8. PRZYJAZD DO WARSZAWY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zrywam się ze snu z krzykiem. W tym samym momencie Richard włącza lampkę, która stoi na stoliku nocnym i patrzy na mnie.

Matko, co to było?  pytam siebie w myślach.

Jestem cała spocona, a moje serce bije jak oszalałe. Kładę dłoń na swoją klatkę piersiową, próbując uspokoić oddech.

— Co się stało? — słyszę, zatroskany głos bruneta.

— Zły sen — odpowiadam krótko, przecierając dłońmi twarz, a on mnie przytula. Będąc w jego ramionach, czuję się bezpiecznie i powoli dochodzę do siebie.

— Powróciły sny z porwania? — pyta cicho, na co ja przecząco kiwam głową.

— Nie — zaczynam mówić. — Jacyś ludzie mnie gonili... Uciekałam przez las... Zastrzelili mnie... — dukam, a on w tym momencie mocniej mnie przytula i całuje w głowę.

Nie mam pojęcia, dlaczego to mi się przyśniło. Od kilku miesięcy, nie miałam żadnych koszmarów, a ten sen był taki realistyczny.

— Muszę się przebrać — mówię do Richarda, po czym wstaję z łóżka i wyciągam z szafy nową piżamę. Idę do łazienki, żeby zmyć z siebie pot. Wychodząc z niej, zahaczam jeszcze o kuchnię, żeby napić się wody, a następnie wracam do sypialni. Kiedy kładę się obok Freitaga, on od razu mocno mnie przytula. Chwilę rozmawiamy i Richard zasypia. Natomiast ja wiem, że mam już tę  noc z głowy.

                                                                            ***

Rano mam problem, żeby zwlec się z łóżka, a muszę to zrobić, bo czekają na mnie zajęcia z niemieckiego, natomiast po południu wyjeżdżam do Polski. Nie wiem, jak przetrwam podróż, mam nadzieję, że nie zasnę za kierownicą. Na pewno muszę zrobić sobie hektolitry kawy na drogę.

— Może pojadę razem z tobą? Będę kierowcą — mówi z troską w głosie Richard.

— A treningi? — patrzę na niego wymownie, na co on wzrusza ramionami. — Posłuchaj. Nie chcę, żebyś przeze mnie zawalał przygotowania do letniego sezonu. Ja sobie poradzę — mówię, puszczając mu oczko.

— Ale obiecujesz, że jak będziesz mocno zmęczona, to zjedziesz z trasy i się prześpisz?

— Obiecuję — uśmiecham się. — Nie będę narażać siebie, a tym bardziej innych uczestników ruchu — odpowiadam i po jego minie widzę, że satysfakcjonuje go to, co usłyszał ode mnie.

— Cały ten tydzień jest zwariowany. Ty teraz wyjeżdżasz, a jak przyjedziesz, to znowu wyjedziesz na weekend i zobaczymy się dopiero po dwóch tygodniach — mówi, ze zbolałą miną.

— No niestety, też mi się to nie uśmiecha — odpowiadam zrezygnowana.

— Słyszałem, że z rozmawiałaś z kimś po polsku. Rafał dzwonił? — pyta, bacznie mi się przyglądając. Czyżby był zazdrosny o mojego przyjaciela?

— Nie, to nie był Rafał. Dzwonił Adam — odpowiadam, a jego twarz wyraźnie pogodnieje.

— Cieszę się, że masz kogoś bliskiego — mówi, uśmiechając się do mnie. — Chociaż nadal nie przebolałem tego, że ukrywałaś go przede mną — dodaje, wymownie na mnie spoglądając.

— No i co ja mam ci odpowiedzieć? Byłam pogodzona, z tym że już nigdy w życiu go nie spotkam, ale jak widzisz, stało się inaczej — odzywam się, cicho wzdychając.

— Jak będziesz w Polsce, to spotkasz się ze swoimi znajomymi?

— Jeśli będą w środę w redakcji, to spotkanie będzie nieuniknione, ale ogólnie, to tylko Rafał wie o moim przyjeździe — mówię, spoglądając na bruneta.

Powiadomiłam tylko jego, bo chcę uniknąć spotkania z Arturem. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nie będę go widziała. Po przyjeździe do Niemiec postanowiłam, że muszę szybko wyrzucić go ze swojej głowy i udało mi się to. Boję się, jak zareaguję, jeśli ponownie go zobaczę.

                                                                         ***

POLSKA

Po kilku godzinach jazdy późnym popołudniem docieram w końcu do Warszawy. Po drodze robię jeszcze szybkie zakupy, bo przecież w domu nie mam nic do jedzenia. Parkuję przed posesją i wysiadam z auta. Przechodząc przez furtkę, uśmiecham się, kiedy zauważam, że Rafał dotrzymuje obietnicy, bo trawa w ogrodzie jest skoszona, przez co nie wygląda tu jak w dżungli. Otwieram drzwi i wchodzę do środka, gdzie panuje mrok. Szybko uruchamiam podnoszenie rolet, przez co trochę światła wpada do wewnątrz. Zostawiam walizkę w salonie, po czym przechodzę do łazienki, żeby się odświeżyć. Potem kieruję swoje kroki do kuchni. Koniecznie muszę zrobić sobie coś do jedzenia i picia, bo kiszki marsza mi grają. Po kilkunastu minutach, siadam na kanapie w salonie zabierając się za jedzenie, a następnie wyciągam telefon z kieszeni.

Do Adam: Dojechałam na miejsce — piszę. Wysyłam wiadomość do brata, który od samego rana dzwonił do mnie i prosił o informację, jak dojadę. Potem dzwonię do Richarda, żeby z nim porozmawiać. Jak zwykle nie możemy się nagadać. Jednak niestety musieliśmy przerwać rozmowę, bo wpadli do niego koledzy. Po wypiciu herbaty oraz szybkim podwieczorku patrzę, która jest godzina. Stwierdzam, że mam jeszcze trochę czasu na sen, nim wpadnie do mnie Rafał. Kładę się na kanapie w salonie, po czym zapadam w błogi sen. Jednak niestety, po chwili budzi mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Patrzę na zegar i z niezadowoleniem stwierdzam, że spałam niecały kwadrans. Czyżby Rafał pomylił godziny? Siadam na kanapie, przecierając twarz dłońmi, a następnie kieruję swoje kroki w stronę drzwi.

ARTUR

Po pracy wsiadam do auta i jadę do swoich rodziców. Matka od tygodni truje mi głowę, żebym ich w końcu odwiedził. Znowu się nasłucham, jakim to jestem pracoholikiem i nie mam czasu dla rodziców. Chciałem odwiedzić ich w weekend, ale oni akurat wtedy wyjeżdżają, więc nie mam wyjścia i robię to w tygodniu. Chociaż nie jest mi to na rękę. Warszawskie ulice jak zawsze zakorkowane, przez co jeszcze bardziej odechciewa mi się tej podróży. Stoję w korku, słuchając muzyki, która aktualnie leci w radio i rozglądam się dookoła, obserwując poruszających się po chodniku pieszych. W końcu zapala się zielone dla samochodów z mojego kierunku, ale niestety przejeżdża tylko kilka aut. Znowu czerwone.

— Do jutra nie dojadę — mruczę do siebie pod nosem, zmieniając stację w radiu. Po chwili zwracam głowę w lewą stronę i patrzę, na poruszające się auta po pasie do skrętu w tym kierunku. Oczywiście zdążyło przejechać tylko kilka. Znowu zapala się czerwone światło. Kiedy już mam skierować wzrok na przednią szybę, zamieram. Moje serce zaczyna bić jak oszalałe i robi mi się gorąco, kiedy zauważam kierowcę samochodu, który zrównuje się ze mną.

Niemożliwe, żeby to była ona — myślę sobie. Potrząsam głową, przymykając jednocześnie oczy. Jednak kiedy je otwieram, nadal ją widzę.

— Boże, to naprawdę ona, czy już tracę rozum? — mówię do siebie pod nosem. Nagle z letargu wyrywa mnie donośny dźwięk klaksonu. Spoglądam przed siebie i dopiero teraz dostrzegam, że auta przede mną już dawno ruszyły, a ja stoję w miejscu. Wrzucam bieg i ruszam, ostatni raz spoglądając w lewą stronę.

— To na pewno ona — mówię. W tym samym momencie zmieniam swoje plany. Dzwonię do rodziców, że wypadło mi coś bardzo ważnego i nie dam rady dzisiaj do nich przyjechać. Oczywiście nim matka się rozłączy, wysłuchuję, jakim to ostatnio jestem wyrodnym synem, na co tylko przewracam oczami i przysięgam jej, że na pewno zobaczę się z nimi przed ich wyjazdem. Na najbliższym skrzyżowaniu zawracam. Jadę w kierunku jej domu, muszę sprawdzić, czy to na pewno była ona. Jeśli tego nie zrobię, to chyba oszaleję z niepewności. Po czterdziestu minutach jestem na ulicy, przy której mieszka Gosia. Parkuję niedaleko i po wzięciu głębokiego wdechu wysiadam z auta. Idę w kierunku posesji. Wtedy dostrzegam jej samochód. Spoglądam na dom, który ma podniesione do góry rolety.

— Przyjechała — mówię z nadzieją w głosie, przechodząc przez furtkę. Kiedy stoję pod drzwiami, chwilę się waham, ale w końcu naciskam dłonią dzwonek. Czekam, wpatrując się w leżącą na ziemi wycieraczkę, aż w końcu słyszę coraz wyraźniejsze kroki w kierunku drzwi. W tym momencie uświadamiam sobie, że zaraz znowu ją zobaczę, przez co uśmiecham się od ucha do ucha.

— Rafał, miałeś być za... — zaczyna mówić, kiedy otwiera drzwi, ale nie kończy, widząc mnie w progu swojego domu. Stoi i przygląda mi się, jakby ducha zobaczyła.

— Cześć — mówię, uśmiechając się. — To naprawdę ty — dodaję, przytulając się do niej. Musiałem to zrobić, chciałem znowu poczuć ją w swoich ramionach, poczuć jej zapach. Stoimy tak dłuższą chwilę, aż w końcu wyswobadzam ją ze swoich objęć. Widzę, że jest zaskoczona moim widokiem. Nie odzywa się, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Zawsze wygadana, a teraz milczy. Zastanawiam się, co siedzi w jej głowie.

— Mogę? — pytam niepewnie, a ona zaprasza mnie do środka.

— Chcesz coś do picia? — zwraca się do mnie, kiedy przechodzimy do salonu i siadam na kanapie.

— Woda wystarczy — odpowiadam, kierując wzrok na stół, na którym stoi szklanka i talerz z resztkami obiadu. — Serio? Zupka chińska? — pytam z niedowierzaniem, spoglądając w jej kierunku, na co ona wzrusza ramionami. Po chwili wraca do mnie ze szklanką wody w dłoni i podaje mi ją.

— Przepraszam, że zapytam, ale co tu robisz? Skąd wiedziałeś, że przyjechałam? Rafał się wygadał? — zadaje jedno pytanie po drugim.

— Widziałem cię w aucie. W pewnym momencie staliśmy obok siebie. Miałem jechać do rodziców, ale kiedy cię ujrzałem... Musiałem tu przyjechać — odpowiadam, po czym upijam łyk wody, a następnie stawiam szklankę na stoliku. — Czyli Rafał wiedział, że przyjeżdżasz? — pytam, czując lekkie ukłucie w sercu.

— Tak, jutro rano mam spotkanie w redakcji z naczelnym i Baranowskim.

— Dlaczego trzymałaś swój przyjazd w tajemnicy? Nie chcesz się z nami widzieć? — pytam prosto z mostu, chociaż nie wiem, czy chcę usłyszeć odpowiedź, bo może być bolesna. Jednak ona tylko milczy, zaciskając usta, więc sam domyślam się odpowiedzi. W tym samym momencie kieruję wzrok na jej szyję i cicho wzdycham. — Nie nosisz łańcuszka, który ci dałem? — bardziej stwierdzam, niż pytam, a ona kładzie swoją dłoń na dekolt.

— Zgubiłam go — przyznaje nieśmiało. — Richard był zły, więc go zdjęłam i włożyłam do szuflady. Dwa dni później już go w niej nie było. Gdzieś się zapodział albo musiał się zahaczyć o coś innego, co wyciągałam z szuflady i mi wyleciał. Nie wiem — kończy swoją odpowiedź, a ja z niedowierzaniem kręcę głową, uśmiechając się pod nosem. — No co? — pyta, kiedy widzi moją reakcję. — Naprawdę nie wiem, co się z nim stało. Szukałam go, ale nigdzie nie znalazłam — broni się.

— On go wyrzucił — odpowiadam, na co robi zaskoczoną minę.

— Nie, to niemożliwe. Powiedziałam, że to prezent od was wszystkich, nie zrobiłby mi tego — mówi, ale chyba zaczyna zastanawiać się nad tym, co ode mnie usłyszała.

— Wierz mi... Tak zrobił — mówię zrezygnowany. — Facet nie szanuje twojej prywatności, twoich rzeczy — dodaję, a ona zmienia swój wyraz twarzy. W jednej chwili zaczyna patrzeć na mnie złowrogo.

— Nie znasz go. Nie masz prawa tak mówić — odpowiada ze złością.

— Taka jest prawda. Nie widzisz tego, że on tobą steruje? Tak już było w czasie Pucharu Świata — mówię, na co ona mruży oczy.

— A ty gdzie masz łańcuszek, który dostałeś ode mnie na swoje trzydzieste urodziny? — wypala nagle, a ja w środku zamieram.

— Zgubiłem — odpowiadam po chwili zmieszany.

— Gdzie? — pyta, bacznie mi się przyglądając.

— Nie wiem — mówię, lekko podenerwowany. — Pewnie jak biegałem w parku, to musiał się odpiąć albo zerwać — dodaję, na co ona prycha.

— Jesteś pewien? — zadaje pytanie, nie odrywając ode mnie wzroku.

— Tak — odpowiadam, mocno przełykając ślinę.

— Zaczekaj chwilę — zwraca się do mnie, po czym wstaje z kanapy i wchodzi po schodach na górę. Po chwili wraca, trzymając coś w ręku. — To chyba twoje — mówi, wyciągając swoją dłoń w moim kierunku. Wtedy dostrzegam, że trzyma w niej mój łańcuszek. — Zapytam jeszcze raz. Gdzie go zgubiłeś? — pyta, kładąc go na mojej ręce, a ja nie wiem, co mam odpowiedzieć. — Dlaczego mnie wtedy okłamałeś? — zadaje kolejne pytanie, siadając z powrotem obok mnie.

— Kiedy? — wyduszam z siebie, doskonale wiedząc, dokąd ta rozmowa zmierza. Czyżby jednak wiedziała, co się wtedy wydarzyło pomiędzy nami?

— Już ty dobrze wiesz — mówi, patrząc na mnie ze złością. — Ale niech ci będzie, przypomnę ci. Chodzi mi o noc, którą spędziłeś w moim pokoju w czasie Pucharu Świata. Wtedy ukazał się w mediach nasz wywiad — dodaje, a ja czuję, jak zaczynają pocić mi się dłonie. — Obudziliśmy się nadzy. Zapytałam, czy coś pomiędzy nami zaszło, a ty patrząc mi prosto w oczy, powiedziałeś, że nie, chociaż dobrze wiedziałeś, że prawda była inna — kontynuuje z coraz większą złością.

— Powiedziałem tak, bo... — zaczynam mówić, ale nie wiem, jak to poprowadzić dalej. — Po prostu czułem, że takiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz.

— Matko... — mówi, przewracając oczami. — Oczekiwałam wtedy prawdy, jaka by ona nie była.

— Skąd wiesz, że coś pomiędzy nami wtedy zaszło? — pytam, bo przecież mówiła, że niewiele pamięta.

— Przez ten twój cholerny łańcuszek! — krzyczy. — Znalazłam go pod moim łóżkiem. Kiedy chwyciłam go w dłoń i spojrzałam na niego, to cała noc pojawiła się przed moimi oczami! Zerwałam go z twojej szyi, kiedy przeżywałam najlepszy orgazm w swoim życiu! — krzyczy mi prosto w twarz.

— Naprawdę? To był twój najlepszy orgazm? — pytam, czując satysfakcję, a ona wznosi oczy ku górze.

— Kurwa, faceci! Zawsze wyłapujecie tylko to, co chcecie usłyszeć. Okłamałeś mnie wtedy! — stwierdza ze złością.

— A gdybym powiedział ci prawdę to co? Zostawiłabyś Freitaga i byłabyś ze mną? — pytam,  czekając z niecierpliwością na odpowiedź, chociaż nie wiem, czy na pewno chcę ją usłyszeć.

— Teraz to już nie ma znaczenia — mówi oschle, a ja właśnie zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko spieprzyłem. Patrzę na nią i czuję, że ją straciłem, ale może nie do końca. Może jakbym się postarał, to zostawiłaby tego Niemca i wróciła do Polski. — Ważne, że ty osiągnąłeś to, co  dodaje, a ja nie wiem, o co jej chodzi.

— Co masz na myśli?

— Przeleciałeś mnie — odpowiada szorstko. — Przecież od samego początku o to ci chodziło. Chciałeś mnie zaliczyć i udało ci się to. Coś mi się wydaje, że w tej plotce z pracy jest trochę prawdy.

— Nie, nie, nie! — zaczynam panikować, kiedy to słyszę. — To nie tak — mówię, ale zdaję sobie sprawę z tego, że cokolwiek teraz powiem ona i tak mi nie uwierzy. — Nie wiem, dlaczego wtedy skłamałem. Nie pamiętałaś wszystkiego... Kurwa, nie wiem, co mam powiedzieć — dodaję zrezygnowany, łapiąc się za głowę.

— Wyjdź z mojego domu — słyszę jej chłodny ton i znowu zaczynam panikować. To nie może tak się skończyć, nie mogę jej stracić.

— Kocham cię — mówię, chwytając jej twarz w dłonie. Patrzymy sobie w oczy. Widzę, że jej wzrok zaczyna się zmieniać, łagodnieje, ale po chwili mruga kilkukrotnie i znowu pojawia się złość. — Przepraszam. Przepraszam, że wtedy skłamałem, gdybym mógł cofnąć czas... — dodaję, dalej patrząc w jej oczy.

— Nie wierzę ci — mówi po chwili. — Zabawiłeś się mną. Wciskałeś mi jakieś czułe słówka, żeby mnie tylko zbajerować i jak widać, udało ci się, więc nie mamy już o czym rozmawiać — wyrzuca z siebie, a ja czuję się, jakby wbiła mi nóż w serce.

— Nie... Posłuchaj...

— Wyjdź z mojego domu! — krzyczy w moim kierunku, po czym wstaje i odwraca się do mnie tyłem.

— Gosia... — wypowiadam cicho jej imię. Kładę dłonie na ramiona, kiedy do niej podchodzę, ale ona od razu je strąca. Stoję jeszcze chwilę, po czym zrezygnowany kieruję swoje kroki w stronę drzwi. Chwytam za klamkę i odwracam się jeszcze w jej kierunku, a ona posyła mi chłodne spojrzenie.

Nie wierzę, że to wszystko tak spieprzyłem  myślę sobie i zrezygnowany zamykam za sobą drzwi.

GOSIA

Oddycham z ulgą, kiedy Artur opuszcza mój dom. Siadam na kanapie, kryjąc twarz w dłoniach. Analizuję to wszystko, co wydarzyło się przed chwilą i co teraz czuję. Kiedy krzyczałam do niego, żeby opuścił mój dom, poczułam lekkie ukłucie w sercu. Nie wiem czemu on dalej tak na mnie działa. Widząc go w progu, po tym, jak otworzyłam drzwi, serce zaczęło mi bić, jak oszalałe, a kiedy mnie przytulił, poczułam, dziwne ciepło w podbrzuszu. 

Po kilku minutach słyszę, jak ktoś znowu wchodzi do mojego domu. Teraz mam już pewność, że to Rafał, bo ani nie nacisnął dzwonka, ani nie zapukał. Po prostu wszedł, jak do siebie. Jak zawsze.

— Rafał w końcu! — mówię podniesionym głosem, dalej trzymając głowę w dłoniach. – Wyobraź sobie, że Artur tu był! Myślałam, że się ugotuję i serce wyskoczy mi z piersi. Nie mam pojęcia, dlaczego ten facet w dalszym ciągu tak na mnie działa — mówię, podnosząc się z kanapy, żeby spojrzeć na przyjaciela. — To wszystko jest bezsens... — zamieram, kiedy odwracam się w jego kierunku. 

Właśnie uświadamiam sobie, że to nie Rafał wszedł do mojego domu, tylko po raz kolejny Artur. Panikuję, wiedząc, że słyszał to, czego nie powinien. Patrzymy na siebie w milczeniu, widzę zaskoczenie na jego twarzy. Mocno przełykam ślinę i zastanawiam się, co mam powiedzieć. On po chwili szybkim krokiem pokonuje dzielącą nas odległość. Ujmuje moją twarz w dłonie, a następnie opiera się swoim czołem o moje. Znowu zaczynam czuć, jak rytm mojego serca przyspiesza.

— Czuję dokładnie to samo, kiedy cię widzę — szepcze w moje usta i całuje mnie. 

Robi to z wielką namiętnością, a ja, jak głupia odwzajemniam pocałunek. Chociaż rozum krzyczy, żebym odsunęła się od niego, zdzieliła go w twarz i powiedziała, żeby stąd wypierdalał, to mimo wszystko nie robię tego. Wplatam swoje dłonie w jego włosy i całujemy się, jakby jutro miało nie nadejść. W głowie słyszę głos, który krzyczy, żebym się opamiętała i to przerwała, ale nie robię tego. Nie potrafię. Czuję, jak opadam na kanapę, a Artur ląduje na mnie. Schodzi pocałunkami na moją szyję, a ja cicho pojękuję. Jest mi tak dobrze. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, a w podbrzuszu kumuluje się przyjemne ciepło. Jedna z dłoni bruneta ląduje pod moim swetrem i błądzi po moim ciele, a ja w dalszym ciągu nie przerywam tego, chociaż mam świadomość, że powinnam. Jednak zamiast tego, kładę swoje ręce pod ubranie Artura i czując to jego zajebiste ciało pod swoimi palcami, znowu tracę rozum. Za jednym zamachem ściągam z niego koszulkę wraz ze swetrem. Po chwili nasze usta, kolejny raz łączą się w namiętnym pocałunku.

— Co tam, gołąbeczki? — nagle słyszę nad nami głos Rafała, przez co momentalnie zamieram. — Przeszkodziłem w czymś? — pyta, wyraźnie rozbawiony.

Artur wstaje ze mnie, a ja podnoszę się do siadu. Kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć, co zrobić. Dopiero teraz tak naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, do czego mogło dojść, gdyby nie przerwał nam Rafał. Wypuszczam głośno powietrze i niepewnie zerkam na Artura, który się ubiera. Chociaż jego twarz nie wyraża żadnych emocji, to w oczach widać iskierki radości.

— Chyba już pójdę — stwierdza po chwili niepewnie.

— Nie... dlaczego? Zostań — mówi Rafał, uśmiechając się od ucha do ucha. — Pogadamy sobie — dodaje, a ja gromię go wzrokiem, bo wolałabym, żeby jednak Artur sobie poszedł. Czuję się bezsilna. Jak mogłam, tak dać ponieść się emocjom.

Idiotko, co ty znowu odpierdalasz?  pytam siebie w myślach.

— Puka się — odzywam się w końcu, patrząc na Rafała.

— Serio? Do tego momentu chyba jeszcze nie zdążyliście dojść — odpowiada, unosząc jedną brew do góry, a ja przewracam oczami.

— Coś do picia? — zadaję pytanie, przybierając sztuczny uśmiech.

— Nie trzeba, przyniosłem browary — mówi, podnosząc siatkę z alkoholem do góry. — Dobrze, że kupiłem więcej, bo nie mówiłaś, że będzie ktoś jeszcze — dodaje, patrząc na Artura. — Daj jakieś talerze, bo pizzę też przyniosłem.

— Serio? A gdzie ją masz?

— Na szafce w korytarzu. Bałem się, że jeszcze ją upuszczę, jak do was podchodziłem, więc tam zostawiłem — stwierdza ze śmiechem.

Wzdycham głęboko i przechodzę do kuchni, a panowie siadają na kanapie. Słyszę, jak o czymś szepczą, ale niestety robią to na tyle cicho, że nie mam pojęcia, o co dokładnie chodzi. Chociaż z drugiej strony kogo ja oszukuję, zapewne rozmawiają o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Opieram dłonie o kuchenny blat i zwieszam głowę w dół. Nagle do moich uszu dobiega charakterystyczny dźwięk, przybijanej dłońmi piątki. Nie wierzę, że to zrobili, oni są nienormalni. Zabieram w końcu talerze i odwracam się, a oni szczerzą się w uśmiechu, w moim kierunku.

— Co knujecie za moimi plecami? — pytam, kiedy kładę talerze na stoliku i siadam w fotelu.

— Nic, skarbie — odpowiada uśmiechnięty od ucha do ucha Artur.

Gośka, co ty najlepszego zrobiłaś? — mówię do siebie w myślach. Nakrzyczałam na niego i wywaliłam go ze swojego domu, a potem jednym wyznaniem, którego on nie powinien słyszeć, wszystko zniszczyłam. Mam nauczkę na przyszłość, że nim zacznę coś mówić, to powinnam zobaczyć, kto stoi za moimi plecami, a najlepiej by było, jakbym nauczyła się trzymać język za zębami.

— O czym chce gadać z tobą naczelny? — pyta Rafał. Głęboko wzdycham, kiedy przypomina mi, co czeka mnie jutro rano.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro