42. GOSIA, TO TY?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem w Niemczech od tygodnia i znowu mam to dziwne wrażanie, że ktoś za mną chodzi. To frustrujące, a na dodatek powoduje, że mam ochotę sięgnąć po alkohol, chociaż wiem, że nie mogę tego zrobić, bo wtedy musiałabym odstawić leki. Są zbyt silne, żeby mieszać je z procentami.

Wracam z rozmowy o pracę, z której znowu nic nie wyszło. Mam wrażenie jakby na moim czole widniał napis „Ona ma depresję". Dzisiaj usłyszałam, że szukają do zespołu osoby bardziej pogodnej i dynamicznej. No przepraszam bardzo, że po stracie dziecka nie jestem już ta samą kobietą co kiedyś. Na następną rozmowę, która odbędzie się w dniu jutrzejszym będę musiała przybrać maskę radosnej dziewczyny, bo inaczej znowu polegnę. Może praca kelnerki, to nie jest szczyt moich marzeń, ale od czegoś muszę zacząć. Teraz jadę do mieszkania, obejrzeć pokój do wynajęcia, który znalazłam w internetowych ogłoszeniach. Na zdjęciach wszystko wydaje się być w porządku i mam nadzieję, że w realu też tak będzie. Wtedy biorę go od razu, bo nie jest za drogi, a lokalizacja w miarę dobra.

                                                                                   ***

Z radością opuszczam mieszkanie, w którym będę wynajmowała pokój. W końcu coś mi się udało. Będę dzieliła mieszkanie z trzema dziewczynami studiująco-pracującymi. Są naprawdę bardzo fajne i od razu złapałyśmy nić porozumienia, pomimo, że jestem od nich osiem lat starsza. Pokój nie jest za duży, ale przytulny i co najważniejsze ma podstawowe meble, czyli odchodzi szukanie łóżka, szafy i jakiegoś biurka. Jutro od rana zmieniam miejscówkę, co powoduje, że od razu pozytywniej myślę o nadchodzącym dniu. Może z pracą też mi się poszczęści? – myślę sobie.

Po kwadransie parkuję auto niedaleko motelu i zmierzam do pokoju. Muszę potem przedzwonić do Karola, bo już mi wysyła SMSy z pytaniami jak się czuję i, czy sobie radzę. Gdy ściągam z siebie kurtkę i rzucam ją na łóżko, niespodziewanie ktoś puka do drzwi, co mnie trochę dziwi, bo na klamce zostawiłam zawieszkę, żeby nie przeszkadzać. Cicho wzdycham, gdy po otwarciu, zauważam kto za nimi stoi.

- Witaj, Margaret – odzywa się Victor, po czym wprasza się do środka.

- Co ty tu robisz? Skąd wiesz, gdzie się zatrzymałam i, że w ogóle jestem w Niemczech? – dopytuję zdezorientowana.

Na pewno nie wie tego od Karola, bo obiecał, że będzie to trzymał w tajemnicy.

- A czy to ważne? – pyta nonszalancko.

No tak, czego ja się po nim spodziewałam? Że da mi odpowiedź? Naiwna jestem. 

– Ale nora – rzuca w moim kierunku, za co gromię go wzrokiem. – Mam nadzieję, że jak usiądę na tym krześle, to nie zarażę się niczym – dodaje, zajmując miejsce.

- Czego chcesz? – przyglądam mu się badawczo, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

- Jak się czujesz? Jak sobie radzisz?

- Czuję się dobrze i radzę sobie świetnie – odpowiadam pewnie.

- Tak, właśnie widzę – mówi, kolejny raz z niesmakiem rozglądając się po wnętrzu pokoju.

- Victor, co cię tu sprowadza?

- Zabieram cię do siebie – odzywa się, mrużąc oczy, a ja parskam śmiechem.

- Chyba na głowę upadłeś. Poza tym już wynajęłam sobie pokój – mówię, siadając na łóżku.

- W takim samym standardzie jak ten?

- Zaczynasz mnie wkurzać. Wyjdź stąd – odpowiadam, pokazując mu ręką drzwi.

- Wyjdę stąd tylko i wyłącznie z tobą. I pójdziesz po dobroci albo wyprowadzę cię siłą – ciarki przechodzą po moich plecach, gdy słyszę ton głosu, jakim wypowiada te słowa. 

Czego on znowu ode mnie chce? Myślałam, że w końcu pozbyłam się tego faceta, a on kolejny raz wraca jak bumerang. Do tego wiem, że nie odpuści. Popełniłam błąd, że nie pojechałam do Monachium i nie poszukałam jakiegoś lokum w pobliżu brata. Wtedy na pewno nie miałby tyle odwagi, żeby mnie nachodzić. Tylko jak on się dowiedział o miejscu mojego pobytu?

- NIGDZIE Z TOBĄ NIE IDĘ – mówię dobitnie, a on zaczyna kręcić głową.

- W takim razie nie pozostawiasz mi innego wyboru, jak użycie innych środków perswazji – odzywa się, wstając z miejsca. – A teraz grzecznie spakuj swoją walizkę – dodaje wyciągając broń, po czym na lufę zakłada tłumik. Zastygam w bezruchu, gdy ją odbezpiecza.

- Zwariowałeś?

- Margaret, nie testuj mojej cierpliwości, bo wiesz, że jej nie mam. Jakbyś mogła się pospieszyć, to byłbym wdzięczny. Czas nagli – mówi, spoglądając na zegarek.

- Człowieku, ty powinieneś się leczyć – odzywam się, pukając palcem po czole. – Spadaj, nigdzie z tobą nie idę – dodaję, gdy nabieram więcej odwagi.

- Uwielbiam cię, Margaret. Trzymam w ręku pistolet, a ty mimo wszystko masz to gdzieś – śmieje się chowając broń, na co cicho wypuszczam powietrze. – A teraz dalej, pakuj się – dodaje po chwili.

- Proszę cię, daj mi w końcu spokój – mówię, zrezygnowanym głosem.

- Potrzebuje cię – rzuca w moim kierunku. – Ostatnio nie idzie mi w biznesie i nie wiem, gdzie tkwi problem. Muszę mieć przy swoim boku osobę, która spojrzy na to innym okiem.

- A Karol? – pytam, na co on kręci głową.

- Próbował rozwiązać tą zagadkę, ale nie udało mu się to, więc liczę na ciebie.

- Victor, ja mam jutro rozmowę o pracę. Naprawdę nie mam najmniejszej ochoty kolejny raz użerać się z tobą i twoimi humorami.

- W jakiej redakcji?

- W restauracji – mówię, a on marszczy brwi na te słowa. – Jeśli mi się powiedzie, to będę pracowała, jako kelnerka – Meier robi wielkie oczy, gdy to słyszy.

Po chwili podchodzi do walizki i niedbale zaczyna wrzucać do niej wszystkie moje rzeczy. Dopadam do niego, ale brutalnie popycha mnie na łóżko, posyłając mordercze spojrzenie. W tym momencie zdaję sobie sprawę z tego, że przegrałam. Stanie się tak, jak on sobie to zaplanował.

                                                                                     ***

Po kilku godzinach zatrzymujemy się przed domem Victora w Berlinie. Jestem na niego wściekła i nie odzywałam się przez całą drogę. Nie mam zamiaru mu się podporządkować. Mój pobyt tutaj wyjdzie mu bokiem szybciej niż myśli. Jeśli sądzi, że po tym, co mnie spotkało będę dla niego miła, to głęboko się myli. Wysiadam z samochodu i obrażona kieruję swoje kroki w stronę drzwi wejściowych. Wtedy dostrzegam swoje auto, którym przyjechał już Felix. Po chwili u mojego boku pojawia się Meier, niosący walizkę. Od razu zmierzam do pokoju, w którym nocowałam poprzednim razem, gdy tu byłam.

- Za godzinę zejdź na obiad – odzywa się Victor, zostawiając walizkę w pomieszczeniu, a ja pokazuję mu środkowy palec. Widzę, jak kąciki ust unoszą mu się do góry, gdy widzi ten gest, po czym wychodzi.

                                                                                         ***

Od trzech tygodni nie robię nic innego, jak jeżdżę z Meierem na różne jego biznesowe spotkania i przyglądam się ludziom, z którymi się spotyka. Brunet podejrzewa, że to któryś z nich stoi za jego ostatnimi niepowodzeniami. Ja twierdzę inaczej. Nic w tych ludziach nie budzi mojego niepokoju. Nie zauważyłam żadnego fałszywego gestu. Jak dla mnie Victor się myli, ale on uparcie twierdzi, że mam się bardziej skupić i wszystko lepiej analizować. Nie mam pojęcia, dlaczego tak uczepił się tych osób. Ostatnio nawet nawrzeszczał na mnie, że go lekceważę i, że nie po to płaci mi kupę forsy, żeby potem na koniec dnia usłyszeć, że tamci ludzie według mnie są czyści. Czekałam tylko, aż w końcu mi przyłoży, bo widziałam, że był tego bliski. Zaczynam się go obawiać. Facet wpada w jakąś paranoję, co może się dla mnie źle skończyć.

                                                                                          ***

W piątkowy wieczór kładę się po kąpieli do łóżka i chwytam za telefon, żeby oddzwonić do brata i przyjaciół. Kontaktowali się ze mną w ciągu dnia, ale ja wtedy nie mogłam rozmawiać. Jak zawsze najdłuższą rozmowę prowadzę z Karolem. Dobrze mi się z nim gada. Nawet chyba lepiej niż z Rafałem. Co prawda na niego też, jak zawsze mogę liczyć, ale mam wrażenie, że on na to wszystko, co mnie spotkało i co zrobiłam patrzy zupełnie inaczej niż szatyn. Nie wiem z czego to wynika. Może z tego, że dla Rafała zawsze byłam zadziorną i pewną siebie kobietą, bo taką mnie widywał? Karol jest delikatniejszy, bardziej empatyczny i chwała mu za to.

Kiedy już mam zamiar położyć się spać, niespodziewanie rozlega się pukanie do drzwi. Zrezygnowana wstaję z łóżka i idę otworzyć. Gdy to robię, moim oczom ukazuje się Victor, trzymający w dłoniach wielkie pudło z czerwoną kokardą na pokrywie. Patrzę na niego zdezorientowana, a on wchodzi do środka i odkłada to na komodę.

- Co to jest? - dopytuję

- Sukienka dla ciebie. Jutro odbędzie się tutaj impreza. Musisz jakoś wyglądać – odzywa się, a mi wzrasta ciśnienie. Impreza? On chyba na głowę upadł, przecież mam żałobę. – Margaret, pora zacząć żyć. Ja wiem, że minęły dopiero dwa miesiące, ale czasu nie cofniesz. Musisz iść do przodu – przymykam oczy, gdy słyszę te słowa.

- Co to za impreza?

- Moje urodziny – odpowiada, po czym od razu wychodzi z pokoju.

Głośno wypuszczam powietrze z płuc i podchodzę do pudła, a następnie zdejmuję z niego wieko, po czym wyciągam sukienkę. O dziwo podoba mi się. Nie jest wyzywająca, czego się obawiałam. Jest koloru granatowego, a góra pokryta koronką. Posiada też koronkowe rękawy. Dół rozkloszowany z delikatnym wycięciem na nodze, nie takim, jak w tamtej sukience z bankietu. Nie jest najgorzej – myślę sobie, odkładając ubranie z powrotem do kartonu. 

Wracam do łóżka i próbuję zasnąć. Niestety sen znowu przychodzi mi z trudnością. Od jakiś trzech godzin przewracam się z boku na bok. Chwytam telefon w dłonie i wchodzę w galerię zdjęć. Jak co noc przeglądam zdjęcia moje i Richarda. Wiem, ze powinnam je wykasować, ale nie potrafię tego zrobić. Próbowałam tego wiele razy, ale za każdym razem rezygnowałam. Po chwili wchodzę w ustawienia telefonu i zastrzegam swój numer, po czym dzwonię do Richarda. Nie wiem, dlaczego to robię, ale to jest silniejsze ode mnie. Chęć usłyszenia jego głosu zwycięża nad rozsądkiem, który mi mówi, że mam tego nie robić

- Halo? – słyszę jego zaspany głos, na dźwięk którego w moich oczach zbierają się łzy.

- Halo? – powtarza po chwili, a ja w dalszym ciągu milczę.

- Gosia, to ty? – pyta, na co rozłączam się i zaczynam płakać.

Brakuje mi go i to bardzo, ale nie potrafię się przełamać, żeby z nim porozmawiać. Listu też nie przeczytałam, bo boję się tego, co w nim napisał. Zresztą, to i tak już niczego nie zmieni. Nigdy nie będziemy już razem. Pora się z tym pogodzić. Po jakimś czasie zmęczona płaczem zasypiam.

                                                                                         ***

Gdy budzę się na drugi dzień, szybko się ogarniam, po czym idę zjeść coś na śniadanie. W duchu modlę się, żeby nie spotkać w kuchni Meiera, bo pewnie znowu mi dogryzie, co sprawi, że kolejny raz wyjdę obrażona nie jedząc posiłku, przez co potem strasznie burczy mi w brzuchu. Na szczęście nie ma go, więc szybko chwytam za chleb i robię kanapki. Po kwadransie wracam do pokoju. Zgarniam z szafki, stojącej obok łóżka kluczyki od mojego auta i wychodzę.

- Wybierasz się gdzieś? – pyta Victor, gdy wpadam na niego przy schodach prowadzących do domu.

- Tak. Nie martw się, nie uciekam – mówię ironicznie, kierując się w stronę auta.

- Przede mną i tak nie uciekniesz – rzuca na odchodne Meier.

- Wiem – mruczę do siebie pod nosem, wsiadając do samochodu.

                                                                                   ***

- No dobrze. Koniec. Możesz wstać i podejść do lustra, żeby zobaczyć efekt końcowy – zwraca się do mnie Caroline, która maluje mnie na dzisiejszą imprezę urodzinową Meiera. Wstaję ostrożnie, uważając, żebym się nie potknęła, bo mam na stopach wysokie szpilki. Opada mi szczęka, kiedy staję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Pstrykam fotkę i wysyłam Karolowi. Po chwili dostaję odpowiedź.

Od Karol: Jak zawsze rewelacyjnie wyglądasz <3. Odsuń smutki na bok i ciesz się dzisiejszym wieczorem – odpisuje mi, ja głęboko wzdycham. 

Szkoda, że nie mógł przyjechać. Byłoby mi raźniej, gdyby u mojego boku była chociaż jedna przychylna mi osoba.

- Dziękuję wam – mówię, odwracając się do dziewczyn. One pakują wszystkie swoje akcesoria, a następnie kierują swoje kroki do drzwi.

- Miłego wieczoru, Meg. Do zobaczenia – żegnają się i wychodzą.

Biorę swoją komórkę do dłoni, po czym odblokowuję ją, żeby spojrzeć na tapetę, na której jest Richard. Zamyślona dotykam zdjęcia. Śledzę jego wyniki i wiem, że początek sezonu nie idzie po jego myśli. Jednak mam nadzieję, że ze skoku na skok będzie się rozkręcał i w końcu stanie na podium. Zawsze do tego dąży. Ciężko na to pracuje i życzę mu, żeby osiągnął zamierzone przez siebie cele. Nagle słyszę pukanie do drzwi.

- Proszę – odzywam się, odkładając telefon.

- Idziemy? Zaraz zaczną schodzić się goście. Chciałbym, żebyś witała ich ze mną – mówi do mnie Victor.

- A co ja, pani domu? – pytam ironicznie.

- Margaret, nie dyskutuj ze mną – odzywa się, na co wzruszam ramionami, ale ruszam w jego kierunku.

                                                                                        ***

Godzinę później impreza powoli zaczyna się rozkręcać. Wszystkie osoby, które przyszły widzę pierwszy raz. No może poza Timem, wieloletnim przyjacielem Meiera, no i Alexem, lekarzem, który pomaga mu w razie wypadku. Domyślam się, że pozostali też są w dobrych kontaktach z brunetem. Nigdy nie widziałam ich na żadnych bankietach, podczas których Meier załatwia swoje - powiedzmy - biznesy.

Obserwuję przybyłych gości, siedząc sama przy stole i strasznie się nudzę, więc sięgam po kieliszek z winem. Najwyżej dzisiaj nie wezmę leków na noc. Jak raz to zrobię, to przecież nic złego się nie stanie.

Po chwili obok mnie siada Timo i zaczyna rozmowę, co trochę mnie dziwi, bo nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Jednak największego szoku doznaję, gdy z jego ust pada pytanie, czy jestem w związku z Victorem. Prawie krztuszę się winem i oczywiście szybko zaprzeczam. Wyjaśniam, dlaczego Meier znowu mnie ściągnął, na co mój rozmówca unosi jedną brew do góry. Potem mówi, że brunet opowiadał mu o swoich problemach, ale sądził, że już ze wszystkim się uporał. Podobno nawet razem zastanawiali się w czym tkwi problem, ale nie znaleźli żadnej sensownej odpowiedzi. Po jakimś czasie do Tima podchodzi jakaś kobieta. Mężczyzna przedstawia nas sobie i chwilę rozmawiamy w trójkę, ale gdy z głośników rozbrzmiewa muzyka, odchodzą na parkiet. Miła kobieta – myślę sobie o nowo poznanej osobie. Nagle czuję na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Unoszę głowę do góry i widzę uśmiechniętego od ucha do ucha Meiera.

- Chodź, zaraz zagrają fajny utwór. Zatańczysz ze mną – mówi, a ja gromię go wzrokiem. – Chyba nie odmówisz jubilatowi? – dopytuje, patrząc na mnie wymownie. 

Zrezygnowana wstaję z miejsca i przechodzę z Victorem na parkiet. W tym samym momencie rozbrzmiewa piosenka The Weeknd „In Your Eyes". Nie sądziłam, że ten facet słucha takiej muzyki.

- Rozluźnij się laleczko. Tańcząc nie popełniasz przestępstwa – szepcze mi do ucha.  – Wsłuchaj się w słowa – dodaje po chwili.

Ja zamiast tego przypominam sobie teledysk i stwierdzam, że chętnie obcięłabym głowę Meierowi, ale nie tańczyłabym z nią potem, tylko wykopała w kosmos. Uśmiecham się delikatnie do swoich popapranych myśli. Ze mną naprawdę jest coś nie tak. W tym samym momencie ze zdziwieniem dostrzegam, że wszystkie tańczące do tej pory pary, zeszły z parkietu i stoją dookoła obserwując nas, co zaczyna mnie krępować. Spoglądam na bruneta, który wpatruje się we mnie tak, jakby chciał zahipnotyzować mnie wzrokiem. Wtedy o moich uszu dochodzi dźwięk saksofonu. Uwielbiam ten moment w tej piosence, przez co kompletnie odpływam w swoich myślach. Z letargu wyrywa mnie dźwięk oklasków. Potrząsam głową i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że przez cały ten czas wpatrywałam się w Meiera. Z boku na pewno wyglądało to dziwnie.

- Wracamy do stolika – odzywa się Victor, po czym podaje mi swoje ramię, które ujmuję. 

Kiedy siadam na swoim miejscu, cały czas zastanawiam się, czemu tak właściwie my siedzimy sami, a pozostali w małych grupkach. Przez to wszystko nawet nie mam z kim porozmawiać, gdy Meier odchodzi, żeby porozmawiać ze swoimi znajomymi. Mógł posadzić przy nas chociażby Timo, to pogadałbym sobie z jego partnerką, a tak jestem skazana tylko i wyłącznie na jego towarzystwo. Kompletnie nie rozumiem zasad panujących w tym domu.

- Margaret znowu zamyślona – zwraca się do mnie brunet, na co lekko wzruszam ramionami. 

Kończę jeść to, co nałożyłam sobie na talerz i rozglądam się dookoła.

- Przepraszam na chwilę – mówię, wstając od stołu, po czym kieruję swoje kroki w stronę łazienki.

Kiedy dochodzę na miejsce, zauważam, że jest w niej sporo kobiet, które raczej nie przyszły tutaj za potrzebą, a na plotki, więc idę do tej w drugim skrzydle, bo nie chcę otrzymać niewygodnych pytań odnośnie mojego tańca z Victorem. Widziałam po ich minach, jak tylko mnie zobaczyły, że miały ochotę podpytać, czy coś mnie z nim łączy.

Idę długim, lekko oświetlonym korytarzem, po czym zatrzymuję się nagle przy jednym z pomieszczeń, gdy słyszę, jak ktoś wymawia moje imię. Jeden głos należy do Tima, a drugi do mężczyzny, który pracuje dla Meiera. Robię wielkie oczy, gdy przysłuchuję się ich rozmowie. Teraz już wiem, kto stoi za niepowodzeniami Victora. To Timo, jego najlepszy przyjaciel. Co ja mam teraz zrobić? Meier i tak mi nie uwierzy, gdy mu o tym powiem. Pewnie pomyśli, że specjalnie chcę ich skłócić. Cholera, że też musiałam wygadać się Timowi, czemu tu jestem.

Nagle kończą swoją rozmowę, a ja w tym samym momencie ewakuuję się, żeby mnie nie zobaczyli. Nim wracam na salę, zahaczam o toaletę, która znajduje się przy pokoju, gdzie śpię. Cały czas myślę o tym, co usłyszałam i jak powiedzieć o tym Victorowi, żeby nie ściągnąć na siebie kłopotów. Po kilku minutach wracam na salę, po czym siadam przy stoliku.

- Już myślałem, że uciekłaś – śmieje się brunet.

- Jak widać nie – odzywam się niepewnie.

- Coś się stało? Zbladłaś - mówi, bacznie mi się przyglądając.

- Po prostu jestem zmęczona – odpowiadam cicho.

- Wytrzymaj jeszcze trochę – prosi mnie, na co przytakuję.

                                                                                  ***

W końcu po kilku godzinach goście zbierają się do wyjścia. Niestety Meier stwierdził, że mam stać u jego boku, kiedy będzie ich żegnał. Mógł mi powiedzieć o tym wcześniej, to mniej bym wypiła. Ostrożnie wstaję z krzesła, bo mój świat lekko wiruje. Nagle czuję, dłonie bruneta na swojej talii.

- Ktoś tu chyba jest lekko wstawiony – szepcze mi rozbawiony do ucha, a ja posyłam mu groźne spojrzenie, kiedy na mnie spogląda.

                                                                                 ***

Gdy brunet zamyka drzwi za ostatnim gościem, podchodzę do schodów w holu i siadam na nich, opierając głowę o balustradę. Ciągłe siedzenie przy stole i picie wina jednak nie wyszły mi na dobre. Zdejmuję ze stóp te cholerne szpilki, po czym zbieram się w sobie i wstaję, a następnie ostrożnie wchodzę po schodach na górę, modląc się, żebym nie spadła. Piszczę, gdy nagle zostaję zabrana na ręce.

- Będzie szybciej, jak cię zaniosę – odzywa się Meier.

- Postaw mnie na ziemię – protestuję, ale on ma to gdzieś.

Grunt pod nogami odzyskuję dopiero w pokoju.

– Dziękuję – odzywam się, siadając na łóżku. Brunet odwraca się i kieruje się w stronę drzwi.

– Victor, zaczekaj – zatrzymuję go, a on spogląda na mnie zaciekawiony. Podchodzę do szafki i wyciągam z niej zapakowane w ozdobny papier pudełko.

- Wszystkiego najlepszego, staruszku – śmieję się, podając mu prezent. Widzę, że jest zaskoczony tym gestem.

- Tego staruszka mogłaś sobie darować – mówi, odbierając podarek, a ja przewracam oczami.

Postanawia od razu go odpakować. Przenosi na mnie wzrok, gdy otwiera czarne, skórzane pudełko. Po chwili wyciąga z niego kupiony przeze mnie prezent.

- No proszę, jednak masz dobry gust, bo coraz bardziej w to wątpiłem – odzywa się, zapinając zegarek na nadgarstku.

- Mogłeś sobie darować ten głupi komentarz. Wystarczyło zwykłe „dziękuję" – odpowiadam naburmuszona. Meier pochyla się nade mną i całuje w policzek.

- Dziękuję – szepcze mi do ucha, wplatając swoją dłoń w moje włosy. – Jest idealny – dodaje, a następnie odwraca się, żeby opuścić pokój.

Gdy tylko zamykają się za nim drzwi, uwalniam się z sukienki. Niestety zajmuje to trochę czasu, bo ciężko idzie mi odpięcie zamka, który jest z tyłu. Robię to ostrożnie, żeby nie podrzeć materiału. Przy ubieraniu pomagała mi Maggie, a teraz jestem zdana na siebie, bo przecież nie poproszę o pomoc Victora. W końcu udaje mi się ta sztuka i sukienka ląduje na podłodze. Od razu zmierzam do łazienki, gdzie biorę kąpiel, która jest ukojeniem przede wszystkim dla moich nóg. Nie znoszę takich wysokich szpilek. Zdecydowanie bliżej mi do adidasów, a jeśli mam już założyć buty na obcasie, to na pewno nie na takim, jaki miałam nieprzyjemność dzisiaj nosić. Po pół godzinie w końcu kładę się spać i zasypiam z myślą, jak mam przekazać brunetowi informację, że nóż w plecy wbija mu jego najlepszy przyjaciel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro