4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie chce mi się poprawiać błędów bardzo więc jak jakies będą proszę o wytkniecie mi ich:)

***

Wrócili ze swojego przyjacielskiego spacerku około dwie godziny później.  Prusy właśnie jadł obiad. Polskie posiłki były zadziwiająco dobre. Swoją drogą, ciekawe, czy Feliks by mu kiedyś coś ugotował.

– Cześć, Gilbert. – Usłyszał słaby głos i odwrócił się w tamtą stronę.
Jeśli wcześniej Polska wyglądał źle, to teraz był żywym trupem.

Teoretycznie stał. Gdyby jednak Rosja go puścił, to na pewno by się przewrócił – już teraz zabawnie się kiwał. Dziwnie wygięta ręka zwisała bezwładnie z kością częściowo na zewnątrz. Ilość siniaków zdecydowanie się powiększyła.

Prusy zacisnął zęby i natychmiast zapomniał o jedzeniu. Ivan przesadzał. Co, jeśli by go zabił? A Gilbert nie zdążył nawet przeprosić. Nie mógł dopuścić do tego, żeby blondyn tak szybko umarł. Albo w ogóle.

– ...Słuchaj. – Bez zastanowienia odezwał się albinos. Teraz albo nigdy. Później mógłby się rozmyślić. – Rosjo, zabrałeś Litwę. Może na trochę i ja bym wziął do siebie Felka?

– Ej! Ja jeszcze mam ziemie! Muszę tu zostać, a wy dwaj najlepiej sobie idźcie. – Polska gwałtownie pokręcił głową, co raczej nie było zbyt mądrym pomysłem. Czując jeszcze większy ból, zaprzestał dalszego protestowania.

– Myślisz, że kogokolwiek to obchodzi? I tak już jesteś prawie martwy, nie widzisz?

– Racja, racja, Prusy. Trochę mi szkoda mojego bliskiego przyjaciela, ale tak chyba będzie sprawiedliwiej. Zabierz go więc. Nie martw się, Feliksie! – zawołał optymistycznie Ivan, jakby naprawdę się o niego martwił. – Ja się zaopiekuję twoimi ziemiami i ludźmi.

– Nie, nie, nie. To chyba jakiś koszmar.
Słowa Polaka zostały zignorowane.

*^*^*

Feliks wyobrażał sobie dom Prus jako wielki, zimny, szary zamek bez okien i z mnóstwem służby. Zdziwił się więc, gdy okazało się, że był dość podobny do jego miejsca zamieszkania.

Był zmuszony oglądać budynek, wisząc bezwiednie w ramionach Gilberta kierującego się prawdopodobnie do swojej sypialni. Nie podobało mu się to, ale było znacznie wygodniejsze niż chodzenie w takim stanie, w jakim on był.

Nagle Prusak opuścił jedną rękę, aby móc otworzyć drzwi, a Polska zaczął się zsuwać. Złapał się kurczowo jego szyi.

Zaraz później został delikatnie opuszczony na łóżko. Co ten zdradziecki Prusy chce zrobić? Sytuacja była co najmniej podejrzana. Delikatność, z jaką obchodził się z nim albinos, zdawała mu się dziwna.

– Zazwyczaj kości same nam się zrastają – odezwał się Gilbert po dłuższym przyglądaniu się Feliksowi – ale tym razem chyba nie da rady bez nastawienia, co?

– Jakbyś nie zauważył, to tak, debilu, w końcu wystaje mi ta głupia kość. Sam sobie nie nastawię przecież.

– Ja to zrobię.

– Umiesz w ogóle?

– Niby tak. Dobra, spróbujmy. Tylko nie piszcz.

Otrzymał w odpowiedzi tylko głośne prychnięcie.

Kilka bolesnych minut później ręka Polski wyglądała dużo lepiej.

– Hm... Czemu to robisz? To znaczy... Teraz tak mi pomagasz i... – Urwał. Czuł się niezręcznie. Prusak wciąż trzymał jego rękę i wpatrywał się w nią. – E, c-co?

Patrzył w milczeniu, jak Gilbert pochyla się i całuje jego dłoń.

– Co ty odwalasz?

Nie, żeby mu się to nie podobało, czy coś. Było przyjemnie.

– Taka domowe, darmowe leczenie. Siedź cicho, Feliś, to będzie bardziej efektywne.

Polska siedział więc cicho ze zmarszczonymi brwiami, przyglądając się, jak Prusy z wyczuciem całował każdą ranę na jego rękach (a miał ich, cóż, dużo). Tak, żeby Feliks poczuł, ale też tak, żeby go nie zabolało jeszcze bardziej.

Chciał, żeby przerwał. Chciał się wyrwać. Chciał powiedzieć, że nie ma prawa go dotykać.

Ale nie mógł. Czemu? O co chodziło? I czemu serce mu tak mocno biło? Oraz dlaczego, do jasnej cholery, tak ciężko mu się oddychało?

– G-gilbert, dość.

Białowłosy uniósł głowę i spojrzał w polskie zielone oczy. Uśmiechnął się, widząc delikatne rumieńce. Chciał jeszcze. Jego wzrok automatycznie skierował się na usta Feliksa.

– Nie. Nie, nie, nie. Ja naprawdę ci dziękuję, że próbujesz mi pomóc, czy jakkolwiek to nazwać, i wiem, że muszę bardzo na ciebie działać swoją zafelistością, ale nie.

– Felkuś, czy ty się wstydzisz?

– Ja?! A w życiu! Ale serio, odsuń się już.

***
Pozbylismy się pana rosji:)))
Na razie.

Dziekujeideumieracdalejdobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro