44. SAMA SOBIE ZGOTOWAŁAŚ TEN LOS

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

RICHARD

Sezon, który całkowicie spisałem na straty już dawno dobiegł końca, a ja nadal go przeżywam. Niedawno byłem w czołówce, liczyłem się w stawce, a teraz moja forma pozostawia wiele do życzenia. Ciężko pracuję na treningach, a i tak potem wszystko szlag trafia.

Siedzę sam w mieszkaniu i zastanawiam się, co mam dalej ze sobą zrobić. Załamały mnie wszystkie artykuły o Gosi, które przeczytałem. Szykuje się do ślubu z jakimś berlińskim biznesmenem, Victorem Meierem. To znaczy nie z jakimś, bo to ten sam facet, który odwiedził ją w szpitalu, gdy została odnaleziona po porwaniu. Nie mogę w to uwierzyć. Kobieta, którą w dalszym ciągu kocham wychodzi za innego. Jednak, jeśli jest z nim szczęśliwa, to życzę jej jak najlepiej. Może potem i ja kogoś sobie znajdę? Czas pokaże. Póki co, brukowce sparowały mnie z jedną, z niemieckich dziennikarek, ale to bzdury wyssane z palca. Nigdy z nią nie byłem i nie mam zamiaru być. My po prostu ze sobą rozmawialiśmy. Zastanawiam się, co pomyślała sobie Gosia, gdy przeczytała te artykuły. Obawiam się, że uwierzyła w to wszystko. Próbowałem się z nią skontaktować, ale bezskutecznie, bo zmieniła numer telefonu. Gdy był konkurs w Zakopanem, to chciałem podejść do jej kolegów, którzy przyjechali na zawody, żeby zapytać, co u niej słychać, ale zabrakło mi odwagi. Zresztą nie wiem, co oni wiedzą o naszym rozstaniu i jak zareagowaliby na mój widok. Wolałem schodzić im z drogi. Widziałem, że Andreas rozmawiał z Rafałem, ale nigdy nie zapytałem go o czym gadali. Myślę, że gdyby dowiedział się czegoś istotnego o blondynce, to sam by mi o tym powiedział. 

Biorę do rąk sweter Gosi, którego nie spakowałem, gdy Adam przyjechał po jej rzeczy i zaciągam się zapachem. To jedyna rzecz, która mi po niej została. Mimo, że minęło sporo czasu, odkąd miała go na sobie ostatni raz, to w dalszym ciągu czuję jej zapach. Może to moja podświadomość, nie wiem, ale grunt, że mam coś, co mi o niej ciągle przypomina, bo nie chcę jej zapomnieć. W dalszym ciągu jest dla mnie wszystkim, pomimo, iż wiem, że już nigdy nie będziemy razem. Po chwili kładę się na kanapę i zasypiam.

Ze snu wyrywa mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Siadam, odkładając na bok sweter, po czym przecieram twarz dłońmi i idę otworzyć.

- Stary, a ty jeszcze nie gotowy? – pyta Wellinger, wchodząc do mieszkania, a za nim podążają pozostali.

- Sorry, ale ja jednak nigdzie nie jadę.

- Richard, nie ma takiej opcji. Jedziesz z nami. Rozerwiesz się trochę – odzywa się Eisenbichler.

- Dajcie spokój, dobrze wiecie, że nie przepadam za piłką nożną. Nawet nie wiem, czyj to jest mecz.

- Gra Bayern Monachium z Hertą Berlin. Teraz już wiesz, kto gra, więc chłopie... przebieraj się, bo się spóźnimy. Do Monachium jest kawałek drogi – mówi, Andreas, na co cicho wypuszczam powietrze.

- Freitag, dalej. Nie ma teraz czasu na myślenie – dodaje Geiger. W końcu zrezygnowany idę do sypialni po ciuchy, a następnie przechodzę z nimi do łazienki, żeby się ogarnąć.

- To jest jej sweter? – słyszę, jak Andreas cicho zadaje pytanie.

- Pewnie tak – odpowiada Markus. 

Nie zdają sobie sprawy z tego, że jeszcze nie zamknąłem drzwi od łazienki i wszystko słyszę.

- On cierpi, a ona wychodzi za mąż. Nie ma co, szybko się pocieszyła – wtrąca Geiger.

- Daj spokój. Ten ślub, to jakaś farsa – wytężam słuch, ubierając się, gdy słyszę, jak te słowa padają z ust Andreasa

- O czym ty mówisz? – dziwi się Markus.

- Widzieliście, jak ona wygląda u jego boku na tych wszystkich zdjęciach? Uśmiech wymuszony, jakby do głowy miała przystawiony pistolet. Nie wiem, dlaczego za niego wychodzi, ale na pewno nie z miłości.

- Czy ty wiesz, coś więcej o tym? – dopytuje Karl. – No właśnie, Andreas, przecież ty rozmawiałeś w Zakopanem z Rafałem. Zapewne też o Gosi. Co ci powiedział? – zastygam w bezruchu i z niecierpliwością czekam na to, co powie moim kolegom.

- Nic ciekawego – odpowiada.

- Kręcisz. Pamiętam, jaką wtedy w pewnym momencie zrobiłeś minę – nie daje za wygraną Geiger.

- Podobno odkąd jest z tym biznesmenem, to coraz rzadziej zaczęła odzywać się do swoich przyjaciół, aż w końcu całkowicie urwał im się kontakt. Z bratem też rozmawia tylko od czasu do czasu. Rafał powiedział, że ten facet całkowicie ją osaczył i odciął od wszystkiego – odpowiada w końcu.

- No dobra, ale co cię wtedy tak zszokowało. Mów prawdę – naciska na niego Markus.

- Dobra, powiem wam, ale żeby to nie doszło do Richarda – ścisza głos, na co ja jeszcze bardziej wytężam słuch. – Po tym, jak wyszła ze szpitala i wróciła  do Warszawy próbowała popełnić samobójstwo – zamieram, gdy to słyszę. 

Robi mi się gorąco, a w oczach zbierają się łzy, przez co kryję twarz w dłoniach. Nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. To nie może być prawda. Nie umiem sobie wyobrazić tego, co ona przeżywała, że chciała to zrobić.

- Stary, co ty gadasz? – odzywa się po chwili Markus. – Kurwa, ale gorąco mi się zrobiło, jak to usłyszałem.

- Artur ją uratował. Podobno w ostatniej chwili ściągnął ją z wiaduktu kolejowego – tłumaczy Andreas, a w mojej głowie huczy teraz od przeróżnych myśli. – Potem mieszkała trochę z Karolem, a następnie wyjechała do Niemiec – kontynuuje, a ja potrząsam głową, żeby oprzytomnieć. 

Myję twarz, czeszę włosy i skrapiam się perfumami, po czym zamyślony wychodzę z pomieszczenia, bo już stanowczo za długo tutaj siedzę i jeszcze pokapują, że podsłuchuję.

- Jestem gotowy – mówię, jak gdyby nigdy nic. – Co macie takie miny? Stało się coś? – dopytuję dla niepoznaki.

- Nie, skądże – odpowiada Markus. – Jedziemy – dodaje i wychodzimy z mieszkania.

                                                                                  ***

Kilka godzin później parkujemy pod stadionem i zmierzamy na trybuny. Praktycznie cały czas milczę, rozmyślając nad tym, co dzisiaj usłyszałem. Nadal to do mnie nie dochodzi. Zawsze była twarda, silna, co nie raz pokazywała. Przeszła tyle traum w swoim życiu, a mimo wszystko dalej się uśmiechała. Jednak teraz dochodzi do mnie, że po tym, co zafundowała jej moja matka wraz z Lisą, totalnie się załamała. Pękła w środku.

- Richard, co z tobą? – z zamyślenia wyrywa mnie głos Geigera. – Co? Wpadła ci w oko tamta brunetka, że tak zamilkłeś? – dodaje ze śmiechem, kiwając lekko głową w stronę dziewczyny, stojącej kilka rzędów niżej i patrzącej w naszym kierunku.

- Zwariowałeś? – mówię oburzony, a oni dziwnie na mnie spoglądają. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zareagowałem zbyt ostro. – Po prostu zamyśliłem się – tłumaczę spokojnie. – Piłkarze wchodzą na murawę – odzywam się po chwili, na co moi koledzy z podekscytowaniem przenoszą wzrok na boisko.

                                                                               ***

- Mecz pierwsza klasa – odzywa się Andreas, gdy sportowe widowisko dobiegło końca. – Poczekajmy chwilę, niech ten tłum przejdzie pierwszy – dodaje, na co przytakujemy.

- Ale akcji, było co nie miara – mówi Markus.

- No i ile bramek – wtrąca Karl. – Richard, a tobie jak podobał się mecz? – zwraca się do mnie.

- Niezły był – odpowiadam od niechcenia.

- Richard, był zajebisty – śmieje się Wellinger, klepiąc mnie po plecach - No i najważniejsze że Bayern wygrał – dodaje z satysfakcją w głosie.

- Dobra, spadamy do auta – odzywa się Eisenbichler i wszyscy ruszamy w stronę wyjścia ze stadionu.

Kumple nadal podekscytowani, gadają jeden przez drugiego o tym, co działo się na boisku. W końcu wychodzimy ze sportowej areny i zamieram, gdy zauważam stojącą nieopodal Gosię. Moje serce zaczyna bić jak oszalałe na jej widok. Zatrzymuję się w miejscu, a moi koledzy robią to samo. Kątem oka zauważam, że spoglądają na mnie, a potem kierują wzrok z miejsce, w które ja się wpatruję. Blondynka stoi sama i niepewnie rozgląda się na boki, po czym spuszcza głowę w dół. Z daleka widać, że jest smutna i przybita. Ma kompletnie inny styl, niż kiedyś. Teraz ubrana jest elegancko, a na stopach założone znienawidzone przez siebie, niebotycznie wysokie szpilki. Z szyi zwisa szalik Herty Berlin, chociaż kiedyś mówiła, że jest fanką Bayernu. No, ale zapewne jej facet kibicuje drugiemu zespołowi, więc nie miała wyjścia i musiała założyć inne barwy. Po stroju domyślam się, że raczej siedziała w strefie VIP, a nie na zwykłej trybunie.

- Podejdź do niej – zachęca mnie Wellinger, jednak ja się waham.

Co będzie, jeśli tak zrobię? Czy będzie chciała ze mną porozmawiać? Co się stanie, jeśli zauważy nas jej narzeczony?

- Dalej, rusz dupę – odzywa się Markus, popychając mnie do przodu.

W końcu zbieram się na odwagę i niepewnym krokiem idę w jej kierunku. Ona po chwili podnosi głowę i znowu się rozgląda. Wtedy dostrzega mnie. Wpatruje się we mnie, a ja w nią. Zauważam, że też rusza w moją stronę, ale po kilku krokach zatrzymuje się w miejscu. Jakby teraz do niej dotarło, co robi. Gdy jestem już coraz bliżej, zauważam na jej twarzy dość mocny makijaż, chociaż zawsze malowała się lekko i w takim wydaniu bardziej ją wolę. Jest też szczuplejsza niż kiedyś. 

- Cześć – odzywam się niepewnie, stojąc przed nią. 

Teraz dostrzegam, że nie ma w jej oczach tego blasku, który kiedyś miała. Patrzy na mnie, ale milczy. Widzę, jak lekko drga jej dolna warga. Zapewne walczy z tym, żeby się nie rozpłakać.

- Cześć – mówi po chwili łamiącym się głosem i zapada cisza.

Matko, tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić, pocałować. Moje ciało garnie się do niej, a ja nie mogę nic zrobić.

- Co u ciebie słychać? – pytam po chwili.

- Wszystko w porządku – odpowiada niepewnie, siląc się na uśmiech. – A u ciebie?

- Tęsknię za tobą – wypalam bez namysłu. 

Jednak musiałem to powiedzieć, nie potrafię już dłużej tego w sobie tłumić. W jej oczach zbierają się łzy, więc mruga kilkukrotnie, żeby zapanować na nimi.

- Ja za tobą też – szepcze, spuszczając wzrok na ziemię. 

Na dźwięk tych słów, robi mi się ciepło na sercu. Tęskni za mną, a ja za nią, a mimo wszystko nie możemy być razem.

– Przepraszam – dodaje po chwili. – Niedawno przeczytałam twój list – kontynuuje cicho. – Nie chciałam cię wysłuchać. Zniszczyłam to wszystko, zabiłam nasze dziecko...

- Przestań – przerywam jej i chcę chwycić ją za dłoń, ale blondynka odsuwa się. – Nie mów tak, nie zabiłaś tego dziecka. To nie twoja wina. Ja nie potrafiłem was uchronić przed moją matką i Lisą, chociaż tak bardzo się starałem – dodaję smutnym głosem. – Wychodzisz za mąż? – pytam o coś, co jest oczywiste.

Przecież portale plotkarskie od tygodni nie piszą o niczym innym, jak o ślubie niemieckiego biznesmena z polską dziennikarką, która jest byłą niemieckiego skoczka narciarskiego. Data trzymana jest w tajemnicy, jednak mimo wszystko trwają spekulacje, czy odbędzie się już w przyszłym miesiącu, czy później.

- Tak. W najbliższy piątek o 12. W berlińskim urzędzie, w Treptow-Köpenick – odpowiada, po czym podnosi na mnie wzrok.

Zamieram, gdy to słyszę. Tak szybko? Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Przecież ja ją nadal kocham i po jej reakcji na mój widok wiem, że ona też na pewno coś jeszcze do mnie czuje. poza tym, nie tak wygląda kobieta, która za tydzień wychodzi za mąż. Pamiętam, jak my szykowaliśmy się na to wydarzenie. Gosia była radosna, roześmiana i podekscytowana, a teraz stoi przede mną smutna dziewczyna, która bardziej wygląda, jakby miał się odbyć pogrzeb, a nie najważniejszy dzień w jej życiu.

- Kochasz go? – widzę, jak rozszerzają się jej oczy, gdy o to pytam. – Proszę, odpowiedz mi na to pytanie – naciskam na nią.

- Nie – mówi ledwo słyszalnym głosem.

- To dlaczego...

- Margaret! – przerywa mi krzyk jakiegoś mężczyzny.

Spoglądam w bok i zauważam stojącego przy luksusowym aucie, elegancko ubranego mężczyznę, który w dłoni trzyma szalik Herty Berlin. To jej narzeczony. Margaret? Facet nawet nie sili się, żeby używać polskiego zdrobnienia jej imienia.

- Muszę iść – odzywa się cicho blondynka. – Życzę ci wszystkiego dobrego, Richi – serce mi się kraje, gdy zdrabnia moje imię. – Bądź szczęśliwy, bo na to zasługujesz. Żegnaj – dodaje, po czym rusza w kierunku swojego przyszłego męża.

Odprowadzam ją wzrokiem. Po chwili zauważam, że postawny brunet patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zabić. Kiedy Gosia podchodzi do niego, on chwyta ją za ramię. Blondynka krzywi się, co oznacza, że mocno zacisnął swoją dłoń, ale nie broni się, tylko spuszcza głowę w dół, a po chwili, gdy biznesmen puszcza ją, potulnie przechodzi do drzwi od strony pasażera i wsiada do środka. Mężczyzna uruchamia silnik samochodu i odjeżdżają. Rozpadam się w środku na ten widok, wiedząc, że straciłem ją na zawsze. Wracam do kolegów, których proszę, żeby o nic nie pytali. Nie mam sił na rozmowę o tym wszystkim.

DZIEŃ ŚLUBU

GOSIA

Budzę się z samego rana i właśnie uzmysławiam sobie, że dzisiaj wychodzę za mąż. To była ostatnia noc, którą spędziłam sama. Od teraz będę spała w jednym łóżku razem z Meierem. Będę oddawała się mężczyźnie, którego prędzej chciałabym zabić niż zakładać z nim rodzinę. Do tej pory jeszcze nie kochałam się z nim. Po kilku moich odmowach, odpuścił, ale zaznaczył, że po ślubie nie wykręcę się już od tego i weźmie to, co mu się należy, choćby siłą. Póki co pewnie pieprzył się ze swoją sekretarką, która wręcz pożera go wzrokiem. Posyłała mu wyzywające spojrzenie nawet, gdy przyjechałam do niego, do firmy. 

Ślub miał odbyć się wcześniej, ale musieliśmy go przełożyć, bo pojawiły się problemy. Ludzie z kręgu Tima zaczęli szukać zemsty za jego śmierć. Musiałam wyjechać na jakiś czas z Niemiec, bo tamci doskonale wiedzieli, kto zdemaskował przyjaciela Meiera. Victor wysłał mnie do Portugalii, gdzie ma dom, o którym nikt nie wie. Razem ze mną pojechali Felix i Martin, żeby mnie chronić. Wróciłam po dwóch miesiącach, bo, jak to powiedział Meier „jest już po problemie" i mam głęboką nadzieję, że tak naprawdę jest.

Gdyby ktoś pytał, to nie mam pojęcia czemu, kiedy mi się oświadczył odpowiedziałam w końcu „tak". Może chciałam ukarać się za to, co do tej pory zrobiłam w swoim życiu? A może wydawało mi się, że ten mężczyzna potrafi się zmienić? Być dobrym? Ciągle słyszałam to, że będzie o mnie dbał i nie stanie mi się żadna krzywda. Uwierzyłam mu i na początku faktycznie tak było. Nie raz widziałam, jak patrzył na mnie z troską, może i z miłością. Jednak zdarzały mu się wybuchy złości. Zawsze mu się przeciwstawiałam, ale pewnego dnia gorzko tego pożałowałam. 

Uderzył mnie tak mocno, że prawie miesiąc chodziłam z wielkim siniakiem na twarzy. Nawet makijaż tego nie zakrył. Oczywiście miałam zakaz w tym czasie wychodzenia z domu, żeby przez przypadek żaden paparazzo nie zrobił mi zdjęcia. W końcu narzeczona Victora Meiera nie może być w takim stanie. Adam wpadł w furię, gdy to zobaczył, na szczęście udało mi się go uspokoić, bo nie wiem, jakby to się skończyło. Dobrze wiem, że dla Meiera sięgnięcie po broń i pociągnięcie za spust to żaden problem. Bałam się , że mógłby coś zrobić mojemu bratu. Potem Victor zaczął powoli odcinać mnie od przyjaciół. Nawet od Karola. Był wściekły, gdy długo z nimi rozmawiałam. Z Adamem też mam coraz mniejszy kontakt i boję się, że po ślubie urwie się całkowicie. Gdy brunet zauważył, że Caroline, Maggie i Irina stały mi się bliskie z nimi też skończył współpracę. Zresztą nie podobało mu się to, jak zaczęły mnie ubierać i malować na różne wyjścia, czy inne bardziej znaczące okazje. Zawsze mnie wysłuchały i pomagały dobierać ciuchy zbliżone do mojego stylu, żebym czuła się swobodnie. Makijażu też nie robiły mocnego. Niestety teraz jestem skazana na łaskę Grety, która robi wszystko pod dyktando Meiera. Ten mężczyzna całkowicie mnie zdominował. Zawładnął moim życiem, a ja nie potrafię mu się przeciwstawić.

Wstaję ostrożnie z łóżka i podchodzę do drzwi balkonowych, żeby zobaczyć, jak jest pogoda. Na dworze jest pochmurno, a z chmur pada deszcz. Nawet niebo płacze nad moim losem. 

Ubieram dres, po czym schodzę do kuchni, żeby przegryźć coś na szybko i po kilkunastu minutach wracam do siebie. Chwilę później słyszę pukanie do drzwi.

- Proszę – odzywam się i do środka wchodzi Greta.

- Dzień dobry, pani – mówi, na co cicho wypuszczam powietrze z płuc.

- Prosiłam, żebyś zwracała się do mnie po imieniu – przypominam jej, na co przytakuje.

- Przyniosłam bieliznę pod suknię ślubną – zwraca się do mnie podając pudełko.

Zabieram je i idę do łazienki, żeby to założyć. Po chwili wracam do pokoju w samej bieliźnie. Zauważam, że Greta zajmuje się już moją suknią. Kiedy odwraca się w moim kierunku, jej wzrok zatrzymuje się na brzuchu, który pokryty jest bliznami. Odchrząkuję, gdy patrzy zdecydowanie zbyt długo.

- Przepraszam – mówi zmieszana.

Podchodzę do niej i pomaga ubrać mi sukienkę. Gorsetowa góra jest okropna. Chciałam jakąś delikatną, prostą sukienkę, tym bardziej, że to tylko ślub cywilny i taką też sobie kupiłam. Niestety, Victor pewnego dnia wszedł do pokoju pod moją nieobecność, żeby zobaczyć, jakiego dokonałam wyboru. Zabrał sukienkę i najzwyczajniej w świecie wyrzucił ją. Tydzień później przyniósł mi inną. Właśnie tą, którą teraz zakładam. Cały gorset pokryty jest kryształkami, a dół posiada kilka warstw tiulu. Wygląda, jakbym miała brać ślub kościelny, jednak Victor zapowiedział, że wtedy będę miała jeszcze bardziej okazałą suknię. Już zaczynam się bać.

Greta ściska mnie tak mocno, że ledwo mogę oddychać.

- Poluźnij trochę – odzywam się, a ona od razu robi to, o co ją proszę i po chwili robię głębszy wdech. Od razu lepiej – myślę sobie.

- Ślicznie wyglądasz – mówi z zachwytem, którego ja niestety nie podzielam, ale uśmiecham się dla niepoznaki. Następnie siadam na krześle, żeby Greta zrobiła mi makijaż.

- Pomaluj mnie dzisiaj delikatnie, bardziej dziewczęco – zwracam się do niej.

- Pan Meier powiedział...

- Pana Meiera biorę na siebie – przerywam jej. – Nic ci nie zrobi – dodaję po chwili, gdy widzę, że nadal się waha.

- No dobrze – przytakuje, zabierając się do pracy. 

Godzinę później spoglądam w lustro i nieśmiało uśmiecham się do swojego odbicia. Jest idealnie. Tak, jak chciałam, chociaż wiem, że Victorowi to się nie spodoba.

- Dziękuję – mówię z wdzięcznością w głosie. Potem Greta zajmuje się moimi włosami i chwilę po godzinie dziesiątej jestem gotowa.

- Wow, jesteś taka śliczna. Nie dziwię się że pan Meier stracił dla ciebie głowę. Jesteś szczęściarą – odzywa się, a ja śmieję się w duchu po tym, co usłyszałam. Chętnie się z tobą zamienię – myślę sobie.

- A to? Co to jest? – dopytuję, podchodząc do papierowej torby. 

Jak to się stało, że od razu jej nie zauważyłam? Otwieram ją i wyciągam jeszcze jeden komplet bielizny. Tym razem czerwony i bardzo wyzywający. Spoglądam pytająco na dziewczynę.

- To na noc poślubną – odpowiada, rumieniąc się. Kurwa, czy ten facet myśli, że ja nie mam co założyć? – denerwuję się wewnętrznie.

- Możesz odejść, dziękuję – mówię, a ona zabiera swój kuferek z akcesoriami i opuszcza pomieszczenie. 

Nagle znowu ktoś puka do drzwi.

- Proszę – odzywam się podenerwowana, bo myślałam, że będę miała chwilę dla siebie nim zjawi się mój brat.

- Dzień dobry, moja piękna, przyszła żono – podchodzi do mnie i całuje w policzek.

- Wiesz, że oglądanie panny młodej w sukni ślubnej przynosi pecha? – pytam ironicznie, na co uśmiecha się.

- Nam to nie grozi - spogląda na mnie i widzę jego niezadowoloną minę. – Widzę, że muszę porozmawiać z Gretą.

- Ja chciałam, żeby tak mnie umalowała, więc zostaw dziewczynę w spokoju.

- No dobrze kochanie, dla ciebie wszystko – puszcza mi oczko. - Podoba ci się ten czerwony komplecik? – pyta, kiwając głową w stronę koronkowej bielizny, leżącej na łóżku.

- Nie bardzo.

- A mi bardzo – szepcze mi do ucha. – Już nie mogę się doczekać, kiedy cię w nim zobaczę, a potem go z ciebie zedrę – dodaje, składając pocałunek na mojej szyi, który kompletnie mnie nie rusza. 

Gdy Richard całował mnie w szyję, to moje ciało szalało, a teraz nic nie czuję. Victor łapie mnie w pasie i mocno przyciąga do siebie, po czym głęboko spogląda mi w oczy.

- Pamiętasz, jak kiedyś mi powiedziałaś, że nigdy nie będziesz się ze mną pieprzyć? Jednak nie dotrzymasz tej obietnicy – mówi, uśmiechając się szelmowsko, po czym przenosi swoją dłoń na mój pośladek i mocno go ściska. Od razu chwytam jego rękę i kładę ją z powrotem na talię.

- Kobieta zmienną jest – odzywam się od niechcenia, na co on unosi kąciki ust do góry.

- Coś mi się wydaje, że w naszej sypialni będzie bardzo gorąco – puszcza mi oczko. – Do urzędu przywiezie cię Felix. Ja pojadę wcześniej z Martinem i tam z niecierpliwością będę na ciebie czekał – mówi, opierając się swoim czołem o moje.

- Będzie tak, jak zarządzisz – odpowiadam cicho.

- Grzeczna dziewczynka – odzywa się, po czym delikatnie muska swoimi ustami moje, a dłoń kładzie na policzku. W tym samym momencie rozlega się pukanie do drzwi.

- Proszę – mówi Meier i do środka wchodzi mój brat. – Zostawię was samych – dodaje, puszczając mnie.

Podaje rękę na przywitanie Adamowi, po czym opuszcza pomieszczenie. Głośno wypuszczam powietrze i przymykam oczy. Brat do mnie podchodzi, a następnie mocno przytula.

- Gosia, co ty robisz? Dlaczego za niego wychodzisz? Nigdy nie sądziłem, że będę brał udział w takim cyrku. Całe szczęście, że nie muszę być świadkiem na tym przedstawieniu – zaczyna od pretensji w moim kierunku.

- Proszę cię, nie odwracaj się ode mnie. Nie zostawiaj mnie teraz – mówię, łamiącym się głosem, siadając na łóżku, a Adam zajmuje miejsce obok mnie, biorąc moją dłoń w swoje ręce.

- Nie mam zamiaru, ale nie mogę patrzeć na to, jak niszczysz swoje życie. Nie tak powinna wyglądać panna młoda w dniu ślubu – kręci głową, patrząc na mnie. – Powinnaś być radosna, a ty wyglądasz, jakbyś szła na szafot – wzruszam ramionami na te słowa.

- Będzie dobrze – uśmiecham się nieśmiało.

- Bierzesz leki? – dopytuje.

- Tak. To znaczy dzisiaj nie wzięłam, no bo przecież potem będzie alkohol.

- Rozumiem – mówi, całując mnie w czoło i przytulając. – Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż – dodaje po chwili z nostalgią w głosie. – Szkoda tylko, że za faceta, do którego kompletnie nic nie czuje – wzdycha głęboko.

- A ty kiedy oświadczysz się Ruth? Chyba nie po to kupiłeś pierścionek, żeby leżał teraz w szufladzie – zmieniam temat, śmiejąc się i szturchając go w bok.

- Chyba mnie ostatnio poniosło z tym zakupem. Przecież my się znamy dopiero kilka miesięcy – odpowiada zamyślony.

- No i co z tego? Zrób to – zachęcam go.

- W przyszły weekend lecimy do Madrytu. Myślę nad tym, żeby tam się oświadczyć. Jeśli nie stchórzę - odpowiada, a ja z zazdrością słucham tego wszystkiego.

- Prześlijcie potem fotkę z pierścionkiem na palcu.

- Jeśli tylko się zgodzi, to na bank przyślemy – odzywa się ze śmiechem. – Gosia wycofaj się z tego, przecież ten facet to tyran – dodaje po chwili.

- Nie jest taki zły – mówię, przymykając oczy.

- W takim razie chyba czas zbierać się do wyjazdu - przytakuję, gdy to słyszę i wychodzimy z pokoju.

W holu witam się Ruth. W moje serce wkrada się odrobina radości, gdy widzę jak ona i mój brat patrzą na siebie z miłością. Są piękną parą i wiem, że gdy on jej się oświadcz, to na pewno usłyszy "Tak". Cieszę się, że chociaż Adam z naszej dwójki jest szczęśliwy. Brat wychodzi ze swoją dziewczyną, rozkładając nad nią parasol. Splatają swoje ręce i śmiejąc się jak nastolatki, zbiegają ze schodów, a następnie podbiegają do auta.

- Idziemy? – słyszę pytanie Felixa.

- Tak – odpowiadam.

Brunet otwiera nade mną parasol. Jedną ręką lekko unoszę sukienkę, a drugą trzymam przedramię Felixa i schodzimy po schodach. Chwilę później zajmuję miejsce w czarnym BMW.

                                                                              ***

Pół godziny później Felix parkuje pod urzędem stanu cywilnego. Ze względu na pogodę, wszyscy czekają w środku. Zaczynam się denerwować, moje dłonie drżą, więc pocieram je, żeby zapanować nad tym.

- Felix, zostawisz mnie na chwilę samą? – pytam, a on niepewnie spogląda na mnie w lusterku wstecznym – Zostaw mi parasol. Poradzę sobie – dodaję.

- Dobrze – odpowiada brunet. Wychodzi z auta i szybko wbiega do środka, żeby nie zmoknąć.

Pogrążam się w myślach. Spoglądam przez szybę na granatowe niebo, z którego ciągle pada deszcz. Pogoda idealnie odzwierciedla to, co dzieje się wewnątrz mnie. Przymykam oczy, przypominając sobie Richarda i nasze ostatnie spotkanie. Pragnęłam wtulić się w jego ramiona. W nich zawsze czułam się bezpiecznie. Tak bardzo chciałam dotknąć dłonią jego twarzy, a ustami posmakować jego warg. Moje serce rwało się do niego, ale niestety on jest już poza moim zasięgiem. Za chwilę będę żoną innego mężczyzny. Sama sobie zgotowałaś ten los – myślę. Biorę głęboki wdech i chwytam parasol w dłoń.

- Gośka, pora na ciebie – mówię pod nosem.

Otwieram drzwi od auta, po czym wystawiam parasol, rozkładając go. Następnie ostrożnie wychodzę z wnętrza pojazdu, przytrzymując jedną dłonią sukienkę. Zatrzaskuję drzwi i w tym samym momencie wzdrygam się, gdy słyszę pisk opon. Za samochodem, z którego wyszłam, gwałtownie zatrzymuje się inne auto. Ze środka wychodzi zakapturzona postać, która wyrywa mi parasol z dłoni i rzuca go na ziemię. Następnie chwyta mnie za ramię i zaciąga do pojazdu. Dosłownie wpycha mnie na tylną kanapę samochodu, po czym zatrzaskuje drzwi. W ekspresowym tempie zajmuje miejsce kierowcy, ruszając od razu z piskiem opon. Wszystko to dzieje się tak szybko, że w żaden sposób nie reaguję. Jestem w kompletnym szoku i zaczynam się bać. Meier powiedział, że już nic nie zagraża mi ze strony ludzi, którzy szukają odwetu za śmierć Tima. Jednak chyba się pomylił. Z przerażeniem spoglądam w lusterko wsteczne. Obserwuję, jak osoba, która przed chwilą porwała mnie sprzed urzędu, zdejmuje kaptur z głowy.

- Zadzwoń, że mają cię nie szukać – mówi do mnie, podając telefon. Drżącą ręką chwytam komórkę i potulnie wykonuję jego polecenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro