18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka jak to było do przewidzenia zaszył się w odmętach biblioteki, niemal z niej nie wychodząc. No chyba, że do toalety, albo jak go wyrwali na posiłek. Jouninka usługiwała mu jakby jego niewolnicą była, co strasznie irytowało Kakashiego.

Tej nocy, niemal przed świtem Iruka pojawił się w pokoju tuż przy łóżku Hatake. Wpatrywał się w niego uporczywie jakby chciał przypomnieć sobie coś ważnego przez samo patrzenie.

Kakashi poczuł tą natarczywość i obudził się. Zaspany spojrzał na intruza.

- Szo?- zapytał rozespany poznając irukową sylwetkę.

- Obejrzysz ze mną wschód słońca? Chcę je zobaczyć.

- Że co, proszę?- zapytał nie rozumiejąc czy ma koszmary, czy co się dzieje.

- Już prawie świta. Chcę oglądać jak wstaje światło. Pójdziesz ze mną?

- Czemu nie weźmiesz swojej fanatyczki?- warknął, choć czuł niepokój

- Nie wiem. Tylko ty dajesz poczucie bezpieczeństwa, chłodzisz palące rany.

- Och, dobra, bo i tak spać nie dasz.- burknął wstając i chwytając jego smukłą dłoń.

Wydawała mu się zawsze taką delikatną, gładką i drobną. Znów miał w myślach ten chory fetysz poczucia tych długich, smukłych paluszków wszędzie. Dosłownie.

Pociągnął go w tamto piękne miejsce, gdzie jakiś czas temu sam oglądał świtanie.

Stali tak trzymając się za ręce i patrząc jak słońce mozolnie wspina się po nieboskłonie. Kakashi z obawą, że ten mu się w pył obróci czy coś jak tylko słońce go oświetli.

- Piękne. Jest takie piękne.- wyszepta, a łzy popłynęły mu z oczu.

Kakashi spanikował i chciał go zatrzymać przy sobie jak najdłużej.

- Nie tak jak ty, Iruka.- wyszeptał i przyciągnąwszy do siebie pocałował z największym uczuciem jakie zdołał stworzyć.

- C-co ty?

- Kocham cię, Iruka. Będę cię chronił i walczył o ciebie nawet jeśli wszyscy by odpuścili. Może i nie pamiętasz naszego pierwszego spotkania, ale nie chciało mi przejść. Pozwolisz mi, choć tak krótką chwilę jaką jest życie?

- Tak.- westchnął i zemdlał

- Iruka!- krzyknął łapiąc osuwającego się po nim.

Sprawdził jego funkcje życiowe. Nie miał gorączki, oddychał nawet spokojnie, nie zanikał. Zdawał się być po prostu wyczerpany.

- Nie pozwolę ci się tak zapracowywać.- mruknął i na rękach zaniósł do pokoju.

Położył go na swoim łóżku i okrył. Jednak ten nienazwany niepokój wciąż w nim był i dręczył. Co jeśli to jakiś demon próbował go opanować, a on tym słońcem chciał go przegnać? Odetchnął i mamrocząc pod nosem, że się robi starym panikarzem pobiegł do sali jadalnej, gdzie spodziewał się zastać najwyższego kapłana.

Wpadł jakby go stado upiorów goniło i podbiegł do zasiadającego.

- Wybacz, czcigodny, czy mogę zająć chwilkę? To naprawdę bardzo ważne.

- O co chodzi?

- O co i o kogo.- poprawił, a strzec już się zaczął domyślać.

- Pójdę z tobą po modlitwie.- odpowiedział

- Oczywiście. Wybacz, że niepokoję przed posiłkiem.

- Nie zjawiłbyś się, gdyby to było coś z czym moglibyście sobie sami poradzić.

- Tak, w rzeczy samej.

Najwyższy wstał i spojrzał, czy wszyscy już się zebrali. Poprowadził zwyczajowe modły i pospiesznie oddalił się z białowłosym.

Po drodze do pokoju Kakashi opowiedział kapłanowi, co się wydarzyło, że jest taki zaniepokojony. Weszli do środka i stanęli nad łóżkiem, gdzie drzemał Iruka.

Arcykapłan sprawdził, co się mogło wydarzyć, ale nie wyczuł nic podejrzanego. Dużo zmęczenia i nikła, złą energię, ale pochodzącą jakby z przykrych doświadczeń życiowych. Dostrzegł też jedną napęczniałą bliznę, którą ktoś zdawał się zacząć leczyć, ale przerwał.

- Chłopcze, daj mu odrobinkę swojej energii duchowej.

Kakashi spojrzał pytająco, ale posłał nikły impuls chakry dotykając bruneta. Arcykapłan obserwował niebieską drobinę, która krążyła chwilę po ciele, by wniknąć w ową bliznę kojąc ją i nieznacznie zmniejszając obrzęk.

- Weź go i chodź szybko.- powiedział doznając olśnienia

- Kapłanie, co się dzieje? Co z Iruką?

- Chcesz mu pomóc, prawda?

- Tak, bardzo.

- Chodź. Wyjaśnię ci po drodze. Jestem pewien, że jesteś dla niego... siłą i lekiem.

Hatake zmarszczył brwi niezbyt rozumiejąc ten kapłański bełkot, ale skoro obiecał wyjaśnić i pomóc, to zrobił, co ten kazał.

Poszli na samą górę do jednej z 5 izdebek. Na drzwiach zewnętrznych arcykapłan nakleił notkę oznaczającą oczyszczenie.

Wnętrze było wykonane z jasnego drewna. Arcykapłan szybko na jej środku stworzył skomplikowaną biała pieczęć.

- Chodź tu z nim.

- Co chcesz zrobić?- zapytał podejrzliwie. W końcu chciał go ochraniać za wszelką cenę.

- Nic złego. Ta kobieta, kora jest z wami, pewnie wspominała ci, że ma dużo duchowych ran?

- Tak, ale co z tego?

- Ten krąg i twoja energia mogą je wyleczyć i osłonić, przed ponownymi atakami duchowymi. Zauważyłem, że kilka z nich zostało rozerwanych, a ktoś próbował je na nowo zamknąć i leczyć, ale są bardzo... delikatne i bolesne. Każdy duchowy atak może spowodować, że się otworzą. Widziałem ślady, że parę się sączy lub sączyło. Pewnie ta kobieta je pozamykała, ale nie ma takiej mocy, by mu pomóc.

- Przecież ja się na tym nie znam.

- Nie musisz. Coś między wami zaszło, że twoja energia, je koi i leczy. Nawet te sączące się. Teraz musimy zrobić duchowy zabieg podobny do tego jak się oczyszcza jątrzącą się ranę w której zebrała się ropa. Dzięki tobie, nie będzie go to bolało. To nie polega na pieczętowaniu, ale na oczyszczeniu. Lekiem będzie to, co wy nazywacie chakrą. Jego własna została skażona, dlatego użyjemy twojej, która jest z nim... kompatybilna.

- Rozumiem.

Wszedł w krąg i położył śpiącego na jego środku. Zgodnie z instrukcjami kapłana przesyłał na niego swoją chakrę, a kapłan pilnował, by była dobrze kierowana do leczenia duchowych obrażeń.

Kiedy tylko rytuał został zakończony Kakashi stracił przytomność z wysiłku jakim było wysyłanie chakry w tak nietypowy sposób. Jednak był spokojny i czuł, że ciało Iruki jak było pełne bolesnych napięć, tak się rozluźniło i naprawdę odpoczywał.

Arcykapłan ułożył go obok bruneta i złączył ich dłonie. Okrył szerokim kocem i po cichu wyszedł, by obaj mogli zregenerować siły do czekającej ich walki z demonami zalewającymi świat.

- Arcykapłanie, co się stało? Co z nimi?- pytali zebrani pod drzwiami.

- Zostali oczyszczeni ze zła. Jest już dobrze. Muszą tylko odpocząć i nabrać nowych sił.

- Ja muszę tam wejść. Iruka....

- Spokojnie. Kakashi je ukoił. Minimum tydzień powinien zostać jeszcze tu w świątyni, by rany dobrze się wygoiły. Jeśli chodzi o blizny.... część została usunięta, a reszta dobrze zaopatrzone i osłonięte przed ponownym atakiem. Pewnie zauważyłaś, że część z nich miało tendencję do samoistnego otwierania się i sączenia?

- Tak. Starałam się to opanować, ale...

- Dopóki Kakashi nie wyrządzi mu wielkiej krzywdy, dotąd już nic ich nie otworzy i nie będą ropieć.

- Co? Och... więc miałam rację?- chciała się oburzyć, ale przypomniała sobie ten epizod ze szpitala, kiedy odkryła ciągoty kopiującego ninja. 

- Tak.- potwierdził, mimo, że pozostali kompletnie nic z tego nie zrozumieli. 

- Dziękuję za pomoc.- powiedziała uśmiechając się

- Nie ma za co. Od tego jesteśmy, my kapłani. - odpowiedział i skinąwszy na kapłanów oddalił się. Shizune zabrała Hinoiri tłumacząc naokoło, co się wydarzyło, i że muszą dać im spokojnie odpocząć. Zapewniła ją, że Kakashi czuwa nad Iruką i nic złego mu się z nim nie stanie. 

Tydzień, a nawet dwa upłynęły im  szybko. Iruka wciąż kopał w tych swoich "starych rulonach", a Kakashi wymuszał na nim przerwy wyciągając na treningi i przechadzki po mieście. 
Hatake miał też nieziemski ubaw jak Iruka oświadczył, że też chce się nauczyć kapłańskiego tańca oczyszczenia obszaru, ale co rusz gubił rytm, plątał się i lądował na podłodze. 

Wreszcie Arcykapłan znalazł dla nich chwilę i wezwał do siebie. Sprawdził bardzo dokładnie, czy wszystkie rany i blizny są zagojone, nie sączą się, nie grożą otwarciem, a te, które nie zniknęły, czy są odpowiednio zabezpieczone nawet przed agresywnym atakiem. 

- Jeśli będziecie się trzymać razem żaden atak nie fizycznej istoty wam nie grozi. Możecie wracać do domu, jeśli chcecie. 

- Chętnie bym już wrócił. Wasza biblioteka jest fascynująca, ale Konoha mnie potrzebuje. 

- Pieski się za mną pewnie już stęskniły, a Tsunade dostaje pewnie wścieku bez swojej prawej ręki i popierdółki kochanej.- dołożył swoje Kakashi.

- Niech Bogowie mają was w swej opiece. Zawsze możecie tu wrócić. Jesteście mile widziani i chętnie udzielimy wam schronienia i oddechu od nieczystych sił.

- Dziękujemy Czcigodny. Wyruszymy jutro rano. - poinformował i lekko się skłonił. 

Wyszli, by poinformować dziewczyny, że jutro z rana wracają do domu, żeby zdążyły się spakować. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro