5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po tygodniu walki z gorączką i paraliżem rąk Iruka dochodził do siebie. Znów miał to wrażenie, że ten głos był z nim naprawdę i to nie były tylko jego majaki. Jednak Tsunade i pozostali przeczyli temu mówiąc, że gadał sam do siebie i że powinien sobie znaleźć jakąś miłą dziewczynę zanim stanie się dziwakiem rozmawiającym ze sobą. 

Był późny ranek kiedy się obudził. Powiew ciepłego wiatru z jakiegoś powodu wypełnił go nadzieją i tym przyjemnym uczuciem napełniającym nowymi siłami, energią i optymizmem. 

- Jak się dzisiaj czujesz?- zapytała od progu pojawiając się i widząc, że już nie śpi.

- Wyjątkowo dobrze. Nawet moje ręce ożyły, spójrz.- powiedział radośnie podnosząc je do góry i parę razy zaciskając dłonie w pięści i rozprostowując je. 

- Dobrze. Odwlekałam to już bardzo długo, ale musimy poważnie porozmawiać.- spoważniała i podsunęła sobie krzesło.

- Chyba domyślam się o czym.- westchnął siadając wygodniej i opuszczając ręce.

- Ta pieczęć. Wspomniałeś coś, że wyglądała nie do końca tak jak powinna, ale mimo to udało ci się ją złamać tak jakby była w porządku. Co było z nią nie tak? Zawsze podczas rytuału pojawiają się takie obrzydliwe czarne.... macki?

- Nigdy. To właśnie było to, co nie powinno się wydarzyć. Dotąd nie widziałem i chyba nie słyszałem o czymś takim, chociaż jak sięgam pamięcią to był jeden taki zwój o przeklętych pieczęciach.- zamyślił się, próbując przypomnieć, gdzie go widział wtedy. 

- Orochimaru?!- krzyknęła zaniepokojona i nieco zdenerwowana

- Nie. Znacznie starszych i potężniejszych. Raz tylko widziałem ten zwój, a potem gdzieś zniknął i nie doczytałem. To takie coś jak rzucanie bardzo potężnej klątwy i przywołującej demona.- powiedział machając lekceważąco na dźwięk tego imienia.  

- Jakiego?- zapytała podejrzliwie

- Pojęcia nie mam. Nie jestem też pewien czy to faktycznie tak było. Powiedz, że zrobiłaś jej zdjęcie. Mógłbym się wtedy przyjrzeć i przeanalizować ją na spokojnie i dokładnie, bo zakładam, że jeszcze mnie nie wypuścisz?

- Masz jeszcze parę dni zwolnienia. No na twoje szczęście zrobiłam. I jeszcze jedno. 

- Tak?- zapytał coś czując, że to był tylko wstęp do kłopotliwych zagadnień.

- Pamiętasz, co było po tym jak zemdlałeś?- zapytała uważnie obserwując jego reakcję. 

- Asuma mnie gdzieś niósł, potem łóżko i zamieszanie, a potem śniły mi się dziwne koszmary, a potem nie mogłem się ruszyć, więc uznałem, że jednak zużyłem za dużo własnej chakry. - odpowiedział, ale celowo pominął szczegół o dziwnej wizycie Kakashiego. 

Tak właściwie to nie był pewien czy to się działo naprawdę czy było to elementem jego ostatnich chorych snów po tej piekielnej pieczęci. Mimo wszystko to było dla odmiany przyjemne. Odkryć tajemnicę Konohy, co Kakashi ma pod maską i posmakować jego ust. Nie sądził, by po nałogowym czytaniu Icha Icha mógłby się tak zawstydzać, ale zrobił to i wyglądał przeuroczo.

- Co z moimi kanałami w rękach? Będę jeszcze mógł...- zapytał widząc, że ona wciąż nic nie mówi i ma ten dziwny wyraz twarzy, który nie wróżył nic dobrego. 

- Iruka, posłuchaj...- zaczęła szybko, ale urwała widząc łzy w jego pięknych oczach.- No dobrze, mogę zacząć od końca. Kanały udało się uratować, ale jeszcze z miesiąc minie zanim będziesz mógł najprostszą pieczęć złożyć, więc się nie maż.- warknęła. Naprawdę nienawidziła patrzeć jak on płacze, cierpi i pewnie znów się dołuje zupełnie niepotrzebnie. 

- A-Ale....

- Naprawdę nie pamiętasz, co się działo tamtej nocy, czy tylko próbujesz to wyprzeć z pamięci?

- Teraz to nie jestem pewien czy to był tylko koszmar, czy działo się naprawdę. 

- Dobra. To powiedz mi co ci się śniło, a ja ci powiem co się działo, zgoda?

Iruka tylko niepewnie pokiwał głową i wbił wzrok w dłonie. 

- Śniło mi się, że szedłem przez las i nim się spostrzegłem, zagłębiłem się w strefę zero. Pamiętam, że byłem bardzo zaskoczony i zaniepokojony, że nie było ogrodzenia, więc postanowiłem to zbadać. No i się tak zagłębiałem, aż zaatakowały mnie pnącza. Po prostu oderwały się od pobliskich drzew i zaatakowały. Zupełnie jakby ktoś zaatakował mnie techniką drewna, albo genjutsu. Próbowałem z nimi walczyć, ale im bardziej się opierałem tym mocniej się wokół mnie oplatały. Miałem w dłoniach broń, więc tam zaciskały się najmocniej aż wypadła mi z dłoni. Bolało strasznie. Myślałem, że połamią mi je i rozerwą na kawałki. Byłem przekonany, że to już koniec i nawet chciałem się poddać, ale wtedy pojawił się ten głos i jego właściciel mnie uratował. Zanim zobaczyłem, kto to, zemdlałem w jego ramionach.  To żenujące. Potem, potem już się obudziłem. 

- Bardzo mi przykro, ale ból był jak najbardziej prawdziwy. Darłeś się chyba pół nocy. W życiu nie widziałam takiego bólu, którego największe dawki najsilniejszego leku nie potrafiły opanować. Twoje ręce wyglądały jakby żyły próbowały wyrwać się spod skóry. Naprawdę mało brakowało, by naczynia i kanały ci popękały. Ja i czterech lekarzy nieustannie składaliśmy techniki leczące, by ci pomóc i nie dać ci umrzeć. 

- Dziękuję. Nie uważam, żebym był godny aż takiej walki, ale czuję się... zaszczycony, że mnie nie spisaliście na straty. 

Tsunade strzeliła go w twarz, a potem zerwała się i mocno przytuliła. 

- Nigdy więcej tak nie mów. Mimo, że nie masz tyle chakry, by samemu złożyć tą technikę, jesteś dla nas cenny. Bez ciebie bym sobie nie poradziła, a chłopak by umarł. Zrozum to wreszcie. 

- Postaram się.- wyszeptał mając mieszane uczucia. 

Nagle niczym błyskawica poraziła go myśl:

- Shinobi to narzędzie. 

Zrozumiał, że bycie encyklopedią, to jego ścieżka. Przedmiot, to przedmiot. Jedni są ostrzami, inni mogą być źródłami wiedzy. 

- Coś się stało, Iruczek?- zapytała zerkając na niego

- Chyba faktycznie to zrozumiałem. Jestem dla kogoś ważny, nawet jeśli go nie znam. Poza tym jesteś ty, Naruto, moi uczniowie....

- No nareszcie.- rozpogodziła się

Wypuściła go z objęć i zmusiła do położenia się. Pocałowała w czoło leciutko się uśmiechając.

- Powinieneś się jeszcze przespać, a ja poszukam tego zdjęcia. 

- Tak, mamo.- powiedział i pokazał jej czubek języka

- Ty chyba nigdy nie dorośniesz.- westchnęła, ale nie była zła. 

Kiedy nikt nie słyszał i nie widział, to nawet to lubiła. I tak od zawsze traktowała go jak swoje. Na początku była tylko ciocią, bo rozmawiała czasem z jego matką, więc się to to małe przykleiło i już tak zostało. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro