27. JEŚLI O NIĄ NIE ZADBASZ, ODBIORĘ CI JĄ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem wykończona po tym weekendzie. Kiedy w końcu, późną nocą docieram do mieszkania, idę szybko pod prysznic, a potem dosłownie rzucam się na łóżko i w sekundę zasypiam. 

Budzę się, kiedy słyszę hałas dobiegający z salonu. Spoglądam na zegar i zaczynam panikować gdy zauważam, że jest prawie 14, a ja nadal mam na sobie piżamę. Jak to możliwe, że spałam tyle godzin? Od razu zrywam się na nogi, czego natychmiast żałuję, bo zrobiłam to zdecydowanie zbyt szybko i kręci mi się teraz w głowie. Siadam z powrotem na łóżko, a twarz chowam w dłoniach.

— Gosia, co się dzieje? — Nagle słyszę przy sobie głos Richarda, który wszedł do sypialni.

— Nic takiego. Po prostu za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie. Zaraz dojdę do siebie.

— Obudziłem cię?

— Tak. Nie wiem, jak to się stało, że przespałam tyle godzin. Nie zrobiłam nic do jedzenia.

— No i co z tego? Zaraz zrobimy coś razem — mówi i pomaga mi wstać. — Wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś — dodaje, a ja się w niego wtulam.

— Zaraz dojdę do siebie — odzywam się cicho.

Chwilę później przechodzimy do kuchni, żeby przygotować coś do zjedzenia. Kiedy mamy siadać do stołu, rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Idę otworzyć, ale kiedy to robię nikogo nie ma po drugiej stronie. Za to na podłogę upada coś, co było włożone pomiędzy drzwi a futrynę. Podnoszę to i okazuje się, że ktoś zostawił kopertę, która podpisana jest imieniem i nazwiskiem bruneta.

— Kto to był? — pyta Richard, podchodząc do mnie.

— Jak otworzyłam, to nikogo nie było. Tylko to spadło na ziemię — mówię, pokazując mu kopertę. — Jest dla ciebie. 

Freitag bierze ją do ręki i ogląda. Po chwili zagląda do środka, a następnie wyciąga zawartość. Są to zdjęcia, na których jestem ja. Robi mi się gorąco na ten widok, bo zostały zrobione, kiedy wracałam w nocy z Hanoweru. Zatrzymałam się wtedy na parkingu przy autostradzie, żeby chwilę odpocząć. Na odwrocie każdej fotografii jest napis: Jeśli o nią nie zadbasz, odbiorę ci ją. Co to ma w ogóle znaczyć? Kto mógł napisać coś takiego? Zastanawiam się też, jakim cudem tym razem nie zorientowałam się, że jestem przez kogoś śledzona. Zawsze czułam, kiedy coś było nie tak, a teraz nic.

— Albo rzucasz tą robotę, albo przestajesz jeździć po nocach — zwraca się do mnie Richard. Jest wyraźnie zdenerwowany, jednak nie tylko on, bo ja też.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ten ktoś wie, gdzie mieszkamy. Jaka to różnica, czy zrobi mi coś w trasie, czy tutaj? — odzywam się, kierując się do pokoju dziennego, gdzie siadam na kanapie. Brunet podąża za mną i zajmuje miejsce obok.

— Co robimy? Wiesz, kto może za tym stać?

— A skąd? Nie znam tutaj nikogo, nie mam znajomych — mówię zrezygnowana. Spoglądam na Richarda i widzę, że bije się z myślami. Coś chyba chodzi mu po głowie. — Co wymyśliłeś? Kogo podejrzewasz? — Wyrywam go z zamyślenia. Patrzy na mnie przez chwilę i zaciska usta.

— Artura — rzuca w końcu imię mojego kolegi, a mnie zatyka. Nie, to nie mógłby być on, bo jakim cudem?

— Nie wiem, czy pamiętasz, ale on mieszka w Polsce.

— Równie dobrze mógł kogoś opłacić, żeby cię śledził. — Kiedy to słyszę, zaczynam się śmiać. Artur i takie rzeczy?

— Kochanie, zapewniam cię, że to niemożliwe. — Wtulam się w niego. Chwilę później zabieram mu fotografie z dłoni i idę wrzucić je do kosza.

— Gosia, co ty robisz? Z tym trzeba iść na policję.

— Po co? Żeby za jakiś czas przysłali pismo, że sprawa jest umorzona? — mówię, wrzucając wszystko do śmieci. — Chodź, zjedzmy coś w końcu, bo jestem głodna — dodaję, siadając przy stole.

                                                                         ***

Wieczorem po kąpieli, kładziemy się do łóżka, a ja od razu wtulam się w Richarda.

— Jaka przylepa dzisiaj z ciebie jest — odzywa się Freitag.

— Jak ci przeszkadzam, to mogę pójść spać na kanapę — mówię naburmuszona, odsuwając się od niego.

— Skarbie, tylko żartowałem. — Uśmiecha się do mnie. — Coś ty taka nerwowa ostatnio?

— Nie wiem, najwidoczniej jestem trochę przemęczona. Nie musisz nic mówić, bo wiem, że ty masz inne zdanie na ten temat.

— A jakie, według ciebie jest moje zdanie?

— No przecież sam ostatnio powiedziałeś, że siedzę bez celu w mieszkaniu. — Freitag głośno wzdycha, kiedy to słyszy.

— Poniosło mnie wtedy. Wcale tak nie myślę. Wiem, że w tygodniu przygotowujesz się do pracy na weekend, bo nie raz widzę cię pochyloną nad wieloma statystykami, a poza tym masz jeszcze kurs niemieckiego. Proszę cię, przestań się już na mnie dąsać za to — mówi, a ja przytakuję. — To teraz zapraszam w moje ramiona — dodaje ze śmiechem, przyciągając mnie do siebie.

— W końcu powiedziałeś coś mądrego — mówię uszczypliwie, a on przygląda mi się z uwagą, po czym całuje i następnie bardzo mocno przytula. Czuję, jak ogarnia mnie spokój i mam nadzieję, że tym razem prześpię spokojnie całą noc.

                                                                                 ***

Na drugi dzień wstaję z łóżka w lepszym humorze. Chociaż chwilę później zaczynam się lekko denerwować, bo zaraz przypominam sobie, o czekającym mnie dzisiaj egzaminie. Mam nadzieję, że pójdzie po mojej myśli, inaczej chyba się załamię. Richard jeszcze śpi, więc zaczynam szykować jedzenie. Kiedy wyjmuję talerze z szafki, w moje oczy rzuca się koperta ze zdjęciami, którą wczoraj wrzuciłam do kosza. Najwidoczniej Freitag to wyciągnął, chociaż tak naprawdę nie wiem po co. Nawet jakbyśmy poszli z tym na policję, to co z tego? Przecież nie ma jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Nie rozumiem tylko, dlaczego ktoś sugeruje, że mu mnie odbierze? A jeśli Richard ma rację i zamieszany jest w to Artur? Nie, muszę porzucić tą myśl. Po co niby, miałby się łapać takich dziwnych zagrań? Może Lisa zmieniła taktykę i w ten sposób chce zasugerować, że poznałam tu kogoś?

— Dzień dobry. — Wyrywa mnie z zamyślenia Richard, który obejmuje mnie w pasie i przytula się do moich pleców.

— Dzień dobry — odpowiadam z uśmiechem i odwracam się do niego, żeby go pocałować.- Możemy siadać do stołu — dodaję po chwili i zajmuję miejsce na krześle. — Wyjdziemy gdzieś dzisiaj razem po południu?

— No myślałem o wycieczce rowerowej. Co ty na to? — Rzednie mi mina na to pytanie, bo nawet, jakbym bardzo chciała, to nie mogę.

— Myślałam bardziej o kinie albo restauracji.

— A czemu nie rower? Ostatnio coś mało się ruszasz, nawet biegać przestałaś. — Głęboko wzdycham, kiedy to słyszę.

— Lekarz mi zabronił — mówię wprost, bo nic innego mi nie pozostało.

— Co ci właściwie dolega? — dopytuje, bacznie mi się przyglądając

— Nic takiego. — Macham od niechcenia ręką. — Po prostu, póki wyniki nie wrócą do normy, to mam się maksymalnie oszczędzać — odpowiadam, uśmiechając się lekko.

— No dobrze, to pójdziemy do kina, a potem do restauracji.

— Idealnie. — Uśmiecham się od ucha do ucha. W końcu oderwę się od codzienności, tak bardzo teraz tego potrzebuję.

                                                                           ***

Wieczór w kinie to był świetny pomysł. Richard wybrał film, na którym nie było zbyt wiele osób. Usiedliśmy w rogu na samej górze, gdzie mieliśmy spokój. Co prawda nawet nie wiem, o czym był ten film, bo byliśmy za bardzo skupieni na sobie, ale jakoś się tym za bardzo nie przejmuję. Takie wieczory mogłabym mieć codziennie. Kiedy wyszliśmy z kina, skierowaliśmy swoje kroki do pobliskiej restauracji na małą kolację.

— Jak ci poszedł egzamin? — Brunet zadaje pytanie, którym mnie zaskakuje.

— Eee... skąd wiesz, że miałam go dzisiaj?

— Ostatnio w moje ręce trafiły twoje notatki, na których zapisałaś sobie datę. — Puszcza mi oczko i się śmieje.

— Normalnie, nic się przed tobą nie ukryje. Chciałam o tym powiedzieć, dopiero, jak będę znała wynik.

— Dobrze, nie było pytania — mówi, a ja z niedowierzaniem kręcę głową i zaczynam się śmiać.

— Nie ominie cię kara, za przeglądanie moich notatek. — Grożę mu, wymownie spoglądając na niego.

— Już nie mogę się doczekać. — Kilkukrotnie rusza brwiami, a ja uśmiecham się pod nosem.

Po kilkudziesięciu minutach, spacerem wracamy do mieszkania. Cieszę się, że nic nie zakłóciło nam wieczoru i mogliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem. Tym bardziej że pojutrze Richard znowu wyjeżdża na kolejne zawody.

— Gosia, obiecujesz, że po niedzielnych meczach będziesz wracała w poniedziałki? Nie chcę, żebyś jeździła nocami. Szczególnie po tych ostatnich zdjęciach — mówi, kiedy zbliżamy się do mieszkania.

— Dobrze. Tak chyba będzie bezpieczniej — odpowiadam, mocno się w niego wtulając.

— I obiecaj, że jak ten egzamin zdasz bardzo dobrze, to zwolnisz się z redakcji i poszukasz czegoś tutaj — szepcze mi do ucha.

— O tym jeszcze porozmawiamy. — Puszczam mu oczko, kiedy odsuwam się od niego. — A teraz chodź, bo mam wielką ochotę, jak najszybciej wymierzyć ci obiecaną karę. — Śmieję się i ciągnę go za rękę do mieszkania.

                                                                               ***

Nie mogę uwierzyć, że te dni tak szybko zleciały. Dopiero co Richard wrócił z zawodów, a już znowu na nie wyjechał. Ja natomiast ruszam w drogę do Dortmundu na kolejny mecz. Wyjeżdżam z myślą, że muszę mieć oczy dookoła głowy. Może uda mi się dostrzec kogoś i dowiedzieć, dlaczego robi zdjęcia, a potem zostawia je w drzwiach. Kiedy mijam kolejne kilometry rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Odbieram, ustawiając na tryb głośnomówiący.

— Dzień dobry pani. Aż tak bardzo jest pani rozchwytywana przez zachodnie media, że nie łaska zadzwonić do przyjaciela? — Śmieję się pod nosem, gdy to słyszę.

— Rafałek, jak zawsze w humorze. Przepraszam, jakoś tak ostatnio nie miałam czasu i głowy do tego — mówię, głęboko wzdychając, chociaż wiem, że to tłumaczenie jest debilne.

— No i właśnie tego się bałem, że jak wyjedziesz, to już kompletnie o mnie zapomnisz. No dobra, to teraz mów, co się dzieje. — Cicho wzdycham, kiedy to słyszę, bo nie wiem, czy mówić mu o tych wszystkich zdjęciach, które dostajemy z Richardem. Chociaż mam wielką ochotę komuś się wygadać.

— Nic się nie dzieje.

— Mhh... uważaj, bo ci uwierzę. Mów wszystko, jak na spowiedzi.

— Rafał, naprawdę. Ostatnio mój czas pochłaniały przygotowania do egzaminu z niemieckiego. Lepiej opowiadaj, co u ciebie słychać? Jakieś nowe ploteczki w redakcji są?

— Podobno będą szukać nowego zastępcy naczelnego, bo Baryga ustępuje ze stanowiska. Wieść niesie, że chcą to zrobić wewnętrznie poprzez konkurs.

— Czyli rozumiem, że jak to się potwierdzi, to zgłaszasz swoją kandydaturę? — pytam podekscytowana.

— Nie wiem jeszcze. Artur chce to zrobić, a z nim raczej nie miałbym szans.

— Teraz to głupoty opowiadasz. Jak się nie zgłosisz, to przysięgam, że przyjadę do Polski i skopię ci tyłek. — Grożę mu, śmiejąc się.

— Pomyślę nad tym. A jak twoje zdrowie? Lepiej już? Adam mówił, że podobno długo męczyły cię nudności po tej Turcji.

— Możesz mi powiedzieć, kiedy mój brat stał się takim plotkarzem? Chyba muszę sobie z nim poważnie porozmawiać.

— Gdyby nie on, to nic bym o tobie nie wiedział. — Śmieje się Rafał. — No to przeszło ci już? Czy nadal źle się czujesz?

— Już przeszło. Najwidoczniej jakiś kebab mi zaszkodził.

— Coś kręcisz, bo przecież ty takich rzeczy tam nie jadłaś. — Głęboko wzdycha. — Już idę! — Słyszę, jak zwraca się do kogoś. — Muszę kończyć. Naczelny chce mnie widzieć. Odezwij się wieczorem. Reszta ekipy będzie u mnie, to pogadamy sobie.

— Ok. postaram się zadzwonić. Do usłyszenia.

— Cześć — odpowiada i rozłącza się.

Ten to ma pamięć. Nawet pamięta, co jadłam, a czego nie. Cały Rafał — myślę sobie.

                                                                       ***

Kilka godzin później docieram do hotelu w Dortmundzie. Kiedy w końcu lokuję się w pokoju, ustawiam w telefonie budzik i kładę się do łóżka, bo jestem strasznie zmęczona tą podróżą. Mam wrażenie, jakbym siedziała za kierownicą dobę, a nie pięć godzin. Po dłuższej drzemce zwlekam się z łóżka i zabieram się za szykowanie do wyjazdu na stadion. Kładę walizkę na łóżko i otwieram ją, a następnie przekopuję w poszukiwaniu bluzki, którą chciałam ubrać. W tym samym momencie ktoś puka do drzwi, więc idę otworzyć.

— Cześć — odzywa się Michał, kiedy mnie widzi. — Mogę na chwilę?

— Jasne — odpowiadam, wpuszczając go do środka. — Przepraszam, że ja jeszcze w rozsypce, ale dopiero co zabrałam się za szykowanie.

— Chciałem zapytać, jak się dzisiaj czujesz?

— Doskonale. — Kłamię, ale co innego mam mu powiedzieć?

— No cóż, będę szczery. Nie wyglądasz na osobę, która czuje się doskonale. Widziałaś się w lustrze? — mówi, a ja posyłam mu mordercze spojrzenie.

— Dziękuję za miłe słowa, szefie. — Przewracam oczami, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

— Nie chciałem cię urazić. Tylko nie chcę, żeby coś ci się stało. Jesteś strasznie blada i wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. — Zaczyna się tłumaczyć. Lekarz od siedmiu boleści się znalazł — myślę sobie.

— Dziękuję za troskę, ale jest ona zupełnie niepotrzebna — odpowiadam hardo, a on z niezadowoleniem kręci głową.

— No dobrze. Tylko pamiętaj, że jak będziesz czuła się bardzo źle, to masz mi to od razu zgłosić — mówi, a ja przytakuję. — To już nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś. — Uśmiecha się i puszcza mi oczko.

— Nie musisz się o to martwić.

— Świetnie. To do miłego — mówi, robiąc krok do przodu, ale nagle zatrzymuje się. — Tak przy okazji, to niezłą bieliznę nosisz — dodaje i wychodzi z pokoju, a ja stoję zszokowana, po tym co usłyszałam. Spoglądam w dół, ale spod bluzki nic nie wystaje. Wtedy przenoszę wzrok na łóżko i zauważam, że na samym wierzchu walizki, która jest otwarta, leżą moje staniki i majtki.

— Nie wierzę. Co za wtopa — mówię do siebie pod nosem. Ale koleś mógł sobie darować ten komentarz. Co za palant. Znowu go nie lubię.

                                                                             ***

Piłkarski weekend kończmy w Berlinie. Przez sytuację z piątku, kiedy to Baranowski widział moją bieliznę, nie czuję się w jego towarzystwie zbyt komfortowo. Jak rozmawiamy ze sobą, to on głupio się do mnie szczerzy. Dodatkowo nie raz przyłapałam go, jak perfidnie gapił się na mój biust, chociaż żadna założona przeze mnie bluzka, nie miała głębokiego dekoltu. Coś mi się wydaje, ze robi to specjalnie i lepiej dla niego, żeby przestał, jak nie chce być oskarżony o molestowanie. Na szczęście, kiedy po meczu idę do swojego auta, żeby wrócić do hotelu, moich kolegów z zespołu nie ma już na parkingu. Wsiadam za kierownicę i przekręcam kluczyk w stacyjce, i nic. Samochód nie odpala.

— Co jest do cholery? Przecież do tej pory było wszystko w porządku. Nawet żadna kontrolka się nie zaświeciła — mówię do siebie. Kilkukrotnie ponawiam próbę uruchomienia silnika, które spełzają na niczym

— Niech to szlag trafi. — Warczę pod nosem, uderzając dłońmi o kierownicę. Wysiadam ze środka i podnoszę maskę, jakby to miało coś dać. Nie znam się na samochodach, a moje gapienie się w silnik raczej niczego nie naprawi.

— Co tam, piękna? Jakieś problemy z samochodem? — Słyszę za sobą głos, na dźwięk którego przewracam oczami.

— Najwidoczniej — odpowiadam, zatrzaskując maskę.

— A gdzie twój kierowca? — Pada kolejne pytanie z jego strony.

— Victor, ostatnio zadajesz dziwne pytania. Chyba pora odstawić alkohol — mówię ironicznie. — Co ty tutaj w ogóle robisz?

— Po pierwsze: nie wiem, czy pamiętasz, ale mieszkam w tym mieście. Po drugie: byłem na meczu. Po trzecie: nie mogłem przegapić spotkania z tobą. — Wylicza, a ja w tym samym momencie biorę telefon do ręki, żeby wezwać pomoc drogową. Kiedy już mam wybrać numer, Meier wyrywa mi komórkę z dłoni.

— Możesz mi oddać mój telefon? — pytam poirytowana.

— Oddam po jednym warunkiem. — Nie dowierzam w to, co słyszę. On mi będzie jeszcze jakieś warunki stawiał?

— Jakim?

— Ja cię odwiozę do domu. — Parskam śmiechem, kiedy to słyszę.

— Wybij to sobie z głowy, a teraz oddaj mi telefon. — Wyciągam w jego kierunku dłoń. Brunet wpatruje się we mnie intensywnie.

— To zrobimy inaczej. Weźmiesz moje auto, a ja zajmę się twoim. Jak będzie naprawione, to zrobimy wymianę. — Robię wielkie oczy, kiedy to mówi. — I przestań się tak denerwować — dodaje po chwili.

— Nie ma mowy.

— Dlaczego?

— Znając swoje szczęście, to pewnie jeszcze je rozwalę, a w najlepszym przypadku, tylko zarysuję. Co nie zmienia faktu, że będę musiała płacić za naprawę samochodu, które kosztuje prawie milion euro. Nie wiem, czy będzie mnie na to stać — odpowiadam, a on zaczyna się śmiać.

— Bez przesady. Poza tym w garażu mam jeszcze kilka aut, więc jedno w tą, czy w tamtą nie zrobi mi różnicy. — No tak, beztroski świat milionera. — To jak będzie? Chcesz odzyskać swój telefon, czy nie? — dopytuje, szczerząc zęby w uśmiechu.

— Chcę — mówię zrezygnowana, a on wtedy wciska mi go do dłoni razem z kluczykami od swojego samochodu. Po chwili podaje mi dokumenty, które wyciągnął z portfela. W tym samym momencie, dostrzegam podjeżdżające na parking auto, za którego kierownicą siedzi Felix, a zaraz za nim parkuje pomoc drogową. Spoglądam na bruneta, który uśmiecha się od ucha do ucha.

— Tak to załatwia Victor Meier, słonko — odzywa się do mnie.

 Kiedy on zdążył powiadomić i Felixa, i pomoc drogową? Przecież przez całą naszą rozmowę, nie wykonał żadnego telefonu. Bardzo chętnie zapytałabym się go o to, ale wiem, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. Kilkanaście minut później zmierzam do samochodu mężczyzny. Oczywiście,  kiedy wsiadam do środka, od razu muszę otworzyć okna, bo zapach jego perfum wypełnia całe wnętrze. Że też on się nie udusi od tego — myślę sobie. Ustawiam fotel i lusterka. W momencie, w którym chcę odpalić silnik zwieszam głowę w dół. Zapomniałam, że on jeździ w automacie. Co prawda kilka razy prowadziłam takie auto, ale mimo wszystko pewniej czuję się w samochodzie z manualną skrzynią biegów. W końcu decyduję się ruszyć przed siebie i nie jest tak źle. Jedyne, co teraz sobie uświadomiłam to to, jak ja jutro wytłumaczę się z tego auta Richardowi.

                                                                           ***

W poniedziałek po południu, po kilku godzinach jazdy cieszę się, kiedy mijam znajome okolice. Jestem już prawie na miejscu, więc niedługo zobaczę się z Freitagiem, który już jest w mieszkaniu. Wjeżdżam w główną ulicę, a wtedy w moje oczy rzuca się postać Richarda, przez co zwalniam trochę, żeby zobaczyć dokąd idzie. Nie rozumiem, co tu robi, skoro mówił, że jak przyjadę, to na pewno będzie w mieszkaniu. Co prawda jestem półtorej godziny wcześniej, ale nie informował mnie o żadnych swoich planach na popołudnie, a ja go nie uprzedzałam, że będę wcześniej, bo chciałam mu zrobić niespodziankę. Zamieram, gdy widzę, jak zbliża się do niego Lisa. Przytulają się do siebie, chwilę rozmawiają, a następnie kierują swoje kroki w stronę do pobliskiej restauracji. Odprowadzam ich wzrokiem. Po chwili znikają za drzwiami lokalu. Czuję się, jakby w tym momencie Richard wbił mi nóż w serce. W moich oczach pojawiają się łzy. Spotyka się z tą wariatką za moimi plecami, chociaż ciągle zapewniał mnie, że nie ma zamiaru z nią rozmawiać. Nagle słyszę huk i czuję szarpnięcie kierownicą. W tym samym momencie uruchamia się poduszka powietrzna, a po chwili dość boleśnie uderzam głową o zagłówek. Wszystko trwa dosłownie sekundy. Zostałam w brutalny sposób wyrwana z zamyślenia.

— Kurwa. — Przeklinam pod nosem, gdy przenoszę wzrok przed siebie i zauważam w co uderzyłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro