XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Przyszłość... Piękne słowo. Niesie ze sobą nadzieję na lepsze jutro, dreszczyk emocji i, być może, lekką obawę przed tym, co może nastąpić. My, shinigami, nie podzielamy obaw śmiertelników. Choroby się nas nie imają, nie znamy bólu i starości. Nie boimy się śmierci, bo już raz umarliśmy... Każdy nowy żniwiarz w rzeczywistości jest duchem samobójcy, który został skazany na pokutę polegającą na osądzaniu dusz ludzi, którzy zginęli, chociaż rozpaczliwie pragnęli żyć. Zbieramy ich, oglądamy cinematic record i osądzamy. Dzień po dniu, noc w noc. Bez końca. Bez możliwości wycofania się... Jedynym ratunkiem była ucieczka i egzystencja w ukryciu. Jednakże ci, którzy wydali wyrok nie spodziewali się, że dla większości z nas bycie mrocznym żniwiarzem stanowiło nagrodę, a nie upiorną karę. Wieczna młodość, brak troski, moc i, swego rodzaju, nieśmiertelność. Życie po życiu, jakiego doświadczali wybrani...

Ile to już czasu minęło? Ile to lat temu chciano zapakować mnie na okręt i wywieść na południe do przyszłego męża? Trzysta? Czterysta? Pięćset? Więcej? Przy dwustu straciłam rachubę... Miałam założyć biały welon, a przyozdobiono mnie złotym całunem...

- Co ci jest, księżniczko? - spytał Jeff. - Patrzysz się, gdzieś przed siebie. Jesteś cicha i spokojna. Zupełnie jak nie ty. A do tego mnie ignorujesz - dodał żartobliwie.

Uniosłam kąciki ust. Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam zebrać myśli, wyłapać wspomnienia i schować je tam, gdzie ich miejsce - głęboko na dnie umysłu. Obrazy przeszłości zawsze okropnie na mnie wpływały. Niby pogodziłam się z tym, co zaszło, ale jakaś część mnie nigdy nie przestała lamentować nad skutkami mojej decyzji sprzed wieków.

- Morrigan? - Jeff położył dłoń na moim ramieniu. - Wszystko w porządku?

- To nic takiego.

- Gdyby to faktycznie było nic takiego, to zachowywałabyś się normalnie.

Wywróciłam oczami i zgrzytnęłam zębami. Jaki on denerwujący! Ale to miłe, że tak się troszczył... Albo najzwyczajniej w świecie był ciekawy...

- Księżniczko?

- Wiesz jak powstają shinigami? - zapytałam, obracając się przodem do księciunia. Pokręcił głową. - Jesteśmy pokutującymi duszami samobójców.

- Co?! - wrzasnął i pokręcił głową. - Umarłem nie tak jak powinienem!

Skrzywiłam się.

- I po co ja w ogóle chciałam ci powiedzieć?!

- Poczekaj! - Jeff złapał mnie za rękę. Jego błękitne oczy spoczęły na mojej twarzy - Jesteś samobójczynią?

- Wywnioskowałeś z tego, co powiedziałam? Geniusz! - prychnęłam, wyrywając rękę.

- Jak zginęłaś?

- Długa i nudna historia. Poza tym nie twój interes.

- Powiedz, księżniczko. Proszę. Chociaż skróconą wersję. Wiesz jak zginąłem, widziałaś mojego... trupa i możesz mnie posłać w diabły, więc chyba nic się nie stanie jeśli...

- Zamknij się, Jeff! - syknęłam. Odetchnęłam głęboko tupnęłam nogą i wydusiłam z siebie z prędkością karabinu maszynowego: - Urodziłam się kilkaset lat temu, dokładnie nie pamiętam ile, ale na świecie rządzili królowie, urządzano turnieje rycerskie, a biedne księżniczki wywożono do odległych królestw, żeby przypieczętować sojusz. Mnie też miał spotkać taki zaszczyt, ale ojciec miał pecha, bo byłam zakochana i wyjście za mąż za podstarzałego króla mi nie pasowało. Dlatego wypiłam truciznę. Świat się nie zawalił, sojusz nie upadł, a stary ramol poślubił moją młodszą siostrę. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby mój kochany tatuś nie skrócił o głowę mojej miłości, a zielarce i dworce nie przypiął łatek czarownic i nie spalił na stosie. Koniec.

Jeff przyglądał mi się z wielkim wytrzeszczem oczu i wyrazem najgłębszego szoku.

- Ty jesteś prawdziwą księżniczką, księżniczko?! Czy raczej wasza wysokość?

- Co to za księżniczka, która zasuwa do roboty od kilkuset lat. Dobra. Koniec tych wspominek, księciuniu. Praca się sama nie zrobi.

Przewróciłam kilka stron notatnika śmierci i wyszczerzyłam się w bezczelnym uśmiechu. Taśmy cinematic record zawirowały dookoła nas, układając się w wymyślne spirale. Białe kadry nie zawierające żadnych wspomnień przeleciały obok. Jeff uniósł ciemne brwi pytająco.

- Przyszłość - odparłam. - Tak jak obiecałam.

- Niby jak mi ją pokażesz?

- A kto powiedział, że to będzie jedna wizja przyszłości? -parsknęłam i pokręciłam głową. - Będzie ich kilka, duszku. Pokaże ci jak mogło wyglądać twoje życie, jeśli inaczej byś nim pokierował... I gdybyś powstrzymał swój temperament tamtego ranka.

- Mówisz o bójce?

- Dokładnie tak. To co? Gotowy? - spytałam radośnie.

- Uwielbiasz mnie zadręczać.

- Źle to interpretujesz, księciuniu.

- Źle interpretuję? - prychnął, ukrywając dłonie w kieszeniach bluzy. - Będziesz mi pokazywała coś co się nie zdarzy, a co mogło się stać. Zobaczę innego siebie, cholera wie w jakiej sytuacji, ale z pewnością lepszej niż obecna. Nie widzę tu niczego dobrego.

- Boisz się, że Jeff, który nie zabija wiedzie szczęśliwe życie? Że ci się spodoba?

- Przeciwnie, księżniczko. Boję się, że tego, że mógłbym nie posłuchać swojego wewnętrznego głosu i pozostałbym... zwyczajny i mdły.

- Faktycznie, masz powód do obaw - mruknęłam, przewracając oczami. - Naprawdę uważasz, że świat bez Jeffa the Killer'a byłby nudny?

- A nie? Pomyśl o tych, którzy zgubili się nocą w lesie. O ich rosnącym przerażeniu i paranoi, tym dreszczyku emocji.

- Świr z ciebie, Jeff.

- Dlatego mnie lubisz.

- Dobra, nie ma co tego przedłużać i odkładać ostatniego etapu w nieskończoność - zarządziłam i postukałam kosą w pustkę pode mną. Ta zmaterializowała się w miejscu dotknięcia przez trzon i usłyszałam głuche puknięcie.

- Zgodzę się z tobą, księżniczko.

- Czyli już oswoiłeś się z myślą i jesteś gotowy do drogi? - Uniosłam brew do góry, zdziwiona lekko poddańczą postawą Jeffa.

- I tak od tego nie ucieknę, prawda, księżniczko? - spytał tonem tak obojętnym, że aż ścisnęło mi serce. To nie był głos szalonego zabójcy tylko zrezygnowanego człowieka.

- Prawda - przytaknęłam, czując jak gardło zaciska się coraz mocniej. Przygryzłam wargę, namyślając się jak powinnam się zachować.

- Ile tego będzie? Tych wizji przyszłości?

- Niewiele. Naprawdę.

- Tyle dobrze - mruknął pod nosem i położył mi dłoń na ramieniu. 

- Głowa do góry, Jeffy!

- Nie nazywaj mnie tak, księżniczko.

- Och! Wybacz mi, Jeffrey! Ej, zauważyłeś, że jakby zmienić jedną literkę, to byłby Joffrey? Jak ten krwiożerczy psychopata z "Gry o Tron"?

- To miało mnie pocieszyć?

- No... on był królem!

- I marnie skończył...

- Ponury z ciebie trup, Jeff!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro