46. MOGĘ Z NIĄ POROZMAWIAĆ?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

RICHARD

Budzę się w środku nocy i ze zdziwieniem zauważam, że Gosi nie ma obok mnie. Na początku pomyślałem, że może poszła do łazienki, ale kiedy dłonią dotykam miejsca, na którym ona powinna spać czuję, że jest zimne, co oznacza, że wstała jakiś czas temu. Siadam na łóżku przecierając twarz, po czym sięgam swoje bokserki i zakładam je, a następnie wychodzę z pokoju, żeby zobaczyć, gdzie jest. Wtedy w moje oczy rzuca się delikatne światło, przedzierające się przez uchylone drzwi pokoju dziecięcego. Idę w jego stronę i zaglądam do środka. Zaciskam usta, gdy dostrzegam śpiącą na podłodze blondynkę, która kurczowo trzyma w dłoniach niemowlęce śpioszki. Serce kraje mi się na ten widok. Głęboko wzdycham, po czym podchodzę do niej. Spoglądam na jej twarz i widzę, że płakała. Wiem, że musimy jak najszybciej zapisać się do jakiegoś psychologa. Wolałbym, żebyśmy rozmowę o tym, co czujemy odbyli w obecności specjalisty, bo nie wiem, czy poradzimy sobie sami z emocjami, które w nas są.

Ostrożnie otwieram dłoń Gosi i wyjmuję z niej niemowlęce ubranko, które odkładam do szuflady. Potem biorę blondynkę na ręce, żeby zanieść ją do sypialni. W tym samym momencie zaczyna się przebudzać.

- Richard, co ty robisz? – pyta cicho.

- Zanoszę cię z powrotem do pokoju – odpowiadam spokojnie, a ona wtula się we mnie.

Po chwili kładę ją na łóżko i całuję w czoło.

- Przepraszam – szepcze. – Ale musiałam tam wejść – dodaje po chwili, patrząc na mnie niepewnie.

- Rozumiem – odpowiadam, gładząc ją po policzku. - Chciałbym, żebyśmy w poniedziałek zapisali się do psychologa. Musimy o tym porozmawiać, zanim zacznie się sezon. Nie chcę, żebyś została z tym wszystkim sama – kontynuuję.

- Dobrze – zgadza się nieśmiało, a ja w głębi ducha oddycham z ulgą. 

Przytulam ją mocno i rozmawiamy jeszcze jakiś czas, po czym zasypiamy.

                                                                                           ***

W niedzielny poranek budzi nas dzwonek do drzwi.

- Co się dzieje? – pytam zdezorientowany.

- Richard, już jedenasta – odzywa się Gosia, spoglądając na zegar, a ja zastanawiam się, jak to możliwe, że spaliśmy tak długo.

Wtedy ponownie ktoś dzwoni. Zwlekam się z łóżka i ubieram T-shirt, a Gosia zakłada szlafrok. Razem idziemy otworzyć drzwi, żeby zobaczyć, kto się do nas dobija. Ze zdziwieniem zauważam mojego ojca i rodzeństwo. Spoglądam na Gosię, która jest widocznie zmieszana ich przybyciem. Zapewne boi się reakcji z ich strony. Robię krok w jej kierunku i chwytam za dłoń, żeby dodać jej trochę otuchy.

- Dzień dobry – odzywa się tato, po czym cała trójka wchodzi do środka.

- Dzień dobry – odpowiadamy.

Zajmują miejsce na kanapie i patrzą na nas wymownie. Oczekują wyjaśnień z naszej strony, a ja nie wiem, od czego zacząć.

- Dzieci, czy wy wiecie, co się dzieje w Internecie? – zwraca się do nas ojciec surowym tonem.

Gosia na jego dźwięk robi delikatny krok w bok, stając bliżej mnie. Jeśli powiedzą o niej jakieś złe słowo, to z nimi też przestanę rozmawiać. Nic nie stanie mi na przeszkodzie, żeby to zrobić. Z matką nie rozmawiam od czasu, gdy z Lisą uknuła tą podłą intrygę. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę jej to, co zrobiła.

– Richard, dlaczego nie powiadomiłeś nas, że znowu jesteście razem? Czy musimy o takich rzeczach dowiadywać się z sieci? – dopytuje zdenerwowany. – Przecież mówiłeś, że ona w piątek wychodzi za mąż, a w sobotę wieczorem ukazują się artykuły ze zdjęciami, na których jesteście razem. O co w tym wszystkim chodzi? – dodaje, spoglądając na mnie i na Gosię.

- Tak, to prawda, że miała wyjść za mąż, ale nie dopuściłem do tego – odzywam się, a oni patrzą na mnie zdezorientowani. – Nie mogłem pozwolić na to, żeby zrobiła największy błąd w swoim życiu. Poza tym, bardzo ją kocham, a ona mnie, więc jeśli przeszkadza wam to, że znowu jesteśmy razem, to nie mamy o czym ze sobą rozmawiać – stawiam sprawę jasno.

- Synu, nie przeszkadza nam to, tylko dlaczego nie powiadomiłeś nas o tym? Poza tym, trzeba coś zrobić, żeby jakoś zastopować to wszystko, co teraz piszą.

- Co masz na myśli? – dopytuję, marszcząc brwi.

W tym samym momencie mój ojciec przenosi swój wzrok na Gosię.

- Jeśli możesz, to lepiej nie czytaj tego, co o tobie piszą – zwraca się do niej. – Nic miłego nie przeczytasz – dodaje po chwili. – Poza tym usiądźcie, nie stójcie tak nad nami.

Zajmujemy miejsca w fotelach. Spoglądam na blondynkę, która nieobecnym wzrokiem patrzy w podłogę. Martwię się o nią. W jej głowie zapewne roi się teraz od myśli, dotyczących tego, co znajduje się w tych artykułach. Obawiam się, że najbardziej bezlitosne okażą się komentarze. Doskonale pamiętam, co wypisywali o niej, gdy pojawiła się plotka jakoby rozbiła mój wieloletni związek i, że porzuciłem dla niej ciężarną narzeczoną.

- To może w końcu usłyszymy, co takiego zrobiłeś, że nie doszło do tego ślubu? – pyta brat, a ja spoglądam na niego.

- Porwałem ją sprzed urzędu – odpowiadam, wzruszając ramionami, na co cała trójka robi wielkie oczy.

- Jak to porwałeś ją sprzed urzędu? – głęboko wzdycham, gdy kolejny raz muszę odpowiadać na to pytanie.

- Normalnie. Podjechałem autem, wsadziłem siłą do środka i odjechałem.

- Nie wiedziałam, że mam tak szalonego brata – rzuca w moim kierunku siostra, puszczając mi oczko, a ojciec w dalszym ciągu patrzy na mnie zdezorientowany.

- Gosia – zwraca się w kierunku blondynki mój tato, gdy w końcu dochodzi do siebie po tym, co przed chwilą usłyszał. – Myślisz, że Ruth dałaby radę jakoś zastopować te wszystkie artykuły?

- Nie ma szans – odpowiada krótko. - Nie ma takich wpływów – dodaje po chwili.

- Może zna kogoś, kto by to zrobił? Mogłabyś do niej zadzwonić? – dopytuje.

- Zaraz to zrobię – mówi, wstając z miejsca, po czym przechodzi do sypialni.

Ja w tym czasie biorę laptop i uruchamiam przeglądarkę internetową, żeby sprawdzić o co ten cały szum. Zaciskam pięści, gdy widzę te wszystkie bzdury. Jednak tak, jak myślałem, najgorsze są komentarze czytelników. Muszę zrobić wszystko, żeby Gosia tego nie czytała, chociaż kompletnie nie mam pojęcia, jak tego dokonać. W kierunku mojej narzeczonej rzucane są ohydne obelgi, a ja nie mogę tego przerwać. Blondynka wraca po kilku minutach i od razu przekazuje nam informację, że nic nie da się zrobić. Jedyne co pozostaje, to po prostu walka w sądzie.

Rozmawiamy z moją rodziną, ale przechodzimy już na inne tematy. Po godzinie opuszczają mieszkanie, a ja od razu przytulam blondynkę i całuję ją w czubek głowy.

- Chodź zjemy coś – proponuję, ciągnąc ja za sobą do kuchni.

- Nie jestem głodna – mówi cicho.

- Kochanie, nie martw się. Nie dam cię skrzywdzić – odzywam się, ujmując jej twarz w dłonie.

- Wiem, ale mimo wszystko boję się. Co twoi kibice pomyślą sobie o tobie? – pyta, a ja nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem.

Naprawdę martwi się tylko tym, co inni pomyślą o mnie? Przecież w tej całej sytuacji to ona znowu najbardziej ucierpi.

- Nie martw się tym. Prawdziwi kibice, powinni skupić się przede wszystkim na moich wynikach, a nie życiu prywatnym – odpowiadam, na co przytakuje.

Przechodzimy do kuchni i przygotowujemy jedzenie. Pół godzimy później siadamy do stołu. Blondynka pochylona jest nad swoim talerzem i dłubie w nim widelcem. Z przejęciem patrzę na pogrążoną w myślach dziewczynę.

Po jedzeniu siadamy na kanapie i rozmawiamy o tym wszystkim. Proszę ją, żeby póki co nie uruchamiała Internetu, na co zgadza się, ale wiem, że prędzej, czy później i tak to wszystko przeczyta. W pewnym momencie rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.

GOSIA

Richard idzie otworzyć. Pewnie przyszli moi przyjaciele. W końcu mieli jeszcze dzisiaj do nas wpaść. Cały czas nurtuje mnie myśl o tym, co piszą o mnie w Internecie. Obiecałam Richardowi, że na razie nie będę uruchamiała komputera. W sumie, to nawet jest mi to na rękę, bo boję zmierzyć się z tym wszystkim.

- Mogę z nią porozmawiać? – słyszę głos, na dźwięk którego zastygam w bezruchu.

- Zaraz ją zawołam – odpowiada Richard, a ja wiem, że za chwilę będę musiała przeprowadzić trudną, nie tylko dla siebie, rozmowę.

- Gosia, do ciebie. To Meier – informuje mnie brunet, chociaż nie musiał, bo doskonale go słyszałam. Wstaję z kanapy i na drżących nogach zmierzam w kierunku drzwi. Kompletnie nie wiem, gdzie mam podziać oczy, bo nie mam odwagi spojrzeć na niego.

- Cześć, Margaret.

- Cześć – odpowiadam niepewnie.

- Chodź na zewnątrz – mówi, a ja zaczynam zastanawiać się, czy to dobry pomysł. W końcu pewnie gdzieś czają się dziennikarze i będą mieli kolejny materiał. – Nie musisz się niczego obawiać. Nikt nie zrobi nam żadnych zdjęć – dodaje. 

Chwilę się waham, ale w końcu wychodzę razem z nim przed blok. W międzyczasie Victor otrzymuje na telefon jakąś informację.

- Siadaj – odzywa się, zajmując miejsce na ławce. 

Po chwili robię to samo, zachowując dystans.

- Czytałaś artykuły na swój temat? – pyta, na co przecząco kiwam głową.

- Świetnie. Już ich nie przeczytasz, a nowe na pewno się nie pojawią – dopowiada. 

Spoglądam na niego zdezorientowana, po tym, co usłyszałam.

- Nie patrz tak na mnie. Pomimo tego, co się stało, nie pozwolę, żeby ktoś cię tak oczerniał. Możesz być pewna, że jeśli gdziekolwiek pojawi się jakiś negatywny komentarz na twój temat, to od razu będzie usuwany.

- Ale, jak to? – pytam zszokowana.

- Tak to – odpowiada w swoim stylu, przyglądając mi się zmrużonymi oczyma.

- Dziękuję – mówię, po czym wbijam wzrok w ziemię. – Przepraszam – dodaję cicho. – Jak się z tym wszystkim czujesz?

- Jak widzisz nie strzeliłem sobie w łeb po tym, jak mnie zostawiłaś, więc nie jest najgorzej – odzywa się, a po chwili zaczyna się śmiać. Spoglądam na niego zdezorientowana. – Maleńka, nie stresuj się tak. Możesz ze mną normalnie porozmawiać. Nie mam ci niczego za złe.

- Mimo wszystko trochę mi głupio – mówię zmieszana.

- To należy do ciebie – odzywa się po chwili, wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu. – Tam zaparkowałem – dopowiada, pokazując stojące nieopodal Audi.

- Dobrze wiesz, że nie mogę tego przyjąć.

- Dlaczego? Dałem ci to auto na urodziny, a prezentów się nie oddaje.

- Victor, to zbyt droga rzecz.

- W takim razie, ja zwracam to, co dostałem od ciebie. – Zaczyna odpinać z nadgarstka zegarek, który podarowałam mu na jego czterdzieste trzecie urodziny.

- Przestań! – rzucam krótko, a on podnosi swój wzrok na mnie. – Dobrze, daj mi te kluczyki – dodaję po chwili, wyciągając w jego kierunku swoją dłoń, na której kładzie przedmiot, szeroko się przy tym uśmiechając.

- W środku masz jeszcze jeden mały prezent – odzywa się, puszczając mi oczko. – Szkoda, że nam się nie udało. Myślę, że tworzylibyśmy zgrany duet.

- Dobrze wiesz, że cię nie ko...

- Kiedyś byś pokochała – przerywa mi. – Jestem tego pewien – cicho wzdycham, gdy słyszę te słowa. 

W tym samym momencie dostrzegam moich przyjaciół, którzy mieli nas dzisiaj odwiedzić.

– No proszę, proszę. Widzę, że pogodziłaś się ze starymi znajomymi – odzywa się, gdy ich zauważa. – O i Karol też jest.

- Zostaw go w spokoju.

- Niezmiennie zadziwia mnie wasza wzajemna troska. Mam wrażenie, że oddalibyście z Karolem życie za siebie – przenosi swój wzrok z powrotem na mnie. – Cały czas zastanawiam się nad tym, co tak naprawdę was łączy.

- Przyjaźń – odpowiadam, a on zaczyna się śmiać.

- Rozbawiłaś mnie tym – mówi, głośno wzdychając. – No nic, pora na mnie – wstaje z ławki, więc ja robię to samo.

- Cześć, Gośka - witają się ze mną przyjaciele, kiedy nas mijają.

- Cześć. Idźcie do mieszkania, ja zaraz przyjdę – odzywam się, więc ruszają w stronę wejścia do bloku. 

Wymieniam z Karolem porozumiewawcze spojrzenie i po chwili dołącza do pozostałych.

- No widzisz, Margaret. Wy nawet nic nie musicie mówić. Wystarczy ci z Karolem jedno spojrzenie i już wszystko wiecie – śmieje się Meier, na co przewracam oczami.

- Do widzenia, Victorze, a raczej żegnaj, bo już nigdy się nie zobaczymy – mówię, kończąc to spotkanie. Brunet unosi kąciki ust do góry na moje słowa.

- Do zobaczenia, Margaret – szepcze mi do ucha, nachylając się nade mną, po czym całuje w policzek.

Odwraca się i zaczyna iść w kierunku auta, za kierownicą którego siedzi Martin. Nim wsiada do środka, spogląda jeszcze w moim kierunku, uśmiechając się od ucha do ucha. Następnie otwiera drzwi i zajmuje miejsce pasażera, po czym odjeżdżają. To pożegnanie było dziwne. Jednak mam cichą nadzieję, że już nigdy więcej nie spotkam go na swojej drodze. 

Zanim wrócę do Freitaga i przyjaciół, idę zobaczyć, co takiego zostawił mi w samochodzie, które dostałam od niego na swoje dwudzieste dziewiąte urodziny. Wyłączam autoalarm i otwieram drzwi od strony pasażera. Ze środka wyciągam pudełko zapakowane w ozdobny prezent. Kiedy go zrywam, ukazuje się zamszowe pudełko. Po jego otwarciu przymykam oczy, gdy widzę zawartość. Biorę do ręki wisiorek, którym zachwyciłam się pewnego dnia w sklepie jubilerskim podczas zakupów. Jednak zastanawiam się, skąd Victor mógł wiedzieć, że mi się spodobał. Przecież byłam wtedy sama. Wyciągam ze środka kartkę, która jest złożona w pół, po czym otwieram ją, żeby zobaczyć, co tam jest napisane.

Doszły mnie słuchy, że bardzo ci się spodobał ten łańcuszek. Wierzę, że będziesz go nosiła i czasami ciepło o mnie pomyślisz. Popełniłem kilka błędów, których żałuję. Jednak mimo wszystko mam nadzieję, że byłaś ze mną szczęśliwa chociaż przez jeden dzień. Wiedz, że nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy, możesz na mnie liczyć. Dzwoń wtedy o każdej porze dnia i nocy, a gdybym kiedyś nie odebrał, to znaczy, że nie żyję.

Twój na zawsze

Victor

Cicho wzdycham, gdy kończę to czytać. Składam kartkę i chowam ją do kieszeni, a łańcuszek wyciągam z pudełka, po czym zapinam go sobie na szyi. Przymykam na moment oczy, żeby po chwili zamknąć auto i wrócić do mieszkania.

                                                                                     ***

Zamykam za sobą drzwi, a swoje kroki kieruję do łazienki, by przemyć twarz. Ciągle rozmyślam o rozmowie z Meierem. Pomimo, że mnie skrzywdził, to domyślam się, że porzucenie na kilka minut przed ślubem musiało być dla niego ciosem, chociaż on dzisiaj próbował mi udowodnić, że jest inaczej. Gdy już mam zamiar wyjść z łazienki dostaję SMSa. Wyciągam telefon z kieszeni, żeby przeczytać wiadomość.

VICTOR: Mam nadzieję, że prezent ci się podoba.

JA: Tak, dziękuję – odpisuję i wychodzę z pomieszczenia.

                                                                                            ***

Po czterech godzinach rozmowy, moi przyjaciele zbierają się do wyjścia. Przytulam każdego z nich z osobna, mając cichą nadzieję, że niedługo znowu się zobaczymy. Na pewno będę często się z nimi kontaktować. Nie chcę dopuścić do tego, żebyśmy znowu stracili kontakt.

- Zadzwonię jutro po południu – szepcze mi do ucha Karol, na co lekko przytakuję.

Idziemy z Richardem odprowadzić ich do aut i machamy im na pożegnanie, kiedy odjeżdżają.

- Dziękuję, że po nich zadzwoniłeś – zwracam się do bruneta, mocno się w niego wtulając.

Chwilę później, trzymając się za ręce, wracamy do mieszkania. Siadam na kanapie i uruchamiam laptopa, żeby zobaczyć, czy naprawdę zniknęły te wszystkie artykuły.

- Gosia, obiecałaś mi, że dzisiaj nie będziesz przeglądała Internetu – odzywa się Richard.

- Wiem, ale muszę coś sprawdzić. Podobno nie ma już tego wszystkiego, co o mnie pisano – tłumaczę, a on patrzy na mnie zdezorientowany i siada obok mnie. 

Przeglądamy różne portale, ale faktycznie niczego nie ma.

- To zasługa Meiera? Prawda? – dopytuje brunet, na co przytakuję. 

Zamykam komputer i wtulam się w Richarda.

- Czy ja już ci mówiłam, jaka jestem szczęśliwa, że znowu mam cię przy sobie?

- Chyba z milion razy, moja przylepo – śmieje się Freitag, a ja spoglądam na niego i pokazuję mu język. – Zaraz ci go odgryzę – dodaje, całując mnie namiętnie. 

– Obiecajmy sobie, że od teraz cokolwiek by się działo, cokolwiek byśmy usłyszeli od postronnych osób, to najpierw nim podejmiemy jakieś kroki, wysłuchamy siebie nawzajem – zwraca się do mnie, spoglądając mi głęboko w oczy.

- Obiecuję – szepczę, kładąc swoją dłoń na jego policzku.

- Którą my już mamy godzinę? – pyta brunet, spoglądając na zegar. – Po siedemnastej. Hmm... co powiesz na wspólną kąpiel i kolację w łóżku przy maratonie filmowym?

- Pod jednym warunkiem – odpowiadam, a on z zaciekawieniem na mnie patrzy, unosząc jedną brew do góry.

- Jakim?

- Po seansie spędzimy czas według mojego pomysłu – mówię, posyłając mu prowokacyjne spojrzenie.

- Zgadzam się w ciemno, moja tygrysico – puszcza mi oczko, uśmiechając się zadziornie. – To teraz zapraszam pod prysznic – dodaje. 

Bierze mnie na ręce i rusza wraz ze mną do łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro