32. NIESPODZIEWANY GOŚĆ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Środa, wieczór. Czuję, że to będzie jeden z najbardziej stresujących momentów w moim dwudziestoośmioletnim życiu. Stoję przed lustrem w łazience i próbuję ukryć pod makijażem sińce pod oczami, które powstały w wyniku nieprzespanej nocy. Na dodatek przez cały dzień nie zniknęły. Nagle słyszę dzwonek do drzwi, przez co od razu cała się spinam. Richard idzie otworzyć i słyszę, jak wita się z rodziną. Mam ochotę zaszyć się w tej łazience do jutra. Tak byłoby najlepiej.

- Mój syn, jak zawsze zabiegany, a jaśnie pani pewnie się obija? – słyszę słowa wypowiedziane przez jego matkę. 

Właśnie w tym momencie, została mi zabrana moja ostatnia cząstka radości, która jeszcze się gdzieś we mnie skrywała i pozwoliłaby mi wyjść z tego pomieszczenia, z uśmiechem na twarzy. Teraz wiem, że to nierealne. Wejdę po pokoju dziennego z przygaszoną miną, bo nie mam siły na uśmiechy.

- Mamo, nie mów tak. Gosia przygotowała tą całą kolację. Naprawdę się napracowała – broni mnie Richard.

- Gdybyś był z Lisą, to jedlibyśmy teraz w jakiejś wykwintnej restauracji. Ona zawsze wiedziała, jak się zaprezentować. – Ale jest ze mną, więc się z tym wreszcie pogódź kobieto – myślę sobie.

- Mamo, skończ ten temat. Richard jest szczęśliwy z Gosią – odzywa się jego brat.

- Przecież ta dziewczyna jest nikim – gdy padają te słowa, robię wielkie oczy. To już szczyt bezczelności, żeby tak mnie nazywać. – Ojciec Lisy jest wpływowy, bylibyśmy poważani w całym mieście. Gdybyś powiedział, że jesteś jego zięciem, wszystkie drzwi otwierałyby się przed tobą.

- Kochanie, chyba się zapędziłaś – do dyskusji włączył się ojciec Freitaga.

- Taka prawda. Co ona sobą reprezentuje? Jakaś podrzędna dziennikarka z Polski – słyszę wyraźnie, gdy wychodzę z łazienki.

- Dobry wieczór – odzywam się, wchodząc do pomieszczenia. – Czego się napijecie? – dodaję po chwili.

- Kochanie, usiądź. Ja już się tym zająłem – odpowiada Richard, po czym sam odchodzi do kuchni, a ja zostaję z jego rodziną. 

Świetnie, właśnie tego chciałam uniknąć. Czuję, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi, a na dodatek mam wrażenie, że jego bicie roznosi się echem po całym mieszkaniu. Siedzę spięta w fotelu i patrzę na stolik, bo boję się spojrzeć przed siebie, tym bardziej, że naprzeciwko mnie siedzi matka Freitaga. Mam wrażenie, że właśnie przewierca mnie swoim wzrokiem na wylot. Zaczynam się coraz bardziej denerwować i nie wiem dlaczego, ale zbiera mi się na wymioty. Czyżby ze stresu mój żołądek zaczął się buntować? Po chwili wiem, że dłużej nie wytrzymam.

- Przepraszam – mówię krótko, po czym szybkim krokiem przechodzę do łazienki, gdzie zwracam to, co dzisiaj zjadłam. Chwilę później szybko myję zęby, a następnie siadam na podłodze, opierając się o ścianę i chowam twarz w dłoniach. Nagle słyszę pukanie do drzwi i do środka wchodzi Richard.

- Co się dzieje? – pyta, a ja spoglądam na niego.

- I to ma być dziewczyna dla niego? Odstawia teraz jakieś cyrki – gdy słyszę podniesiony ton głosu jego matki, głęboko wzdycham. Następnie słychać przytłumione głosy pozostałych członków jego rodziny, którzy pewnie ją strofują.

- Richard, przepraszam, ale ja nie dam rady – kręcę głową z bezsilności.

- Proszę cię, nie denerwuj się. Pamiętaj o dziecku – mówi do mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Potem przytula mnie mocno i wstaje na nogi. – Chodź – odzywa się, wyciągając ręce w moim kierunku, żeby pomóc mi wstać.

- Nie mówmy dzisiaj o ciąży – szepczę.

- Dlaczego?

- Nie jestem na to gotowa. Słyszałam wszystko, co mówiła twoja matka. Wiem, że gdy powiemy o dziecku, znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Proszę, wstrzymajmy się jeszcze – mówię, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

- No dobrze, skoro tak chcesz – zgadza się niepewnie. – Powiedzmy chociaż o zmianie mieszkania – dodaje, a ja przytakuję głową.

Zanim wracamy do gości, Richard mocno mnie przytula, co daje mi odrobinę pewności siebie. Kiedy wchodzimy do pokoju dziennego, jego matka gromi mnie wzrokiem, za to pozostali uśmiechają się nieśmiało.

- Wszystko w porządku? – zwraca się do mnie jego ojciec.

- Tak, przepraszam. Mam dzisiaj małą niedyspozycję żołądka – odpowiadam, a Richard chwyta mnie za dłoń.

- Oby nie wypalili teraz, że jest w ciąży, bo chyba tego nie przeżyję – mruczy pod nosem jego matka. Pomimo, że słyszałam to wszystko, to nie spojrzałam w jej kierunku. Zachowałam się tak, jakby te słowa nie padły z jej ust.

- Niedługo się przeprowadzamy. Zmieniamy mieszkanie na większe – odzywa się brunet.

- Jak duże? – dopytuje siostra Richarda.

- Trzy pokoje i mały ogródek. Na parterze – kontynuuje brunet.

- Świetnie. Oby wam się dobrze mieszkało – uśmiecha się jego ojciec

- Kolejny kredyt? – pyta chłodnym tonem matka Freitaga.

- Nie, mamo. Kupujemy za gotówkę. Ja daję jedną trzecią, a Gosia resztę – kiedy kobieta to słyszy, widzę jej zaskoczoną minę. Spogląda na mnie przymrużonymi oczami, ale nic nie mówi.

Reszta wieczoru przebiega w powiedzmy przyjaźniejszej atmosferze. Co trochę mnie rozluźnia, chociaż i tak niewiele zjadłam z tego, co przygotowałam. Zapewne, gdy tylko goście opuszczą nasze mieszkanie, to rzucę się na jedzenie, bo jestem potwornie głodna, ale nie chcę się objadać, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Poza tym nie mam pewności, że mój żołądek znowu się nie zbuntuje.

                                                                             ***

Kiedy po trzech godzinach, Richard zamyka za gośćmi drzwi, głośno wypuszczam powietrze z płuc i zwieszam głowę w dół, a potem kładę się na kanapę. To spotkanie kosztowało mnie naprawdę bardzo wiele. Kiedy byłam młodsza, to zawsze zastanawiałam się, czemu jest tyle złych historii i powiedzeń o teściowych. Teraz już rozumiem, bo sama mogłabym przytoczyć kilka przykładów. Co prawda ta kobieta jeszcze nie jest moja teściową, ale już się boję, co będzie potem, skoro teraz, aż tak bardzo mnie nie znosi.

- Kiedyś byłaś bardziej waleczna – przypominam sobie słowa mojego brata. Tak, to prawda i kompletnie nie wiem, co się ze mną dzieje, że nie umiem się postawić tej kobiecie. Przecież zrobiłam to w czasie naszego pierwszego spotkania, a teraz z pokorą słucham każdego przytyku, który kieruje w stosunku do mojej osoby.

- Jak się czujesz? – pyta Richard, kiedy wraca i widzi, że leżę na kanapie.

- Dobrze, jestem trochę zmęczona – odpowiadam z uśmiechem. Brunet podchodzi do mnie i siada na podłodze, po czym kładzie swoją dłoń na moim policzku.

- Przepraszam za moją matkę – mówi po chwili.

- Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Co takiego ma w sobie Lisa, czego ja nie mam? – pytam, a Freitag tylko wzrusza ramionami. – Zastanawiasz się czasem, co by było, gdybyś ponownie związał się ze swoją byłą?

- Tak... – odpowiada, a ja w środku zamieram, kiedy to słyszę.

Nie chcę tego pokazać, ale zabolała mnie ta odpowiedź. Czyżby po dzisiejszej kolacji zaczął żałować tego, że jest ze mną? Teraz już wiem, że na pewno nie wyjdę za niego przed porodem. Jeśli potem będzie chciał odejść, to trudno. Nie będę go zatrzymywała. Chociaż wiem, że zawali się wtedy mój świat, ale jak to kiedyś stwierdził Miłość wymaga poświęceń. Tak więc, poświęcę się i zniknę z jego życia, jeśli tak zdecyduje.

– Zastanawiałem się nad tym... – kontynuuje – i wiem, że byłbym z nią nieszczęśliwy, bo ty jesteś całym moim światem – dodaje, po czym mnie całuje. – Proszę cię, przestań ciągle rozmyślać o tym wszystkim. Dlaczego nie możesz w pełni cieszyć się naszym związkiem? Co mam zrobić, żebyś w końcu przestała się tym wszystkim zadręczać? Naprawdę nie zauważasz tego, że nie widzę świata poza tobą? Gdyby było inaczej nie oświadczałbym się.

- Przepraszam. Masz rację – szepczę.

- Idziemy pod prysznic i kładziemy się do łóżka?

- Wiesz co, ja zjadłabym coś jeszcze. Jestem strasznie głodna – odpowiadam, a Richard parska śmiechem. – No bardzo zabawne – przewracam oczami i wstaję z kanapy.

- Na co masz ochotę?

- No właśnie, tak do końca nie wiem – drapię się po głowie, a brunet śmieje się pod nosem.

- Oj coś mi się wydaje, że będę miał z tobą przechlapane podczas tej ciąży. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał biegać nocami i szukać jakiegoś otwartego sklepu, żeby spełnić twoje zachcianki – mówi, puszczając mi oczko.

- To nie moje zachcianki, tylko tej fasolki – odpowiadam, lekko się uśmiechając i pokazując na brzuch. – Ty już idź pod prysznic, a ja sobie coś szybko przekąszę.

- Nie ma mowy. Poczekam za tobą. Muszę cię nadzorować, bo co będzie, jak zasłabniesz w czasie kąpieli?

- Richard... niezłą wymówkę sobie teraz znalazłeś, byleby oglądać mnie bez ubrań – śmieję się, kręcąc głową, a on szczerzy zęby w uśmiechu i puszcza mi oczko.

                                                                        ***

W czwartek, późnym popołudniem, Richard wyjeżdża na kolejne zawody. Bardzo ubolewam nad tym, że nie będzie mnie w weekend obok niego, tym bardziej, że konkurs jest w Niemczech.

- Uważaj na siebie, dobrze? – mówi do mnie brunet, kiedy odprowadzam go do auta.

- Jak zawsze – uśmiecham się do niego.

- Adam jutro o której będzie?

- Mówił, że coś koło dwudziestej.

- Będziesz cały dzień sama, średnio mi się to uśmiecha – wzdycha głęboko, a ja wznoszę oczy ku górze.

- Richard, nic mi się nie stanie. Obiecuję, że będę bardzo, ale to bardzo na siebie uważała. Nie panikuj, naprawdę – odzywam się, bo już trochę męcząca jest ta troska. Przecież jak spędzę jeden dzień sama, to świat się nie zawali.

- No dobrze. Zadzwonię, jak dojadę na miejsce – mówi, mocno mnie przytulając, a chwilę później namiętnie całuje. 

Ogarnia mnie smutek i tęsknota, kiedy wsiada do auta, a następnie rusza w drogę. Patrzę za oddalającym się samochodem, by w końcu, gdy znika mi z pola widzenia, wrócić do mieszkania.

Siadam na kanapie i uruchamiam laptop, żeby poczytać najnowsze informacje i poszukać jakiś ciekawych artykułów. Tak bardzo brakuje mi pisania. Gdy zobaczyłam reportaż Artura i go przeczytałam, poczułam tęsknotę za dawnym życiem, pracą. Niby nadal jestem częścią redakcji, ale jednak po degradacji do działu sportowego czuję, że to, co robię już nie jest ważne. Moi przyjaciele zajmują się teraz inną działką, a ja nadal tkwię tam, gdzie wcześniej. Co prawda na własną prośbę, ale mimo wszystko źle się z tym czuję. Gdy jeździłam z chłopakami po rejonach objętych wojną, mogłam pokazać dramat ludzi, którzy nie byli niczemu winni. W ten sposób udawało się zwrócić uwagę na ich potrzeby, które potem próbowały jakoś zaspokajać organizacje humanitarne, chociaż i tak nie mogliśmy dać tym ludziom tego, czego tak naprawdę pragnęli, czyli stabilizacji i bezpieczeństwa.

Po trzech godzinach przekopywania Internetu, postanawiam coś zjeść. W sumie jest już grubo po dwudziestej, więc pewnie zjem kolację, pójdę się kąpać i wskoczę do łóżka. Może jeszcze przed snem obejrzę jakiś film. Właśnie uświadamiam sobie, jakie ja mam teraz bezwartościowe życie. Praktycznie całymi dniami się obijam, mam nadzieję, że nie zwariuję do porodu od tego nicnierobienia.

Richard oczywiście dotrzymał słowa i po zameldowaniu się w hotelu od razu do mnie zadzwonił. Po godzinnej rozmowie niestety musieliśmy się pożegnać, bo czekała ich jeszcze mała pogadanka z trenerem, przed jutrzejszymi kwalifikacjami do sobotniego konkursu. Mam nadzieję, że ten weekend będzie należał do niego i stanie na podium, bo czeka na to od dłuższego czasu.

Kiedy w końcu po godzinie 23, mam zamiar położyć się do łóżka, nieoczekiwanie po mieszkaniu, rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.

- Kogo niesie o tej porze? – mówię do siebie pod nosem. Spoglądam przez wizjer, ale nikogo nie widzę. Albo ktoś sobie robi jakieś głupie żarty, albo specjalnie ustawił się tak, żebym go nie widziała. Zastanawiam się, co zrobić. Jestem sama i mimo wszystko trochę się boję. Co jeśli ktoś mnie napadnie?

- To tylko ja, otwórz – słyszę po drugiej stronie drzwi znajomy głos.

- Co ty tu robisz? – pytam z niedowierzaniem, gdy otwieram.

- Ciebie też miło wiedzieć. To jest twoja piżama? – uśmiecha się do mnie, taksując wzrokiem od dołu do góry, a następnie, jak gdyby nigdy nic, wchodzi do środka.

- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? W ogóle to wiesz, która jest godzina? – pytam, zaplatając ręce na klatce piersiowej i wymownie na niego patrząc

- Dziesięć lat temu, jak wpraszałem się tak do twojego domu w Warszawie, to nie zadawałaś tylu pytań – odzywa się, szczerząc zęby w uśmiechu, po czym ściąga marynarkę, którą rzuca na fotel i rozsiada się wygodnie na środku kanapy, rozkładając ręce na oparciu. – Nie zaproponujesz nic do picia? – pyta, unosząc jedną brew do góry. – Napiłbym się herbaty – dodaje, nie czekając na moją reakcję. Cicho wypuszczam powietrze i przechodzę do kuchni, żeby zrobić mu tą cholerną herbatę. Liczę na to, że szybko ją wypije i jeszcze szybciej zniknie z tego mieszkania. Stoję odwrócona do niego plecami i czekam, aż zagotuje się woda w czajniku.

- Jesteś na mnie zła? – wyrywa mnie z zamyślenia. Spinam się, gdy jego ręka ląduje na moim ramieniu.

- Nie jestem zła – odpowiadam, przenosząc na niego wzrok.

- Nie? – pyta rozbawiony.

- Nie, bo jestem wkurwiona – mówię, posyłając mu groźne spojrzenie. – Chyba na głowę upadłeś, skoro tu przyszedłeś i to jeszcze o tej porze. Wiesz, co będzie, jak się okaże, że widział cię któryś z sąsiadów? Jak ja się z tego Richardowi wytłumaczę? Poza tym jestem śpiąca i miałam zamiar położyć się spać.

- Spokojnie, nikt mnie nie widział i nikt nie zobaczy, jak stąd wychodzę. Przyszedłem tylko, porozmawiać, a potem mogę ukołysać cię do snu – prycham, gdy słyszę te słowa. W tym samym momencie zagotowuje się woda, więc zalewam mu herbatę. - Poproszę jedną łyżeczkę cukru – odzywa się, a ja przesuwam w jego stronę cukierniczkę. Ma ręce, niech sam sobie posłodzi. Przechodzę w tym czasie do sypialni, żeby zarzucić na siebie dłuższy rozpinany sweter, bo przecież nie będę przed nim paradowała w kusej piżamie. Kiedy wracam do pokoju dziennego on już siedzi z powrotem na kanapie. Przenosi na mnie swój wzrok i robi niezadowoloną minę.

- Średnio podoba mi się ten sweter. Po co go zakładałaś?

- Bo mi się tak podoba. Tak więc, słucham. Po co przyszedłeś?

- Po pierwsze, maleńka, nie stresuj się. Przecież wiesz, że w twoim stanie to nie wskazane – mówi, szelmowsko się uśmiechając, a ja przewracam oczami. – Chciałbym poznać twoją odpowiedź, odnośnie mojej propozycji.

- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam – odpowiadam, siadając w fotelu, a on kręci głową.

- Świetnie, czyli nadal współpracujemy. We wtorek na maila prześlę ci jedną umowę do przejrzenia – gdy słyszę te słowa, robię wielkie oczy.

- Victor, czy ty słyszałeś, co powiedziałam?

- Margaret, jesteś niezdecydowana, więc podjąłem decyzję za ciebie – odpowiada, puszczając mi oczko. Upija łyk herbaty, po czym odkłada szklankę na stolik i wygodnie rozsiada się na kanapie, cały czas na mnie patrząc. – Nawet fajne to mieszkanko, ale chyba zaraz będzie za małe – dodaje. Przymykam oczy i cicho wypuszczam powietrze z płuc, próbując opanować nerwy. Co tego człowieka obchodzi, czy to mieszkanie jest dobre, czy za małe. Nie on tu mieszka. Wstaję z fotela i przechodzę do kuchni, żeby wziąć wodę, bo czuję, że zasycha mi w gardle, a coś czuję, że Victor tak szybko stąd nie wyjdzie.

W końcu po półtora godzinnej rozmowie, opuszcza mieszkanie.

- Powiadom mnie rano, czy ci się przyśniłem – wzdycham z bezsilności, gdy słyszę te słowa.

- Victor, nie skomentuję tego w żaden sposób – kręcę głową, a on się uśmiecha.

- Do zobaczenia, Margaret – żegna się ze mną. Zamykam drzwi i zmierzam do sypialni, żeby położyć się spać, bo jestem wykończona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro