2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Czas przestał był dla niej wymierzalny. Nie mieścił się w żadnych ramach. Płynął, a ona razem z nim. Nawet nie próbowała spoglądać na zegarki, w których tykanie kiedyś się wsłuchiwała. Przestały dla niej istnieć. Kompletnie nie obchodziło jej, czy minęły godziny, czy dni, od momentu, w którym wróciła do domu. Wszystko się zlało w wielką, obojętną nicość – jej nową przyjaciółkę. Dobrze jej było w tym niebycie. Znajdowała w nim spokój. I ciszę. A przede wszystkim samotność. Gdy była sama, była bezpieczna i to jej w zupełności wystarczało.

Tata nie odzywał się od kilku dni, ale mówił jej wcześniej, że będzie zajęty. Często mu się to zdarzało, gdy jechał ze swoją ekipą budować komuś dom w dalekiej i zimnej Norwegii. Znikał i milczał. Była do tego przyzwyczajona. W zasadzie to z jej życia zniknął wiele lat temu, gdy rodzice podjęli decyzję o tym, że ojciec wyjedzie, by za granicą rozkręcić biznes i zarobić na większe mieszkanie. Zarobił i kupili większe mieszkanie dość szybko, ale potem okazało się, że pojawiły się nowe potrzeby. I nowe powody, by był daleko. Nina pogodziła się z tym, że ich kontakt się zmienił. Zanikał. Bolało na początku bardzo mocno, potem coraz mniej, aż pogodziła się ze swoją stratą, gdzieś głęboko w sobie upychając ból, którego nie potrafiła znieść. Nic nie mogła z tym zrobić. Czasem z tatą wymieniali ze sobą wiadomości tekstowe, by wiedzieli, że jest u nich w porządku. Czasem w czasie świąt, kiedy tata nie wracał do Polski, wymawiając się natłokiem zleceń i rozwojem firmy, łączyli się za pomocą Skype'a, by porozmawiać. I tyle.

Mama z kolei kilka razy odzywała się do niej na Messengerze, ale udało jej się ją zbyć. Nina nie miała ochoty na rozmowę, ale na szczęście jej matka nie należała do gaduł. Ich relacja również uległa zmianie i Nina nie miała kompletnie pojęcia, dlaczego tak się stało. Jej mama miała pracę i dom. Ogród i przyjaciółki na miejscu. Męża i córkę daleko. Tak nauczyła się żyć i nie chciała niczego zmieniać. Z czasem Nina zrozumiała, że jej rodzice nie umieli żyć razem i lepiej im było osobno, choć wciąż tkwili w fikcji małżeństwa. Jej samej nikt o zdanie nie pytał. Została całkiem sama. Przynajmniej tak właśnie się czuła.

Od dawna sama musiała swoje problemy rozwiązywać.

A teraz gdy Nina mogła w spokoju przetrwać ten trudny czas, który ją przygniatał do ziemi, musiała sama się pozbierać, do czego była przyzwyczajona. Starała się samej sobie powtarzać, że nic się nie stało. To tylko wypadek. Jedna chwila, która ją zbyt mocno poruszyła. Ból, który w rzeczywistości był tylko zbliżeniem z mężczyzną innym niż zwykle. Trochę intensywniejszym. Coś poszło nie tak. Krystian stracił kontrolę, a ona źle to wszystko odebrała. Gdyby się rozluźniła, na pewno wszystko przebiegłoby inaczej. Teraz po prostu musiała to przetrawić. Zaleczyć rany. Zrozumieć przyczynę i więcej już nigdy takiego błędu z żadnym mężczyzną nie popełnić.

Wiedziała przecież, że Krystian nie ma do niej cierpliwości. Wiedziała, że bywa zaborczy. Ostrzegał ją, że nie powinna go denerwować, a ona to zrobiła. Świadomie się naraziła na to, co jej zrobił, do takiego właśnie doszła wniosku. Popełniła głupi błąd, zbierając się na odwagę kilka dni wcześniej przed tym wydarzeniem i poszła do jego mieszkania, by mu oznajmić, że z nim kończy. Był wtedy bardzo zły, maksymalnie rozzłoszczony. Powinna była to wyczuć, a jednak nie chciała robić kroku wstecz, gdy już podjęła decyzję. Później dowiedziała się, że klient wypowiedział mu pełnomocnictwo z uwagi na utratę zaufania. To musiało go bardzo zaboleć. A ona mu jeszcze dołożyła. Potem przez kilka dni chodził po kancelarii jak zbity pies. Mogła go pocieszyć, a jednak tego nie zrobiła, choć długo biła się z własnymi myślami. Prawdą było, że lubiła Krystiana, gdy zachowywał się normalnie. Inaczej nigdy nie pozwoliłaby mu na to, by się do niej zbliżył.

Coś jednak, być może instynkt, podpowiadało jej, że powinna trzymać się od niego z daleka. I to właśnie robiła.

Naiwnie uważała, że Krystian przeżywał szereg życiowych niepowodzeń, dlatego był taki milczący i nieszczęśliwy.

On jednak planował zemstę. Teraz już o tym wiedziała. Poczuła smak jego gniewu. Dostała za swoje.

A teraz niczym poturbowany przez samochód kotek, musiała tylko dojść do siebie.

I powinna zrobić to szybciej, zanim ktoś się zorientuje, co ona wyprawia. Zanim Krystian się dowie, że niepotrzebnie wszystko rozdmuchuje. Mówił jej, że ma przecież niezdrowe tendencje do dramatyzowania. Łóżko i kołdra, gdzie mogła się schować przed światem, miały jej w tym pomóc.

Powinny, lecz wcale nie pomogły.

Świat się o nią dopominał. I to właśnie wyrwało ją z tego dziwnego stanu zadręczania samej siebie, którego nie potrafiła zrozumieć. Coś, co nie pozwalało jej na ponowne zatopienie się w tym, co było znajome. Rozzłoszczona odgarnęła kołdrę, którą była szczelnie przykryta i sięgnęła ręką w stronę brzęczącego telefonu. Wcześniej udawało jej się z powodzeniem ignorować przeklęte dzwonki. Teraz jednak komórka dzwoniła bez przerwy i Ninę rozbolała głowa.

– Co? – burknęła do telefonu, nie zdając sobie sprawy, że jej głos, nieużywany od wielu dni, przypomina charkot.

– Zamorduję cię kiedyś. – Usłyszała w słuchawce głos swojej przyjaciółki Alicji, z którą pracowała razem w kancelarii i z którą chodziła razem na zajęcia na aplikacji adwokackiej. – Nie przyjdziesz na rozprawę Kotowskiej?

– Nie przyjdę.

– Świetnie, to ciesz się, że mnie masz, bo właśnie biegnę z aktami do sądu. Na szybko od rana uczyłam się sprawy, bo nigdy palcem w niej nie kiwnęłam – mówiła dalej Alka. – Dlaczego nie odbierasz ode mnie przez cały weekend?

– Jestem chora – odpowiedziała przytomnie Nina, zachowując czujność. – Przecież słyszysz, jak mówię.

– To nie mogłaś dać znać? Jezierski do ciebie dzwonił wczoraj i ja kilka razy, a przecież byłam na przyjęciu rodzinnym u Igora i...

Nina nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać teraz narzekań i utyskiwań przyjaciółki, dlatego odsunęła od ucha telefon, odczekała chwilę, by za chwilę rzucić:

– Słuchaj, Ala, dziękuję, że idziesz. Kotowska to niezła menda, uważaj na nią, bo lubi się rządzić. Wszystko jest przygotowane w papierach i na pewno sobie poradzisz. – Była wdzięczna jej za pomoc, jednak nie mogła się zdobyć na nic więcej.

– Wpadnę do ciebie później, bo Igor gdzieś wychodzi...

– Nie – przerwała jej Nina. – Nie wpadaj, bo nie czuję się najlepiej. Muszę się wyspać – dodała ciszej.

– Przyniosę ci, chociaż coś do jedzenia i jakieś leki. Może ugotuję rosół.

– Lepiej nie gotuj, bo mieszkanie zostawisz w zgliszczach – zażartowała, modulując odpowiednio głosem, by Alka niczego się nie domyśliła. Musiała udawać, że wszystko jest z nią w porządku.

– Ostatnio się podszkoliłam – rzuciła Alka, po czym przeklęła siarczyście. – Przepraszam, potknęłam się i prawie wyrżnęłam w krawężnik – wyjaśniła po chwili, lekko sapiąc.

– Idź już do sądu i przepraszam za zamieszanie – powiedziała Nina i rozłączyła się, zanim Alicja zdążyłaby zaprotestować.

Przez krótką chwilę w czasie rozmowy z przyjaciółką, zrobiło jej się cieplej i jakoś tak lepiej. Teraz gdy zapadła głucha cisza, ponownie poczuła chłód. Podciągnęła wyżej kołdrę, by się nią otulić. Poczuć ciepło, ciszę i bezpieczną samotność, w których mogła się z powodzeniem zatracić. Przecież jej to pomagało. Może to znowu zrobić.

Coś się w niej zmieniło, chociaż nic się nie stało. Nic drastycznego. To był tylko mały wypadek, być może nawet nieporozumienie. Wciąż miała zdrowe ręce i nogi. Ból, ten fizyczny, odszedł w zapomnienie.

Jednak w jej głowie wciąż kotłowały się niespokojne myśli.

Ból, taki, który wcale nie odchodził, rozchodził się nieproszony po jej ciele.

I strach. Strach tak potężny, że na samo wyobrażenie o wyjściu z mieszkania, traciła całą nagromadzoną w ostatnim czasie siłę i ponownie wpadała w szpony samotności. Złudnej klatki, w której nikt nie mógł jej skrzywdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro