Rozdział 4. Wielki Krach i inne teorie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Samotnym jest się tylko wtedy, gdy ma się na to czas". Janusz Leon Wiśniewski, Samotność w Sieci

MYŚLIWY

Czas do pierwszej przerwy ciągnął się niemiłosiernie wszystkim, oprócz zasłuchanej Frost. Największe katusze przeżywali ci uczestnicy, którzy przedkładali nocne życie nad sen.

Stelmaszczyk stał na korytarzu przy automacie. Wyglądał całkiem przyzwoicie, ogolony i uczesany, w dopasowanym garniturze, jakie nosili tylko bardzo szczupli i wysportowani młodzieńcy. Potrzebował kubka czarnej, gorzkiej kawy. Nawet rozpuszczalnej.

Całonocna impreza z Deschampsem udowodniła, że obydwaj są nieodpowiedzialni i nie znają umiaru. Okrążyli wszystkie puby przy głównej ulicy. Jak prawdziwi mężczyźni mieli pić tylko whiskey, ale przetestowali większość słodkich drinków o kosmicznych nazwach. Rozeszli się do hoteli, kiedy świtało, obydwaj w rewelacyjnych nastrojach.

Grzegorz spał może przez dwie, czy trzy godziny. Lucas podobnie, o ile w ogóle. Tego dnia wkładanie zapałek w oczy mogło okazać się przydatną umiejętnością, ale żaden z nich nie palił.

Usiłował sobie przypomnieć, czy sypnął coś o "Osobliwości", ale za cholerę nic nie pamiętał. Wesołe "Hej!" wyrwało go z zamyślenia.

— Nie rozmawialiśmy tylko o pannie Winters. — powiedział Deschaps, klepiąc go na powitanie po ramieniu, jakby czytał w jego myślach.

— Cześć! No tak, fajna z niej dziewczyna – odpowiedział wymijająco. — Wyglądasz na wyspanego? Jak ty to robisz?

— Od lat cierpię na bezsenność. Mam już wprawę. A wracając do Panny Frost? Masz kogoś? — Dziennikarz nadal badał teren przy każdej nadarzającej się okazji.

— Tak jakby. Mam dziewczynę, ale obawiam się, że już niedługo. — Stelmaszczyk czuł, że chłopak jest zbyt poczciwy, by miał nieczyste zamiary.

— Masz jakby-dziewczynę? To podobnie jak ja. Nie mam dziewczyny, ale myślę o niej, więc tak jakbym ją jednak miał. Nie widziałem jej od dwóch lat. Ciągle coś staje mi na drodze.

To wyznanie zabrzmiało niezwykle szczerze.

— Oj, to bardzo mi przykro. Moja chyba wpadła w oko mojemu najlepszemu przyjacielowi, więc ... czasami wydaje mi się, że przyjaźń z Michałem jest warta pewnych poświęceń. Przetrwa więcej niż walka o kobietę.

— Czyli po prostu jej nie kochasz. Hm, a ja oddałbym wszystko, żeby być z moją Martą, ale to niemożliwe, w sensie niewykonalne.

— A Winters? Jest niezła. Podoba ci się, więc może zaryzykuj — zasugerował Stelmaszczyk, zastanawiając się, czy nie działa zbyt pochopnie.

— Myślałem raczej, że ty jesteś nią zainteresowany?

— O wilku mowa — odchrząknął w zaciśniętą pięść.

Obydwaj zamilkli, ponieważ tuż obok, jak cień z krainy deszczowców przemknęła Panna Frost, stukocząc obcasami.

— Wydaje mi się, że w kontekście jej atrakcyjności fizycznej i aparycji, właśnie jest pod oceną Walkera. Totalnie nie powinniśmy wchodzić mu w paradę — wyszeptał Stelmaszczyk, zasłaniając usta plastikowym kubkiem z kawą.

— Mówisz?

— Wejdźmy do środka, zaraz się przekonamy!

Stali przez chwilę por drzwiami z kubkami kawy w dłoniach. Stelmaszczyk udawał, że kontempluje soczystą zieleń za oknem, kątem oka obserwował wchodzących i wychodzących ludzi, a Deschamps stał do niego bokiem i wpatrywał się w reakcję doktora Walkera.

— O, właśnie weszła do sali. Odgarnia włosy.

— Myślisz, że to obustronne zauroczenie?

— Na to procent! Zobacz, jak wodzi za nią wzrokiem. Ten totalny brak reakcji. To znaczy, że rozbiera ją w myślach.

— Możliwe. Biorąc pod uwagę te drgające kąciki ust i rozszerzone spojówki.

— Masz dobry wzrok Lucas! Czy ty widzisz, jak się przed nią pręży? Tak niedbale. Jak stroszy pióra. Mówię ci, laska jest jego i ona nawet jeszcze o tym nie wie.

— Musisz go dobrze znać!

— Od dwóch lat jeżdżę z nim na konferencje i sympozja. Wiem, jak się zachowuje.

— Zadziwiasz mnie Stelmaszczyk. Ale jeśli to oznacza... to co myślę. Wkrótce Frost będzie szukała pocieszenia. Wtedy możesz zaryzykować... — Młody dziennikarz wykazywał się niezwykłym instynktem. — Mówisz, że nigdy nie wraca sam do domu, co?

— Wprost przeciwnie. Do domu to już zawsze wraca sam.

Po chwili obydwaj stali się świadkami sceny prosto z taniego romansu. Winters zajęła swoje miejsce, a Walker podszedł do niej z ręką w kieszeni, przysiadł na stoliku obok i oparł się jedną ręką o blat. Nachylił się nad nią lekko, jednym palcem odwrócił jej notatnik w swoją stronę, przewertował kilka kartek, poprosił ją o długopis i coś zanotował.

— Ten stary wyga dał jej swój numer. No nie mogę! — Deschamps prawie się zakrztusił z wrażenia. — Grzegorz, ja ci sugeruję brać z niego przykład i uczyć się od mistrza. To było niesamowite.

Stelmaszczyk poprawił okulary dyskretnym gestem i przeczesał palcami długą grzywkę. Tylko on wiedział, jak mocno paraliżowała go nieśmiałość. Skwitował tę radę skinieniem głowy, natomiast Deschamps i tak się pewnie domyślił całej reszty.

✯✯✯

Frost Winters nie mogła się oprzeć wrażeniu, że już była w takiej sytuacji, ale nie pamiętała, kiedy i gdzie. Na przerwie zanotował jej swój numer w kalendarzu i powiedział, żeby się z nim skontaktowała, w innym przypadku będzie jej wysyłał codziennie do biura tuzin róż.

Nie, żeby nie lubiła kwiatów, nawet bardzo, ale w redakcji bywała na krótko, pracowała z domu. Wstydziła się przyznać, ale nadal mieszkała z rodzicami, w apartamentowcu w centrum miasta. Trochę dla wygody i dobrego dojazdu, trochę z uwagi na słabe zarobki. Rodzice i tak spędzali wolny czas za miastem. Tak było do czasu, aż poznała Roberta. Z tygodnia na tydzień pojawiało się u niego coraz więcej damskich przydasiów i ubrań. Będzie musiała się tym wszystkim zająć, chyba że Marlena sama spakuje i wystawi jej rzeczy.

Czekała, aż doktor Walker skończy rozmawiać, pociły jej się ręce jak po sesji na studiach, kiedy chciała dopytać o szczegóły, zamiast tak, jak pozostali, zamknąć za sobą drzwi.

— Jeśli chciałbyś nadal iść ze mną na randkę, to niedaleko jest małe kino studyjne, z kawiarnią. Z uwagi na dużą liczbę gości z kongresu w okolicznych hotelach, mają ciekawą ofertę — powiedziała niepewnym głosem, cicho i zaraz odchrząknęła, rumieniąc się pod jego intensywnym spojrzeniem. — Zdążymy obejrzeć "Odyseję kosmiczną" i wrócić po obiedzie na ostatnie wykłady i oficjalne zamknięcie.

— Nie wiem, czy dam radę dzisiaj. Na wszelki wypadek szukałem już taniej kwiaciarni — powiedział, stojąc z założonymi rękami, eksponując szeroką klatkę piersiową. — Poza tym myślałem, że nie chcesz i się nie zgodzisz.

— Connor, jeśli się pospieszysz, zdążymy na seans. Przejdziemy szybkim krokiem przez park i po drugiej stronie ulicy jest kino. Przestań się dąsać, bo będziemy musieli biec.

— Czy myślisz, że będę ganiał za tobą, jak nastolatek? — Walker poprawił krawat i zapiął marynarkę.

Gorące powietrze w parku gęstniało w bezruchu, nasiąknięte zapachem starodrzewu. Nie drgnął nawet jeden liść. Bez chmar rozwrzeszczanych studentów puste trawniki kusiły bardziej niż dwugodzinny seans. Faktycznie, musieli kawałek przebiec, żeby się nie spóźnić, ale zrobili to bardziej z przekory, niż faktycznej potrzeby. Frost nadrabiała miną, spinając mięśnie, a Connor trzymał się za serce.

Kawiarenka okazała się nieduża i przytulna, a kino kameralne, mieszczące może trzydzieści miejsc. Zamówili kolejną kawę, dwie porcje sernika, wyłączyli telefony. Gdzieniegdzie postawiono małe stoliki, w sam raz na niewielki deser. Usiedli na klasycznych drewnianych krzesłach, takich, które pamiętały seanse w ubiegłym wieku. Pomieszczenie powoli tonęło w mroku, ale zamiast reklam leciała przyjemna muzyka. Gdzieniegdzie postawiono małe stoliki.

— Zupełnie inaczej niż w nowoczesnych multipleksach — westchnęła Frost.

W pomieszczeniu ściany pokrywała odnowiona cegła i czarno białe plakaty w antyramach, a posadzkę zamiast wykładziny zdobił klasyczny parkiet.

— Wiesz Frost, nie przepadam za science fiction, jeśli mam być szczery. To przecież bzdury. Wyssane z palca idiotyzmy i kłamstwa.

— Nie bardziej niż twoje teorie Connor. Czy kiedykolwiek widziałeś na własne oczy te wszystkie rzeczy, o których mówisz? Czarne dziury, komety, planetoidy?

— Nie dotykałem ich osobiście, ale nie możesz nazywać badań naukowych kłamstwem! Przecież ja ich sobie nie wymyśliłem!

— Ale twoja "Osobliwość", to już totalna ściema, wiesz. Tak myślę, że wy naukowcy robicie nas w wielkiego balona — śmiała się z niego i całego naukowego dorobku pokoleń kosmologów.

— Jako dziennikarka naukowa, powinnaś iść do więzienia za herezję, Frost. To są hipotezy, ale przecież ich nie wymyśliłem!

— Prawdziwe hipotezy, to jednak tak jakby nieprawda, Connor. Niestety nadal najbardziej przypominają mi science fiction. Widziałeś już kiedyś ten film?

— Widziałem. Jest nudny — sapnął. — Więc jeśli mi nie wierzysz, chętnie ci udowodnię, że mam rację.

— Nie chcę, to niemoralne. Obejrzyjmy po prostu razem ten film. Ja akurat bardzo go lubię. Za klimat, za muzykę, nastrój mrocznej niepewności. Wydaje mi się, że tam w kosmosie tak właśnie jest.

Wpatrywał się w nią zbyt intensywnie, by mogła skupić się na seansie. Spojrzała na niego ukradkiem i szybko spuściła wzrok. Nie dostrzegł w ciemności lekkich rumieńców zdobiących jej policzki. Chwycił ją za rękę, kiedy tylko zgasło światło. Jej dłoń była delikatna, ale trzymała go stanowczo. Ich palce splotły się niczym symboliczny węzeł, jakby ten gest miał przeprowadzić ich oboje w inny świat. Bardziej tajemniczy i mroczny, przyprawiający o gęsią skórkę, przynajmniej na jakiś czas. W inną rzeczywistość, zbudowaną tylko dla nich. (1)

— W próżni jest ciemno i strasznie Frost. Każda pomyłka kończy się śmiercią. Niezmierzone odległości i ogromne przestrzenie samotności.

A ja nie chcę być sam. Cały wszechświat skona tak jak ja, w chłodzie i obojętności, dlatego że właśnie samotności najbardziej się boję.

Po kwadransie Frost położyła głowę na jego ramieniu. Słyszał jej spokojny, jednostajny oddech, nadal pachniała truskawkami. Założyłby się, że używała słodkiego błyszczyka, ale nie chciał, żeby sprawdzał to ktokolwiek, poza nim. Nadal nie miał jej prywatnego numeru, więc jeśli nie napisze, ani nie zadzwoni, będzie jej przesyłał do biura róże.


NIEZAWODNA

Kobieta ponoć potrzebuje przyjaciółki, Frost była jednak jedynaczką. Koleżanki z podstawówki i ogólniaka zajęły się swoim życiem, na studiach nie zawarła wielkich przyjaźni. Koleżanka z pracy okazała się fałszywą ździrą, która odbiła jej chłopaka. Chłopak natomiast... okej, bez wyzwisk, miał inny charakter, niż to sobie wcześniej wyobrażała. Przez pół roku.

W miłości i przyjaźni dopuszczała możliwość rozmów i kompromisów, ale ktoś, kto zawiódł zaufanie, nie miał wstępu ani do jej serca, ani do łóżka.

— Niezłomna i nieustępliwa Helen Winters, lodowata jak jezioro skute lodem. Nadal samotna, w swoim panieńskim pokoju w mieszkaniu rodziców. Smutny banał — westchnęła, przypominając sobie ostatnią rozmowę telefoniczną z Robertem.

Robert: Helen wybacz, między mną a Marleną nic nie zaszło. Robiliśmy sobie tylko żarty. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie wiedziałem, że ona to nagrywa i wrzuca do sieci.

Helen: A gdybyś wiedział? Całowałeś się z moją przyjaciółką, to mi wystarczy jako dowód zdrady. Z tego, co wiem, udostępniłeś nagranie u siebie na profilu, zmieniłeś status związku, publicznie mnie upokorzyłeś.

Robert: Pocałowała mnie tylko ten jeden jedyny raz.

Helen: O jeden raz za dużo. Dla mnie to definitywnie oznacza koniec. Przestałam ci ufać.

Robert: Wybacz mi, tak dużo zainwestowaliśmy w nasz związek.

Helen: Wiesz, że nie można się odkochać w tydzień. Ale to nie ma sensu.

Robert: Proszę, spotkajmy się. Wszystko ci wyjaśnię.

Helen: Co chcesz wyjaśniać? Wyrzucałam sobie pracoholizm. Myślałam nawet, że faktycznie powinnam bardziej skupić się na tobie i naszym związku. Trwało to dokładnie sześć godzin. A potem ze mną zerwałeś, bo jak nazwać całowanie się Marleną? Pomyłką?

Robert: Tak, pomyłką. Spotkajmy się, gdzie chcesz i kiedy chcesz. Nawet dziś.

Helen: Nie widzę dla nas przyszłości.

Robert: Kocham cię. Proszę, wybacz mi.

Helen: Mogę ci wybaczyć, tylko po co? Podjęłam już decyzję. Wyjechałeś z moją przyjaciółką, bo nie chciałeś na mnie czekać. Dołączyłabym do ciebie dzień czy dwa dni później. Ale teraz nie ma już odwrotu.

Robert: Możesz chyba poświęcić kwadrans na rozmowę.

Helen: A czy ty poświęciłeś mi choć minutę? Wybacz, ale muszę zająć się swoimi sprawami. Na nikogo innego w tej kwestii nie mogę przecież liczyć.

Nie poddał się jednak i dzwonił do niej jeszcze kilka razy. Zaczynała wierzyć w jego wersję wydarzeń, w końcu nawet w kłamstwo można w końcu uwierzyć, jeśli tylko ktoś wystarczająco przekonująco i wytrwale je powtarza.

— Gdybym miała jakieś magiczne moce, chciałabym wiedzieć co ludzie o mnie myślą. Osobliwość, która symuluje przyszłość, też jest przydatna. Prawdopodobnie ma moduł czytania mimiki, gestów, kamerę termowizyjną. Ciekawe, w jakim stopniu taki skan osobowości się sprawdza...

Rodziców znowu nie było w domu. Jedynym towarzyszem gadatliwej Helen był Lumière, kot wuja Kamila. Chwilowo, na czas delegacji brat matki zostawił go pod opieką Wintersów. Helen nazywała go pieszczotliwie Promyczkiem, Rudzillą a czasami rudą małpą lub gadziną.

— Może taka symulacja sprawdziłaby się lepiej niż wróżka, czy tarot? Jak myślisz, rudy?

Kot spoglądał jej przez chwilę w oczy, łagodnie czarując bursztynowym spojrzeniem.

— Masz rację, nietrudno się było domyśleć, że Robert to zwykły podrywacz. A Connor, co o nim sądzisz?

Niewiele myśląc, Helen wyciągnęła z torebki najświeższe, papierowe wydanie "Pulsu Kosmosu" z Walkerem na okładce.

— Przystojny i elegancki. Nie pocałował mnie ani w kinie, ani na do widzenia, ani w samolocie, tylko patrzył jak wygłodniały wilk. Dlaczego? — W towarzystwie kota rozmawianie na głos ze sobą nie brzmiało to aż tak idiotycznie. — Napisałam do niego od razu po powrocie. Nici z dostawy kwiatów. Ciekawe, jaki bukiet by wybrał? W sumie szkoda, bo ja kocham róże, a ty?

Lumière ani drgnął, tylko zerkał to na nią, to na pracujące za oknem dźwigi.

— Może powinnam do niego zadzwonić? Najpierw obowiązki, potem przyjemność. Później... Masz rację. — Skinęła głową.

Wyciszyła dzwonek telefonu i wyłączyła powiadomienia, zależało jej na ciszy w eterze. Wielokrotne czytanie artykułu przed wysyłką wyżerało mózg, a i tak potrafiła przepuścić kilka literówek.

Ekran jednak pulsował kilkanaście sekund, więc domyśliła się, że sprawa jest pilna.

— Helen Frost, nasza najlepsza dziennikarka — usłyszała szczebiotliwy głos naczelnego. — Szykuj się na zwiedzanie Instytutu Techniki. Walker zaprasza Cię do wykonania serii reportaży i na wielkie uruchomienie Osobliwości.

— Nie rozumiem. Doktor Connor Walker?

— Czeka o dziesiątej przed głównym wejściem. Wyraźnie prosił o ciebie i nie chciał słuchać o nikim innym. Pospiesz się Frost. I nie przynieś nam wstydu.

✯✯✯

Kryształowa karafka pełna szlachetnego trunku: to tylko jedno z wielu skojarzeń Frost, gdyż budynek instytutu nie wyróżniał się ani wielkością, ani bryłą. W Singairo wszystko wyglądało idealnie i nie było to dla niej zaskoczeniem. Nawet najmniejsze detale, jak idealnie kuliste przystrzyżone krzewy czy połyskujące na słońcu fasady, sprawiały, że miasto przypominało futurystyczną utopię.

Kiedy po raz pierwszy zwiedzała to miejsce z wycieczką szkolną, tylko czekała, aby iść po zajęciach na pizzę. Wtedy nic w Instytucie nie wydawało się fascynujące – to była tylko kolejna sterylna przestrzeń, kolejne muzeum. Ponowna wizyta wydawała się ciekawą opcją spędzenia czasu, zwłaszcza teraz, gdy miała zobaczyć to miejsce z zupełnie innej perspektywy.

Niewielki parking przed wejściem składał się z dwóch rzędów miejsc postojowych przeznaczonych na pojazdy zarządu i gości. Wśród nowoczesnych, obłych kształtów jej uwagę przykuł ten jeden samochód: czarny, skrzydlaty, kanciasty i lśniący jak kruk.

Chłopak stojący przy aucie robił zdjęcia i uśmiechnięty mamrotał coś pod nosem. Frost zastanawiała się, czy jest to jeden z inżynierów, czy może przypadkowy turysta, który nie mógł się oprzeć oczywistemu pięknu oldtimera, ten jednak szybko schował aparat, gdy tylko zobaczył nadchodzącego doktora Walkera.

— Pontiac Firebird, śliczny prawda? W twoim wieku marzyłem o takim aucie.

Helen wzruszyła ramionami. Wiedziała z pewnego źródła, że Walker lubił jeździć komunikacją miejską.

— Nie zaakceptowałeś żadnego z moich artykułów? — wypaliła zamiast "dzień dobry", ale podała mu rękę.

— Były zbyt pochlebne — powiedział. — Ładnie dziś wyglądasz Frost. No i miło cię widzieć. Tęskniłem. — Nachylił się odrobinę i cmoknął ją w policzek.

— Czekam na wyjaśnienia, Connor.

Skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła odrobinę głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Nie wytrzymała jednak i ugięła się pod ich intensywnym naporem. Zrobiła krok w tył. W głębi duszy czuła, że ten gest zdradza jej słabość.

— To co napisałaś, brzmiało jakbyś czuła się winna. Poprosiłem więc twojego szefa, aby umożliwił ci odpracować grzechy. Spędzisz ze mną kilka dni. Zobaczysz, jaki naprawdę jestem. Napiszesz coś, co będzie miało sens, na przykład jakąś konstruktywną krytykę, z której będę mógł czerpać inspirację.

— Jesteś nienormalny. Przez ciebie straciłam mnóstwo czasu pisząc artykuły, które się nie ukazały.

— Nie potrzebuję pochlebstw, tylko motywacji, a ty jesteś dobrą motywacją Winters. Masz instynkt, na konferencji załatwiłaś mnie trzema prostymi pytaniami. Nawet jeśli to nie było celowe.

— Ale ja cię lubię, nie chcę pisać o tobie paszkwili. — Wymsknęło jej się, więc natychmiast zasłoniła usta.

— Lubisz mnie? Naprawdę? Każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Przypominam sobie nasz pierwszy wspólny wieczór? Za każdym razem żałuję, że pojechałem następną taksówką. Zrobiłaś na mnie tak złe wrażenie, że zepsuć je jeszcze bardziej było wręcz niemożliwością. A tobie się to udało.

— Dwa razy — zachichotała. Dokładnie pamiętała dzień, o którym wspomniał. Zastanawiała się, dlaczego tak bardzo ceni jego towarzystwo, mimo tych ciągłych starć.

— Gdybym wiedział, jak potoczy się nasza znajomość, poderwałbym cię w barze, a potem każde poszłoby w swoją stronę.

— Widzę, że jesteś dzisiaj bardzo pewny siebie, Connor. — Jej czoło przecięła pozioma zmarszczka. — Pozwalasz sobie na zbyt wiele, ale za drzwiami instytutu nie życzę sobie seksualnych podtekstów.

— Przepraszam. Czy możemy wejść do środka, Helen? Od stania w bezruchu drętwieje mi lewa noga — roześmiał się szyderczo i chwycił ją za rękę. Jego palce, choć delikatnie, zaciskały się na jej dłoni.

Czy był lepszy sposób, by zyskać zaufanie kobiety, niż być z nią po prostu szczerym?

Od czasu konferencji zastanawiał się nad zagadnieniami poruszonymi przez Frost Winters. A jeśli kobieta miała rację? Jeśli pytanie dziennikarki, a raczej jego konsekwencje, które nadal krążyły niesprecyzowane po jego głowie, powinno dać do myślenia nie tylko jemu?

Zapobieganie błędom w przyszłości mogło być zbyt dużą ingerencją w bieg wydarzeń, a Aplikacja "O" tylko pretekstem do wzmożonej kontroli społeczeństwa. Czy coś działo się poza granicami percepcji naukowców? Odpowiedzialność za ewentualne długofalowe konsekwencje, szczególnie te nieprzewidywalne, spoczywała właśnie na nim. Niestety każda próba podważenia zasadności projektu na tak zaawansowanym etapie, byłaby odebrana jako sabotaż.

W ten właśnie sposób Frost Winters została zaangażowana w napisanie kontrowersyjnego reportażu, nieświadomie ryzykując swoją krótką karierę dziennikarską.



----------------------------------------------------------------------------------------------------

(1) Rozmowa zainspirowany sceną, w której Leslie i Jesse po odczycie prac domowych w szkole biegną nad rzekę, bo po raz pierwszy przedostać się na drugą stronę rzeki. Frost i Connor nie są już dziećmi, tylko dorosłymi osobami. Przeprawa na drugi brzeg i gruba lina stała się tylko umownym, symbolicznym gestem przekroczenia pewnego etapu znajomości. Frost i Connor podobnie jak Leslie i Jess badają swoje nastawienie, szukają wspólnego tematu do rozmowy, poznają swoje zdanie, poglądy. Cieszą się swoim towarzystwem, są ciekawi i zaczynają być spontaniczni, biegną przez park, jakby życie w końcu przestało oznaczać ścisłe trzymanie się grafiku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro