23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

pomocy
***

Gilbert kręcił się niespokojnie na krześle. Nigdy, przenigdy by tego nie przyznał, ale nawet jego Rosja przerażał. Widzieliście kiedyś jego nos? Koszmar. Całe szczęście, że Prusy był perfekcyjny w każdym calu i nie musiał użerać się z czymś takim, jak jakaś niepasująca mu część ciała.

Za to miał parę innych, prawie tak samo ważnych problemów.

  – Ja... Co ja miałem mówić? – zapytał, udając, że jest całkowicie wyluzowany i uspokojony. „Totalnie“, jakby to powiedział jego Feliś.

Właśnie, Feliks... Nerwy przybyły z wizytą do umysłu Gilberta. Nie mógł go stracić. Nawet jeśli, to trudno, ale póki sam był żywy, nie miał zamiaru pozwolić Polsce umrzeć. Nie, nie chodziło o to upierdliwe państwo. Nie do końca. Chodziło o jego personifikację, o jego drobną osobę - mimo dziwactw, mimo trudnego charakteru i częstego dokuczania sobie nawzajem, a może dzięki nim - tak ukochaną przez Prusy. Na samą myśl, że ta osóbka miałaby przestać istnieć, Gilbert czuł, jakby był mniej zaglibisty niż zwykle. Mało tego! Jakby go to w ogóle nie obchodziło.

  – Och, zapomniałeś? Przykro mi to słyszeć – odezwał się w końcu Rosja z niepokojącym uśmiechem. – Specjalnie przyjechałem, aby się upewnić, czy wszystko w porządku u moich przyjaciół. Nie odpowiadałeś mi na listy... Wiesz, jak mi było smutno? Może sam chciałbyś się tak poczuć?

  – Raczej podziękuję. Wszystko u mnie w porządku, jest zagilbiście jak zwykle.

  – A u naszej kochanej... Polski? – Ostatnie słowo Ivan wypowiedział z niechęcią. Jakby Feliks już nie żył. Gilbert się wzdrygnął.

  – Ostatnio nie najlepiej – wydusił z siebie Prusy. Powinien jak najszybciej się ogarnąć. – Ale czemu mówimy o nim? Mamy znacznie ciekawsze tematy. Na przykład ja, przezagilbisty Prusy. Mój piękny kraj, moja kochana własność. Prawda, że jestem cudowny? Ja...

  – Nie. Nie o tobie rozmowa, nie obchodzi mnie to – przerwał mu Rosja, co bardzo uraziło Gilberta. Jasne, że on zawsze był świetnym tematem do rozmowy! Jeśli dało się bardziej znielubić Ivana, to teraz to właśnie zrobił. – Nie sądzisz, że za długo trzymasz u siebie naszego, no... Feliksa?

  – A ty Litwę.

Gdyby wzrok tylko mógł zabijać - a o niczym innym teraz Gilbert nie marzył - to Rosja leżałby martwy. Czemu musiał być niezniszczalny? Chora istota. Bo na pewno nie człowiek.

Ivan za to teraz się uśmiechał. Tak radosny wyraz na twarzy Rosjanina sprawiał, że Prusy czuł się jak duszony pod ścianą. Bardzo mu się to nie podobało. Powinien zakończyć tę rozmowę. Nie dla bezpieczeństwa, bo, oczywiscie, umiałby się obronić. Tylko i wyłącznie dla własnej wygody, tak.

  – Dobrze więc – odezwał się zrezygnowany Gilbert. W końcu to musiało nastąpić, prawda? Westchnął i podniósł się z trudem i niechęcią. I tak miał już dużo, za dużo czasu. – Dajcie mi jeszcze rok na... n-na zabawę. Potem...

Rosja klasnął w dłonie z radością.

  – Świetnie. Pół roku i oddajesz mi naszego przyjaciela, całkiem żywego, a ja to zmienię~. Cieszę się, że udało nam się to tak szybko załatwić. Do zobaczenia niedługo.

  – Czekaj, co? Nie—

Rosja uścisnął dłoń Prus i wyszedł.

*^*

Hmm. Powiedzieć mu, żeby się nastawił psychicznie, czy może pozwolić przeżyć ostatnie kilka miesięcy we względnej beztrosce i niewiedzy?

  – I, generalnie, jak poszło? – Feliks wyskoczył przed Gilbertem, kiedy tylko ten otworzył drzwi, nieomal doprowadzając go do zawału. Nie, że się przestraszył; on, wielki i niesamowity Prusy miałby się bać niespodziewanego ataku? Nigdy. – Nie rób takiej miny, jakbyś pająka zobaczył!

  – Wcale nie robię. Złaź ze mnie, wkurzająca pchło.

  – Ale to totalnie zabawneee. – Polska zaśmiał się, mocniej zaciskając swe chude ramiona na szyi Gilberta.

  – Tsa.

Feliks odsunął się i ocenił wyraz twarzy Prus. Coś zdecydownie jest totalnie nie tak, stwierdził.

  – Kiedy umrę? – zapytał prosto z mostu, bo o co innego mogło chodzić?

Gdyby tylko mógł, to Prusy by zbladł. Niestety, jego skóra była już maksymalnie biała.

  – No kiedyś pewnie tak...

  – Ale generalnie wiesz kiedy. Prawda? Powiedział ci, co?

  – O-oczywiście, że jestem od ciebie lepszy i będę żył dłużej...

  – Totalnie mnie to teraz nie obchodzi. Kiedy?

  – Pół roku.

Polska parsknął śmiechem.

  – Mam tyle czasu do przygotowania się i myślisz, że totalnie nie dam rady? O nie. Ja się ukryję i nikt mnie nie znajdzie, a ty powiesz, że jestem martwy. Sprawa załatwiona.

  – Miałem dostarczyć cię żywego...

Feliks się skrzywił. A co on, rzecz? Nawet o to nie pytał, bo Prusak by pewnie tylko to potwierdził.

  – Powiedz, że sam się generalnie zabiłem... Nie, to totalnie nie przejdzie. Może, hm, utopiłem się podczas kąpieli, bo zasnąłem.

  – Co?

  – No wymyśl coś!

Gilbert przewrócił oczami. Otoczył Feliksa ramieniem i pochylił się nad jego twarzą.

  – Niech będzie, wymyślę, ale spokojnie. Mamy pół roku... Zdążymy jeszcze dużo zrobić, wiesz?

  – Zboczeniec.

  – A skąd wiesz, o czym myślę?

  – Czyli jednak o tym myślisz! Totalnie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro