Come On, Baby

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NataliaSzatraj:

Cholernie nie umiem i nie lubię pisać notek, ale chcę się z Wami jakoś ładnie przywitać i powiedzieć, że w Saturnie możecie już zakupić Suicide Squad na DVD oraz Blu-ray! :D A teraz życzę Wam przyjemnej lektury, świrusy! <3 

***

Perspektywa Harley

Tratatatata! Mam naprawdę szampański humor, nie dlatego, że mogę powalczyć, wyżyć się na tych dziwnych stworkach, które przed chwilą udało nam się zabić, ale dlatego że gdy uciekłam do reszty do windy, by zjawić się na wyznaczonym piętrze szybciej niż ci idioci, Pączuś poinformował mnie o swoim przybyciu. Kochany! Kochany zdrajca, Harley. Psujesz wszystko! Nie, nie psuję. Po prostu wiem, co się święci... Nie możesz mu wybaczyć zdrady.

Przewróciłam oczami, tak jak to miałam w zwyczaju, i ruszyłam za resztą. W międzyczasie, kiedy stworzonka, które wcześniej Flag nazywał terrorystami, nas atakowały, a my musieliśmy bronić pułkownika, ja myślami byłam tylko z moim zielonowłosym klaunem. Swoją drogą, co z Flaga za żołnierz, który nie potrafi się sam obronić? Żenada... Stawiałam kolejne kroki, jeden za drugim, aż w końcu znaleźliśmy się przy wyjściu, jednak nadal nie było czysto. Uwielbiam się bawić, tłuc i zabijać, ale cały budynek jest już przez nich okrążony, co znaczy jedno - szybko się to nie skończy. Będzie mi oczywiście naprawdę przykro gdy będę musiała ich zostawić, ale kiedyś to przecież musiało nadejść. Jak widać, nadeszło szybciej niż sama Waller się spodziewała. Nie mieliśmy wyjścia; choć strzelaliśmy, nie było jak przedostać się do miejsca, w którym czekała na nas osoba, jaką mieliśmy bezpiecznie przetransportować do helikoptera. Każdy z nas był w stanie gotowości, gdy nagle stało się coś niespodziewanego. Diabełek w końcu pokazał nam swoją moc. Oczywiście nic by się nie wydarzyło, gdyby nie Deadshot, który nakręcał go, by się wkurzył. Nie trzeba było długo czekać, aż wybuchnie. Efekt jego złości jest powalający i przydatny. Mnie i Pączusiowi na pewno przydałby się, żeby przysmażyć Gackowi tyłek! 

Byłam zachwycona. Wszędzie zrobiło się ciepło, a płomienie nadawały szklanemu budynkowi złotej barwy, a ja kocham się w złocie. Otworzyłam szeroko buzię, zachwycona tym, co widzę. Idealne, idealne! Każdy był zaskoczony; spoglądałam na nich z osobna i oceniałam ich miny, niemniej jednak nie widziałam osoby, która nie była szczęśliwa, iż El Diablo nam pomógł. Cóż, chciał lub nie, musiał. Taki był jego obowiązek. Niewiele myśląc, podbiegłam do niego, rzuciłam się mu na plecy i dałam mu solidnego buziaka w policzek.

- Wiedziałam, że się spiszesz... - wymruczałam zachwycona. Pączuś chyba nie będzie zły... Harley, on bzykał na boku młode kobiety, czym ty się przejmujesz? 

Diablo wręcz zastygł, co wywołało u mnie perlisty śmiech. Aż tak mnie słodziak lubił... Odskoczyłam od niego i ruszyłam za resztą, zostawiając w tyle rozmawiającego Deadshota oraz Meksykanina. Żołnierze, którzy byli wraz z nami jako pomoc dla naszego "przywódcy", rozwalili ścianę, byśmy mogli bez problemu przejść na awaryjne schody, bez chodzenia w kółko po dosyć niebezpiecznym korytarzu. Nie pozbyliśmy się wszystkich stworków, więc trzeba było uważać. Powoli czołgałam się po schodach, trzymając jedną dłonią za poręcz. Nienawidzę takiego wysiłku. 

- I gotta work on my cardio... - wydukałam łapiąc łapczywie oddech. Mocno zaciskając poręcz, wychyliłam się za nią... Automatycznie poczułam coś dziwnego. Zapach kwasu i wspomnień uderzył mi do głowy.

***

Widok kwasów przyprawiał mnie o zawroty głowy, tak samo jak i ich unoszący się w powietrzu mocny, ostry zapach. Jednak nic nie działało na mnie bardziej niż jego głos...

- Question... - zaczął. Powoli odwróciłam się do niego i chłonęłam jego widok jak gąbka wodę. Był tak blisko mnie, mimo że przed przyjazdem kazał mi odejść, a teraz pokazuje mi coś,czego nie wiedział o nim nikt... Tu się urodził, tu stał się kimś innym, tu stał się tą osobą, którą kocham.

- Would you die for me? - niewiele myśląc, bo pytanie było naprawdę proste, odpowiedziałam "tak".

- That's too easy... - gestykulował, kręcąc głową, by pokazać, jak bardzo ta przysięga jest ważna, jak wiele może zmienić między nami. Oczywiście miałam nadzieję, że nie tylko ja tak uważam. - Would you... - zatrzymał na chwilę wzrok zielono-niebieskich oczu na moich ustach, a ja od samego jego spojrzenia drżałam. Zachowywał się tak ,jakby sam dopiero teraz zastanawiał się, co mogę mu obiecać. - Would you live for me? 

- Yes... - kolejny raz odpowiedziałam szybko i zwięźle, bo właśnie tego chciałam. Żyć dla niego.

- Uważaj! - ostrzegł mnie, kiwając palcem, jak gdybym była dzieckiem i właśnie coś przeskrobała. Trudno było mi się odezwać, czułam, że po prostu nie mogę... 

- Nie obiecuj zbyt pochopnie... - zbliżył się do mnie, wciąż gestykulując palcem, rękoma, jak gdyby to, co teraz mówił, było ważniejsze od oddychania. Niemniej jednak tak właśnie było, a ja zapomniałam przy nim, jak się oddycha, gdy położył na mojej twarzy swoją chłodną dłoń z tatuażem w kształcie uśmiechu. Widziałam to w jego oczach. Widziałam to szaleństwo, ale także coś na wzór pragnienia. Jakby to, co miało zaraz nastąpić, da mu wszystko, czego pragnie w głębi serca, które, wiem, że ma, mimo iż zaprzeczał nie raz.

- Desire becomes surrender. Surrender becomes power - tak to, prawda! Pożądanie to kapitulacja, kapitulacja to władza. Oddam w tym całą siebie, ale jestem tego pewna, że chcę! Jest jedynym mężczyzną na świecie, dla którego poświęciłabym wszystko i nie mogę go stracić.

Zsunął z mojej twarzy swoją dłoń, a potem na nowo dotknął mnie, lecz tym razem przejechał palcem po mojej dolnej wardze, znów wywołując na moim ciele ciarki. 

- Do you want this? - wątpił we mnie? W moje słowa? Niedoczekanie...

- I do! - nadałam mojemu głosowi pewniejszego brzmienia, choć serce szybko kołatało, uniemożliwiając mi stabilnie wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. 

- Say it, say it, say it... Say it...

- Please... - poprosiłam, jakby to, co właśnie miałam zrobić, było czymś, co da mi spełnienie. Pragnęłam go, pragnęłam żyć u jego boku. 

- O Boże... Jesteś taka dobra... - uśmiechnął się dumnie, co wprawiło moje ciało w dziką euforię. 

Odsunął się dwa kroki w tył, a ja powoli obróciłam się twarzą do parzącej mazi. Jej kolor sprawiał, że chciało mi się wymiotować, a śmierdzący, okropny zapach wręcz odrzucał, jednak nie potrafiłam się wycofać. Wyrzuciłam z głowy wszystkie "ale", jakie nagle zaczęły pojawiać się w niej nieproszone. Stanęłam twarzą do Jokera. Rozłożył dłonie, uśmiechał się do mnie i czekał na moją decyzję. Wiedział, że podejmę właściwą i tak też zrobiłam. Raz, dwa, trzy... Żegnaj, Dr. Harleen. Witaj, Harley Quinn... 

Pochyliłam się do tyłu i  po chwili leciałam już w dół. Nim zderzyłam się z taflą kwasu, złapałam powietrze w płuca, by jak najdłużej być przytomną. Na moje nieszczęście kwas był cholernie żrący. Piekł mnie w oczy, wypalał skórę, a w uszach dosłownie mi dźwięczało. Próbowałam wypłynąć na powierzchnię, walczyć z tym, jednak im bardziej się szarpałam, tym bardziej pogarszałam swoją sytuację. Sam fakt, że nie umiałam pływać... Zrobiło mi się ciemno przed oczami, nie miałam już nadziei. Niespodziewanie poczułam wokół swojego ciała silne, męskie ramiona, które wyniosły mnie na powierzchnię. Potem miękkie usta i miętowo-alkoholowy oddech Jokera pozwoliły mi wrócić do żywych. Oczy zlepiły mi się od obrzydliwego płynu, w jakim byliśmy, a z ciuchów zostały tylko strzępy. Joker dyszał, spoglądał na mnie z błogim uśmiechem. Coś mi podpowiadało, że to dopiero początek... Ponownie złączyliśmy swoje usta, wplątałam palce w jego zielone włosy, a później, J po namiętnym, uczuciowym pocałunku, odsunął się ode mnie, po czym wybuchnął śmiechem. Nie pozostawałam mu dłużna i razem śmialiśmy się w najlepsze, ciesząc się z - tym razem moich - narodzin.

***

Byłam w niemałym szoku, gdy dowiedziałam się, po kogo tak właściwie poszliśmy. Głupia suka chciała nas na nowo wsadzić za klatki, a ja tam nie wrócę! Zdziwi się, oj, zdziwi! 

Staliśmy właśnie na dachu, czekając na to, aż po kobietę przyleci helikopter. Wojna, na której byliśmy, jeszcze się nie skończyła, a ona miała zostać przeniesiona w bezpieczne miejsce. Ach, jak się przygotowała. Zmierzyłam ją wzrokiem i poprawiłam baseball trzymany na swoich ramionach. Jeden z żołnierzy próbował nawiązać połączenie z helikopterem, jednak nikt im nie odpowiadał. Patrząc na to, jakie szkody zostały wyrządzone i jak Midway City wygląda, można było się spodziewać, iż będzie im dokuczać brak zasięgu. 

- Rąbnęli nam helikopter - na głos Flaga spojrzałam przed siebie, a potem na resztę i ledwie opanowałam uśmiech, który pojawił się na mojej porcelanowej buzi. Pączuś! Pączuś wrócił! 

- Light them up! - krzyknął Rick i rozpoczęła się strzelanina, gdy helikopter zbliżył się do dachu. 

Odskoczyłam na bok, chowając się za kontenerami wraz z Flagiem. Słyszałam jego śmiech zmieszany z odgłosem strzałów, mój ukochany, rozbrzmiewający śmiech, który niósł się po całym mieście. Dyszałam z podniecenia, jakie mną kierowało. Joker nie przybył sam, obiecał mi także, że pozbędzie się bomby. W brzuchu mnie ściskało, gdy wiedziałam, iż zaraz go zobaczę, że znów będziemy razem. Nawet Harleen się zamknęła... Wiedziała, czego pragnę. Zatkałam uszy, gdy hałas stał się nieznośny i czując na sobie intensywne spojrzenie Floyda, zmarszczyłam brwi i zaczęłam się dotykać po szyi, bo właśnie w tamtą stronę patrzył. 

- Malinkę mam czy co? - naszą króciutką rozmowę przerwała mi wibracja, która oznaczała przychodzącą wiadomość od mojego ukochanego. 

"NOW!" - przeczytałam szybko. Uśmiechnęłam się psychodelicznie, spojrzałam przed siebie, jakby to, co właśnie się działo, nie dotarło do mnie. Nawet kręcenie głową przez Deadshota nie powstrzymało mnie od szybkiego wstania.

- Harley! - wydarł się za mną, lecz na marne. Gdy Frost zauważył moją osobę stąpającą po podeście, od razu przestał strzelać w jego stronę, a celował na boki, by pozabijać innych gdyby chcieli mnie powstrzymać, a ja zobaczyłam mojego najdroższego. Joker rzucił mi linę, po której miałam się wspiąć. Łatwizna... 

- Come on, baby! - krzyknął oblizując usta, jak zwykle pokryte ciemno-czerwoną pomadką. Wyglądał tak elegancko, tak świeżo. Teraz to była nasza chwila, dzieliło nas zaledwie kilka kroków. Odrzuciłam moją kurtkę na bok a nawoływanie Jokera tylko mnie podkręcało, dawało mi tak zwanego "kopniaka". Podbiegłam bliżej krawędzi i mimo strachu trwającego ułamek sekundy, że spadnę, skoczyłam, a potem, mocno trzymając się liny i robiąc akrobacje, zaczęłam wchodzić na górę. Gdy reszta mogła mnie zauważyć, wysłałam im buziaka i chichocząc melodyjnie, kontynuowałam wspinaczkę. Hasta la vista, frajerzy! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro