30. CZY TO PRAWDA, ŻE UMIERASZ?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu nadszedł piątek, czyli dzień mojego wypisu. Niestety, Richard nie odbierze mnie ze szpitala, bo wczoraj wyjechał na kolejne zawody, ale ma to zrobić Adam. Już słyszę, jak będzie mi wypominał to, że ukrywałam ciążę i pracowałam, chociaż nie powinnam. Zapewne włączy mu tryb starszego, opiekuńczego braciszka. Po godzinie czternastej dostaję wypis i czekam ze spakowaną walizką na Adama. Jednak chwilę później decyduję, że poczekam na niego przed szpitalem na ławce. Jest ładna pogoda i szkoda tak siedzieć w czterech ścianach, tym bardziej, że spędziłam w nich dostateczną ilość czasu. Chwytam walizkę w dłoń, żeby opuścić salę, ale w tym samym momencie w drzwiach pojawia się mój brat.

- Cześć – odzywa się i przytula mnie. – Możesz mi powiedzieć, co miałaś zamiar zrobić z tą walizką? – zadaje pytanie, wymownie spoglądając w moim kierunku.

- Chciałam wyjść ze szpitala i poczekać na ciebie na świeżym powietrzu.

- Wiesz, że nie możesz dźwigać?

- Matko, Adam. Nie dźwigałabym tego. Nie wiem, czy wiesz, ale współczesne walizki mają takie małe kółeczka – odpowiadam poirytowana.

- Dobrze, nie denerwuj się. Idziemy do auta – mówi, zabierając bagaż. Kiedy wychodzimy przed szpital, zatrzymuję się na chwilę, wystawiając twarz do słońca. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się od ucha do ucha, że w końcu opuszczam szpital.

- Jak naczelny zareagował na wieść o ciąży? – dopytuje brat, kiedy wsiadamy do samochodu.

- Życzył szczęśliwego rozwiązania i powiedział, że będzie czekał na mój powrót. Mam nadzieję, że to wszystko było szczere z jego strony.

- Siostra, czy ty zawsze musisz we wszystkim doszukiwać się drugiego dna? – wzdycha głęboko i następuje pomiędzy nami cisza, którą, po chwili zastępuje muzyka z radia uruchomionego przez Adama.

- Mam nadzieję, że nie wygadałeś się Rafałowi? Nie chcę, póki co, żeby ktokolwiek inny wiedział o tej ciąży – pytam po jakimś czasie.

- Nie musisz się o nic martwić.

- Tak w ogóle, to ty nie masz co robić weekendami? Nie randkujesz? Ja sobie poradzę, nie musisz mnie niańczyć – mówię, a on zaczyna się śmiać.

- Już chcesz się mnie pozbyć? – pyta, parkując pod blokiem.

- Nie, po prostu poradzę sobie. Tak, jak do tej pory. Przesadzacie z Richardem – odzywam się, kiedy wysiadamy. Adam wyciąga walizkę i zmierzamy do drzwi, po czym wchodzimy do windy.

- Trzeba było od początku słuchać się lekarza. Co by było, jakby coś ci się stało, gdy pracowałaś? Richard mi wszystko powiedział, że często źle się czujesz, że kręci ci się w głowie, pobolewa brzuch, a ty, jak gdyby nigdy nic dalej pracowałaś – Adam wyrzuca z siebie pretensje w moim kierunku. Cicho wzdycham i milczę, bo nie mam nic na swoją obronę.

                                                                             ***

- Chcesz kawy? Herbaty? Soku? – dopytuję, kiedy wchodzimy do mieszkania. Gdy przechodzę w głąb mieszkania, zauważam w pokoju dziennym, porozwalane rzeczy Adama, co oznacza, że zdążył się zadomowić przez ten tydzień. Jednak cieszę się, że Richard zaproponował mu, żeby nocował tutaj, a nie w motelu.

- Na kawę za późno, potem nie będę mógł spać, ale herbaty chętnie się napiję – odpowiada, więc nastawiam wodę i do filiżanek wrzucam po torebce earl greya. Mój brat wyciąga garnek z lodówki, a ja z zaciekawieniem zaglądam mu przez ramię, co w nim jest.

- Oooo, pomidorowa. Ubóstwiam – ciszę się na widok zupy. Stawia garnek na płytę gazową i podgrzewa jedzenie.

– Podobno zmieniacie mieszkanie? – pyta znienacka.

- Tak, teraz nie mamy wyjścia.

- A ślub kiedy?

- Nie wiem – odpowiadam, zalewając herbaty. Przenoszę je na stół i siadam na krześle. Po chwili Adam nalewa zupy do talerzy i zabieramy się za jedzenie.

- Freitag mówił, że ty teraz nie chcesz wychodzić za mąż.

- Matko, jacy z was plotkarze – przewracam oczami. – Na wszystko przyjdzie pora. Zresztą, już widzę minę jego matki, gdy się dowie, że jestem w ciąży.

- Czemu?

- Nie lubi mnie. Za to ubóstwia Lisę, jego byłą. Pewnie nasłucham się komentarzy, że złapałam go na dziecko – wzdycham głęboko, bo naprawdę boję się jej reakcji. Widziałam jej niezadowolona minę, gdy Richard oznajmił, że się zaręczyliśmy. Gdyby jej wzrok mógł zabijać, to już wąchałabym kwiatki od spodu. Teraz znienawidzi mnie jeszcze bardziej.

- Niech uważa, bo będzie miała za mną do czynienia. Nie pozwolę, żeby ktoś cię obrażał. Mam nadzieję, że ty też sobie na to nie pozwalasz.

- Nie chcę tworzyć niepotrzebnych konfliktów – mówię, a on kręci głową.

- Kiedyś byłaś bardziej waleczna – puszcza mi oczko i pochyla się nad talerzem, żeby dokończyć jedzenie.

                                                                                ***

Jak dobrze obudzić się w swoim łóżku. Przeciągam się leniwie i spoglądam na zegar. Kiedy zauważam, że jest południe, momentalnie wstaję na nogi, co nie kończy się dla mnie najlepiej. Gdyby nie stojąca obok szafka nocna, to wylądowałabym na podłodze z powodu zawrotów głowy. Siadam na łóżku, a po chwili kładę się na bok, podciągając nogi. Dzisiejsze zawroty są wyjątkowo mocne. Poprzednie szybko przechodziły, a teraz leżę od kilku minut i w dalszym momencie mój świat wiruje.

- Adam! – krzyczę do brata, bo chyba jednak będę potrzebowała pomocy.

- Co się dzieje? – pyta, kiedy wchodzi do pokoju.

- Przyniesiesz mi trochę wody do picia?

- Jasne – odpowiada i znika w kuchni, a ja w tym samym momencie próbuje usiąść na łóżku. Kiedy Adam wraca, siada obok. – Oprzyj się o mnie – mówi, a ja przywieram do jego boku i opieram głowę na jego ramieniu. Brat podaje mi do ręki szklankę z wodą.

- Mam wrażanie, że po tych nowych lekach jest gorzej – odzywam się, gdy upijam kilka łyków.

- Zawieźć cię do szpitala? Może powinnaś to zgłosić?

- Poczekam jeszcze trochę. W przyszłym tygodniu mam wizytę i jak się nie poprawi, to powiem o tym mojemu lekarzowi prowadzącemu. - Adam na mnie spogląda i robi wielkie oczy. – Co tak na mnie parzysz? – dopytuję.

- Jak ty zbladłaś. Jesteś biała, jak kreda. Na pewno nic więcej ci nie dolega?

- Na pewno, nie panikuj – uśmiecham się lekko, żeby go uspokoić, ale i tak wiem, że pewnie potem zadzwoni do Richarda, żeby to z nim skonsultować. Nie widział mnie jeszcze takiej, więc się denerwuje. Mam nadzieję, że brunet go uspokoi.

                                                                                 ***

Po śniadaniu, wybrałam się z bratem na krótki spacer. Niestety on dosłownie był krótki, bo Adam wciąż się boi, że się przeforsuje i coś się stanie. Jeśli Richard w tygodniu będzie zachowywał się tak samo, to chyba oszaleję. Przecież, gdy będę tylko jadła i się nie ruszała, to chyba przytyję w tej ciąży ze trzydzieści kilo, a tego bym nie chciała. Po powrocie do mieszkania, Adam siada przed laptopem, bo ma do ogarnięcia jakieś firmowe dokumenty, a ja uruchamiam telewizor, żeby obejrzeć konkurs skoków. Niestety, kiedy brat orientuje się, co mam zamiar oglądać, to zabiera mi pilota i przełącza program.

- Dlaczego to zrobiłeś? – pytam zdezorientowana.

- Richard powiedział, że masz nie oglądać zawodów, bo zawsze się mocno emocjonujesz – przewracam oczami i głęboko wzdycham, gdy to słyszę.

- A jakiś film mogę obejrzeć? Czy też nie, bo nie daj boże, jakaś akcja będzie?

- Ten komentarz był niepotrzebny, łobuziaro – odpowiada, po czym podaje mi pilot z zastrzeżeniem, że jak tylko przełączę na konkurs, to z powrotem go zabierze. Kilkanaście minut później z sypialni słyszę dźwięk swojej komórki. Wstaję z kanapy i przechodzę do pokoju, żeby zobaczyć, kto się do mnie dobija.

- Słucham, Victorze – odzywam się, gdy odbieram połączenie.

- Margaret, czy ty na głowę upadłaś? - słyszę jego zdenerwowany głos.

- Nie przypominam sobie – odpowiadam ironicznie, a on głośno wzdycha. – No dobra, o co ci chodzi? – pytam w końcu.

- Co to do cholery za przelew od ciebie na moim koncie?

- Aaa, o to pytasz. To za naprawę mojego samochodu – odpowiadam od niechcenia.

- Zwariowałaś? To auto nawet nie jest tyle wart.

- Auć, zabolało, panie Meier. Pytałam, ile wyniosła naprawa, nie odpowiedziałeś, to postanowiłam, że sama coś ci przeleję.

- W tym momencie robię przelew zwrotny i jeszcze raz zobaczę, że na moim koncie jest coś od ciebie, to będziemy inaczej rozmawiali – odzywa się groźnie, na co przewracam oczami.

- Uuuu, ale się boję – odpowiadam ze śmiechem.

- Margaret, nie skomentuję tego. Tak poza tym, to czemu nie kupisz sobie nowego samochodu?

- A po co? Tym mi się dobrze jeździ. Ja nie mam kryzysu wieku średniego, jak ty i nie potrzebuję drogiego, luksusowego auta.

- Widzę, że w szpitalu podleczyli ci też język, bo znowu zrobiłaś się wyszczekana.

- Miałam kompleksową opiekę – odpowiadam, a on zaczyna się głośno śmiać. – Ktoś chyba wypił za dużo whisky, że ma taki dobry humor.

- Dlatego kończę, żebyś mi tego humoru nie popsuła swoim niewyparzonym językiem. Cześć – mówi, po czym kończy połączenie. Chwilę później wracam do pokoju dziennego, żeby obejrzeć telewizję w towarzystwie brata, ślęczącego nad laptopem i upominającego mnie ciągle, że mam być cicho, bo nie może się skupić. Normalnie towarzystwo pierwsza klasa.

                                                                                 ***

Późnym wieczorem po długiej rozmowie z Richardem i kilkukrotnym zapewnieniem go, że dobrze się czuję, kładę się spać. Leżę w łóżku i rozmyślam nad tym, co będzie dalej. Dziwnie się teraz czuję, że nie mogąc pracować, chociaż jeszcze tydzień temu o tej porze wracałam po meczu do hotelu. Ciekawe, kto zajął moje miejsce i mam nadzieję, że naczelny dotrzyma słowa i nie zdradzi prawdziwego powodu mojej nieobecności. Gdyby coś poszło nie tak i nie daj Boże, straciłabym to dziecko, to chyba nie zniosłabym komentarzy na ten temat, czy spojrzeń w moim kierunku, gdybym pojawiła się w redakcji. Przewracam się na bok i próbuję zasnąć, ale sen znowu przychodzi z trudem. Wstaję więc, po czym podchodzę do szafy i wyciągam z niej sweter Richarda. Wracam do łóżka, po czym wtulam się w ubranie bruneta. Już nie mogę się doczekać poniedziałku i jego powrotu. W końcu, po jakimś czasie udaje mi się zasnąć

***

Idę nocą, a z nieba pada deszcz. Istne oberwanie chmury. Jest potwornie zimno, więc zaplatam ręce na klatce piersiowej licząc na to, że chociaż trochę zrobi mi się cieplej, ale nic z tego. Jestem przemoczona do suchej nitki i okropnie zmarznięta. Nagle przede mną pojawia się mur. Ten sam mur, który zawsze był obok. Teraz wyrósł przed moją twarzą, a może po prostu widzę go z innej perspektywy? Nie ma pojęcia. Wyciągam dłoń przed siebie, żeby go dotknąć, ale on wtedy zaczyna się oddalać. Idę do przodu z wyciągniętą ręką, a ceglane ogrodzenie zaczyna być coraz dalej. Po chwili coś dosłownie wgniata mnie w ziemię. Jakaś niewidzialna siła. Klęczę na kolanach i błagam w myślach o pomoc, bo nie mogę wydusić z siebie słowa. Wtem, w oddali, po mojej prawej stronie zapala się mała lampka. Spoglądam w jej kierunku i próbuję wstać na nogi, kiedy mi się to udaje, ruszam przed siebie...

Kolejny raz budzę się z niepokojem. Ścieram pot z czoła, po czym sięgam po komórkę, żeby zobaczyć, która jest godzina. Cicho wzdycham, gdy zauważam, że dochodzi trzecia w nocy. Kładę się z powrotem i po jakimś czasie ponownie zasypiam.

                                                                                   ***

Rano budzi mnie pukanie w drzwi. Otwieram oczy i przecieram twarz dłońmi.

- Proszę – odzywam się, a po chwili do sypialni wchodzi Adam.

- Cześć, śpiochu – uśmiecha się do mnie. – Masz zamiar dzisiaj wstać, czy spędzasz cały dzień w łóżku?

- No pewnie, że wstaję. Która godzina? Pewnie już koło dziesiątej?

- Raczej bliżej trzynastej – odpowiada, a ja wytrzeszczam oczy.

- Że co? – pytam, biorąc do ręki telefon, żeby sprawdzić, czy brat mnie nie kantuje, ale niestety nie. – Matko, jak to możliwe, że ostatnimi czasy tak długo śpię? - Siadam na łóżku i przeciągam się.

- Czytałem, że podobno kobiety w ciąży są bardziej senne – odzywa się mój brat, a ja przewracam oczami. – Wstawaj, a ja idę robić powoli obiad – dodaje i przechodzi do kuchni. Ja natomiast biorę ubrania do rąk, po czym zmierzam do łazienki, żeby się ogarnąć. Kilkanaście minut później, zaczynam pomagać Adamowi w przygotowywaniu posiłku, ale niesyty nie trwa to długo, bo rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Podchodzę do stołu, żeby zobaczyć kto dzwoni.

- Rafał – mówię do brata i odbieram połączenie. – Cześć. Co słychać? – odzywam się do bruneta.

- Siema, Rafał! – krzyczy mój brat.

- Hej. Jesteś u Adama? – dopytuje przyjaciel.

- Raczej Adam jest u mnie – śmieję się.

- Jesteś na głośniku. Piotrek jest obok – informuje mnie brunet.

- Cześć, Piotrusiu – witam się z drugim przyjacielem.

- Cześć. Już prawie nic się do nas nie odzywasz – mówi niezadowolony, a ja cicho wzdycham.

- Przepraszam i obiecuję poprawę – śmieję się.

- Brat wpadł na niedzielny obiad? – dopytuje Rafał.

- No cóż, w sumie, to już tu jest od poniedziałku. Jutro rano wraca do Monachium. Mniejsza z tym. Lepiej opowiadajcie, co u was słychać.

- Gośka, dlaczego zostałaś odsunięta od Bundesligi? – pyta Piotr. No tak, mogłam się spodziewać, że w tej sprawie dzwonią.

- Jestem tylko na zwolnieniu – odpowiadam zdawkowo.

- Dlaczego? Co się dzieje? To coś poważnego? – wtrąca Rafał.

- Nie, to nic takiego. Lekkie przemęczenie – mówię z uśmiechem.

- Kamila twierdzi, że jesteś poważnie chora – dodaje Piotr, a mnie zatyka. Co ta kobieta znowu wymyśliła?

- Skąd takie przypuszczenia?

- Podobno słyszała, jak naczelny rozmawiał z Baranowskim, że jesteś chora i na jakiś czas przydzielają zastępstwo za ciebie – odpowiada Rafał. – Potem mówiła, że słyszała, że to podobno coś bardzo poważnego – przewracam oczami, gdy to słyszę. – W całej redakcji aż huczy od plotek. Wszyscy do nas przychodzą z pytaniami, a my nie wiemy, co mówić. Gośka, zapytam wprost. Czy to prawda, że umierasz? – dosłownie zatyka mnie na dźwięk słów, wypowiedzianych przez Rafała.

- Jesteś tam? – pyta Piotr.

- Tak, jestem – odzywam się po chwili. – Przepraszam, ale zatkało mnie. Skąd w ogóle takie pytanie? – mówię z niedowierzaniem. Nie sądziłam, że moja absencja wywoła takie poruszenie w redakcji, ale żeby zaraz mnie uśmiercać? No już bez przesady.

- Ludzie tak gadają, Ta plotka chyba wymknęła się spod kontroli – kontynuuje Rafał. – Baranowski mówił, że ty już ostatnie dwa weekendy kiepsko wyglądałaś.

- Spokojnie. Zapewniam was, że nie umieram i póki co nie mam zamiaru tego robić – odpowiadam i w tym momencie, w moim kierunku spogląda Adam. Patrzy z niedowierzaniem, a ja wzruszam ramionami.

- To co się dzieje?

- Nic, po prostu mam trochę gorsze wyniki krwi i stąd to osłabienie. Podleczę się i wracam do pracy. Tak więc, możecie powiedzieć w redakcji, że jeszcze nie wybieram się na tamten świat.

- Masz dobrego lekarza? Może przyjechałabyś na konsultację do Warszawy? Znam świetnego hematologa – rzuca pomysłem Piotr, a ja cicho wzdycham.

- Mam bardzo dobrego lekarza. Nie musicie się o nic martwić – uspokajam ich.

- No dobrze, niech ci będzie. Ale jakbyś chciała skorzystać z konsultacji, to dzwoń, a ja wszystko załatwię.

- Dziękuję Piotrusiu za troskę. Koniec mojego tematu. Teraz opowiadajcie, co u was – szybko zmieniam temat, a panowie od razu zaczynają gadać jeden przez drugiego, co ciekawego się wydarzyło. Po jakiejś godzinie kończymy rozmowę. W międzyczasie Adam zdążył zrobić obiad. Miałam mu pomóc, a wyszło tak, że on zrobił wszystko sam.

- O co chodzi z tym umieraniem? – dopytuje, kiedy siadamy do stołu.

- W redakcji plotkują, że jestem śmiertelnie chora.

- Ludzie i te ich domysły – mówi z niedowierzaniem, kręcąc głową. – Czemu swoim przyjaciołom nie powiesz o ciąży?

- Najpierw niech to wszystko się unormuje. Już widzę triumf Piotra, jak się dowie, że miał rację sugerując mi ciążę – odpowiadam, a Adam się śmieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro