XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Taśmy opadły. Znaleźliśmy się w w niedużym parku, czy raczej skwerze, z szemrzącą fontanną pośrodku. Korony wysokich drzew przesłaniały okna zadbanych kamieniczek a gałęzie krzewów kwiatowych samochody stojące przy krawężnikach. Okolica wyglądała na spokojną, panowała cisza nieznacznie mącona odgłosami muzyki i wesołymi śmiechami współlokatorów palących papierosy na balkonie.

Stałam z księciuniem za plecami jego samego sprzed roku, brodząc w krzaczyskach ponad pas. Jeff ze wspomnienia ogarnął gałązki i zlustrował okolicę czujnym spojrzeniem wiecznie widzących oczu. Że też żadna ze znanych mi religii nie wprowadziła do obrządku pośmiertnego wycięcia powiek strażnikom grobowców i nekropolii. Jeff chyba minął się ze swoją epoką. Tak jak większość ludzi.

- Długo go obserwowałeś? - zapytałam morderczego duszka.

- Kilka tygodni. Coś około miesiąca - odparł drapiąc się po karku. Nie żeby coś mogło go swędzieć. To był odruch.

- Nie rozumiem po co wziąłeś na cel starego człowieka.

Jeff wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Bez konkretnego powodu? Ty doszukujesz się celu, dla ciebie wszystko powinno mieć przyczynę, skutek i cel. Życie tak nie działa.

- Sugerujesz, że jestem nudna?!

- Sama to powiedziałaś.

Wywróciłam oczami. Wcale nie byłam nudna! Nie doszukiwałam się sensu we wszystkim, tylko prawie we wszystkim! A to zasadnicza różnica! Odchrząknęłam.

- To co tobą kierowało? Ten szaleńczy głosik w głowie?

- Może?

- Karze ci zabijać większość ludzi? Popycha do zbrodni?

- To o wiele bardziej skomplikowane księżniczko. Nawet teraz słyszę szepty, żeby znowu się na ciebie rzucić, że dałbym ci radę, ale wiem, że tak nie jest, dlatego mu nie ulegnę.

- Masz tak daleko rozwinięte instynkt zabójcy i instynkt samozachowawczy, że aż ze sobą rywalizują? No no no.

- Księżniczko?

- Tak, księciuniu?

- Przegapisz początek akcji - powiedział Jeff i pokazał niedbałym ruchem głowy w stronę czynszówki, gdzie mieszkał staruszek.

- Ktoś cię uprzedza? - spytałam głucho, obserwując jak trójka chłopaków w obszernych bluzach i kapturach naciągniętych na twarz wychodzi zza rogu i nieśpiesznym krokiem zmierza stronę domu staruszka, bacznie rozglądając się po okolicy.

- Można tak powiedzieć - odparł Jeff. - Tyle że oni prawdopodobnie ograniczyliby się do kradzieży i pobicia, a nie zabicia.

Stłumiłam westchnięcie. Wspomnienie Jeffa podeszło bliżej na ugiętych nogach, dłonią osłaniając oczy zdane na łaskę gałązek. Woods warknął gniewnie, kiedy trójka młodocianych przestępców bezszelestnie podkradła się do drzwi, chwilę przy nich majstrowała, po czym wślizgnęła się do pogrążonego w ciszy domu.

- Cholerne sukinsyny - powiedzieli jednocześnie Jeff duszek i Jeff z nagrania. Wspomnienie zacisnęło pięści i zgrzytnęło zębami z mordem wyzierającym z zaczerwienionych oczu. - Jeszcze tego pożałujecie - syknął gniewnie.

- Mam rację - przytaknął duszek. Gorzko pożałowali tego wybryku,

- Komuś się tu marzy monopol na okradanie i mordowanie niewinnych, mm?

Księciunio zaśmiał się, a następnie wyszczerzył w karykaturze prześmiewczego uśmiechu.

- Nie. Za dużo roboty.

- Takie słowa z twoich ust? - zacmokałam teatralnie, ruszając za przemykającym pomiędzy krzakami i drzewami Jeffem z przeszłości. - Niesamowite. Zadziwiasz mnie raz za razem.

- Za szybko mnie oceniłaś i wrzuciłaś do wora z jakimiś psychicznymi popaprańcami typu Nina.

- Wszyscy wszystkich oceniają. Nie ma nic dziwnego w tym, że zrobiłam tak samo. Zwłaszcza, że przez ciebie siedziałam po godzinach.

- Czyli znałaś mnie już wcześniej?

- Z widzenia.

- Szkoda, że ja cię nie znałem.

- A co? Polowałbyś na mnie?

- Ech, chciałem byś miły, ale ciężko ci dogodzić.

- Fakt, to prawie niemożliwe.

 Jeff z przeszłości zatrzymał się na skraju skweru, wkładając dłonie do kieszeni bluzy, gdzie zwykł trzymać noże. Po chwili od strony domu dobiegły odgłosy szarpaniny, brzęk tłuczonego szkła i słabe poszczekiwanie psa.

- Nie będziemy się tak bawić - syknął wściekły Woods.

Morderca przebiegł przez ulicę i wpadł do domu, zachowując się przy tym niezwykle cicho. Byłam pod wrażeniem. Lata praktyki zrobił swoje. Jeff zatrzymał się na moment w małym przedpokoju.

- Ucisz tego kundla, dziadku! - krzyknął jeden z włamywaczy.

- I gadaj, gdzie są pieniądze - zawtórował drugi.

- Wiemy, że je masz! Dawaj je a nikomu nic się nie stanie!

Pies warknął, a po chwili zaskamlał. Staruszek krzyknął. Coś spadło i potoczyło się po podłodze. Jeff ruszył schodami na górę, wyjmując noże i uśmiechając się szerzej, szaleńczo - jakby to co miało się za moment stać miało mu sprawić prawdziwą radość. Wspomnienie zabójcy weszło na piętro, zrzuciło lampę stojącą na małym stoliku i schowało się za drzwiami pokoju po prawej. Odgłosy szarpaniny ucichły. Moich uszu dobiegł ciężki oddech starca i skamlenie zwierzęcia.

- Słyszeliście?

- Co to, kurna, było?!

- A skąd mam to, kurna, wiedzieć?!

- Pójdę sprawdzić.

Z pomieszczenia po lewej wyszedł niski chłopak. Na oko nie miał więcej niż siedemnaście lat, ale łza wytatuowana pod okiem wskazywała na bogatą przeszłość. Włamywacz rozejrzał się po piętrze, ściskając mocno kij bejsbolowy i krzywiąc się niemiłosiernie. Podszedł do schodów i spojrzał w dół rzucając jak kretyn:

- Jest tu ktoś?

- Owszem - odparł Jeff, zaciskając dłoń na jego ustach. - Go to sleep - szepnął i podciął chłopakowi gardło.

Ciepła krew trysnęła na nas. Beznamiętnie przyglądałam się jak z oczu chłopaka uchodzi życie, a Woods kładzie jego trupa na podłodze, po czym zmierza w stronę sąsiedniego pokoju. Zerknęłam na mojego księciunia. Wyglądał na zadowolonego i dumnego z siebie.

 Wspomnienie Jeffa przestąpiło przez próg sypialni starszego mężczyzny. Włamywacze nawet nie oderwali spojrzenia od przeszukiwanych szuflad. Na środku pokoju leżał nieprzytomny staruszek, z palcami zaciśniętymi na lewej piersi, a u jego boku przeraźliwie skamlał mały jamnik. Pies spojrzał na Woodsa, ale szybko stracił nim zainteresowanie i wrócił do ocierania się nosem o twarz swojego pana.

- Znalazłeś kogoś, Orell?

- Właśnie, przestałbyś się obijać i nam pomógł zanim stary się przekręci.

- No. Chyba doprowadziliśmy go do zawału. Gdzie jest ta zasrana forsa?! - krzyknął wkurzony grubasek.

Jeff przechylił głowę, wodząc spojrzeniem od jednego do drugiego chłopaka. Obrócił nożami w dłoniach i zbliżył się do wysokiego, chudego włamywacza stojącego bliżej drzwi.

- Języka w gębie zapomniałeś, Orell? - warknął tamten. - Zawsze taki jesteś rozgadany i pyskaty, a teraz co? Co ty sobie myślisz gówniarzu, co?! To, że wylądowałeś w pier...

Włamywacz odwrócił się w chwili, kiedy od Jeffa oddzielały go niecałe dwa kroki. Mężczyzna sapnął zaskoczony i sięgnął po broń wciśniętą do kieszeni spodni. Drugi z włamywaczy zerknął za siebie w chwili, kiedy Jeff skrzyżował ręce tuż przed twarzą i wziął zamach. Czerwona krew chlusnęła z szyi mężczyzny, na której od teraz widniał znak przypominający literę "x".

- Co?! Kim tu, do cholery, jesteś?! - wrzasnął ostatni z włamywaczy i sięgnął po pistolet.

Jeff opuścił ręce powoli i przekrzywił głowę, wbijając zaczerwienione, drgające oczy w przeciwnika. Biała bluza umorusana była świeżą, ciepłą krwią krwią.

- To nasz teren, sukinsynu! - ryknął włamywacz i wycelował w Woodsa.

Morderca przejechał językiem po ostrzu noża, czyszcząc je z krwi, po czym splunął. Jamnik skulił się i położył uszy po sobie, ale nie odstąpił od staruszka.

- Naprawdę? - spytało wspomnienie księciunia. - Nie wiedziałem... Co za straszliwa pomyłka, nie uważasz? - dodał cichym, złowrogim tonem, od którego aż mnie przeszły ciarki. - W takim razie powinienem się wycofać?

- Ty cholerny popaprańcu! Zabiłeś Nilsona! Co zrobiłeś z Orellem?

Jeff uśmiechnął się jadowicie. Jego nienawiść, pasja i chęć mordu były namacalne, nieomal zaraźliwe. Zafascynowana ledwie poczułam jak krwiożercza duszyczka kładzie dłoń na moim ramieniu i dotyka ustami moich włosów. Zadrżałam, ale nie wiedziałam czy z emocji jakie wywołała u mnie scena, czy z powodu mrowiącego dotyku księciunia.

- Co zrobiłem z Orellem? - powtórzyło nagranie Jeffa, po czym parsknęło szaleńczym śmiechem. - To samo, co zrobię z tobą.

Włamywacz wystrzelił. Jeff rzucił nożem, uchylając się w bok. Bluza na ramieniu Woodsa rozdarła się, a postrzępiony materiał zaczął nasiąkać szkarłatną cieczą. Złodziejaszek uchylił się przed nożem z okrzykiem zaskoczenia. Ostrze wbiło się dwa cale od niego, tam gdzie przed momentem była jego głowa.

- Rozwalę cię, gnoju! - wrzasnął mężczyzna, prostując się i zabierając rękę z twarzy.

- Doprawdy? - zakupił Jeff i wbił nóż w brzuch przeciwnika. Ten westchnął przeciągle i pobladł momentalnie, otwierając szeroko oczy błyszczące od niedowierzania. - Go to sleep - mruknął Jeff. Wyszarpnął nóż z ciała włamywacza i wsadził go w jego szyję.

Szczęka mi opadła i roztrzaskała się o drewniane panele.

- To niesamowite! - zakrzyknęłam.

Jeff zaśmiał się i pokiwał głową.

- Byłem naprawdę dobry. Serio nie mogę dojść jak ta mała wywłoka mogła mnie zabić.

- Nie biadol, może będziesz miał szansę się odkuć.

- To obietnica?

- Cii! To jeszcze nie koniec nagrania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro