23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gdzie lecimy? - spytała Astaroth, zerkając na górskie szczyty, nad którym właśnie przelatywali - Chciałeś mi coś pokazać.

- Cierpliwości - odparł Vagirio.

- Mówisz tak już piąty raz... - westchnęła zrezygnowana, opadając na plecy demona.

Znudzona spojrzała w szare niebo. Cokolwiek Vagirio chciał jej pokazać, musiał się spieszyć. Choć patrząc na gęste chmury, chyba nie musieli się obawiać słonecznych promieni.

- Vagirio? Czy możesz kroczyć za dnia, gdy jest zupełnie pochmurno? Nie spalisz się wtedy?

- Teoretycznie nie. 

- Teoretycznie? - Znów usiadła.

- Nie sprawdzałem. Jeśli muszę opuścić kryjówkę za dnia to zawsze chodzę dokładnie zakryty odzieniem.

Astaroth zamilkła na chwilę. Patrzyła zamyślona na ponure, nagie skały.

- Czy demony zakładają rodziny? - wypaliła nagle.

- Co?

- No, jakoś muszą się rodzić mieszańce i inne demony, prawda? Więc zakładają rodziny, jak ludzie?

- To zależy. Niektórzy wolą samotność, ale są tacy, który łączą się w stada, albo trzymają się w parach. Więc można powiedzieć, że tworzą, jak to ujęłaś, rodziny.

- A gdzie są twoi bliscy?

- Nie mam żadnych bliskich.

- Musisz kogoś mieć.

- Nie. Mam tylko ciebie. 

- A przede mną i mamą? Miałeś kogoś? Rodzeństwo? A gdzie są twoi rodzice?

- Zadajesz za dużo pytań - mruknął.

- Choć raz mógłbyś mi na nie odpowiedzieć. Byłoby ich mniej.

Vagirio przewrócił oczami. Nagle zapikował w dół.

Astaroth zdążyła się chwycić grzbietu ojca. Spodziewała się, że w każdej chwili może jej zrobić taką niespodziankę.

Demon szybko ciął wiatr, zbliżając się do skał. Zwinnie przemykał między kamiennymi ścianami i... Lewitującymi głazami.

Astaroth wytrzeszczyła oczy. Pierwszy raz widziała, by wielkie skały fruwały, jakby nie ważyły nawet grama.

Wtuliła się mocno w Vagirio, gdy musnął ją lodowaty wiatr, chcąc wykorzystać ciepło bijące od jego piekielnej, gorącej skóry.

Demon niczym piorun wpadł do wielkiej, mrocznej wyrwy, między ostrymi jak brzytwa skałami. Wleciał w spore zagłębienie, w stronę skalnej półki, tuż nad wielką bezkresną, mroczną otchłanią, w którą zmieniała się przerwa pomiędzy górami. 
Zwolnił znacznie, po czym delikatnie opadł na skalną półkę, wiszącą nad przepaścią.

- Po co nas tu przywlokłeś? - spytała nastolatka, zeskakując na ziemię.

Podeszła do samej krawędzi spadku i zerknęła w dół. Dostrzegła jedynie ciemność, pomimo jej wyczulonego wzroku.

- No dobra - Łypnęła na Vagirio, który już w ludzkiej postaci, stał za nią i w milczeniu jej się przyglądał. - Jesteśmy tu ponieważ...?

- Musimy stale zmieniać kryjówki. Teraz tu chwilę zostaniemy - Łypnął za siebie, na pogrążony w mroku korytarz, prowadzący w głąb jaskini. - Przeczekamy pełnię.

- Będziesz wyć do księżyca? - Astaroth uśmiechnęła się zadziornie.

- A wyglądam ci na wilka? - Mężczyzna spojrzał na nią i uniósł brew. - Demony jako stworzenia nocy, czerpią siły z księżycowego światła. Wtedy roznosi je energia. No i jest to czas polowań większych stad, więc lepiej byśmy przez ten czas trzymali się z dala od lasu. Po za tym - Spojrzał na jej skrzydła. - Musisz się nauczyć latać - Wskazał na urwisko. - Oto najłatwiejszy sposób.

- By się zabić?

- Aby nauczyć się szybować.

- O tak, skakanie z urwiska to doprawdy cudowny sposób na naukę latania.

- To nie jest zwykłe urwisko. Tu krążą powietrzne prądy - Uśmiechnął się słabo, podchodząc do krawędzi skalnej półki. - Dość silne by unieść nawet wyjątkowo ciężkiego demona - Obrócił się w stronę córki. - Wystarczy się rozluźnić i...  - Wziął głęboki wdech, rozkładając przy tym ręce i zamykając oczy. - Zaufać wiatrom.

- Vagirio! - wrzasnęła Astaroth, gdy rzucił się w przepaść.

Patrzyła przerażona w otchłań, w którą wpadł Vagirio. Z każdą sekundą, czuła jak serce podchodziło jej do gardła. Przez dłuższą chwilę widziała jedynie mrok i pustkę. Nie słyszała żadnego szmeru, wskazującego by demon wciąż żył. Jej uszy w napadzie paniki były w stanie wychwycić tylko jej ciężki oddech i przyspieszone bicie serca.
Nagle z ciemności umknął potężny podmuch wiatru, unoszący Vagirio, w jego potwornej postaci. Demon przez parę minut trzymał swe wielkie skrzydła niemal nieruchomo, pozwalając by powietrze samo go utrzymywało, lecz pilnując by nie wyrzuciło go zbyt wysoko.
Po chwili znów zaczął machać skrzydłami, samodzielnie trzymając się w górze.
Łypnął w dół. Wziął głęboki wdech, po czym dmuchnął w otchłań kłębem gęstego, siwego dymu. Część chmury powoli rozmyła się w powietrzu, jednak jej fragment zaczął się unosić, a to oznaczało, że zbliżał się kolejny podmuch wiatru.

- Twoja kolej - rzekł, skupiając białe ślepia na córce.

- O nie - Wycofała się. - Nie ma mowy. 

Nagle demon zaczął się zmieniać. Jego skrzydła, zdawały się rozdwajać. Jednak zamiast drugiej pary skrzydeł, wyłoniły się ręce. Szpony zmieniły się w stopy, a długi ogon zniknął. Potężną paszczę zastąpiło ludzkie lico.

Zamiast wielkiego, upiornego potwora, Astaroth ujrzała Vagirio, wyglądającego jak anioł, lecz o błoniastych skrzydłach. 

- No co? - mruknął, widząc zdumienie na twarzy córki - Mówiłem ci przecież o moim talencie.

- Po prostu zawsze widzę cię jako człowieka, albo bestię. Teraz wyglądasz trochę jak anioł - Uśmiechnęła się słabo. - Tylko taki z piekła rodem.

Vagirio nie odpowiedział na to.

- No chodź - Po chwili rozłożył ręce. - Złapię cię. 

- Nie skoczę... Ledwie ruszam skrzydłami - Pokręciła głową. - Nawet ich w pełni nie wyprostuję.

Demon westchnął ciężko, po czym podfrunął do skały. Wylądował delikatnie, po czym złożył skrzydła. Lecz musiał je trzymać nieco uniesione, bo były tak wielkie, że dotykały ziemi.

- Nie masz się czego bać - Podszedł do Astaroth. - Zaufaj instynktowi.

- Co tam jest na dole? - spytała, licząc, że Vagirio podejmie rozmowę i odpuści jej naukę latania.

- Nie mam pojęcia. Ponoć jest tam jedno z przejść do Piekieł. Może stąd te wiatry i lewitujące skały. Kto wie co jeszcze tu jest?

- Tu jest zejście do Piekła? I jak to jedno z nich? To ile ich jest?

- Nie mam pojęcia. Mogą być ich setki.

- Setki? - Astaroth zbladła.

Łypnęła lekko zlękniona w stronę dna.

- Powinniśmy tu być? W każdej chwili coś może wypełznąć z Piekła.

- Nie. Przy każdym przejściu jest strażnik. Nikt się nie wymknie, bez zgody władcy Piekieł. A każdy kto spróbuje uciec, zostanie zniszczony. Piekielnym strażnikom nie da się uciec.

- Każdy kiedyś zawodzi.

- Ale nie oni. Mają talenty dopasowane do miejsca, którego strzeżą. Zresztą towarzyszą im upiory, które są niczym psy gończe.

- Skoro są tacy niezawodni, to skąd tyle demonów w tym świecie?

- Dawno temu demony podzieliły się na dwie grupy i stanęły przeciw sobie w krwawej bitwie. Zapanował chaos. Przejścia do świata śmiertelników, przez które trafiały do Piekła potępione dusze, przestały być pilnowane, bo stróże walczyli u boku ich upadającego króla. Gdy bitwa okazała się być przegrana, wycofali się. Wiele z wyrw zniszczyli, bądź zablokowali, wykorzystując swoją magię. Jednak nim przejścia zostały zamknięte, wielu uciekło.

- A co z królem?

Vagirio chwilę zwlekał z odpowiedzią.

- Stracił swą koronę i życie - rzekł w końcu - Był słaby. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zginął, bo nie miał dość sił, by wykorzystać okazję i ubić rywala. Ale to bardzo dawne dzieje, nie ma sensu tego rozpamiętywać - Stanął za Astaroth, po czym położył ręce na jej ramionach. - Spokojnie, nie zrzucę cię - Zapewnił, czując, że dziewczyna napięła się jak struna. - Podejdź do samej krawędzi - Lekko ją pchnął.

Nastolatka zrobiła ledwie dwa małe kroczki, gdy zaparła się stopami, siłując się przy tym z Vagirio, aby nie mógł jej dalej przesunąć.

- Jeszcze trochę. Stań na palcach, na samym krańcu.

- Co knujesz? - mruknęła.

- Zaufaj mi. Krzywdy ci nie zrobię.

Astaroth niepewnie zrobiła to co, kazał jej ojciec. Zaczęła drżeć ze strachu, gdy balansowała na palcach, tuż nad otchłanią, trzymana przez demona.

- Rozluźnij się - Przełożył ręce na jej talię. - Utrzymam cię, a ty rozłóż skrzydła.

Dziewczyna pokręciła głową przerażona. Oczami wyobraźni widziała już jak spada w mroczną dziurę.

- Nie patrz w dół, a najlepiej zamknij oczy - dodał Vagirio.

- Boję się... - Pokręciła głową, po czym zrobiła krok wstecz, przez co jej plecy napotkały tors mężczyzny. - Nie chcę...

Demon ku jej zdziwieniu, nie odsunął się, a zamknął ją w lekkim uścisku swych poranionych ramion.

- Przepraszam... - szepnęła.

- Nie przepraszaj. Masz prawo się bać. Jeśli cię to pocieszy, to ja też się obawiałem się swojego pierwszego lotu.

- Naprawdę?

- Mhm. Mój brat uczył mnie latać. Na początku nie najlepiej mi szło. Bywały dni, że musiał mnie spychać z urwisk, bo nie miałem odwagi oderwać się od gruntu.

- A jednak masz brata - Astaroth zerknęła przez ramię.

- Miałem... - Spuścił wzrok.

  Dziewczyna domyśliła się, że wspominanie brata było dla Vagirio równie bolesne, co rozmowa o Nadele.  

- Ale w końcu wasze lekcje latania się udały? - spytała, darując sobie pytania o wuja.

- Ależ skąd - Pokręcił głową. - Ciągle kończyliśmy na tym samym, czyli na moim upadku i porządnej kłótni. Jednak pewnego dnia sam wybrałem się na najwyższą górę, w okolicy. Długo stałem na jej szczycie i po prostu podziwiałem widoki. Ale w tamtej chwili w końcu znalazłem w sobie odwagę. Pozwoliłem, by porwał mnie wiatr - Puścił ją. - A teraz ty zrób to samo. Po prostu zamknij oczy i się rozluźnij. Wsłuchaj się w bicie swojego serca i szum wiatru. Wychyl się, pozwól by powietrze muskało twoje skrzydła. Będę cię trzymać. Kiedy będziesz gotowa, po protu mi powiedz, a cię puszczę, a podmuch cię uniesie.  

Astaroth starała się zaufać Vagirio. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Lekko uniosła się na palcach i przesunęła stopy na samą krawędź zimnej skały, czując, że dłonie demona znów trzymają jej biodra. Czuła jak jej skrzydła powoli się rozprostuwują, choć miała wrażenie, że były odrętwiałe. Delikatnie się wychyliła, licząc, że Vagirio ją utrzyma. Zrobiła to, choć nie ufała własnemu ciału.

- Dobrze - szepnął - Jeszcze trochę.

Nastolatka nieco zmarszczyła brwi, czując ciepły wiatr. Lecz to nie powietrze ją zaniepokoiło. Zamiast szumu, usłyszała dźwięk przypominający krzyk. Był cichy, jakby dobiegał z daleka, a konkretnie z samego dna przepaści nad którą wisiała.
Vagirio nieco rozluźnił dłonie i to był jego błąd.
Astaroth spanikowała. Wystraszyła się, że wyślizgnie mu się z rąk i spadnie. Natychmiast odruchowo docisnęła skrzydła z powrotem do pleców i wystraszona obróciła się, chcąc umknąć. Lecz zamiast uciec, wpadła w ręce Vagirio.

- Nie chcę... - zaszlochała przerażona - Nie dam rady...

- Rozumiem - rzekł spokojnie, głaszcząc ją przy tym po głowie - Nie  będę cię zmuszać. Spróbujesz jeszcze raz, gdy sama stwierdzisz, że jesteś gotowa - Odsunął się nieco. - Chodź - Ruszył w stronę mrocznego przejścia. - Pora odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro