12. ZAGINIĘCIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

WŁOCHY

RICHARD

Ze snu wyrywa mnie dźwięk telefonu. Kompletnie zapomniałem, żeby go wyciszyć. Zapalam małą lampkę stojącą na stoliku i już mam chwycić komórkę w dłoń, kiedy odzywa się Andreas, przez co spoglądam na niego.

— Ja pierdolę, Richard, co ty robisz? Jest środek nocy — mamrocze pod nosem Wellinger i odwraca się na drugi bok.

— Sorry, pewnie Gosia dzwoni,

— Serio? Jest chwilę po czwartej — stwierdza, kiedy spogląda na zegar w swoim telefonie. — Obydwoje jesteś nienormalni. Tworzycie parę idealną — mówi, a ja przewracam oczami.

Biorę w końcu telefon do ręki i ze zdziwieniem stwierdzam, że nie dzwoni Gosia, tylko jej brat. Odbieram połączenie.

— Halo?

- Richard? Tu Adam. Przepraszam, że o tej porze, ale to bardzo ważne — odzywa się blondyn. Słyszę, że jest zdenerwowany i łamie mu się głos. Czuję się nieswojo. Czyżby coś się stało Gosi? Nie, to nie możliwe — odganiam od siebie złe myśli.

— Coś się stało? — pytam i z niecierpliwością czekam na odpowiedź.

— Wolałem, żebyś dowiedział się tego ode mnie niż z mediów. Gosia... — zaczyna mówić, ale nagle się zawiesza. Zaczynam się denerwować, kiedy cisza trwa zbyt długo.

— Adam, co się dzieje? — dopytuję poddenerwowany.

— Ona... Zaginęła. Ktoś ją chyba porwał — wydusza z siebie, a ja zamieram w środku. 

Każde słowo, jakie wypowiada teraz w moim kierunku, sprawia, że zaczynam się rozpadać. Siadam na łóżku i słucham monologu z jego strony. Mówi mi wszystko, czego dowiedział się od policji, a ja modlę się w duchu, o to, że jak odłożę telefon i ponownie położę się spać, a potem rano się obudzę, to okaże się, że miałem tylko zły sen. Wellinger odwraca się w moim kierunku i patrzy na mnie. Kiedy widzi, że jestem załamany, a w moich oczach pojawiają się łzy, też siada na łóżku. Po kilku minutach rozmowy odkładam telefon na szafkę i kryję twarz w dłoniach. Kompletnie nie wiem, co mam teraz robić. Jestem w innym kraju, nie mogę pomóc w poszukiwaniach. Może wrócę?

Pamiętaj, żeby skupiać się teraz przede wszystkim na treningach, cokolwiek by się działo. Dobrze?

Przypominam sobie jej słowa i jeszcze bardziej się załamuje. Ona coś przeczuwała. I co? Teraz mam spełnić jej prośbę? Przecież to niedorzeczne.

— Richard, co jest? — wyrywa mnie z zamyślenia głos Andreasa. Przenoszę na niego wzrok i nie wiem, co mam mu powiedzieć. — Co się stało? Z kim rozmawiałeś? — dopytuje.

— Z bratem Gosi, Adamem. Ona... — mówię, ale w tym momencie załamuje mi się głos.

— Co ona? — niecierpliwi się Wellinger.

— Zaginęła — wyrzucam z siebie, a on robi wielkie oczy.

— Że co? Jak zaginęła? — pyta z niedowierzaniem.

— Znaleziono jej auto na parkingu przy autostradzie. Jacyś ludzie zgłosili to policji. Samochód był otwarty, a obok leżał roztrzaskany telefon. Na betonie były ślady krwi. Szukają jej, ściągnęli nawet psy, ale... — mówię i znowu się zacinam.

— Ale co?

—  Nie podjęły żadnego tropu. Parking został oblany jakąś chemiczną substancją.

— To niemożliwe — mówi Andreas i zamyśla się. — Na pewno ją znajdą. Zobaczysz — próbuje mnie pocieszyć.

— Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę — wzdycham głęboko. — I co ja mam teraz zrobić?

— Chcesz wrócić do Niemiec?

— Chyba tak byłoby najlepiej — mówię zrezygnowany. — Wiesz, że ona coś przeczuwała?

— Co masz na myśli?

— Kiedy się żegnaliśmy, to powiedziała do mnie, że przede wszystkim mam się skupić na treningu, cokolwiek by się działo — odpowiadam, a on kręci głową z niedowierzaniem.

                                                                       ***

Kiedy po godzinie siódmej zszedłem z Andreasem na śniadanie, reszta kadry już o wszystkim wiedziała. W Internecie są informacje o prowadzonych poszukiwaniach. Koledzy próbowali podnieść mnie na duchu, za co jestem im wdzięczny. W mojej głowie kłębiły się myśli dotyczące tego, co ma teraz zrobić. Zostać, czy wrócić? Rano jeszcze raz rozmawiałem z Adamem i on stwierdził, że mam skupić się na treningu, szczególnie że Gosia mnie o to prosiła. Powiedział, że on trzyma rękę na pulsie i jest cały czas w kontakcie z policją, i będzie mnie o wszystkim informował. Trener też przekonywał mnie o tym, że mam zostać na zgrupowaniu. Tak też zrobiłem. Co prawda mam wyrzuty sumienia z tego powodu, ale wtedy przypominam sobie słowa Gosi. Robię to dla niej, żeby była ze mnie dumna, kiedy ją znajdą, a ja będę mógł pochwalić się dobrą formą w kolejnym sezonie.

POLSKA

RAFAŁ

To, co się teraz ze mną dzieje, jest nie do określenia. Cały czas się zastanawiam, co się z nią dzieje. Jak się czuje? Czy dzieje się jej krzywda? Kto za tym stoi? Siedzimy z chłopakami w redakcji i nie dowierzamy w to wszystko. Rozmawiamy i próbujemy to ogarnąć, wymyślić jakiś trop, ale to nic nie daje. Zero rezultatów. Od jakiegoś czasu mieszkała w Niemczech, nie mówiła, że ma jakieś problemy, że ktoś ją nęka, czy coś podobnego. Dzwoniłem kilkukrotnie do jej brata, ale za każdym razem było zajęte. Zapewne jest w ciągłym kontakcie z policją, no i Freitagiem. W końcu odzywa się mój telefon, patrzę na wyświetlacz i zauważam, że oddzwania Adam. Momentalnie prostuję się na fotelu i chwytam za komórkę.

— Zrób na głośnomówiący — prosi mnie Artur, a ja przytakuję głową.

— Cześć, Adam. Dzięki, że oddzwaniasz. Jesteś na głośniku. Kumple są ze mną — informuję go.

— Cześć — odzywa się zmęczonym głosem.

— Wiesz już coś może? — pytam z nadzieją, że powie mi coś więcej, niż piszą w Internecie.

— Niestety nie. Odezwał się jakiś facet, który około pierwszej w nocy, widział ją na tym parkingu, ale to nie wniosło nic nowego — odpowiada, a ja zamieram w środku. Mniej więcej o tej godzinie dzwoniłem do niej. Tak naprawdę wydzwaniałem do niej tak często, jak tylko mogłem, ale ona nie odbierała ode mnie. Zniszczyłem naszą przyjaźń, jestem totalnym kretynem. Nigdy nie wybaczę sobie tego, jeśli coś jej się stanie.

— A co z tymi psami? — zadaje pytanie Piotr.

— Też nic — mówi zrezygnowany. — Ktoś skutecznie zatarł wszelkie ślady.

— A jakieś kamery? — odzywa się Darek.

— Ten parking nie miał monitoringu.

— Kurwa — wyrzucam z siebie i przecieram twarz dłońmi.

— Policja podejrzewa, dlaczego ktoś mógł ją porwać? — kontynuuje Darek.

— Okup albo... — zaczyna mówić, ale się zawiesza.

— Albo?

— Handel ludźmi — wydusza załamany, a my wszyscy zamieramy.

W tym momencie ktoś puka do przeszkolonych drzwi od biura, w którym wszyscy siedzimy. Kiedy spoglądam na nie, zauważam, że stoi za nimi Baranowski.

— Zaczekaj chwilę — mówię i kiwam blondynowi, żeby wszedł do środka

— Cześć. Mogę na chwilę? — pyta, a ja przytakuje głową.

— Mam prośbę. Masz może nurem telefonu do brata Gosi? Muszę mu o czymś powiedzieć — odzywa się, a my wszyscy patrzymy na niego pytająco.

— Jest właśnie na linii — odzywam się, pokazując leżący na biurku telefon.

— Cześć. Z tej strony Michał Baranowski — zaczyna mówić. — Jestem szefem zespołu, w którym pracuje Gosia. Nie wiem, czy to, co ci powiem, w czymś pomoże, ale mam taką nadzieję.

— Słucham — odzywa się Adam.

— W sobotę po meczu w Berlinie, kiedy Gosia wracała do auta, rozglądała się cały czas na boki — zaczyna mówić, a my wszyscy patrzymy na niego. W tym momencie z krzesła zrywa się Karol i wychodzi z pomieszczenia. Ze zdziwieniem patrzę na jego reakcję. — Na początku nie chciała powiedzieć dlaczego, ale jak zostaliśmy sami i ją przycisnąłem, to przyznała mi się, że ma wrażenie, jakby ktoś ją obserwował. Może warto przejrzeć monitoring wokół stadionu w tym mieście i w Dortmundzie. Może śledczy coś na nim zobaczą — kontynuuje, a ja przymykam oczy z bezsilności. Miała przeczucie, że coś jest nie tak. Być może by mi o tym powiedziała, gdybyśmy nie byli pokłóceni. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

— Dziękuję za informację. Teraz każdy trop się liczy. Przepraszam, ale rozłączę się i zadzwonię do policjanta, z którym jestem w kontakcie, żeby mu to przekazać — mówi Adam i kończy rozmowę.

— Dzięki, że przyszedłeś — zwracam się do Michała. — Boże, żeby coś to dało. To jest, jak jakiś najbardziej popieprzony sen — dodaję załamany.

— Dobrze, że udało ci się wyciągnąć z niej tę informację — odzywa się Piotr.

— Jakie teorie ma policja? Dlaczego mogli ją porwać? — pyta Michał, a ja głęboko wzdycham.

— Okup albo... Handel ludźmi — odzywa się Marek. Jemu też ta druga teoria nie chciała przejść przez gardło tak, jak Adamowi. Blondyn robi wielkie oczy i zamiera, kiedy to słyszy. Zapewne największe wrażenie zrobiła na nim ta druga teoria, zresztą na nas też. Kasę na okup zdobędzie się bez problemu, ale jeśli sprawdzi się ten drugi, najczarniejszy scenariusz, to już nigdy jej nie zobaczymy, co jest niewyobrażalne.

— Gdzie do cholery poszedł Karol? — zaczynam się denerwować. Pomimo całej tej sytuacji niestety mamy sporo roboty, którą musimy skończyć.

KAROL

— Victor? — dzwonię do Meiera. Kiedy usłyszałem pierwsze słowa Baranowskiego, domyśliłem się, o co chodzi. Szybko wyszedłem z pomieszczenia, żeby skontaktować się z Victorem i prosić o pomoc.

— Karol! Co to do cholery za cyrk? — mówi zdenerwowany.

— To nie żaden cyrk. Naprawdę ktoś ją porwał. Posłuchaj... — zaczynam mówić. — Wiem, że masz dobrego hakera. On musi włamać się do systemu monitoringu miejskiego w Berlinie i Dortmundzie...

— Po co? — przerywa.

— Ktoś prawdopodobnie ją śledził. Przejrzyjcie wszystko dokładnie. Przede wszystkim wokół stadionów — odpowiadam. — Jakoś nie wierzę za bardzo policji — dodaję, a on zaczyna się śmiać.

— Dobra, zaraz do niego zadzwonię. Oby coś to dało — wzdycha głęboko.

— Informuj mnie o wszystkim — odzywam się. — Victor... Ona musi się znaleźć cała i zdrowa. Rozumiesz? — mówię, pilnując, żeby nie załamał mi się głos.

— Spokojnie. Zrobię wszystko, żeby ją jak najszybciej znaleźć — odpowiada, a ja trochę się uspokajam, bo wiem, że Meier nie rzuca słów na wiatr.

Rozmawiam z nim jeszcze chwilę, a następnie wracam do biura, gdzie siedzą pozostali. Kiedy przechodzę przez drzwi, wszyscy dziwnie na mnie patrzą.

— Dokąd poszedłeś? — pyta mnie Piotr.

— Musiałem się przewietrzyć — kłamię i siadam na krześle, a potem przecieram twarz dłońmi.

— To, od czego zaczynamy robotę? — zwraca się do nas Rafał, a my wzruszamy ramionami. Nikt nie może skupić się na pracy, chociaż doskonale wiemy, że i tak normalnie musimy wykonywać swoje obowiązki, bo nikt nas z nich nie zwolni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro