20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka nie byłby sobą, gdyby się nie zamartwiał, dołował i rozpamiętywał ostatnich wydarzeń aż do bólu. Jednak nic mądrego nie wymyślił poza tym, że musi jutro znaleźć Jiraiyę i z nim o tym porozmawiać. Innego wyjścia nie widział. Musiał wiedzieć o czym rozmawiali, żeby zrozumieć dlaczego się białowłosemu tak nagle odmieniło. Czyżby jego słowa tak naprawdę nie miały dla Legendy Konohy żadnej wartości? Jak można jednocześnie kochać i nie ufać? Przecież obiecał mu, że nie umrze!
Teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Mógł pójść na całość. Miał cichą nadzieję, że chociaż Naruto uroni po nim łzę, choć pewnie też znienawidzi za to, że kolejny dał się zabić za ideę i za bezpieczeństwo Wioski. Uśmiechnął się do siebie pod nosem.

- Tak.... niech wtedy Kakashi i Jiraiya tłumaczą mu, że ninja czasem giną.

Miał ochotę śmiać się histerycznie, ale ostatecznie odpuścił to sobie. Wziął odprężającą kąpiel i położył się spać.
Rano po szybkim, ale pożywnym śniadaniu wyszedł z domu i udał się na poszukiwania sannina. Złapał go po długich poszukiwaniach na ławce w parku.

- Tu się ukrywasz stara ropucho.

- Och, jaki ty dzisiaj miły, Iruka-sensei.

- Coś nagadał wczoraj Hatake?- niemal warknął stojąc nad nim jak nauczyciel nad uczniem, którego przyłapano na kolejnej psocie i ucieczce z lekcji.

- Prawdę.

- Jaką?

- O twojej niby bezpiecznej technice. Wciąż się oszukujesz, że podołasz zadaniu, z którym problem ma dwóch sanninów?

- Dokładnie wszystko obliczyłem.

- Wiesz ile są warte twoje obliczenia, dzieciaku?

- Więcej niż ty i te twoje obrzydliwe wypociny.

- Iruka, zrozum, że z twoją wrażliwością na ataki duchowe za wiele nie zwojujesz. Tego typu techniki zadają obrażenia w obie strony. Nie przeżyjesz tego.

- Dałbym radę z jego wsparciem. Jednak możesz sobie pogratulować, bo teraz on mnie nienawidzi, więc naprawdę nie mam już szans ani na życie ani przyszłości.

- Co ty za głupoty opowiadasz?

- Znaleźliście już przywoływacza?

- Nie i nie pozwolę ci go szukać.

- A co jeśli go nie ma?

- Same się tu nie pojawiły.

- Nie będę szukał przywoływacza. Słowo.- powiedział i pożegnał się gestem odchodząc w stronę dzielnicy handlowej.

Jiraiya wiedział, że nie będzie go faktycznie szukał, ale też zaczął podejrzewać, że już coś planuje. Trochę go znał i wiedział, że on nie jest z tych, co łatwo odpuszczają. Nie miał tylko bladego pojęcia, co kombinuje tym razem. Coś czuł, że wpuszczanie go do biblioteki to był zły pomysł. Czegoś się musiał tam dokopać.

Zakupił wszystko, co było mu niezbędne do tego, co zaplanował. Ignorując wszystko i wszystkich rozpoczął swoje sekretne przygotowania. Postanowił, że nie pozwoli już nikomu cierpieć. Kochał Wioskę i wszystkich jego mieszkańców, co jak widać było niespotykane i zdecydowanie jednostkowe. Słowa Hatake i Jiraiyi bolały. Jednak nie zejdzie z tej drogi.

Kiedy wszystko, co mógł zrobić teraz było zrobione i przygotowane udał się do Gabinetu Hokage. Zapukał.

- Hokage-sama, wybacz mi to nagłe najście.

- Co się stało, Iruka?- zapytał Trzeci

- Pomogę. Roześlij proszę wieści do wszystkich ludzi, by jutro w południe dokładnie zatkali sobie uszy. Może być trochę hałasu.

- Znaleźli przywoływacza?

- Nie ma żadnego przywoływacza. Demony przychodzą przez astralną dziurę. Obronię zwykłych ludzi przed dalszymi atakami. Zamknę tą nad Konohą. Wiem jak i nikt mnie nie powstrzyma. Wiem, że wszyscy uważacie mnie za słabą niezdarę, ale nie pozwolę dłużej cierpieć zwykłym ludziom. Oni nie potrafią się sami przed tym obronić. Chociaż tyle mogę zrobić.

- Potrzebujesz pomocy?

- Nie. Potrzebuję tylko ostrzec wszystkich i żeby nikt mnie nie rozpraszał. Jeśli się pomylę albo ktoś mi przerwie, to skończy się katastrofą, a Konoha na zawsze zniknie z mapy świata.

- Rozumiem. Gdybyś czegoś potrzebował daj znać. Postawię oddział ANBU, by nikt ci nie przeszkodził, tylko powiedz gdzie.

- Główny plac. Jutro dokładnie w południe.

- Jesteś bohaterem, Iruka. Tak jak twoi rodzice. Nieustraszeni aż do końca.

- Ja tylko spełniam swoją powinność, Czcigodny.- powiedział spokojnie i skłoniwszy się opuścił jego gabinet.

Trzeci westchnął ciężko, że jest dokładnie taki sam jak ojciec. Honor, Lojalność, Konoha. Pozostałe rzeczy były tylko dodatkiem.

Wezwał kogo mógł i kazał rozgłosić wszystkim mieszkańcom ostrzeżenie, by się na jutro przygotowali.

Iruka, kiedy miał już wszystko przygotowane i nie było odwrotu poszedł ostatni raz do kamienia pamięci. Położył tam biała lilie i dotknął palcami wyrytych w kamieniu imion rodziców.

- Niedługo do was dołączę.- wyszeptał roniąc łzy

Klęczał tam dłuższą chwilę. Miał ochotę się w tym miejscu położyć, ale wiedział, że to będzie strata czasu. Wreszcie zmusił się do ruchu i wrócił do domu. Zmęczony i przygnębiony położył się spać. Doskonale wiedział, co robi i znał ryzyko, przed którym wciąż ostrzegały go eteryczne istoty. Z jednej strony wiedział to i czuł, że tak jest, ale się przed wzbraniał. Sądził, że z Kakashim u boku poradzi sobie ze wszystkim, ale stracił go. Początkowo miał żal o to do Jiraiyi, ale uznał, że sam jest sobie winien. trzeba było dokładniej rozrysować mu plan działania. Może i był geniuszem, ale w tych sprawach całkowicie wymiękał.

Następnego dnia tuż przed południem Iruka w cywilkach, bez swojego ukochanego ochraniacza, zjawił się z tobołkiem i włócznią na głównym placu. Plac natychmiast został z ludzi i shinobi oczyszczony przez ANBU i otoczony szczelnym kordonem. Iruka rozłożył sobie wszystko i dokładnie na środku rozrysował wielką, nikomu nie znana pieczęć, która aktualnie nic nie robiła. Rozłożył też pozostałe przedmioty z pedantyczną starannością. Wreszcie podszedł do pierwszego lepszego członka formacji.

- Gdyby Hatake się rzucał, daj mu to.- powiedział sucho, wręczając kopertę zapieczętowaną małą pieczęcią, do której złamania został upoważniony tylko on.

- Rozkaz.- odpowiedział przyjmując i chowając ją

Iruka stanął na środku pieczęci z fiolką fioletowego płynu w lewej dłoni i włócznią w prawej. Kiedy wybiło południe rozbił fiolkę o dokładnie środek jej. Pieczęć aktywowała się wybuchając oślepiającym błękitem. Iruka upadł na kolana. Czuł rozrywający ciało ból.

W górę wystrzelił błękitny strumień energii. Po chwili wszystko zdawało się uspokoić. Ogromna pieczęć jakby rozrosła się na teren całej Wioski lśniąc przytłumionym błękitem. Na środku placu, wciąż ochranianym przez formację jakby pojawiła się istota z czystej bieli. Drgnęła i ku zdumieniu wszystkich rozłożyła olbrzymie lśniąco białe skrzydła. Włosy i ubranie miała z czystego światła. Wszystko wokół padło na twarz w zachwycie i przerażeniu jednocześnie.

Iruka dokończył rytuał namaszczając włócznię poświęconą wodą oraz własne chakramy. Dopiero teraz zorientował się, że wyrosły mu skrzydła.

- Ojoj. Coś jednak poszło nie tak. - mruknął do siebie, gdyż zakładał trochę inny efekt.

Wskoczył w strumień energii i rozłożył skrzydła. Uniósł się ponad domostwa. Złożył technikę ujawnienia i tak oto wszyscy mogli zobaczyć ile różnorodnych demonów zaatakowało Konohę. To spowodowało wybuch paniki i błagania do istoty, by ich ratowała.

Demony też spanikowały krzycząc:

- Święty Zabójca! Uciekać!

Jednak było już za późno, gdyż pieczęć skończyła się rozrastać i objęła cała Konohę. Wówczas Iruka skierował ostrze włóczni w dół i zapikował składając skrzydła. Włócznia wbiła się dokładnie w sam środek strumienia energii. Rozległ się rozrywający uszy huk, a wszystkie demony drąc się okropnie zostały zdezintegrowane.

No może poza dwoma najpotężniejszymi, które wdarły się przez jeszcze świeżą i miękką osłonę i skrywając się w strumieniu energii wydarły z mdlejącego ciała duszę Świętego Zabójcy, by nie mógł ruszyć dalej i zabić je wszystkie.

Kiedy wszystko ucichło i błękit pieczęci się wypalił zobaczyli na środku placu nieprzytomne zakrwawione ciało Iruki. 

Kakashi rzucił się w jego stronę, lecz na drodze stanął mu ANBU.

- Zejdź mi z drogi.- warknął

- Iruka-san kazał ci to przekazać gdybyś się zjawił

- Kazał? Chyba grzecznie prosił niemal skomląc

- Nie, Kakashi- san. To brzmiało jak rozkaz.

- Niech ci będzie. Zobaczmy co to.- mruknął jednak odbierając od niego kopertę.

Wyciągnął z niej złożoną kartkę i notkę zapisaną nietypowym, złotym tuszem. Tą od razu schował. Przeczytał list i również go schował.

- Dał mi instrukcje, co zrobić z jego ciałem po wszystkim.- niemal wysyczał.

Wówczas ANBU ku jego zdumieniu zszedł mu z drogi.

Kakashi upadł przed nim na kolana. Czuł się winny tego, co się tu stało. Gdyby go nie porzucił, nie umarłby. Może razem, by odeszli, ale tak, że teraz znów został sam!

Sam nie wiedział dlaczego wtedy bardziej uwierzył Jiraiyi niż swojemu Iruce. W tym momencie czuł się tak, jakby go zdradził, jakby to on zadał mu śmierć.

Wziął na ręce zakrwawione ciało. Miał poparzone dłonie, krew leciała mu z ust i oczu, kolejne dwie rany na plecach. Tym razem po skrzydłach. Martwy Anioł Konohy.

Spojrzał na wszystkich zgromadzonych trzymając go na rękach.

- Bohater, nie żyje. Ocalił Konohę przez demonami poświęcając własne życie!- ogłosił

Zapadła cisza przerywana tylko cichym szlochem. Czuł, że sam zaraz zacznie ryczeć, więc złożył technikę teleportacji i znalazł się w szpitalu, gdzie już czekała na niego Tsunade. Musieli zająć się przeciążonym ciałem Iruki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro