie gotuje. — Czym w takim razie będę się zajmowała? — zadaję pytanie, pewnym głosem, na co on unosi jedną brew w górę. Zapewne nie spodziewał się tak spokojnej reakcji z mojej strony.

— W sumie... To po dzisiejszym meczu masz wolne. Będziesz mogła wrócić do Freitaga, czy z kim tam teraz mieszkasz – odpowiada oschle. Kiedy słyszę te słowa, poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Co za chuj. W tym momencie poziom mojej irytacji osiągnął chyba maksymalny pułap.

— Świetnie — odpowiadam z uśmiechem, a z jego twarzy bije wielkie zdziwienie. Na pewno nie dam mu tej satysfakcji i nie dam się sprowokować, i tak wystarczająco mnie upokorzył swoim durnym komentarzem.

— Richard na pewno ucieszy się z takiej niespodzianki — dodaję z uśmiechem, nie dając po sobie poznać, jak bardzo dotknęły mnie słowa, które padły z jego ust. Ale spokojnie, jeszcze ten palant będzie za nie przepraszał. Inaczej nie nazywam się Małgorzata Winnicka.

— Cieszę się, że rozumiesz moją decyzję. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

— Oczywiście, że nie — odpowiadam. Chuju —dopowiadam sobie w myślach, szeroko się uśmiechając. On odwzajemnia uśmiech i zaczyna powoli wstawać z krzesła, w dalszym ciągu nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Nie będę ci już przeszkadzał — mówi, kierując swoje kroki w stronę drzwi. — Mam jeszcze małe pytanie — odwraca się nagle w moim kierunku, trzymając dłoń na klamce.

— Słucham.

— Mogę się z tobą zabrać na stadion? — zadaje pytanie, którym wprawia mnie w osłupienie. Najpierw mnie upokarza słowami, że mogę wrócić do Freitaga, czy z kim tam mieszkam, a teraz, jak gdyby nigdy nic, wprasza się do mojego auta. Niech ci będzie Baranowski, nie wiem, w co pogrywasz, ale na pewno prędzej, czy później się dowiem.

— Jasne, nie ma sprawy — odpowiadam zdecydowanie, na co on się uśmiecha.

— Dzięki — odzywa się, po czym wychodzi z mojego pokoju. 

Kiedy zamyka za sobą drzwi, pokazuję mu środkowy palec. Wiem, że nie robi się takich rzeczy za plecami, ale facet zaczyna działać mi na nerwy. Jak jeszcze raz mnie tak wkurwi i upokorzy, to na pewno nie omieszkam pokazać mu tego gestu prosto w twarz. Z drugiej strony patrząc na obrót spraw, to jutro nie będę musiała kombinować, jak wymiksować się z moich obowiązków, żeby pojechać do Berlina na bankiet, a w niedzielę wrócę zdecydowanie wcześniej do domu i spędzę popołudnie z Richardem. Chwytam za telefon, żeby skontaktować się z Karolem, ale ten nie odbiera, więc postanawiam wysłać mu SMS-a.

Ja: Jakby co, to od godziny 19 będę miała już wolne".

Po kilkunastu minutach rozlega się dźwięk mojego telefonu.

— No, maleńka, jak udało ci się to załatwić? — słyszę zadowolony głos Karola.

— Baranowski odsunął mnie od dwóch kolejnych meczów, przez ten ostatni artykuł — odpowiadam  zła.

— Co za idiota — słychać złość w głosie szatyna. — Dasz radę od razu po meczu wyruszyć do Berlina? — dopytuje. — Podeślę ci w SMS-ie nazwę i adres hotelu, który mamy wynajęty.

— Hmm... na miejscu, jak dobrze pójdzie, byłabym koło północy — zaczynam się głośno zastanawiać. — Ale chyba tak zrobię, nie mam zamiaru dłużej oglądać tych buraków — odpowiadam, po czym słyszę śmiech kolegi.

— Ale zaleźli ci za skórę.

— Żebyś wiedział. Dobra kończę, bo niedługo wyjeżdżamy na stadion. Muszę się jeszcze przygotować — mówię, głośno wzdychając.

— Do zobaczenia.

— Pa pa — odpowiadam i się rozłączyłam.

                                                                                     ***

— Serio? Jeden pokój? Jedno łóżko? — pytam zdezorientowana, kiedy chwilę przed północą dotarłam do berlińskiego hotelu i weszłam do pokoju, który miałam dzielić z Karolem. — Nigdy wcześniej tak nie było — spoglądam na niego wymownie. 

OK. Może, teraz zajmowaliśmy największy apartament w hotelu, ale do cholery, wolałam już tak, jak było kiedyś. Dwa osobne, skromniejsze pokoje.

— Dobrze wiesz, że ja się tym nie zajmuję — broni się, a ja tylko zrezygnowana kręcę głową. — Ale jak widzisz, łóżko jest ogromne, tak więc będziesz miała zapewnioną przestrzeń osobistą — śmieje się.

— Jasne — mruczę pod nosem, po czym przewracam oczami. — Idę się kąpać, bo padam z nóg — mówię, znikając za drzwiami łazienki. Godzinę później kładę się do łóżka.

— Boisz się jutra? — pyta Karol, przekręcając się na bok. Głowę opiera na ręce i przygląda mi się.

— Trochę — odpowiadam, patrząc w sufit. — Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek do tego wrócę – dodaję po chwili, po czym głośno wzdycham. — Mam nadzieję, że mimo wszystko szczęście będzie dopisywało tak, jak poprzednio.

— Będzie dobrze — odzywa się Karol, ale w jego głosie daje się wyczuć zdenerwowanie. Czyżby dochodziło do niego, w co ponownie się pakujemy?

                                                                                           ***

W końcu nadszedł wieczór i czas przygotowań. Po godzinie szesnastej do naszego pokoju puka obsługa. Przynieśli nam wieczorowe kreacje, co już powoduje u mnie stres. Karol oczywiście wyluzowany, bo wiadomo, że pójdzie w garniturze albo smokingu, a ja mogę się spodziewać wszystkiego.

— Ja pierdolę! On chyba oszalał jeśli myśli, że to założę!—– krzyczę, kiedy wyciągam sukienkę z pudła. — Przecież to więcej odkrywa niż zakrywa — dodaję zrezygnowana.

— Daj spokój... jest świetna. Zresztą, teraz i tak już innej nie załatwisz — odzywa się Karol. — Już nie mogę się doczekać, kiedy cię w niej zobaczę.

W swoich dłoniach trzymam właśnie długą, czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, która ma całkowicie odkryte plecy, a z przodu, z jednej strony dość spore rozcięcie, które prawie sięga krocza. Na szczęście, chociaż dekolt nie jest taki wyzywający, bo inaczej jeszcze bardziej bym się wkurzyła. Dodatkiem są buty na niebotycznie wysokiej szpilce. Jak się w nich nie zabiję, to będzie cud, bo dawno takich nie nosiłam. Nie cierpię takich butów. Po kilkunastu minutach kolejny raz ktoś puka do drzwi. Moim oczom ukazują się trzy kobiety. Tylko jedną z nich znam. Wysoką i cholernie zgrabną brunetkę o imieniu Caroline. Zawsze zazdrościłam jej figury.

— Margaret — wypowiada moje imię i od razu mnie przytula. — Nic się nie zmieniłaś — uśmiecha się do mnie.

— Ty też. Wiesz, że to nie przyzwoite nadal mieć taką świetną figurę? — mówię do niej, po czym obydwie wybuchamy śmiechem.

— Przyszłyśmy się tobą zająć. W końcu to twój wielki powrót — puszcza mi oczko. — To jest Maggie — przedstawia dziewczynę w burzy rudych loków. — A to Irina — pokazuje na blondynkę w króciutkich włosach.

— To my porywamy na trochę twoją partnerkę — zwraca się do Karola Maggie i znikamy za drzwiami ogromnej łazienki, w której stoi również toaletka, a na jednej ze ścian widnieje lustro, sięgające od podłogi do sufitu. Idealne, żeby potem zobaczyć efekt końcowy

Po dwóch i pół godzinie jestem gotowa. Kolejny raz czuję się, jak cholerny Kopciuszek. Kiedy dziewczyny w końcu pozwalają stanąć mi przed lustrem, nieruchomieję. W ogóle nie przypominam siebie. Spokojnie mogłabym się teraz założyć, że gdybym stanęła przed moimi znajomymi, to nikt by mnie nie poznał. Dziękuję dziewczynom, po czym wychodzą z łazienki, zostawiając mnie samą.

— Daj jej chwilę na oswojenie się z nowym wizerunkiem — mówią ze śmiechem do Karola, a chwili słyszę dźwięk zamykanych od pokoju drzwi. 

Po kilku minutach słyszę ciche pukanie i do pomieszczenia wchodzi szatyn, na którego przenoszę swój wzrok. Stoi w drzwiach z otwartymi ustami.

— Myślisz, że może być? — pytam, na co on głośno wypuszcza powietrze z płuc.

— Zatkało mnie — odpowiada, potrząsając głową, a ja uśmiecham się lekko. — Wyglądasz rewelacyjnie — dodaje i podchodzi bliżej mnie. — Coś się stało? — dopytuje, kiedy ponownie przenoszę wzrok na swoje odbicie w lustrze.

— Nie — odpowiadam zamyślona. — Zastanawiam się tylko, kim ja tak naprawdę jestem? Jaka jest druga twarz Małgorzaty Winnickiej? — wzdycham głośno. Cały czas zastanawiam się, jak zareagowałby Richard, gdyby dowiedział się czym zajmuję się "po godzinach".

— Jakby nie patrzeć, ja też mam dwa oblicza — uśmiecha się nieśmiało i puszcza mi oczko. — Chodź do pokoju, musisz się odprężyć, a ja mam na tę okazję coś specjalnego — dopowiada, po czym odwracam się do niego i omiatam wzrokiem, jak wygląda w smokingu, a chwilę później zaczynam się śmiać.

— Karol, serio? — mówię, powstrzymując śmiech, kiedy w oczy rzuca mi się wybrzuszenie w jego kroku.

— Wiem — odchrząkuje. — Stanął mi, ale to twoja wina, bo wyglądasz cholernie seksownie — broni się, puszczając mi oczko, a ja przewracam oczami. — Szczerze? — dodaje, podchodząc do mnie i nachylając się nad moim uchem. — Najchętniej to teraz podwinąłbym tę twoją kieckę i pieprzył od tyłu do utraty tchu przed tym lustrem — szepcze, a mnie zatyka. Przełykam mocno ślinę.

— Chcesz, żeby moja otwarta dłoń wylądowała na twoim policzku? — dopytuję, gromiąc go wzrokiem, na co on łobuzersko się uśmiecha.

— Gdzie masz kolczyk? — pyta po chwili, kiedy siedzimy w pokoju. 

W tym momencie zrywam się na równe nogi i podchodzę do walizki, po czym wyciągam z niej małe pudełeczko, które dostałam od niego w dzień moich urodzin. Znajduje się w nim kolczyk z symbolem Helm of Awe. Zakładam go, a drugie ucho pozostawiam puste. Znak ten, podobno ma onieśmielić wrogów i zapewnić ochronę osobie, która go posiada. Do tej pory nosiłam go w postaci wisiorka, ale zaginął po porwaniu. Nawet kiedyś się zastanawiałam, czy to możliwe, że ten symbol mógł mi pomóc przetrwać tyle dni okrutnych tortur, jakich wtedy doświadczałam. Jednak po dłuższym zastanawianiu się nad tym, stwierdziłam, że chyba mam nierówno pod sufitem, wierząc w takie rzeczy. Karol twierdzi inaczej, dlatego ponownie podarował mi ten symbol w postaci kolczyka i bransoletki z zawieszką. Pierwsze muszę zakładać na imprezy i bankiety takie, jak dzisiejszy, a drugie na co dzień. On ma ten znak zamknięty w postaci sygnetu. Nosząc tę biżuterię, informujemy osoby, wśród których teraz będziemy przebywać, że przynależymy do siebie, ale nie tylko. Bo także do niego. Mężczyzny, który dziesięć lat temu namieszał w naszym życiu, ale o tym wiedzą tylko osoby z jego otoczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro