Rozdział 1. To, co było przed Wielkim Wybuchem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opowiadanie pisane z myślą o konkursie Bezimienny Świt z kategorii Słowo Daję u @xNoorshally. Zgodnie z założeniami konkursu umieściłam w treści odniesienia do filmu "Most do Terabithii", a akcja dzieje się w wakacje, latem (na przełomie czerwca i lipca).

"Znalazłem się obecnie w gorszym położeniu niż poprzednio."

Herbert George Wells, Wehikuł czasu

✯✯✯

OSOBLIWOŚĆ

— Miejsca, w którym zaczęła się ta opowieść, nie ma na mapach wszechświata. Istnieje ono poza czasem i przestrzenią, w tajemniczym zakątku, gdzie wszystko kończy się i zaczyna. — Ciepły głos naukowca przykuł uwagę zgromadzonych swoją intensywną barwą. Emanował spokojem i opanowaniem, daleki od krzykliwej, scenicznej retoryki, która często towarzyszyła publicznym wystąpieniom. — Nie obawiajcie się, nie będzie to skomplikowany wykład o protoplazmie, pierwotnej nukleosyntezie, czy fuzji protonów i neutronów w jądra deuteru. Istota samego Stwórcy również nie będzie tematem rozważań. Gdyby rzeczywistość była nieskończenie wielkim donutem, stalibyśmy właśnie w miejscu słodkiej i tak bardzo przez wszystkich lubianej, dziurki zwanej Osobliwością. Bez niej świat byłby po prostu wielkim pączkiem.

Po auli przeszedł stłumiony chichot, a oczy zebranych ponownie skupiły się na osobie prelegenta.

— Akcja mogłaby toczyć się w jakimkolwiek małym miasteczku w Polsce albo w Stanach Zjednoczonych, ale to nie ma kompletnie znaczenia. Największym problemem w „Dużym O." jak mawiają zamieszkujące Osobliwość byty, jest umówienie się na kawę tak, aby naprawdę się spotkać. Problematyczne wydają się również dalsze wyjazdy na urlop. Ale czy miejsce, gdzie nikt nie patrzy zdenerwowany na zegarek, ma rację bytu? Zdania są podzielone.

Wykładowca omiótł salę wzrokiem, sprawdzając, czy ktokolwiek z pięćdziesięciu zebranych zareagował na żarty, przygotowane na inaugurację Letniego Kongresu Naukowego w Neotropolis.

Z uwagi na wczesną porę wykład nie był oblegany, do południa zaplanowano cykl szkoleń wprowadzających, dopiero w południe zaplanowano uroczyste otwarcie z telewizją i radiem.

Doktor Connor "Crash" Walker kierował niewielką, terenową placówką badawczą, jednocześnie prowadząc działalność dydaktyczną. Udzielał się w kilku topowych uczelniach, nadzorując seminaria i warsztaty z zakresu szeroko pojętej "sztucznej inteligencji".

Prawie setka oczu wpatrywała się w naukowca z wyrazem zdumienia. Jedna tylko osoba wertowała kalendarz, niespokojnie przerzucając kartki.

— Jeśli ktoś z Państwa ma wątpliwości, proszę pytać śmiało. Postaram się odpowiedzieć, wystarczy podnieść rękę. Nie muszę chyba o tym mówić. Znają Państwo rutynę dziennikarską. Z uwagi na fakt, że znajdujemy się gościnnie w murach jednej z najstarszych uczelni w kraju, bardzo zależy mi na znalezieniu wspólnego języka z moimi słuchaczami. — Wypuścił powietrze i gestem dłoni sprawił, że przed białą tablicą zawisła trójwymiarowa prezentacja obrazująca Klasyczną Teorię Wielkiego Wybuchu.

Korzystając z chwili ciszy, młoda kobieta uniosła rękę znad kalendarza i nie czekając na przyzwalające skinienie głową, spytała.

— Doktorze Walker, dzień dobry, Frost Winters z „Pulsu Kosmosu". Czy przypadkiem trafiłam na wykład z literatury science fiction? Mam pewne wątpliwości, ponieważ nie wyskoczyłam przed chwilą z tortu na urodzinach wszechświata!

Walker dysponował doświadczeniem, zarówno z niesfornymi dziećmi jak i studentami. Skwitował jej aroganckie pytanie swobodnym uśmiechem, po czym cierpliwie kontynuował.

— Dziękuję Panno Winters, z tego co wiem, to nie. Na mojej ulotce widnieje tytuł: „Sekrety Wszechświata: Wykład o Osobliwości i Początkach Czasu". Właśnie z literatury czerpie nowoczesna kosmologia, bo jak inaczej określić prototyp maszyny, której działanie opiera się na „Wehikule czasu" Wellsa, jeśli nie inspiracją?

— Podobnie jak wszyscy tutaj zgromadzeni, oczekuję najnowszych doniesień ze świata nauki, a nie dowcipów z brodą i teorii z początków dwudziestego wieku.

— Wszystko w swoim czasie. Aby przedstawić projekty, nad którymi pracują obecnie laboratoria w całym kraju, musimy wyjaśnić niektóre zagadnienia. Polecam uzbroić się w cierpliwość, zaraz przejdziemy do sedna.

Uwaga tej nieokrzesanej dziennikarki pomogła mu wywołać zamierzony efekt. Wśród zgromadzonych na auli rozniósł się pomruk aprobaty i dało się słyszeć pojedyncze brawa.

— Naszą "Osobliwość" poprzednie pokolenia nazwałyby „mózgiem elektronowym" albo „sztuczną inteligencją". Dla nas, badaczy dwudziestego pierwszego wieku, jest siecią neuronową, rozszerzoną o autonomiczne systemy decyzyjne. Jest symulacją rzeczywistości, w której będziemy mogli porozmawiać o Ewolucji Wszechświata z Edwinem Hubblem, a nawet z Wellsem. Przy dobrych wiatrach powinno być również możliwe cofnięcie się do dnia Wielkiego Wybuchu.

W sali zapanowała pełna napięcia cisza, a Winters znowu podniosła rękę.

— Panie Doktorze, jaką mamy gwarancję, że efekt tej gigantycznej symulacji jest miarodajny?

— Właśnie dlatego wraz z moimi asystentami przygotowałem prezentację. Mniemam, iż najciekawsze pytania pojawią się dopiero po pierwszej połowie. Oczywiście termin „cofnięcie się w czasie" jest w tym przypadku ogromnym uogólnieniem, podobnie jak określenie „rezultaty badań" i stanowi aktualnie tylko hipotezę...

Walker odchrząknął w zaciśniętą pięść, przy okazji dając tajny znak, aby asystent przygasił oświetlenie i uruchomił trójwymiarowy hologram. Przy okazji tak ważnego wydarzenia organizatorzy kongresu otrzymali niemałą subwencję od Państwa. Wynajęto zaawansowany technicznie sprzęt, gdyby jeszcze przekazano instrukcje jak się z nim obchodzić.

Wyświetlony obraz wypełniał granat nocnego nieba, a błękitne punkciki gwiazd poruszały się przyspieszając, aż zespoliły w ciągłe linie hipnotyzujących świetlistych pasm. Zmierzając ku centrum, tworzyły figurę w kształcie gigantycznego leja lub bardziej przyziemnie, kieliszka do likieru.

Wysoki i szczupły asystent poprawiał okulary, krążąc nerwowo przy biurku pełnym zasilaczy i stabilizatorów napięcia. Opadająca na oczy grzywka sprawiała mu najwyraźniej kłopoty, ale nie tak wielkie, jak prawidłowe ustawienie projektora. Na szczęście chyba nikt tego nie zauważył.

— Podczas dzisiejszej prelekcji przekonamy się, która ze znanych hipotez najtrafniej tłumaczy nasze postrzeganie istoty wszechświata, a która jest najbardziej prawdopodobna w rozumieniu nauki.

Walker przełknął głośno ślinę, kiedy obraz rozmył się, pokazując tradycyjną planszę najsłynniejszych teorii kosmologicznych. Niestety ikony wyświetlały się do góry nogami.

— Jak niektórzy z Państwa zapewne wiedzą, praca nad prototypem jest w zaawansowanym stadium. Już wkrótce nasze podróże po hipotezach naukowych staną się bardziej namacalne i odkryjemy prawdziwe miejsce ludzkości w kosmosie. — Być może trochę się zagalopował, ale kontynuował lanie wody bez mrugnięcia okiem, podczas gdy zdenerwowany chłopak zawzięcie stukał w klawisze laptopa.

W końcu Walker tajemniczo zawiesił głos, wracając myślami na ustalone tory, a w sali zapanowała pełna napięcia cisza.

— Proszę sobie wyobrazić, że wszechświat nie jest jednorodnym skupiskiem materii galaktyk, gwiazd i planet, ale tętniącym życiem ekosystemem, wielowymiarowym, zmieniającym się w konsekwencji zachodzących w nim procesów.

Frost Winters, siedząca teraz bardziej skupiona, znowu uniosła rękę. Ton młodej dziennikarki był bardziej delikatny i ostrożny, jakby starała się wybadać jego nastawienie.

— Doktorze Walker, wspomniał Pan o potencjale prototypu, ale czy ma on już jakąś nazwę, z którą moglibyśmy identyfikować maszynę w naszych relacjach i artykułach? Czy też wspomniany „wehikuł czasu" będzie odpowiednim określeniem?

— Prawdopodobnie początek mojego wystąpienia odebrali Państwo jako żart, ale naprawdę nazywamy ją „Osobliwością" a pieszczotliwie „Dużym O."

Salą wstrząsnęła salwa szczerego śmiechu, ludzi o podobnym poczuciu humoru. Tylko Frost pogardliwie wydęła wargi.

— A jakie są praktyczne i etyczne implikacje takiego eksperymentu? Czy jesteśmy gotowi na konsekwencje, które mogą wynikać ze znajomości odpowiedzi na te wszystkie pytania? — zapytał inny młody człowiek z zawieszoną na szyi plakietką „Prasa". — Przepraszam, nie przedstawiłem się. Lucas Deschamps z "Kwartalnika Naukowego" Agencji Kosmicznej.

Walker uśmiechnął się lekko, zadowolony z głębokiego, egzystencjalnego pytania:

— To doskonałe pytanie, Panie Deschamps. Domniemane wnioski są równie istotne co wynikające z nich zalecenia. Każdy krok, który podejmujemy, jest starannie analizowany. Pracujemy nad prototypem urządzenia, ale zarówno my konstruktorzy, jak i nasi programiści na każdym etapie prac uwzględniamy potencjalne ryzyko i ewentualne korzyści. Jednym słowem, jesteśmy ostrożni, nawet w domniemaniach.

Zręcznie ominął bardzo ogólnie postawione zagadnienie. Wiedział, że nie udzielił oczekiwanej odpowiedzi, po prostu było na nią za wcześnie. Studenci zwykle nie byli aż tak dociekliwi.

Młoda dziennikarka z "Pulsu Kosmosu" wciąż nie miała zamiaru zakończyć swojej serii pytań.

— Czy to prawda, że prace nad "Osobliwością" mogą doprowadzić do upowszechnienia podróży w czasie i być może zapobieżenia kataklizmom i wojnom z naszej przeszłości?

— Zapewniam Panno Winters, że prototyp nie będzie miał nawet zbliżonych możliwości. To tylko symulacja, która jednak ma szansę pomóc nam w kreowaniu lepszej przyszłości, bez bolesnego procesu nauki na własnych błędach — odpowiedział. — Badania mają na celu zrozumienie, a nie potencjalną kontrolę nad wydarzeniami.

— Dziękuję, doktorze Walker — powiedziała z uznaniem. — Nie zmienimy przeszłości, ale możemy budować nowy, lepszy świat.

— Dokładnie tak, Panno Winters — roześmiał się. — I to właśnie próbujemy robić.

Frost odłożyła kalendarz i przerwała twórcze sporządzanie notatek. Gdy Walker mówił, atmosfera w sali stawała się coraz bardziej elektryzująca. Wpatrywała się w niego zaintrygowana i zainspirowana wizją, którą malował. Nie uszła także jej uwadze łagodność, z jaką się do niej zwracał i cierpliwość. Nie każdy z wcześniejszych rozmówców potrafił skoncentrować uwagę na pytaniach, nie skupiając się jednocześnie na przymiotach cielesnych, skrytych pod elegancką białą koszulą i klasycznym damskim garniturem.

I tak, w sali wykładowej, podczas konferencji naukowej, zaczęła się opowieść pełna pionierskich teorii, dywagacji i rodzącej się tajemnicy.

MARZYCIEL

Kończąc swoje wystąpienie, stanął z boku sali, tuż obok niej. Kątem oka udało mu się dostrzec schludne notatki i kilka starannie narysowanych serduszek, chyba że to były lustrzane parabole, lub elipsy w układzie kartezjańskim.

Zarejestrował również unoszącą się w powietrzu słodką owocową nutę. Czujny zmysł węchu nie pozwolił mu odejść, dopóki nie określił źródła uwodzącego zapachu. Dyskretnie założył ręce na klatce piersiowej i przymknął oczy, by wyostrzyć pozostałe zmysły. Jego ulubione perfumy mogłyby pachnieć jak lody truskawkowe. Frost wydawała się bardziej kusząca niż pełna kobiałka w czerwcu, nie chciał jednak robić błędnych założeń. Wycofał się na podium z mównicą, podziękował za uwagę i ogłosił kwadrans przerwy.

Prawdopodobnie w "Dużym O.", gdzie nie było miejsca na niespodzianki, Walker nie spotkałby irytującej młodej dziennikarki. Może nawet nie usłyszałby o Frost Winters nigdy więcej, poza porannym referatem. Niestety nie mógł sobie pozwolić na więcej nieprzewidzianych pytań.

-------------------------------------------------------------

Aplikacja zainstalowana.

Uruchamiam pliki testowe.

Gotowa do działania.

Osobliwość: Witam doktorze Walker, możemy zaczynać. Zadaj pytanie, wyznaczę najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń. Czy chcesz rozpocząć symulację?

-------------------------------------------------------------

✯✯✯

Na wieczór zaplanowano bankiet. Koniec czerwca zawsze przynosił upały i czyste, bezchmurne niebo, więc wystarczyło spojrzeć w górę, by zobaczyć zaprojektowany przez naturę spektakl odbywający się na firmamencie. Złote blaski przenikały okruchy błękitu, wypieranego stopniowo przez falę szarości, aż wszystko zalał głęboki atramentowy granat. Na ogromnym patio w budynku uczelni ustawiono stoły i krzesła. Klimatyczne latarenki rozświetlały kompozycje letnich kwiatów delikatnym blaskiem. Goście wymieniali się poglądami, przy spokojnych i relaksujących dźwiękach muzyki.

Frost w satynowej, błękitnej sukience z dłońmi splecionymi na kolanach zadzierała głowę. Ciemne włosy opadały jej falami na plecy, a oczy błyszczały niebezpiecznie. Na ustach błąkał się grymas niezadowolenia. Wyglądała na poirytowaną, może lekko wstawioną.

Ten sam intensywny owocowy zapach truskawek przywiódł Walkera do jej stolika. Siedziała sama, więc postanowił dotrzymać towarzystwa dziennikarce i sprawdzić, czy porozumienie, które udało się im nawiązać tego ranka na konferencji, przybrało formę choćby delikatnej pajęczej nici.

— Dobry wieczór, panno Winters. Connor Walker, poznaliśmy się dziś rano. Mogę dołączyć? — Uśmiechnęła się i skinęła głową, więc przytrzymał się oparcia krzesła. — Chyba nie zrobiłem najlepszego wrażenia, więc zaproponuję wspólnego drinka, albo opowiem pani inną nierealną historię? Pójdzie Pani szybciej spać.

— Dobry wieczór, zapraszam. Proszę usiąść. — Wskazała opróżnioną do połowy butelkę białego wina. — Proszę się częstować. Ja nie jestem jeszcze wystarczająco znudzona.

— Nikt nie dotrzymuje Pani towarzystwa? — zapytał, a Frost nadal spoglądała w niebo.

— Prawdę mówiąc, miałam jechać w Bieszczady — westchnęła. — W tej chwili siedziałabym w Parku Nocnego Nieba, w kabriolecie mojego chłopaka, z butelką szampana i podziwiałabym Bootydy. Nigdy ich nie widziałam, a powinnam śledzić takie wydarzenia. Tymczasem, w ostatniej chwili wymyślili mi tę konferencję...

— A ja miałem zamiar zabłysnąć bardziej niż cały rój meteorów, niestety sprowadziła mnie Pani na ziemię. I to kilka razy.

— Tak, koszmarnie się zbłaźniłam. Przepraszam, chciałam zdobyć informacje i miałam nadzieję zdążyć jeszcze na pociąg.

— Ależ to nic takiego, nie pierwszy i nie ostatni raz. Proszę sobie wyobrazić, jak bardzo nie lubią mnie moi studenci. Ciągle mają mi za złe, że przeszkadzam im w dyskusjach, w leczeniu kaca, czy odsypianiu po nocnych melanżach.

Frost zmarszczyła brwi i skrzyżowała na piersi ramiona, jakby rozważała, jak bardzo może odkryć się przy obcym mężczyźnie. W końcu sięgnęła po kieliszek.

— Niestety Robert zabrał na wycieczkę moją przyjaciółkę, żeby nie marnować rezerwacji w hotelu. Stawiam na to, że dwie najbliższe osoby mogę wykasować z kontaktów w telefonie.

— Och, to nigdy nie jest takie proste, panno Winters. W pani wieku też chciałem poznać natychmiast wszystkie odpowiedzi. Nie brałem nawet głębszych wdechów. Świat pędził w zastraszającym tempie i każda niewykorzystana sekunda zdawała się stracona. — Walker sączył powoli wino, mrużąc oczy. Zapach jej perfum przyćmiewał kwaśną woń alkoholu. — Założę się, że zna Pani moją biografię lepiej, niż ja sam.

— Nie byłabym sobą — roześmiała się, przechylając na bok głowę i rozluźniła spięte ramiona. — Czytałam o Pana dokonaniach naukowych i większość plotek na temat życia prywatnego.

Ich spojrzenia spotkały się przelotnie. Czy to była przepływająca między nimi iskra zrozumienia?

— Podejrzewałem, że powie pani coś w stylu „wygląda pan lepiej niż na zdjęciach". Niestety, ja o pani nic nie wiem.

Mężczyzna wpatrywał się w nią z taką samą ciekawością jak kot w akwarium pełne kolorowych rybek.

— Marzyłam, by po skończeniu studiów dziennikarskich jeździć na misje humanitarne. Niestety moja pierwsza wizyta w obozie dla uchodźców przy wschodniej granicy była tak przerażająca, że wróciłam do domu z płaczem. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Kiedy przypominam sobie tamte zdjęcia i wywiady, zawsze dopada mnie paraliż. Dlatego zabrałam się za prowadzenie bloga o modzie, pisałam do kolorowych szmatławców, aż trafiłam do „Pulsu Kosmosu". Myślę, że tutaj nic mi nie grozi. Przynajmniej w najbliższym czasie.

— Moja córka też chciała zostać korespondentką wojenną, ale po serii relacji w wiadomościach wybrała szkołę filmową — powiedział z nieskrywaną dumą.

— Doktorze, dzięki pańskiej pracy będziemy mogli uniknąć w przyszłości tych okrucieństw wojny, chorób, biedy?

— Liczę, że tak. Wielu z nich na pewno. — Zawahał się i przegarnął ciemne włosy z kilkoma pasmami siwizny. — „Osobliwość" pomoże nam zrozumieć mechanizmy i na podstawie wydarzeń z przeszłości wykonamy symulację. Jeśli uda nam się zapobiec kolejnej pandemii będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

— Nawet wtedy zostaną wam, naukowcom inne problemy. O! Choćby kryzys w europejskim zadłużeniu publicznym! Rozumiem, że właśnie dlatego praca jest dla pana tak ważna? Poświęca jej pan każdą chwilę?

— Prawdę mówiąc, to bardzo samolubne z mojej strony, ale zacząłem pracować dla pieniędzy, a nie dobra ludzkości. Jestem najmłodszy z czwórki rodzeństwa, a w domu zawsze czegoś brakowało.

— Zazdroszczę, bo jestem jedynaczką.

— Moi rodzice byli zabiegani, ciągle zajęci, dwoili się i troili. To były czasy, kiedy przyzwoicie zarabiali tylko ludzie wykształceni.

— Rozumiem. Czasy, zanim rząd przyznał dodatki rodzinom wielodzietnym...

— Nie rozumiesz Frost. To były inne czasy. Nie mieliśmy telefonów ani markowych jeansów. Czasami nosiłem ubrania po starszym rodzeństwie. Szybko rosłem, a rodzicom i tak nie wystarczało do pierwszego.

— Boisz się? O pieniądze?

— Raczej mam wstręt do różowego — powiedział. — To przerażające. Nie chciałem wracać myślami do dzieciństwa. Nie lubię swoich wspomnień. Nie mogłem dopuścić, żeby moje dzieci czuły się tak jak ja. Dlatego pracowałem jak opętany. (1)

— Ale teraz możesz już przestać? Prawda?

Walker z przygaszonym uśmiechem sięgnął po kolejną butelkę wina. Rozpiął guzik w eleganckiej śnieżnobiałej koszuli i rozluźnił krawat, szykując się na dyskusje do białego rana. Na to pytanie nie było dobrej odpowiedzi.

— A pańskie przezwisko „Crash"? — Za to Frost wydawała się już całkowicie odprężona.

— Nic Pani nie znalazła w internecie? Zatem nadszedł już czas, żebyśmy przeszli na ty. Więc droga Frost, powinno być „Crush", a nie „Crash"(2). Mam większy fanklub niż Indiana Jones. Moje byłe żony zakładają już związki zawodowe, a ja ukrywam się w placówkach badawczych.

— Czyli się nie dowiem? To kolejny żart? — niezadowolona przewróciła oczami, ale kąciki jej ust zadrżały w stłumionym uśmiechu.

Odchyliła do tyłu głowę i wpatrując się w nocne niebo, głęboko odetchnęła.

Wypatrywał jej reakcji i tak jak podejrzewał, skwitowała jego docinki bezgłośnym śmiechem.

— Po twoim wykładzie i całej dzisiejszej sesji, mam wrażenie odrealnienia. Czuję, że gdzieś w innej rzeczywistości jest inna Frost, która właśnie pije wino z innym Tobą. Być może nawet w "Dużym O.". Ona patrzy na jego usta i chce mu powiedzieć, jak bardzo jej się podoba. Mam na myśli osobliwość i inteligencję.

— Uważasz, że w tej rzeczywistości to jest niemożliwe? Czy że jest tylko nierealne? — spytał szeptem, nie chcąc naruszyć tej czarodziejskiej chwili i wyznania, lekkiego jak bańka mydlana.

— Raczej nieprawdopodobne po tym, co dzisiaj sobą zaprezentowałam. Wszyscy mają mnie za nieopierzonego pismaka, żądnego wrażeń.

— Wciąż nie widzę w tym nic złego. Twój pęd do wiedzy jest bardzo pociągający, Frost.

— Doktorze Walker, to znaczy Connor... myślę, że obydwoje wolelibyśmy oglądać spadające gwiazdy w Bieszczadach. Niestety, jestem już całkowicie pijana. Dziękuję za rozmowę, byłoby miło kontynuować ją przy innej okazji.

— Oczywiście Frost. — Walker poderwał się, zapiął guzik w marynarce. — Spodziewam się ciebie o ósmej rano na pierwszym odczycie.

— Jasne, mój organizm szybko regeneruje się po całonocnych melanżach! — Wstając, zachwiała się na wysokich obcasach i przygryzła wargę, odrobinę zawstydzona. — Byłabym wdzięczna, gdybyś mnie odprowadził do taksówki.

— Z przyjemnością. Taki właśnie miałem zamiar. — Walker podał jej ramię. — Chodźmy. Wskażę ci drogę.

Wyszli na ulicę. Latarnie rzucały ciepłe światło na ich sylwetki, a park przy uczelni tonął w całkowitej ciemności.

Odwróciła się i bez słowa pożegnania zniknęła w ciemnym wnętrzu samochodu. Być może myślała, że pojadą razem?

Zatrzasnął za nią drzwi. Patrzył, jak kobieta odjeżdża czarną hybrydą, oklejoną wszelkimi możliwymi reklamami. Wsunął dłonie głęboko do kieszeni. Nocowali w tym samym hotelu, jednak... nie zamierzał eksplorować swojego niechlubnego przezwiska.

— Już chyba nie te lata doktorze Walker. No i żaden z ciebie Tony Stark, żeby sypiać z dziennikarkami — mruknął do siebie i wsiadł w następne podstawione auto.

Taksówka przemierzała miasto, a on wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w oświetlone neonami fasady i wystawy sklepowe. Odniósł wrażenie, że gdzieś w pobliżu serca wzrasta napięcie. Nie był to Wielki Wybuch. W tak melancholijnym nastroju czuł się, jakby znowu miał dwadzieścia lat.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

(1) Odniesienie do filmu "Most do Terabithii" scena, w której Jesse usiłuje zamazać markerem różowe paski na adidasach siostry.

(2) Przydomek Crash dla doktora Connora Walkera może sugerować, że jego obecność wprowadza chaos i zamieszanie w życie osób, które go otaczają, co jest związane z jego charyzmą i magnetyzmem. Z kolei Crush może odnosić się do uczucia zauroczenia lub obsesji, które wywołuje wśród kobiet. Oznacza to, że jest obiektem romantycznych uczuć, który „kruszy" serca swoich wielbicielek.

[Neotropolis jest nowoczesnym miastem położonym w Europie, wymyślonym na potrzeby opowiadania. ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro