12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

za rozdział ładnie dziękujemy pani Atrze i Faoś~

***
Feliks wpatrywał się tęsknie w okno. Tak dawno już nie był poza murami domu Prus... Ciągnęło go niesamowicie do wolności i pełnej niepodległości. Chciał uciec.

...Ale kolana i objęcia Gilberta też były całkiem przyjemne.

Nudy też mu nie brakowało. Większość czasu był sam, bo jego ukochany, wredny albinos albo pracował, albo spał. Poza tym tylko jadł albo próbował go zgwałcić.

Polska bardzo nie wiedział, co zrobić. Jak zwrócić na siebie uwagę. Nagle wpadł na genialny pomysł.

Prusy gwałtownie otworzył oczy, gdy Feliks z całej siły uderzył swoim czołem o te Gilberta.

  – Ała – mruknął. – Co ty odwalasz? Chcesz spędzić noc w piwnicy?

  – Grozisz mi? – zaśmiał się blondyn. Nie wierzył, że Prus mógłby zrobić coś takiego. – Ale ja generalnie w ważnej sprawie. Chcę na dwór.

  – Co ty, pies? – spytał z kpiącym uśmiechem Gilbert. Znowu dostał po głowie. – Ałć.

  – Sam jesteś. Jest jeden z niewielu dni, kiedy masz wolne, no weeeź. Zobacz, jak totalnie ładna jest pogoda.

  – Felaś, deszcz pada.

  – Dokładnie.

Prusy pokręcił głową. To miał być dzień odpoczynku. Przyjemnie spędzony z Feliksem. Ale przed ciepłym kominkiem, a nie na ulewie!

Polak miał wlepiony rozmarzony wzrok w okno. Rzeczywiście, znowu dość długo trzymał go tam w zamknięciu...

I jak tu się oprzeć ślicznym oczkom Feliksa?

To Gilbert miał być zaborcą, a czuł się bardziej, jakby Polska nim rządził.

  – Niech ci będzie ten raz.

Blondyn podskoczył z radości jak małe dziecko i zarzucił ramiona na szyję Prus, nieświadomie go podduszając. Potem błyskawicznie doskoczył do drzwi i nałożył buty, zanim jego towarzysz zdążył jakkolwiek zareagować.

Chwilę później Feliks już skakał po kałużach, a Gilbert ukrywał się pod dachem. Nie rozumiał, czym Polska się tak ekscytował, ale cieszył się z jego radości. Jego szczęśliwy uśmiech był zdecydowanie ładniejszy od tego nieco sarkastycznego, który Feliks miał na codzień. Prusy chciałby, żeby jego chłopiec zawsze się tak ładnie śmiał, ale to chyba niezbyt możliwe w niewoli, w której go trzymał.

Białowłosy nagle się otrząsnął. No tak. Byli na zewnątrz. Prawdopodobieństwo, że w jego Felku obudzą się nagle polskie geny i spróbuje uciec, było zbyt duże, aby mógł sobie pozwolić na zamyślenie się.

  – Eeej! – zawołał. + Chodź no do mnie.

  – To mnie złap! – krzyknął prowokująco blondyn i zerwał się do biegu.

Prusy westchnął. Nie za bardzo mu się uśmiechało biegać w deszczu za zwiewającym Polską w dzień jego odpoczynku. Wtedy pomyślał, że chyba się starzeje, skoro nie miał siły ani ochoty nawet na coś takiego. Od razu odrzucił zmęczenie i pobiegł za ukochaną personifikacją.

Feliks został złapany bardzo szybko, a szkoda, bo był już blisko ogrodzenia. Trzymając go w swoich objęciach, Gilbert zauważył, że Polska ciężko oddychał, co było dziwne dla niego po tak niewielkim wysiłku. Musiał być nieźle osłabiony. Nic dziwnego, patrząc na stan, w jakim było jego państwo.

Do Prus wróciło zwątpienie. Czy jeśli Polska zniknie z map, to Feliks też przestanie istnieć? Umrze...?

  – No, Gilbert? – Blondyn wyrwał go z zamyślenia nieco obrażonym tonem. – Czego chciałeś?

  – A. Słuchaj, Feliś, ja wiem, że ostatnio dużo zostawiam cię samego i nigdzie nie wypuszczam, co pewnie ci się nie podoba. Najchętniej to bym trzymał cię w klatce albo - nie bij mnie znowu! - zawsze trzymał za rękę, ale nie da się tak. I tak trochę jesteś u mnie darmozjadem.

  – Generalnie nie byłbym, gdybyś oddał mi wolność.

  – To nie ode mnie zależy. Mam propozycję, ale weź już no, idźmy z tego deszczu.

  – Nie – stwierdził stanowczo Polska. – Tak jakby przyjemnie jest.

  – Jezu. – Gilbert przewrócił oczami w zirytowaniu. – No dobra. Myślałem, czy nie dać ci jakiejś roboty. Przynajmniej nie będziesz się nudzić. – Zamilkł na chwilę, a Feliks patrzył na niego z niecierpliwością. – Papierków ci nie dam, bo podpisując coś pewnie rozwalisz mi państwo. Na zewnątrz czy w mieście też nic ci nie dam, bo znając ciebie, to byś za pierwszą okazją zwiał. Nie mogę zabierać cię na spotkania, bo będziesz się wydurniał i narobisz mi kłopotów... Rany, Feliś, czemu jesteś tak problematyczny?

Polska zaśmiał się dziwnie, jakby naśladował charakterystyczne dla Prus "ksesese". Zdecydowanie mu nie wyszło.

  – Uczę się od totalnie najlepszych, Gilbert.

Albinos uśmiechnął się z dumą.

Uczucie zniknęło, kiedy pomyślał, że Feliksowi naprawdę chodziło o niego. Dotarło do niego, jak bardzo musiał być wkurzający dla rodziny i swoich władców. Zabolało, ale to zignorował.

  – Nic takiego, żebyś nie zepsuł za bardzo, mi nie przychodzi do głowy... Może powinienem zapytać moich przyjació—

  – Nigdy! Generalnie to nie będę pracować dla tych totalnych zboczeńców! A ten Francja wydaje się gorszy nawet od ciebie!

Gilbert czasem miał wrażenie, że w końcu się załamie przez Polskę.

  – Boże, Feliś. Sam coś wymyśl, jak takiś mądry.

  – Tak jakby to mi się nie chce.

  – Tak, tak. Dobra, hm. Może... - Prusy się zawahał. – słyszałeś o Ameryce?

  – No jasne! – Twarz Polaka cała pojaśniała z radości. – Podobno odkryto ją niedługo po naszej wojnie trzynastoletniej! A teraz tak jakby zyskał niepodległość, prawda? Wydaje się być totalnie zafelisty! A, mój przyjaciel, Tadeusz Kościuszko, wiesz, też super jest, był tam i zaprzyjaźnił się z Alfredem. Ciekawe, co z nim...

  – No tak. I jakiś czas temu trochę mi zaproponowano w zamian za dalszą pomocy mu i—

  – Dobra.

  – Co?

  – Przyjmuję zadanie – powiedział bez zastanowienia Feliks.

Gilbert wiedział, że jeśli chodziło o czyjąś niepodległość (nie licząc tej rosyjskiej), to Polska był w stanie rzucić się na pomoc bez wahania czy pomyślenia o jakichkolwiek konsekwencjach, ale nie przypuszczał, że pójdzie aż tak szybko. No to tym lepiej, że miał to już z głowy.

  – Wracajmy już, bo nie chciałbym załapać kataru.

  – Ale...

  – Długo tu jesteśmy, Feliś. Nie masz nic do gadania.

Polska prychnął pod nosem. Złapał ramię Gilberta i pociągnął go do pruskiego domu, jakby to on o tym zadecydował.

W środku albinos kazał zdjąć Feliksowi mokre ubranie wierzchnie, posadził go przy kominku i okrył kocem. Usiadł obok, aby dodatkowo ogrzać go swoim ciałem i swoją zaglibistością.

Zastanawiał się, co powiedzieć. Czy w ogóle wypadało się odzywać? Chyba nie czuł takiej potrzeby.

Dopiero po dłuższej chwili zauważył zielone oczy wpatrujące się w niego z pewną nadzieją. Pochwalił się w duchu za swoją świetną spostrzegawczość.

Gilbert od razu spełnił niemą prośbę Feliksa. Z chęcią odnalazł tak już znajome usta blondyna. Mimo długowieczności państw, nigdy nie znudzi mu się całowanie Polski. Był pewien, że z wzajemnością.

***

okej, małe wytłumaczenie
deklaracja niepodległości usa była w 1776 roku
drugi rozbiór polski w 1793 roku
ale jak wiadomo, w ameryce jeszcze długo były walki o na przykład zniesienie niewolnictwa, no i na początku było tylko 13 stanów, a teraz jest ich 50, więc pewno potrzebowali do tego jakiejś pomocy
więc zdecydowałam, że nasi chłopcy zrobią sobie wycieczkę ""w interesach""~

tak, wiem, za bardzo mieszam z historią, ale no;_;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro