43. MOJE SŁOWA CI NIE WYSTARCZĄ?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzę się dość wcześnie, chociaż mam niepohamowaną ochotę spać do wieczora. Przeciągam się w łóżku, a następnie od razu sięgam po wodę, bo moje gardło jest kompletnie suche. Chwilę później idę z ubraniami do łazienki, żeby zrobić poranną toaletę. 

Kiedy wracam do pokoju, siadam w fotelu i na tablecie przeglądam informacje z Internetu. Czuję ogromny ucisk wewnątrz mnie, gdy zauważam artykuł o nowej miłości Freitaga. W moich oczach zbierają się łzy, że tak szybko się pocieszył, ale czego się spodziewałam, skoro nadal nie odezwałam się do niego? Jednak nie sądziłam, że nastąpi to zaledwie po dwóch miesiącach od tej tragedii. Zastanawiam się, czy jego w ogóle, w jakiś sposób zabolała strata dziecka. Może było mu to na rękę? Patrzę na ich wspólne zdjęcie, na którym stoją obok siebie i uśmiechają się. Na innym ona dotyka jego ramienia. Z artykułu wynika, że brunetka jest niemiecką dziennikarką. Z wyglądu jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Ma piękne, kobiece kształty i zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym ja stanęła obok niej to wyglądałabym, jak deska. Nie dziwię się, że spodobała się Richardowi, tylko teraz zastanawiam się, co w takim razie widział we mnie. Boli mnie to, że już zapomniał o mnie. Rzucam tablet w kąt pokoju i idę położyć się na łóżko, po czym wybucham płaczem, wtulając twarz w poduszkę. Dlaczego to tak wszystko boli? Jeszcze nie pozbierałam się po stracie dziecka, a teraz otrzymuję kolejny cios. Nagle czuję na swoich plecach czyjąś dłoń. Wzdrygam się i podnoszę głowę.

- Nie umiesz pukać? – pytam oburzona, wycierając łzy.

- Pukałem, ale nie słyszałaś, więc wszedłem. Co się stało?

- Nic – rzucam krótko, wstając z łóżka.

- Widziałaś artykuł o swoim byłym? – dopytuje.

Czuję, jak zaczyna drgać mi dolna warga, gdy to słyszę, jednak próbuję panować na sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem przy Victorze.

- Czego chcesz? – pytam chłodno, ale mimo wszystko łamie mi się głos.

- Chodź, pójdziemy coś zjeść, a potem przejedziemy się gdzieś.

- Nie jestem głodna, ani nie mam ochoty na wycieczki.

- Margaret, nie wkurwiaj mnie. Ja cię o nic nie pytałem, tylko grzecznie poinformowałem o planach – mówi oburzony. – Idziemy – dodaje, chwytając mnie za ramię i siłą wyprowadza z pokoju.

- Pójdę sama – rzucam obrażona, wyswobadzając się z jego uścisku.

                                                                                     ***

Posiłek spożywamy w milczeniu. Nie patrzę w kierunku Meiera, ale mam pewność, że on mi się przygląda, bo cały czas czuję jego wzrok na sobie.

- Margaret, musisz w końcu ruszyć do przodu. Wiem, że nadal przeżywasz stratę dziecka, ale mimo wszystko...

- Nie mów mi, co mam robić – przerywam mu. – Mam ruszyć do przodu? Tak? – dopytuję, przenosząc na niego wściekłe spojrzenie. – To zostaw mnie w spokoju – syczę przez zęby. - Mogłam teraz normalnie pracować jako kelnerka, ale nie, bo jaśnie pan Meier znowu wszedł swoimi buciorami w moje życie. Przyczepiłeś się do mnie, jak rzep do psiego ogona! – wykrzykuję, wstając od stołu, po czym kieruję swoje kroki w stronę wyjścia z jadalni

- Dam ci spokój, jak tylko dowiem się, kto pode mną kopie dołki – odzywa się. Odwracam się w jego kierunku, gdy to słyszę.

- Naprawdę? To świetnie, bo wyobraź sobie, że już wiem, kto to jest – mówię z satysfakcją w głosie, a on spogląda na mnie zaskoczony.

- Kto? – pyta, patrząc na mnie przymrużonymi oczyma.

- Timo – odpowiadam pewnie.

Na dźwięk tego imienia Victor wstaje z miejsca i podchodzi do mnie. Widzę, że jest wściekły po tym, co ode mnie usłyszał. Jego i tak już czarne oczy, wydają się być jeszcze ciemniejsze, przez co wygląda na groźniejszego niż jest w rzeczywistości.

- Oszalałaś? – pyta gniewnie. – Wiesz kim jest dla mnie Timo?

- Tak, wiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale to on za tym wszystkim stoi – mówię, przełykając mocno ślinę, gdy zauważam, jak Victor mruży oczy i zaciska szczękę, a dłonie formuje w pięści, bo wiem, że jest na skraju wytrzymałości.

- Ty kurwa nic nie wiesz – syczy przez zęby. - Jesteśmy prawie jak bracia, znamy się od dzieciaka, a ty go tak oczerniasz – odzywa się, chwytając mnie za tył głowy. – Myślisz, że ci uwierzę? Co chcesz tym ugrać? Co!? – krzyczy, ciągnąc mnie za włosy.

- Victor, puść mnie – proszę go, ale on jest niewzruszony. – Wiem, że to nieprawdopodobne, ale tak jest. Wczoraj słyszałam jego rozmowę z jednym z twoich ludzi.

- Z którym?

- Taki wysoki, łysy z blizną na policzku.

- O czym mówili? – pyta wściekły w dalszym ciągu trzymając mnie za włosy.

- Mówili coś o jakimś przetargu, na wygraniu którego podobno bardzo ci zależy.Ten łysy podmienił jakieś koperty i przegrasz go – gdy Meier to słyszy, jeszcze bardziej pociąga za włosy w tył moją głowę.

- Nie wierzę ci, rozumiesz? – syczy przez zęby.

- Timo powiedział do tamtego, że ma na mnie uważać, bo ściągnąłeś mnie, żebym dowiedziała się, kto stoi za twoimi niedawnymi niepowodzeniami i nie chce, żeby jego plan pogrążenia cię legł w gruzach – odzywam się. – Victor, puść mnie, to boli – dodaję po chwili, łapiąc go za nadgarstek.

- Jakie masz na to dowody?

- Moje słowa ci nie wystarczą? – pytam, a on zaczyna się śmiać.

- Jeszcze na głowę nie upadłem, żeby uwierzyć na słowo, jakiejś niezrównoważonej psychicznie wariatce, która faszeruje się lekami. Wymyśliłaś to po tym, jak przeczytałaś, że twój kochaś znalazł już pocieszenie u innej? Myślisz, że poczujesz się lepiej, jak spierdolisz też życie komuś innemu? Wiesz, co musiałbym zrobić ze swoim przyjacielem, jeśli to, co mówisz okazałoby się prawdą? Musiałbym go zabić, ale na szczęście właśnie cię przejrzałem i wiem, że to co mówisz, to jedno wielkie kłamstwo – mówi, popychając mnie na podłogę. Z moich ust wydobywa się krzyk, gdy boleśnie upadam na posadzkę.

- Timo powiedział, że w sumie i tak nie doczekasz rozstrzygnięcia tego przetargu, bo w aucie zostawił ci urodzinową niespodziankę, a niespodziewana kontrola policyjna sprawi, że trafisz do więzienia – bronię się.

Spoglądam niepewnie w górę i widzę, jak Meier zaczyna zastanawiać się nad tym, co mu teraz powiedziałam. Nagle podchodzi do mnie i chwyta za włosy, po czym podciąga za nie do góry.

- Skoro tak, to teraz pójdziesz ze mną. Jeśli okaże się, że w samochodzie nic nie ma, to wiedz, że to były ostatnie słowa, jakie wypowiedziałaś w swoim życiu – odzywa się groźnie, po czym, rusza przed siebie szybkim krokiem, ciągnąc mnie za włosy. Próbuję dorównać mu tempa, żeby się nie przewrócić.

Wychodzimy przed dom, gdzie na ganku stoi auto, którym najczęściej podróżuje. Co jeśli w tym nic nie będzie? Przecież Timo nie powiedział, w którym samochodzie zostawił tą niby niespodziankę. Czy będzie przeszukiwał pozostałe pojazdy, czy od razu mnie zastrzeli?

- Felix! Georg! Janis! – krzyczy Meier na cały głos, a po chwili przy jego boku pojawia się cała trójka. Wszyscy wyglądają na zaskoczonych, gdy zauważają, jak brunet szarpie mnie za włosy.

- Przeszukajcie to auto – rozkazuje, kiwając głową w stronę srebrnego Mercedesa.

- Czego mamy szukać? – dopytują.

- Macie mi pokazać, wszystko, co znajdziecie i według was jest podejrzane – mówi, na co jego ludzie otwierają samochód i zaczynają poszukiwania. No właśnie czego? Sama nie wiem, bo Timo tego nie określił w rozmowie, którą usłyszałam. – Lepiej dla ciebie laleczko, żeby coś znaleźli – cedzi przez zęby Meier.

- Victor, proszę cię, puść moje włosy – mówię do niego, ale on wtedy pociąga mnie za nie jeszcze mocniej.

Zaczynam modlić się w duchu, żeby mężczyźni coś znaleźli. Felix przeszukuje przód samochodu, Janis tył, a Georg bagażnik. Po chwili, zaciekawieni tym, co się dzieje podchodzą do nas Martin oraz dwójka ludzi, których nigdy jeszcze nie widziałam.

- Szefie – odzywa się nagle Georg. - Niech tu szef podejdzie.

- Masz się stąd nie ruszać – mówi Victor, puszczając moje włosy i idzie w kierunku mężczyzny. 

Gdy Meier podchodzi do bagażnika, najpierw przez chwilę wpatruje się w jeden punkt, a po chwili coś stamtąd wyciąga.

- Kurwa! – krzyczy, trzymając w ręku jakiś biały pakunek. Wygląda, jak spora działka narkotyków.

- Victor – odzywa się Felix, pokazując woreczek z czymś białym w środku, który wyciągnął ze schowka.

- Zbierz kilku ludzi, a następnie jeździe po Tima. Zabiję go osobiście – mówi wściekły, a oni robią zaskoczone miny.

- Timo? – dopytuje zdezorientowany Felix.

- Tak, macie zrobić dokładnie to, co powiedziałem.

- Georg! Zajmij się Uwe, niech wie, jak kończą zdrajcy – gdy mężczyzna słyszy te słowa, odchodzi w stronę skrzydła, gdzie siedzą ludzie Meiera.

Brunet po chwili spogląda w moim kierunku. Jest wściekły i to bardzo, widzę to po jego minie i gestach. Co teraz stanie się ze mną? Nie mam pojęcia. Nagle Meier rusza w stronę domu. Doskonale wiem, że stoję mu na drodze, więc się odsuwam. Jednak mimo wszystko Victor podchodzi do mnie i z całej siły popycha mnie do tyłu. Z moich ust wydobywa się krótki krzyk, gdy upadam a on niewzruszony tym, co przed chwilą zrobił, wchodzi po schodach do środka. Tłumię pojawiające się w moich oczach łzy, po czym oglądam swoje dłonie, które są całe obdarte i lekko sączy się z nich krew, po upadku na bruk. Nagle u mojego boku zjawia się Martin, który pomaga mi wstać.

- Dziękuję – mówię do niego, a następnie utykając na jedną nogę idę do domu, żeby przemyć rany.

Koniecznie muszę się spakować i wyjeżdżam stąd. W końcu wykonałam zadanie, więc nie mam zamiaru dłużej tutaj siedzieć. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak na nowo poszukać jakiegoś pokoju do wynajęcia, a potem porozsyłać CV, żeby znaleźć pracę. Może faktycznie pojadę do Monachium i na początek zatrzymam się u brata? Muszę to przemyśleć.

Docieram do swojego pokoju, gdzie od razu idę do łazienki. Z szafki wyciągam środki dezynfekujące oraz opatrunki, które stawiam na umywalce. Odkręcam kran, po czym zaczynam przemywać dłonie, żeby pozbyć się brudu. Syczę z bólu, gdy woda styka się z moimi ranami. Pochylam się nad umywalką i zaczynam płakać nad tym, jak wygląda teraz moje życie. Mogłam mieć wszystko. Szczęśliwy związek, super faceta, dziecko, przyjaciół, wymarzoną pracę, a nie mam nic. Jestem na dnie. Chwilę późnej, gdy dochodzę do siebie, biorę waciki do ręki i nasączam jeden środkiem odkażającym.

- Pomogę ci – słyszę za plecami głos Victora, przez co się wzdrygam.

Zaczynam zastanawiać się, jak długo za mną stał. Czy kolejny raz był świadkiem tego, jak płakałam? Podchodzi do mnie, a ja spoglądam na niego niepewnie. Jego wzrok wydaje się być nieobecny. Brunet ujmuje jedną z moich dłoni i cicho wypuszcza powietrze z płuc, gdy widzi w jakim jest stanie.

- Przepraszam – szepcze po chwili, przykładając wacik do rany, na co cicho syczę, bo dość mocno piecze. – Powinienem być ci wdzięczny, a wyładowałem wszystkie swoje frustracje na tobie – dodaje, wpatrując się w moją dłoń.

- Nie szkodzi – odpowiadam cicho, na co brunet lekko kręci głową.

- Uwe przed śmiercią przyznał się do wszystkiego – dodaje.

Chwilę później owija delikatnie moją rękę bandażem, po czym chwyta drugą i zajmuje się nią z taką samą troską, jak tą pierwszą.

- Dziękuję – mówię, gdy kończy.

- Muszę iść, bo już pewnie przywieźli Tima. Potem chciałbym z tobą porozmawiać o czymś ważnym – odzywa się, na co przytakuję.

Kiedy Victor wychodzi z łazienki, a następnie z pokoju, ostrożnie chwytam zabandażowanymi dłońmi swoją walizkę i zaczynam ją pakować. Chcę być gotowa do wyjazdu, gdy przyjdzie tu ponownie. Pół godziny później siadam w fotelu i biorę tablet, ale przez te bandaże ciężko mi cokolwiek zrobić. Zastanawiam się teraz, jak pójdzie mi prowadzenie auta. Niech to szlag trafi, że też zawsze muszę mieć pod górkę – myślę sobie.

Godzinę później słyszę pukanie do drzwi.

- Proszę – mówię i w tym samym momencie do środka wchodzi Victor, na widok którego prostuję się w fotelu. Spogląda na walizkę, a potem na mnie.

- Co to jest? – zadaje pytanie.

- Wykonałam swoje zadanie, więc zgodnie z umową w dniu dzisiejszym wyjeżdżam i już się więcej nie spotkamy – odpowiadam, wstając z miejsca.

- Jak chcesz prowadzić samochód w takim stanie?

- Jakoś sobie poradzę – odzywam się, cicho wzdychając. Victor milczy, bacznie mi się przyglądając. – O czym chciałeś porozmawiać? – dopytuję.

- Zostań tutaj – mówi, a ja marszczę brwi.

- Po co? Przecież mieliśmy umowę. Wykonałam swoje zadanie.

- Pieprzyć umowę – rzuca krótko.

- Nie rozumiem. O co ci teraz chodzi? – patrzę na niego pytająco.

- Margaret, wyjdź za mnie – robię wielkie oczy, gdy to słyszę.

- Victor, zwariowałeś? Czy ty wiesz, co teraz powiedziałeś? – dopytuję z niedowierzaniem. 

Przymykam oczy i lekko potrząsam głową. Co ten człowiek znowu wymyślił? Czy dzisiejsze wydarzenia tak bardzo nim wstrząsnęły, że przestał logicznie myśleć?

- Nie, nie zwariowałem. Wyjdź za mnie – odzywa się po chwili, ujmując moją dłoń. 

Przyglądam mu się zszokowana i kompletnie nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi.

- Nie, Victorze – odmawiam mu. - Już czas na mnie. Lepiej będzie, jak już pojadę – próbuję zabrać swoją rękę, ale on mi na to nie pozwala i w dalszym ciągu wpatruje się w moje oczy.

Po chwili w końcu puszcza moją dłoń, na co oddycham z ulgą. Jednak on w tym samym momencie klęka na kolano i wyciąga z kieszeni marynarki pudełko. Gdy je otwiera, moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek z okazałym oczkiem.

- Margaret, zostaniesz moją żoną? – pada pytanie z jego ust, a ja zaczynam się zastanawiać, jak z tego wszystkiego wybrnąć, skoro nie dotarła do niego moja odmowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro