He's So Screwed

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NataliaSzatraj:

Zapraszam Was na mój mały (XD) prolog z perspektywy Harley. Mam nadzieję, że dobrze ją odegram. Wprowadziłam także rozmowę pomiędzy nią a dr Harleen, bo w końcu Harley ma rozdwojenie jaźni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Miłego wieczoru! Po raz drugi już dzisiaj, ahahah :D

***

Perspektywa Harley

Cholerny Joker, cholerne dziewczyny, cholerna... Jak on mógł? Jak?! Myślałam, że mnie kocha... Naprawdę myślałam, że mnie kocha. Po co było to wszystko, po co ta cała zabawa, po co te czułości, gdy na boku zabawiał się z dwiema szmatami?

Usiadłam w kącie swojej celi i wstrzymałam oddech. Nie chciałam myśleć nawet o powrocie na wolność, bo nie chciałam, by mieszkańcy Gotham widzieli swoją królową w tak opłakanym stanie. Mój Pączuś... Pączuś, Pączuś... Nie mogę pogodzić się z tym, co tam przeczytałam. A może to zwykłe kłamstwa? A może one wymyślały chorą historyjkę, aby jeszcze bardziej upokorzyć mojego Pączusia...? Na pewno! Na pewno!

***

Ci zapatrzeni we mnie jak w obrazek strażnicy są tacy łatwi do przekupienia. Niewiele im potrzeba, by ich uwieść, albo to ja jestem taka seksowna. Stawiam na to i to. Ubrana w wyblakłe spodnie oraz koszulkę zawiązaną pod biustem, przez co miałam odsłonięty brzuch, siedziałam pod kratami. Mężczyzna, który wieczorami pilnował mojej "celi", po którymś razie robienia przeze mnie do niego słodkich oczek, zgodził się załatwić mi drugi klucz. Problem tkwił w tym, gdzie będę go trzymać. Szybko pozbyłam się tej ofiary losu, widząc cudeńko, które pozwoli mi opuścić to zapyziałe gówno. Poniekąd chcę stąd wyjść, ale z drugiej strony - dokąd wrócę? Klubu nie ma... Pączusia nie ma... Jestem teraz sama. Uspokój się, Harley, dasz sobie radę bez tego klauna... Zamknij się, Harleen! Nikt cię nie prosił o zdanie! Głupia baba... Jak zawsze wpierdala się tam, gdzie nie powinna, gdzie już jej nie chcą.

Wracając do klucza. Umieściłam go w swoich ustach, po czym zastanawiałam się, gdzie mam zamiar schować go potem. Przecież nie będę go trzymać tam cały czas... Uśmiechnęłam się kpiąco i pokręciłam głową. Może między włosy? Dobra, Harleen... Umiesz się CZASAMI na coś przydać.

Wyciągnęłam klucz powoli spomiędzy warg i wtedy do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Szybko schowałam klucz za ucho, pod pasma włosów, a w mojej celi pojawiło się dwóch strażników.

- Ręce do góry! - krzyknęli. Odwróciłam się twarzą do nich i zrobiłam to, o co mnie prosili, udając zaskoczoną całym zajściem. Poniekąd byłam, ale czułam, że może być to dobra okazja do ucieczki.

- Hey, I'm cooperating. All right? - wyjąkałam, udając niewiniątko. - To spokojna ja.

Nie wiem czy wiedzieli, co zaraz zamierzam zrobić. W głowie obmyśliłam już bardzo spontaniczny plan, który zdążył zaświtać mi w ciągu kilku sekund.

- Take her! - wykrzyknął dobrze mi już znany strażnik, Griggs. Ach... Będzie mi go brakować. Dzięki niemu poznałam tajemnicę Pączusia, a do tego... Czasami, kiedy byłam grzeczna, przynosił mi żelki o smaku coli.

Gdy mężczyźni ruszyli, by mnie zabrać, ja podskoczyłam tak, że owinęłam nogi wokół jego szyi i gwałtownym ruchem, położyłam nas na ziemię, skręcając mu przy tym kark. Biedny...

- Do not fire that goddamn weapon! - krzyk Griggsa rozniósł się po całym pomieszczeniu. Od kiedy to on chciał, bym była bezpieczna? Pff!

Siedząc na mężczyźnie, którego przed chwilą udało mi się pięknie zgładzić, poczułam mocne ukłucia w plecach, przez co jęknęłam gardłowo i upadłam na ziemię. Jak oni mogą traktować tak królową?!

***

Strażnicy przenieśli mnie na wózek, przypięli do niego pasami całe ciało i prowadzili w stronę korytarza. Zastanawiało mnie, dokąd mnie wywożą. Badania już były... Śniadanie też. Hmm... Głupia, nie pamiętasz tej kobiety? Której? Tej czarnoskórej... Zaproponowała ci wolność za wykonanie zadania. Ach, ta kobieta! Pamiętam! Ale co to ma do rzeczy? To, że może jedziesz na spotkanie z nią, a jako że jesteś przestępczynią, nie zaproszą cię do niej jak na spotkanie z przyjacielem. Ach, nie gadaj głupot.

Zarechotałam głupkowato, jednak zaraz się zamknęłam, gdyż przystanęliśmy wokół innych, zamaskowanych lekarskimi maskami ludzi. Bleh... Okropni lekarze... Nuda! Przeleciałam wzrokiem po czarnych walizkach, monitorze z USG i wtedy poczułam, że coś tu jest nie tak.

- Hey! Who are you?! - nie chciałam, żeby mnie dotykali. Nie znałam ich. Ta baba ma w dłoni śmieszną pukawkę. - Hey! Mówię do ciebie!

Nic to jednak nie dało, bo zaraz poczułam jak kobieta wbija mi ową śmieszną pukawkę w szyję. Cholernie zabolało... Przymknęłam oczy, fukając na nią, by zaraz zostać zabrana na powietrze. Odetchnęłam nim głośno i spoglądałam wesoło na mury więzienia, które opuszczałam. Dawno nie czułam się bardziej szczęśliwsza, lecz moje myśli cały czas krążyły wokół Pączusia oraz tego, co zrobił. Muszę... Muszę udać, że wszystko jest okej, a kiedy uwolnią mnie po wykonaniu misji, znajdę go i zatłukę. Zatłukę gołymi pięściami.

- Weeehee! - krzyknęłam, gdy zauważyłam z daleka ogromny śmigłowiec. Ale będzie jazda! Czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu, chciałam się odwrócić. Niestety nie było mi to dane, ponieważ moja głowa była mocno uwięziona.

- Słuchaj, zostajesz przeniesiona... Nie mam pojęcia, gdzie - zaczął mój znajomy-klawisz, który od niedawna zachowuje się względem mnie nieco lepiej niż na samym początku. Coś mi tu śmierdzi... I nie mówię tutaj o tych okropnych strażnikach wokół mnie.

- It's from Mistah J - zaczął, a moje oczka się zaświeciły. Od Pączusia?! Co on tam dla mnie ma? Różowy, słodki telefon... On chce mnie odbić, chce po mnie wrócić. Harley, opamiętaj się! Chciałaś go przecież zabić. Och, cicho... Pamięta o mnie! Zdradzał cię przez prawie pół roku, zrobił jakieś młodej lasce dziecko. Dobra... Wygrałaś. Zadowolona? Jak najbardziej, Harley.

Schowałam telefon pod zapięcie, za rękaw, i słysząc kolejne zdanie Griggsa, czułam, że zaraz wybuchnę śmiechem.

- You gonna tell him I took care of you?

Och, jakiś ty głupi... Myśli, że Puddin' go nie zabije? Myli się. Byłeś mu tylko potrzebny, by znaleźć mnie. A jak się dowie się o tym, jak dokuczałeś mi w więzieniu, możesz pożegnać się z życiem.

- You're so screwed (Masz przesrane)... - mruknęłam po dłużej chwili, mierząc go złośliwie wzrokiem, po czym wybuchnęłam głupkowatym śmiechem. Griggs próbował coś do mnie powiedzieć, pójść za mną, jednak strażnicy mu nie pozwolili. Biedak... Będzie teraz żył w nieświadomości i stresie, że zaraz gdzieś w pobliżu pojawi się Joker i go zabije. Mój donośny śmiech rozniósł się echem, dopóki nie wsiadłam na pokład, gdzie oprócz mnie czekał Deadshot i coś, co wyglądem przypominało krokodyla. Jaki słodziak...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro