41. MARTWI SIĘ O MNIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NIEMCY

RICHARD

Siedzę z kumplami w mieszkaniu i rozmawiamy o ostatnich wydarzeniach. Lisa nadal nie wróciła do domu, a jej ojciec uważa, że to ja mam coś wspólnego z jej zniknięciem. Ba, nawet twierdzi, że ją zabiłem, bo w końcu takie słowa padły z moich ust. Tak, to prawda, że w tamtym dniu, gdy sprzed bloku wracałem do mieszkania, krzyczałem, że ją zabiję, ale mówiłem to w nerwach. Przecież nie byłbym zdolny do takich rzeczy. Nie jestem mordercą. Jednak on zaraz uruchomił całą administracyjną machinę, przez co trafiłem na komisariat policji, a w mediach nie byłem Richardem Freitagiem, tylko Richardem F., któremu postawiono zarzut zabójstwa. Chociaż nawet nie wiadomo, co dzieje się Lisą, przecież nie odnaleziono jej ciała, to skąd przypuszczenia, że nie żyje? Może ona gdzieś się zaszyła i śmieje się z tych artykułów?

Nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się naprawdę, gdy rano do mojego mieszkania zapukała policja i w kajdankach zaprowadzono mnie do radiowozu. Przed blokiem było pełno dziennikarzy, których powiadomił stary Wagner. Ojciec Lisy na świadka powołał mojego sąsiada, który słyszał, jak te słowa padają z moich ust. Potem widział wychodzącą z mieszkania zapłakaną i roznegliżowaną Lisę. Niestety mężczyzna wspomniał też, że to wszystko widzieli moi kadrowi koledzy, więc ich też wezwano na przesłuchania. No i wtedy zrobiło się jeszcze gorzej. Musieli to wszystko potwierdzić. Wiem, że ciężko im było, bo to pogrążało mnie jeszcze bardziej, ale nie mogli składać fałszywych zeznań. Inaczej ściągnęliby na siebie kłopoty. Nie mam im tego za złe. Nie pomogło to, że miałem alibi w postaci wizyty u rodziców, co potwierdzili. Pominęli fakt, że wpadłem tam, żeby zrobić awanturę matce. W tamtym czasie Lisa była jeszcze w domu. Zniknęła później. Wyszła i wsiadła do auta, a następnie pojechała w nieznanym kierunku. Ostatnim miejscem, gdzie zarejestrował ja monitoring miejski był wyjazd z miasta. Potem urywa się po niej ślad. Pech chciał, że ja w tym samym czasie po powrocie od rodziców wyszedłem z mieszkania, czego świadkiem była sąsiadka. Nomen-omen, żona mężczyzny, przez którego to wszystko się zaczęło. Szkoda tylko, że nie powiedziała, iż po kilkunastu minutach wróciłem. Wagner stwierdził, że pewnie wywabiłem jego córkę z domu na spotkanie, żeby się jej pozbyć. Mam wrażenie, że on jest tak samo psychiczny, jak Lisa. Nie pomogły tłumaczenia, że byłem wtedy tylko w sklepie. Nikt mi nie wierzył. Już traciłem powoli nadzieję, że w końcu los się do mnie uśmiechnie, kiedy to, po naciskach mojego adwokata w końcu przejrzano pierdolony monitoring. Zarówno w sklepie, jak i na ulicy. Coś mi się wydaje, że ojciec Lisy użył swoich wpływów i dlatego tak długo z tym zwlekano. Chciał mnie pogrążyć, ale na szczęście nie udało mu się to. Teraz próbuję odzyskać dobre imię. Bo oczernić człowieka w prasie jest bardzo łatwo, ale potem przeprosić go, to już nie łaska. Dla mediów byłem mordercą, chociaż mam świadomość, że za tymi wszystkimi artykułami stał Wagner.

- Może wytocz mu jakiś proces o zniesławienie? – odzywa się Geiger.

- Nie, mam tego wszystkiego po dziurki w nosie – mówię zrezygnowany.

- Richard, nie odpuszczaj mu. Widzisz, że w mediach nadal ukazują się krótkie wzmianki o tym, gdy tylko piszą, że nadal trwają jej poszukiwania. Chcesz, żeby twoje nazwisko ciągle przewijało się w tym kontekście? – wtrąca się Andreas.

- Oczywiście, że nie, ale teraz nie mam na to sił. Muszę najpierw psychicznie odpocząć – odpowiadam. 

W tym samym momencie rozbrzmiewa dźwięk komórki Wellingera. Sięga po telefon do kieszeni i spogląda na wyświetlacz.

- Gosia – odzywa się, przenosząc wzrok na mnie.

Kiedy wypowiada jej imię, moje serce zaczyna przyspieszać. Czuję na sobie wzrok pozostałych kumpli. Ciągle próbuję się z nią skontaktować, ale bezskutecznie, a ona teraz dzwoni do Andreasa. Zaczyna nurtować mnie pytanie, o czym chce z nim rozmawiać. Czyżby przeczytała list, który do niej napisałem i dzwoni, żeby dowiedzieć się, czy to wszystko, co opisałem jest prawdą? Czy, gdy usłyszy, że to prawda, to wtedy w końcu odezwie się do mnie? Tak bardzo chciałbym ją znowu przytulić, pocałować, poczuć zapach jej perfum. Strasznie mi jej brakuje.

- Halo – mówi mój kolega, gdy odbiera połączenie. – Nie denerwuj się, sytuacja jest już opanowana – odzywa się, a ja zastanawiam się, o co chodzi. – Tak, na pewno. Miał sporo problemów, ale powoli z nich wychodzi. – Tak, wypuścili go już z aresztu. – Ma taki zamiar, ale twierdzi, że zrobi to później. – No, w sumie masz rację. – Gosia, a ty jak się czujesz? – pyta niepewnie. – Rozumiem. – Jesteś w Monachium u brata? – Aha, ok. – Jasne. Do usłyszenia. Cześć – odzywa się kończąc połączenie. 

Kiedy chowa telefon, prostuję się w fotelu i z niecierpliwością czekam na to, co powie.

- Martwi się o ciebie – zwraca się do mnie. - Dzisiaj zobaczyła te wszystkie artykuły – dodaje po chwili, a ja zamieram.

Martwi się o mnie – myślę sobie. Te słowa dają mi nadzieję. Na co? Nie mam pojęcia, ale w głębi duszy czuję, że ten telefon to jakiś znak.

- Co mówiła? – pytam

- Dopytywała, czy jesteś w domu i, czy ciążą na tobie jeszcze jakieś zarzuty. Powiedziała, że nie powinieneś czekać, tylko od razu wytoczyć proces o to, co pisali w tych artykułach.

- No widzisz – wtrąca Markus. – Nie zwlekaj z tym. Jest dziennikarką, więc wie, co mówi. Potem ta sprawa nikogo nie będzie już interesowała – dodaje.

Zaczynam nad tym wszystkim rozmyślać i chyba mają rację, ale nie wiem, czy będę miał tyle sił na walkę z mediami. Gdybym miał u swego boku Gosię, to co innego, ale ona odeszła.

- Jak ona się czuje? Jest u Adama? – dopytuję.

- Tydzień temu wyszła ze szpitala. Jest w Warszawie – odpowiada, a ja czuję ucisk w sercu. 

Wyjechała z Niemiec. Teraz do mnie dociera, że to definitywny koniec. Wróciła do siebie, pewnie wróci do pracy w redakcji ze swoim starym zespołem. Będzie widywała się z Arturem i kto wie, może się z nim zwiąże. W końcu facet o to ciągle zabiegał. I wygrał. Niedługo finalizuję sprzedaż starego mieszkania, wtedy pieniądze za nie, prześlę na jej konto. Skoro nie wróci do Niemiec i nie ma szans na to, żebyśmy byli razem, to muszę jej oddać cały wkład, jaki przeznaczyła na to mieszkanie.

– Miała taki dziwny głos – dodaje po chwili Wellinger.

- Co masz na myśli?

- Taki bez życia, zmęczony, zrezygnowany. Gdybym nie miał zapisanego jej numeru to w życiu nie pomyślałbym, że z nią rozmawiam – mówi, a mi rzednie mina.

Teraz jeszcze bardziej, każdego dnia będę zastanawiał się, jak ona się czuje. Chociaż jest wśród przyjaciół, to na pewno jej pomogą. Ciekawe, czy powiedziała im o tym, co się wydarzyło.

- Mogłeś zapytać, czy przeczytała list ode mnie – odzywam się, głęboko wzdychając.

- Richard, jak ja miałem to zrobić? Niech ona dojdzie do siebie i tak już głupio się czułem, pytając o jej samopoczucie, bo wiadomo, że pewnie nadal przeżywa dramat.

- Wiem, masz rację. Chciałbym tylko, żeby mnie wysłuchała i pozwoliła sobie pomóc. Powinniśmy razem przez to przechodzić.

- Daj jej trochę czasu – rzuca Eisenbichler w moim kierunku, na co kręcę głową.

Ile mam jej dać tego czasu? Tydzień? Dwa? Może miesiąc? Albo rok? Czy ona w ogóle kiedykolwiek jeszcze się do mnie odezwie? Brakuje mi jej i to bardzo.

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Jutro wyjeżdżam na inaugurację Pucharu Świata do Wisły. Miejsca, gdzie pierwszy raz zobaczyłem Gosię, gdzie zaczęła się nasza znajomość, która przerodziła się w związek. Do dzisiaj pamiętam ten dzień, gdy podszedłem do niej na parkingu, żeby zaoferować pomoc, bo widziałem, że ma sporo bagaży, a jej koledzy zostawili ją samą, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Serce biło mi wtedy jak oszalałe. Pierwszy raz czułem się tak na widok kobiety. Byłem zawiedziony, gdy nawet na mnie nie spojrzała. Sądziłem, że straciłem okazję do poznania dziewczyny, która w tamtym momencie zawróciła mi w głowie. Gdy potem okazało się, że należy do zespołu dziennikarskiego, który ma przeprowadzać z nami wywiady byłem przeszczęśliwy.

Teraz wrócę do tej miejscowości całkowicie odmieniony. Nadal nie mogę przeboleć tego wszystkiego, co się wydarzyło. Gosia w dalszym ciągu nie odbiera ode mnie telefonu, ani nie odpisuje na SMSy. Czasami w nocy mam połączenie z zastrzeżonego numeru. Jednak, gdy je odbieram, to nikt się nie odzywa. Myślę, że to ona dzwoni. Może chce usłyszeć mój głos? Porozmawiać? Ale potem brakuje jej odwagi, żeby się odezwać? Wiem, że straciłem ją na zawsze i to bardzo boli. Każdy mi mówi, że czas leczy rany i w końcu poznam inną dziewczynę, która zawróci mi w głowie, ale ja wiem, że tak nie będzie, bo nie chcę poznać innej.

WARSZAWA

GOSIA

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – pyta Karol, kiedy oznajmiam mu, że jutro wyjeżdżam z Warszawy.

- Tak – odpowiadam, zapinając walizkę. – Poza tym, ile mogę siedzieć ci na głowie – puszczam mu oczko, a on robi niezadowoloną minę.

Siada na podłodze obok mnie i przygląda mi się z uwagą.

No cóż, przez ostatni miesiąc mieszkałam z Karolem. Na początku było ustalone, że zostaję u niego tylko na kilka dni, żeby dojść do siebie. Potem wróciłam do mojego domu, a on tego samego dnia po pracy zjawił się u mnie i zabrał mnie z powrotem. No i tak zleciał miesiąc. Teraz w końcu muszę wziąć się w garść, żeby jakoś ułożyć dalsze życie. Chociaż w środku nadal jestem w rozsypce, a noce zamiast przesypiać, przepłakuję, to nie mogę w dalszym ciągu obarczać przyjaciela problemami.

- Może to jeszcze przemyślisz? Przyzwyczaiłem się do twojej obecności w tym mieszkaniu– odzywa się, chowając kosmyk moich włosów za ucho.

- Co, obiadki po pracy smakowały?

- Żebyś wiedziała – śmieje się. – Pusto tu będzie bez ciebie – dodaje z nostalgią w głosie.

- Przynajmniej będziesz miał wolne lokum i w końcu będziesz mógł zaprosić do siebie jakąś niezłą laskę – uśmiecham się nieśmiało.

- Właśnie na taką patrzę, a ona mi ucieka – mówi, przytulając się do mnie. Przymykam oczy, po czym cicho wypuszczam powietrze z płuc. – To jak spędzamy ostatni wieczór w swoim towarzystwie? – dopytuje po chwili.

- Nie mam pojęcia. Może założymy ci konto na portalu randkowym i poszukamy jakiejś kandydatki na żonę? – śmieję się.

- Jeśli ty też założysz takie konto, to nie ma sprawy, bo inaczej nikogo sobie nie znajdę – odzywa się ze śmiechem, po czym wstaje z podłogi i bierze mnie na ręce.

- Karol! Postaw mnie na ziemię! – krzyczę, a on zaczyna kręcić się ze mną dookoła, przez co zamykam oczy i mocno się w niego wtulam. Kiedy w końcu zatrzymuje się, opada wraz ze mną na łóżko. – Wariat – śmieję się, szturchając go w bark.

- Ale mi się kręci w głowie – parska śmiechem, przecierając twarz dłonią. – Starzeję się – dodaje po chwili.

- Chodź na kolację, staruszku – odzywam się, wstając z łóżka.

                                                                                                ***

Rano powoli otwieram oczy i wzdrygam się, gdy zauważam leżącego obok Karola.

- Nie strasz – odzywam się, tłumiąc ziewanie.

- Znowu płakałaś? – pyta prosto z mostu.

- Co?

- Myślisz, że nie wiem o tym, jak spędzasz noce? To, że śpię w innym pokoju, nie oznacza, że nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje. Wiem, że tłumiłaś płacz, wtulając się w poduszkę, ale to nie zawsze działało – kiedy to słyszę, wzruszam ramionami. – Gosia, zostań. Nie wyjeżdżaj jeszcze. Daj sobie pomóc. Przecież nikt cię stąd nie wyrzuca – mówi z troską w głosie.

- Nie, tak będzie lepiej – odpowiadam, przekręcając się na bok. - Dziękuję, że pomagałeś mi przez ostatni miesiąc, ale muszę w końcu wziąć się w garść.

- Będę martwił się o ciebie.

- Spokojnie, odezwę się od czasu do czasu.

- Od czasu do czasu? Chyba zwariowałaś. Masz dzwonić codziennie – mówi, wymownie na mnie patrząc.

- Dobrze, będę odzywała się codziennie – uśmiecham się nieśmiało, po czym wstaję z łóżka. – Pora się ogarnąć, zjeść śniadanie i w drogę – odzywam się, przechodząc do łazienki.

                                                                                  ***

- Odezwij się, jak dojedziesz na miejsce – szepcze mi Karol do ucha, kiedy przytula mnie na pożegnanie.

- Na pewno to zrobię. Jeszcze raz dziękuję za wszystko – mówię, próbując zapanować nad łamiącym się głosem. – Dobrze, że z pozostałymi pożegnałam się wczoraj, bo dzisiaj chyba kompletnie bym się rozkleiła widząc was wszystkich – dodaję, wycierając łzy chusteczką.

- Do zobaczenia, maleńka.

- Do zobaczenia – odpowiadam, siadając za kierownicą auta.

Zamykam drzwi i odpalam silnik. Po chwili ruszam spod bloku, w którym mieszka Karol. Macham mu dłonią na pożegnanie, po czym na najbliższym skrzyżowaniu skręcam w lewo, obierając kierunek w stronę Norymbergi. To tam mam zamiar zacząć nowe życie. Dlaczego Norymberga? Tak zdecydował los. Pozapisywałam pełno nazw niemieckich miejscowości na karteczkach, po czym jedną po prostu wylosowałam. Potem zobaczyłam na mapach google, gdzie dokładnie jest to miasto i okazało się, że znajduje się jakiś dwie godziny drogi od Monachium, więc w razie czego będę miała blisko do braciszka. Nie ma tego złego. Tak naprawdę jadę na żywioł, co oczywiście przemilczałam. Zatrzymam się w jakimś motelu, a potem zacznę rozglądać się za pokojem do wynajęcia. No i za pracą, jakąkolwiek. Byleby jakoś powoli zacząć stawać na nogi. 

Zaczęłam regularnie brać leki. Obiecałam zapisać się na terapię, ale myślę, że na razie tabletki wystarczą. Póki co pomagają, bo natrętne myśli samobójcze, które miałam minęły. Po tym, jak Artur ściągnął mnie z wiaduktu kolejowego miałam dni, że gdy tylko widziałam nóż, to miałam ochotę przejechać nim sobie po żyłach albo, gdy szłam chodnikiem przy ruchliwej ulicy, chciałam rzucić się pod rozpędzone auto. Pewnego dnia powiedziałam o tym Karolowi, bo nie potrafiłam odpędzić od siebie tych myśli. Był przerażony tym, co usłyszał, ale nie oceniał, tylko wysłuchał. Od tego momentu dużo rozmawialiśmy i bardzo mi to pomagało. Czasami miałam wrażenie, że szatyn minął się z powołaniem i powinien zostać psychologiem. Jednak odkąd pamiętam, to Karol zawsze był dobrym słuchaczem, rozmówcą i doradcą. Nie wiem, czy Rafał umiałby mi pomóc w takim momencie.

NIEMCY

VICTOR

- No proszę, rybka wraca do sieci – mówię do siebie, gdy po południu zauważam, że sygnał z GPSu, który został zamontowany w samochodzie Margaret, pokazuje, że blondynka przekroczyła właśnie niemiecką granicę. – Świetnie – zacieram ręce, po czym zamykam laptop.

Jestem ciekawy, gdzie się zatrzyma. Mam cichą nadzieję, że nie u swojego brata, bo wtedy moje szanse na ponowne zbliżenie się do niej będą zerowe. Gdy znajdzie się sama, na obcym terenie, łatwiej będzie ją namówić do dalszej współpracy ze mną, na co bardzo liczę. Ostatnio słabo mi idzie, a nie mogę pozwolić sobie na dalsze straty. Nie po to budowałem swoje imperium, żeby teraz legło ono w gruzach. Zastanawiam się tylko, co się dzieje, że wszystkie moje plany, które ostatnio sobie założyłem szlag trafił. To były pewniaki do zgarnięcia fortuny, a stało się odwrotnie. Czyżby na moim terenie pojawił się ktoś, kto jest równie pazerny na kasę jak ja, ale jest w tym o wiele lepszy? Mam nadzieję, że nie, bo nie zniosę porażki. Victor Meier nie może zostać pokonany.

                                                                                ***

W końcu dzieje się to, na co czekam, przez cały dzień. Samochód od dłuższego czasu stoi w miejscu, co oznacza, że nie jest to jej kolejny przystanek na odpoczynek, tylko dojechała do obranego przez siebie celu. Sczytuję dane z GPSu i sprawdzam, co to za miejsce.

- Motel w Norymbergi? – mówię do siebie zdezorientowany.

Czyżby jednak zrobiła sobie postój, bo jest zmęczona? Myślałem, że zatrzyma się w miejscu, gdzie będzie wynajmowała jakieś mieszkanie. No trudno, muszę tam pojechać i osobiście to sprawdzić. Poobserwuję ją przez kilka dni, a potem zdecyduję, co dalej. Przeglądam stronę internetową motelu, w którym będzie nocowała blondynka i mina mi rzednie widząc jego standard. Gorszej nory chyba nie mogła wybrać – myślę sobie. Na szczęście niedaleko jest Hotel Park Plaza Nuremberg. Chociaż daleko im do standardów, które lubię, to mimo wszystko jest stokroć lepszy od tego czegoś, co wybrała sobie Margaret. Nie rozumiem tej kobiety. Ma kupę kasy na koncie, a żyje, jak mniszka. Powinna zacząć od zmiany samochodu na lepszy i przede wszystkim młodszy model. W drugiej kolejności jej garderoba krzyczy o poświęcenie większej uwagi. Zamiast kupić sobie jakieś ekstra ciuchy, to chodzi w ubraniach zwykłych sieciówek. Gdyby całkowicie zmieniła styl byłaby z niej jeszcze lepsza laska, a tak to czasami przypomina mi jakąś zagubioną nastolatkę, która przechodzi okres młodzieńczego buntu. Chociaż z drugiej strony patrząc na jej charakterek, to może tak właśnie jest. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro