Possession Is What Speaks To Me

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NataliaSzatraj:

Przepraszamy Was, że musieliście tak długo czekać, ale jak wiecie, jesteśmy w klasie maturalnej, a oprócz tego mamy też swoje zajęcia i nie starcza nam czasu. Plus Iza ma jednak więcej pracy ze swoją perspektywą, bo oddać myśli Jokera to nie lada wyzwanie, tym bardziej, że w filmie nie mamy dokładnie ukazane tego, co on robi, podczas gdy Harley walczy ze Squadem :D Jednak Purple na bieżąco czyta nowelizację i czeka na (ja także ofc XD) na rozszerzoną wersję :D Widzieliście???

https://youtu.be/KiaIOMvDOyc

***

Perspektywa Jokera

Obudził mnie telefon. Powoli przekręciłem się na drugi bok, twarzą do szafki nocnej i jednocześnie źródła irytującego hałasu. Zawyłem gardłowo, przysięgając, że Frost zginie w męczarniach, po czym przycisnąłem poduszkę do głowy. Leżąc tak, czekałem, aż ulubiona piosenka Harley - Purple Lamborghini - wreszcie się skończy. Ustawiłem ją jako dzwonek, ponieważ sam całkiem ją lubiłem. Dynamiczna, przy której można było tańczyć, do tego nie raz zabijałem przy niej gości naszego klubu. 

Kolejno docierały do mnie wydarzenia z wczorajszej nocy. 

***

Kiedy zleciłem Frosty'emu namierzenie mieszkania doktora Vana Crissa (odpowiedzialnego za wynalezienie nanogówna, które wszczepiono Harley) i przygotowanie broni do dalszej wycieczki, na którą miałem się udać, sam poszedłem do klubu. Uznałem, że whisky dobrze mi zrobi, w końcu ten trunek był jednym z moich ulubionych. 

Wybrałem jeden z najdroższych lokali, jako że do każdego z nich mogłem wejść bez najmniejszego problemu. Bawiły mnie zaskoczone i przerażone twarze spoglądające na mnie ze wszystkich stron, utęsknione spojrzenia osób, które nie widziały mnie w mieście od dwóch lat. Część z nich powinienem był dawno zabić, gdybym tylko dbał o stare interesy. Na razie jednak postanowiłem nie zaprzątać sobie tym głowy. W milczeniu zająłem miejsce przy stoliku na przeciwko tancerek, po czym oglądając swoje białe rękawiczki, zażyczyłem sobie whisky z lodem, kierując słowa do kelnerki, która dopiero co podeszła z zamiarem otworzenia ust. 

Nie pamiętam, ile razy donosiła nowe szklanki. Wiem, że skończyło się na tym, że na stole stała opróżniona butelka, gdy z lekko potarganymi włosami podnosiłem się z zamiarem opuszczenia klubu. Było późno, muzyka nie grała już od jakiegoś czasu, natomiast ja, pochłonięty własnymi myślami o wyspaniu się i o tym, czy Frost aby na pewno wykonał swoje zadanie, wstawałem z miejsca. Szczerze mówiąc, nigdy w niego nie wątpiłem, dlatego jako jedynego trzymałem go blisko siebie od prawie pięciu lat. 

Prychnąwszy, orientując się, że rozczulam się nad Frostem, poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odruchowo spojrzałem ze złością na jej właściciela, który śmiał dotknąć mnie bez mojej zgody. Okazało się jednak, że była to właścicielka, jedna z tancerek, której ruchy momentami przypominały mi Harley. Miała nawet mocno rozjaśnione blond włosy oraz porcelanową urodę. Na mój wyraz twarzy w jej oczach pojawił się strach; zabrała rękę i odsunęła się na dwa kroki, ale nie odeszła całkowicie. 

- Proszę pana, chciałabym zaproponować panu łóżko, to znaczy... - zająknęła się, świadoma tego, co przed chwilą powiedziała. - Szef oferuje panu najlepszy pokój na górze. Sądzi, że powinien pan odpocząć... 

- W takim razie przekaż szefowi, że niepotrzebnie się martwi - wycedziłem. - Nie jestem pijany -wykonałem zamaszysty ruch dłonią, uderzając o stolik, który się przewrócił. Westchnąłem z rozdrażnieniem. Część mnie zaczynała sobie uświadamiać, że może mimo wszystko powinienem położyć się od razu. Zaraz jednak wpadłem na kolejny pomysł. Lustrując dziewczynę od stóp do głów, oparłem się z uśmiechem o oparcie krzesła.

- W sumie możemy rozegrać to inaczej, sweetie.

***

- Fucking shit - wymamrotałem pod nosem, widząc, że obok mnie leży ta sama tancerka. Po podłodze walały się ubrania. Teraz dziewczyna zaczynała się budzić, ponieważ Frost znów dawał o sobie znać. 

- Wynoś się - warknąłem, siadając tyłem do niej na łóżku. Nadal na nią nie patrząc, złapałem za klamkę drzwi do łazienki. - Kiedy wyjdę spod prysznica, ma cię tutaj nie być. 

Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Wyskoczyła spod kołdry, po czym zaczęła nerwowo zbierać swoje ubrania z paneli. Tymczasem ja poszedłem wziąć prysznic. Po moim wyjściu z łazienki faktycznie nie było ani śladu dziewczyny, za to na ekranie smartfona widniało osiem kolejnych nieodebranych połączeń od Frosta. Czyżby planował swoją śmierć? Na myśl o tym zachichotałem, po czym boso, z ręcznikiem na biodrach, chodziłem przez chwilę w kółko, zastanawiając się, co też powinienem założyć na spotkanie z Crissem. Nie mógł to być frak, gdyż miałem go na sobie wczoraj. W końcu zdecydowałem. Wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer Frosty'ego. Bez zbędnych tłumaczeń, dlaczego od pół godziny nie mógł się do mnie dodzwonić, kazałem, aby przywiózł mi fioletowy płaszcz z krokodylej skóry, czystą bieliznę oraz spodnie w złote i srebrne wzory, a także aspirynę. Czekając, aż przyjedzie, położyłem się na łóżku, wziąłem do ręki pilot od telewizora, ale ostatecznie rozmyśliłem się i napisałem esemesa do Harley.

"Where are you, Looney Tune?"*

Wysłano. Wpatrywałem się w ekran smartfona, licząc na natychmiastową odpowiedź. Jednak taka nie nastąpiła. Zirytowany zarówno tym faktem, jak i silnym, utrzymującym się bólem głowy, odrzuciłem telefon na kołdrę. Po dwudziestu minutach przybył Frost.

- Frościu, nareszcie! - na jego widok wstałem z łóżka, a ręcznik, którym byłem owinięty, spadł na podłogę. Uwielbiałem niezręczny wyraz twarzy Frosty'ego, kiedy próbował na mnie nie patrzeć; ten człowiek ogólnie często niesamowicie mnie bawił. - Dziękuję! - pieszczotliwie uszczypnąłem go w policzek, biorąc od niego torbę z moimi ubraniami. Przymknął oczy, ale nic nie powiedział. - A o aspirynie pamiętałeś? - skinął głową. - Och, oczywiście, że pamiętałeś! - kontynuowałem, narzucając na siebie płaszcz, a następnie złote łańcuchy, które Frost przywiózł, mimo że go o to nie prosiłem. 

Frosty bąknął, że poczeka na zewnątrz, ale zatrzymałem go ruchem dłoni. 

- Zostań, ja już kończę - zachichotałem, zastanawiając się, skąd właściwie miałem taki dobry humor. Kac boleśnie dawał o sobie znać, a ja żartowałem z Frosta. Muszę mu kiedyś za to podziękować, bo zawsze wie, jak mnie rozbawić. Pochyliłem się nad kranem, by popić tabletki. Następnie wyjąłem z torby szminkę (Frost byłby martwy, gdyby jej zapomniał) i wróciłem do lustra w łazience. 

- Znalazłeś ją? - spytałem, malując usta.

- Tak, twoi ludzie już tam są, szefie. Niespodzianka, którą mamy zawieźć, jest także naszykowana. 

- Idealnie - stwierdziłem, tym razem układając włosy, starając się zadbać o to, aby ani jeden kosmyk nie odstawał w niewłaściwym kierunku.  - No to w drogę! - wyszczerzyłem się. 

***

VAN CRISS LABORATORIES

A DIVISION OF WAYNE CORP

Biały samochód dostawczy z napisem Panda Resources przyjechał do celu. W środku znajdowałem się ja oraz kilku moich ludzi. Niecierpliwiłem się, siedząc z tyłu, kiedy jeden z nich załatwiał sprawę ze strażnikiem.

- Hej, przywiozłem koszyk z upominkami dla doktora Vana Crissa.

Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem, po czym zachichotałem jeszcze bardziej, widząc wyraz twarzy Frosta.

- Nie ma cię na liście, przepraszam, ale nie mogę pozwolić ci wejść.

 Och, jeszcze się przekonamy.

- W takim razie może zostawię ci to tutaj? I tak mam dziś masę roboty. Dzięki, jesteś dobrym człowiekiem - szelest folii oznaczający podawanie koszyka mówił mi, że najwyższa pora mimo wszystko podziękować strażnikowi za to, że ostatecznie zmienił zdanie i nie ma nic przeciwko temu, że możemy tu wjechać. Wybuch rozsadził budkę, a ja wyskoczyłem z auta. Wraz z Frostem oraz pozostałymi szybkim krokiem udaliśmy się do środka. 

Oni przygotowywali mi drogę, strzelając we wszystko dookoła, a tuż przede mną szedł Frosty. Natomiast ja rozglądałem się w poszukiwaniu Crissa. Siedział w zamkniętym szklanym pomieszczeniu, jak się okazało (co sprawdził Frost) - szkło było kuloodporne. Na mój widok zerwał się z miejsca, przerywając oglądanie czegoś pod mikroskopem. Wtedy postanowiłem, że nastąpił odpowiedni moment, aby dostarczyć biedakowi przyzwyczajonemu do nudnej pracy, nieco większej dawki adrenaliny. Przyłożyłem do szyby tablet z bieżącą relacją z jego domu. Kiedy doktorek zobaczył żonę z nożem przy gardle, rozpaczliwie błagającą, aby robił wszystko, co mu się każe (swoją drogą - rozsądna kobieta), stwierdził, że możemy się dogadać, ponieważ błyskawicznie wpuścił nas do środka. Pierwszą rzeczą, na jaką padł mój wzrok, były te śmieszne pistolety aplikujące bomby. Natychmiastowo złapałem i odbezpieczyłem jeden z nich.

- Oh... - zamyśliłem się na chwilę. - This looks neat.

Po krzyku doktorka Crissa wywnioskowałem, że cała koncepcja najwyraźniej nie przypadła mu do gustu, ale nie miał niestety za wiele do gadania. Nasza współpraca dopiero się zaczęła.

***

* Słowa Jokera z nowelizacji SS, którą czytam. Bardzo polecam książkę, ale nie ma jej w polskiej wersji językowej.

Co mogę Wam powiedzieć po dość długiej przerwie? Jestem wymęczona i motywacji do czegokolwiek poszukuję z lunetą. ;___;

Ale dziś spontanicznie udało mi się napisać rozdział. :3

A we wtorek, już za dwa dni wychodzi rozszerzona wersja SS! Co prawda do obejrzenia na Digital HD, czyli płacicie na Amazonie jakoś $ 19.90 i macie dostęp, ale liczę, że pojawi się w internecie do ściągnięcia bardzo szybko, bo 1. nie wydam tyle hajsu na obejrzenie online, 2. rozszerzona wersja wychodzi na Blu-ray w Polsce 5 grudnia, co nie zmienia faktu, że nie będę mogła jej kupić, bo nie mam odtwarzacza płyt Blu-ray i ogólnie supermogęsięjużzabić :')))

Komentujcie rozdział, proszę, bo dziś opisywanie Jokera przyszło mi nad wyraz lekko i sama się nawet dobrze bawiłam X'D Wena, moi drodzy, wena :v

Dobrego tygodnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro