25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potem dostawał listy z pogróżkami.

Nie przyjeżdzaj. Siedź na dupie w domu. Nawet nie próbuj zabrać Feliksa.

Posłaniec, któremu Prusy dał się pośmiać z tego, co mu przynosił od Francji, zmartwił się.

  – Panie Prusy... N-na pewno wszystko dobrze? To są groźby... Karalne... Możemy się tym zająć i znaleźć nadawcę.

  – Co? – zdziwił się Gilbert. – Nie, nie! Ja doskonale wiem, od kogo to. To taki wyraz sympatii od mojego przyjaciela. Prawda, że urocze?

Młody chłopiec nerwowo wycofał się z pomieszczenia.

*^*

Jak to: Feliks już dawno nie walczy?

  – Myślałem, że teraz go spotkam...

  – Nie wzdychaj tak już, co? Jesteśmy w trakcie walki. Przyłóż się.

Prusy przewrócił oczami. Co go miała obchodzić teraz walka z Francją? On tylko chciał zobaczyć Polskę. Z nim się najlepiej walczyło. To jego najlepiej się pokonywało.

Poczuł się dziwnie. Miał wrażenie, że już całkiem mu się w głowie poprzewracało.

  – A kto to tam stoi? - zainteresował się. - To Feliks?

  – Czemu mnie ignorujesz?! Ja rozumiem, że jesteś zakochany i robisz różne bzdury, ale weź już się ogarnij!

  – Dobra, dobra. Kto to?

  – Nieważne. I nie, nie Feliks. A teraz, daj się zabić przyjacielowi... Wiesz, tak chwilowo...

  – Nie przyszedłem wcale walczyć, ty głupi jesteś? To był blef. Widzisz gdzieś wojsko? Właśnie. Ja chciałem tylko Feliksa. On żyje, tak? – Próbował się dowiedzieć Prusy.

  – Boże! Tak!

  – Dobra, w takim razie mi powiedz gdzie jest.

W końcu, po kłótni i próbie pobicia Francis zabrał go do swojego domu.

– No? Zmęczony jestem. Daj gdzieś usiąść mojej zagilbistej osobie. I daj coś na opatrzenie tego, będę miał przez ciebie ranę.

– Mhm, wielką... Dobra, właź.

– Gdzie on jest? Nie mów tylko, że śpi w twojej sypialni. Nie zrobiłbyś tego.

Oczywiście, Francja to Francja, więc zrobiłby to.

– No nie. Dostał swój pokój. Wcześniej mieszkał gdzie indziej, razem z Polakami, którzy tu przyjechali, ale teraz... Sam zobaczysz, w jakim jest stanie.

Gilbert zignorował dość podejrzane słowa zapowiadające nieprzyjemny widok, bo już byli na miejscu. Od razu podbiegł do łóżka Polski.

– Feliks, słońce...

– Niech ci będzie, nacieszcie się sobą. Wiesz, że dla was wszystko. Ale nikomu nie mów o tym spotkaniu, a najlepiej w ogóle niech nikt nie wie, że wyjechałeś, bo wszystko zepsujesz.

Feliks przewrócił oczami, co wywołało u Gilberta śmiech.

– Dobra, tylko nie oczekuj nic w zamian. Wyjdziesz na chwilę?

Francja zorientował się, że chcieli zostać choć na chwilę sami, dopiero kiedy Prusy mu powiedział to bezpośrednio. Ta, a niby taki mądry i domyślny. W końcu jednak spełnił jego oczekiwania i dał im spokój.

Najpierw było tak niezręcznie. Minęło już przecież parę ładnych lat. Gilbert tylko czekał na te spotkanie przez cały ten czas. Układał sobie w głowie, co mu powie. Wymyślał głupie żarty, które mógł mu zrobić, żeby tylko się podenerwował.

A teraz co? Feliks leżał jak trup, prawie się nie ruszał, a jego zazwyczaj niezamykająca się buzia była cicho.

– Co u ciebie, zdechlaku? – Postanowił się grzecznie przywitać.

Feliks wystawił mu język i zmrużył oczy. Gilbert poczuł się niesprawiedliwe. On chciałem go usłyszeć. Co, głos odebrało na ten zagilbisty widok po kilku latach?

Usiadł przy jego ręce. Zastanowił się, czy mógł go złapać za dłoń...? A, trudno, kogo to obchodzi? Zrobił, co chciał, bo nikt mu nie zabronił.

– Zostaw. – A jednak zabronił.

Chwila. To na pewno był Feliks? Jego głos tak nie brzmiał. Nie był tak irytujący. Znaczy był, ale nie w takim znaczeniu. Dzisiaj brzmiał tak chrypiąco, szorstko, zupełnie nie jak on.

Polska spojrzał na rękę Gilberta. Znajdowało się tam dość głębokie otarcie, ślad po francuskiej próbie ataku. Prusy miał szczęście, że Francis miał tak słabego cela, bo inaczej tego by mu tak szybko nie wybaczył. Co by się wiązało z tym, że nie mógłby spotkać Feliksa. Nie zamierzał więc się przejmować głupią niewielką raną.

– Nie martw się, to nic takiego. Później opatrzę – powiedział łagodnie Gilbert.

– Nie martwię się. Dobrze ci tak. – Zanim Prusak zaczął się na niego denerwować, Feliks uśmiechnął się, dzięki czemu złość zaczęła znikać. Blondyn spróbował podeprzeć się na łokciach, żeby usiąść. – Ał, ał...

– Dasz radę? Albo nie, wycofuję pytanie, bo powiesz, że tak. Nie przemęczaj się, pomogę ci.

Gilbert ostrożnie złapał Polskę i go posadził, co ten przyjął z niechęcią. Po chwili siedzieli obok siebie, opierając się o siebie ramionami. A raczej to Feliks się opierał, żeby utrzymać równowagę.

– Nienawidzę być tak słaby. – Polska odwrócił głowę, żeby mogli spojrzeć sobie w oczy. Odchrząknął, próbując zmusić swój głos, żeby brzmiał normalnie. – Gilbert...?

– Co?

– Generalnie to... Nadal mnie kochasz?

– Głupie pytanie. Czemu miałbym nie? Po coś jednak cię szukałem. I... I cieszę się, że żyjesz.

– Cieszę się. W takim razie zrobisz totalnie wszystko, żebym przeżył? – upewnił się Polska.

– Ta... tak myślę. Zależy. Ale ogólnie tak.

Twarz Feliksa się odrobinę rozjaśniła, a te trochę życia w drobnym i osłabionym Polsce tak ucieszyła Gilberta, że miał nieodpartą ochotę go teraz pocałować. W ostatniej chwili jednak się powstrzymał. Widział, że Feliks nawet o tym teraz nie myślał. Sama rozmowa i utrzymywanie się w pionie zabierały mu całą energię. Wolał nie ryzykować.

Chcąc jednak się nacieszyć bliskością i spotkaniem, które pewnie zostanie niedługo przerwane, objął go delikatnie i wtulił twarz w długie blond włosy.

– Nie chcesz do mnie wrócić? – zapytał, choć znał odpowiedź.

– Nie. Znaczy chcę, ale nie pod zabory. Nawet jeśli zabrałeś mnie do siebie, żeby chronić mnie przed Rosją i Austrią, to było to totalnie głupie. Ja muszę sam. Odzyskam tylko siły i... Jak tylko znowu będę pełnoprawnym krajem...

– Spokojnie, na pewno będziesz już niedługo.

Chociaż patrząc na Feliksa, Gilbert szczerze w to wątpił. Polska nie odzyskiwał sił, tylko ciągle je tracił.

– Dobra, dosyć tego. Kładź się.

– Co? Nie, nie – bronił się Feliks. – Jeszcze nie muszę. Możemy nadal rozmawiać. Wiesz, jak mi, tak jakby, tego brakowało? Pozwól mi!

– Przecież nigdzie nie idę, głupku. – Gilbert przykrył go i położył się obok, choć miejsca dużo nie było. Czuł się dzięki temu jeszcze lepiej. Przez cały ten czas jego własne łóżko wydawało mu się za duże i za puste. – Widzisz? Zostanę jeszcze trochę. – Odgarnął włosy Feliksa, które opadały mu na twarz. – Kiedy się znowu zobaczymy? Nie chcę znowu czekać kilku lat. Pozwól mi normalnie cię odwiedzać.

– Nie. Generalnie wszyscy myślą, że nie żyję, nie wzbudzaj podejrzeń. No i rzekomo jesteś teraz w sporze z Francją, nie?

Gilbert prychnął i odwrócił się plecami do Feliksa. Nie to nie.

– Nie rób tak, przecież wiesz, że to długo nie potrwa. – Polska dotknął go zimnym palcem w szyję. – Masz zakaz obrażania się. Jak tylko wyzdrowieję, to będę cię często odwiedzał, dobra?

O ile to kiedyś nastąpi.

Gilbert bardzo nie chciał w niego wątpić. Wiedział, że Feliks potrafił dokonać dziwnych i niemal niemożliwych rzeczy, ale Prusak każdego dnia się bał, że to może już ten ostatni. Że może więcej nie zobaczy małego, wkurzającego, ukochanego blondyna. A co, jeśli tym razem jednak się nie uda? Co on zrobi, jak Polska umrze?

– Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy~. Co nam obca przemoc wzięła... – zaśpiewał cicho Feliks, usłyszawszy, że głos trochę mu się poprawił. – szablą o... ooodbijemy... Nie pamiętam już słów... Nawet pamięć mi się, jakby, psuje, serio?

– Co to jest? – Gilbert z powrotem się obrócił.

– Taka ładna piosenka, mój przyjaciel ją ułożył. Jest cała o mnie i mojej zafelistości.

– Nie jest taka zła. Zaśpiewasz więcej?

Feliks przysunął się bliżej, żeby czerpać z ciepła drugiego ciała i na nowo cicho zaczął pieśń.

*^*^*^*

Rok tysiąc osiemset piętnasty, kongres wiedeński.

Prusy uznał Francję za zdrajcę. Po co przechowywał i chronił Feliksa będącego na krawędzi życia i śmierci przez dwadzieścia lat, skoro teraz go wydał i powiedział, że oddaje go Rosji?

– Co ty zrobiłeś?! – wydarł się na niego Prusy, kiedy oddalili się od reszty. – On i tak już prawie nie żyje! Tak bardzo chciałeś to przyspieszyć? Po co?!

– Co? Uspokój się! – Francja mocno złapał go za ramiona. – Ivan obiecał, że mu pomoże. Powiedział, że zna sposób, żeby go wyleczyć, a nawet odda mu trochę swoich ziem.

– I co? Uwierzyłeś mu? Chyba się gdzieś uderzyłeś w głowę.

– Ależ, Gilbert, oni są rodziną. Chciał mu tylko pomóc, będzie dobrze.

– Tak sądzisz? Zapomniałeś, co mu zrobił? – Prusy westchnął, widząc, że Francja nic nie rozumiał. – W takim razie mnie do nich zaprowadź.

– W porządku.

Pewny siebie Francis zabrał Gilberta do części dla gości, do jednej z sypialni. Zaufał Rosji, w jego szacunek do Polski i rodzinną miłość. Choćby niewiadomo co, zawsze wierzył w miłość. Jeszcze ten Prusak mu podziękuje...

– Och, witajcie. Chciałeś zobaczyć naszego Feliksa, którego ukrywałeś przez tyle lat i liczyłeś, że się nie dowiem, Gilbercie? – zapytał z uśmiechem Ivan. Siedział obok łóżka, na którym leżał blondyn.

– W-właściwie to nie ja ukrywałem. Nic nie wiedziałem o tym – skłamał Prusy, mając nadzieję, że jeszcze mu się uda coś zrobić. – W takim razie, oddaj mi go.

– Nie~. Ale nie martw się, mogę w zamian ci dać Saksonię.

– Nie chcę! Chcę Polskę.

– Po co ci? Zresztą, on i tak już się zgodził, żeby dołączyć do mnie. Prawda?

Gilbert podszedł bliżej. Feliks by tego nie zrobił. Nie wyznałby posłuszeństwa Rosji, ani pewnie nikomu innemu.

– Prędzej umrę, niż się zgodzę – powiedział cicho i ciężko Polska.

– Widzisz? – odezwał się zadowolony Gilbert. Jego ulga była wręcz namacalna. – Zostaje ze mną.

– Myślisz, że na to pozwolę? Przykro mi, Prusy, ale to nie takie proste - zaśmiał się Ivan. – Nie macie już na to wpływu.

– Nie. O nie... Gilbert, zbliż się – poprosił Feliks. Kiedy zostało to wykonane, zaczął mówić tak, żeby tylko on usłyszał. – Ja już nie chcę... Nie daję rady. Kocham cię. Przepraszam.

– Czekaj, co? Feliś?

Gilbert pochylił się nad nim jeszcze bardziej, czekając na coś jeszcze. Poczuł jedynie oddech Feliksa, a potem... nic. Jego klatka piersiowa, która poruszała się coraz wolniej, w końcu zastygła w bezruchu.

***

ta, trochę to trwało.
to ten... idę ogarniać epilog?? za następne pół roku

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro