26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemność. Bezkresna ciemność otaczała skołowaną Astaroth.

- Halo? - zawołała w nicość.

Jej głos rozniósł się echem i nie otrzymał odpowiedzi.

Po chwili dostrzegła pierwsze kształty. Ogarnęło ją ostre, słoneczne światło. Dostrzegła ruiny i otaczający je las.

- Jest tu ktoś? - Rozejrzała się.

Niepewnie przechodziła pomiędzy zrujnowanymi ścianami. Nagle usłyszała jakiś szelest. Przylgnęła do najbliższego muru. Po chwili jej oczom ukazała się drobna, kobieca sylwetka. Zaciekawiona przyglądała się przez chwilę jej śnieżnym skrzydłom, które choć dokładnie przylegały do pleców niewiasty, krańcami lotek sięgały ziemi. Miała jasne włosy. Kroczyła przed siebie powoli, ale bez lęku i ciekawsko zaglądała do pozostałości po małych domach. Co chwilę jednak zerkała pod nogi, by nie nadepnąć bosą stopą na coś ostrego.
Zmierzała w stronę wysokiej, spękanej wieży, wystającej znad opustoszałej wioski.

- Poczekaj! - Astaroth zawołała, ruszając za nią.

Jednak kobieta na nią nie zareagowała. Wciąż szła przed siebie, nie spiesząc się.
Nastolatka podbiegła do niej. Próbowała ją chwycić za ramię, lecz jej dłoń przemknęła przez sylwetkę anielicy, jak przez powietrze.
Skołowana spojrzała na swoją rękę, dopiero po chwili do niej dotarło, że to była wizja. Skupiła się. Ostatnie co była w stanie sobie przypomnieć, to ucieczkę przed Wyjcami i dotyk gorącej ręki Vagirio.

W końcu otrząsnęła się z zamyślenia. Dogoniła kobietę, która wciąż nie miała zamiaru się zatrzymać.
Zachowywała się trochę jak dziecko. Z ciekawością i zachwytem wpatrywała się we wszystko co mijała.
Zaglądała do lepiej zachowanych domostw. Z zainteresowaniem patrzyła na przedmioty, które dawniej służyły ludziom.
Po chwili zbliżyła się do ruin zamku, z których najlepiej zachowana była wieża.
Patrzyła swymi błękitnymi oczami na budowlę, a po chwili zerknęła na niebo, przez które właśnie sunęły chmury. Obłoki przysłoniły słońce, rzucając upiorny cień na ruiny.

Anielica skupiła się na drewnianych, z wpół wyłamanych wrotach, prowadzących do wnętrza wieży.
Ciekawska weszła do środka i patrzyła przez chwilę na pnącą się wysoko w górę spiralę ze spękanych schodów.
Nagle w mroku, zalśniły czerwone ślepia. Kobieta wrzasnęła przerażona, gdy z cienia wyskoczył wielki potwór o błoniastych skrzydłach.
Rzuciła się do ucieczki, a monstrum ruszyło za nią. Skrzydła zmieniły się w silne łapy, gotowe ją rozszarpać na strzępy.
Anielica przerażona wybiegła spomiędzy ruin zamku. Próbowała odlecieć, lecz potwór bez problemu do niej doskoczył i chwycił kłami jej skrzydło. Krzyknęła z bólu, spadając na ziemię. Przerażona patrzyła na czarne kły, obnażone dziąsła i czerwone ślepia wpatrujące się w nią z furią.
Poderwała się z miejsca i znów zaczęła uciekać, choć wiedziała, że ma marne szanse na uniknięcie. Potwór szybko ją dopadł. Wbił jej pazury w plecy i wykorzystując swój ciężar ją powalił. Potoczyli się nieco niżej, aż w końcu przebili się przez samotny mur. Maszkara szybko się otrząsnęła, po zderzeniu ze ścianą. Skoczyła na anielicę, dociskając ją silnymi łapami do ziemi.
Panna zaczęła drżeć ze strachu, gdy potwór sycząc upiornie, musnął kłami jej policzek. Wbił pazury w jej ramiona, szykując się do ataku. Już miał chwycić jej szyję, gdy zamarł z zębiskami tuż przy jej krtani.
Anielica otworzyła oczy i spojrzała na jego pierś, na wysokości serca, gdzie spoczęła jej ręka. Następnie spojrzała w jego oczy.
Ślepia potwora powoli straciły upiorną czerwoną barwę i zalśniły bielą. Upiornie zmarszczona paszcza powoli się rozluźniła, przez co dziąsła zasłoniła skóra. Łapy przestały wbijać ostre pazury w ramiona anielicy.
Nagle stwór wyprostował się. Ryknął na całe gardło, jakby ktoś obdzierał go ze skóry. Po chwili upiorne monstum, zastąpiła ludzka sylwetka.
Mężczyzna o kruczoczarnych włosach dyszał ciężko, trzymając się za serce.
Po chwili spojrzał na swoją ludzką rękę.

- Coś ty mi zrobiła? - syknął - Jak?!

- Tylko okiełznałam twój gniew - odparła niepewnie.

Z furią chwycił jej szyję i uniósł ją nad ziemię.

- Zabiję cię i bez kłów - warknął.

Anielica wystraszona walczyła o oddech.

- Proszę nie... - wydusiła z siebie, odruchowo łapiąc rękę ściskającą jej gardło - Vagirio...

Nagle upiorny, pełen furii i grozy grymas znaczący twarz czarnowłosego mężczyzny, powoli zniknął. Jego mroczne spojrzenie, napotkały błękitne oczy panienki. W jednej chwili w jego pustych, czarnych ślepiach pojawiła się dezorientacja. Nagle rozluźnił chwyt i cofnął się o krok oszołomiony. Nie rozumiał co się właśnie stało. Dopiero co wrzało w nim ze złości i pożądał krwi. Teraz w jednej chwili poczuł dziwny spokój. Chęć mordu zniknęła.

Skołowany jeszcze raz spojrzał na swoje dłonie. Odwykł od tego widoku. Długo widywał tylko mordercze szpony. 

Po chwili uniósł wzrok i znów spojrzał na anielicę, która powoli dochodziła do siebie po przyduszeniu. Oszołomienie, znów zastąpił gniew.

- Nie powinno cię tu być - fuknął - Wynoś się stąd.

- Nigdzie się nie wybieram.

- To nie była prośba. Oddaj mi moce i won stąd.

- Skąd mam wiedzieć, że nie rzucisz się na mnie i nie przegryziesz mi gardła, kiedy oddam ci twoje umiejętności?

- Zdajesz sobie sprawę, że mogę cię zabić jednym ruchem? I do tego nie potrzebuję magii.

- Jesteś okropny... Sądziłam, że śmiertelnicy są milsi...

- Słucham? - Wytrzeszczył oczy. - Wzięłaś mnie za śmiertelnika? - Zmarszczył brwi. - Co za zniewaga.

- Skoro nie jesteś człowiekiem, to czym jesteś?

- Skądś ty się urwała?! - warknął - To chyba oczywiste, że jestem demonem!
Więc dobrze ci radzę, wracaj skąd cię przywiało, inaczej marnie skończysz - Dodał spokojniej.

- Nie boję się ciebie.

- Nie? A powinnaś. Ale w sumie to nie ja jestem twoim największym zmartwieniem.

- O co ci chodzi?

- Mówi ci coś określenie Upadli?

- To zbuntowane anioły.

- Dokładnie. Jeśli nie zginiesz w szczękach jakiegoś demona, to czeka cię czeka upadek. Pióra zsiwieją i zaczną powoli wypadać, jakby toczyła je choroba. Ta wasza anielska nieskazitelność powoli wyparowuje, aż dojdzie do chwili, że wystarczy jeden impuls, by posunąć się do niewybaczalnego grzechu. A wtedy Upadły staje się stworzeniem nocy. Potworem niosącym lęk i śmierć.

- Twojego pokroju?

Mężczyzna spojrzał na nią, kryjąc zaskoczenie jej śmiałością.

- Czy ty aby napewno jesteś aniołem? - Zmierzył ją wzrokiem.

- Tak.

- Więc wracaj do Niebios, bo przegapisz modlitwy - prychnął, odwracając się od niej - Świat śmiertelników to nie jest miejsce dla takich jak ty.

Ruszył w stronę wieży, skąd wywabiła go panienka.

- Nie po to wymknęłam się z Nieba, aby od tak tam wrócić.

- Chwila, chwila - Obejrzał się - Wymknęłaś się? Ha! Niegrzeczna dziewczynka.

- Chciałam tylko poznać świat istot, nad którymi muszę czuwać.

- Ty nie czuwasz nad ludźmi. Tylko nad ich duszami.

- Co za różnica?

- Zasadnicza.

Nagle poderwał głowę i spojrzał na chmurę, która powoli się odsuwała, odsłaniając słońce. W popłochu rzucił się w stronę cienia. W ostatniej chwili umknął za mur, ratując się przed poparzeniem.  

- Co robisz?

- Bawię się w chowanego - prychnął - To chyba oczywiste, że uciekam przed słońcem!

- Dlaczego?

- Pytasz serio? - zdziwił się.

Pokiwała głową.

- Ile masz lat? - spytał.

- Nie wiesz, że kobiet nie pyta się o wiek? - uśmiechnęła się nieco.

- Nie wiesz, że nie prowokuje się demonów?

Anielica przewróciła oczami.

- Mam sto czterdzieści dwa lata.

- Ha... To wszystko wyjaśnia. 

- Co wyjaśnia?

- Twoją niewiedzę. Po prostu jesteś jeszcze dzieciakiem.

- Wypraszam sobie! Nie jestem dzieckiem! Anioły osiągają dojrzałość najpóźniej, mając trzydzieści lat.

- Wiem. Ale dla mnie jesteś, jak dzieciak.

- Tak? To ile ty masz lat? Hm? 

- Sześćset.

Kobieta wytrzeszczyła oczy zaskoczona jego odpowiedzią. Nigdy nie spotkała takiej istoty, jak on i to jeszcze w takim wieku.

- Ale dziwne, że nic nie wiesz o demonach i śmiertelnikach.

- To zakazane tematy... - Spuściła wzrok. - Zresztą jak wszystko, co nie ma nic wspólnego z pieczą nad duszami... 

- Ach, rozumiem. Wymknęłaś się, bo miałaś dość rutyny?

- Nie do końca. Chciałam po prostu poznać świat śmiertelników. Zobaczyć żywych ludzi. 

- To trafiłaś do kiepskiego miejsca. Najbliższa ludzka wioska jest kilka dni drogi stąd.

- Zaprowadzisz mnie?

- Że co? Nie ma mowy!

- Dlaczego?

Demon westchnął ciężko, wystawiając dłoń do słońca. Anielica patrzyła z przerażeniem, jak jego dłoń powoli palona przez światło, zaczyna się rozpadać niemal do samych kości. W końcu cofnął rękę, ta mogła się zregenerować.

- Już rozumiesz? Za dnia nie opuszczę tego miejsca. A przez ciebie w nocy, ciągle jakieś demony by nas atakowały.

- Przeze mnie?

- Pachniesz słodko. Tak niezwykła woń natychmiast kogoś przyciągnie. I wierz mi, nie będzie to nikt sympatyczny - Łypnął na niebo, kiedy słońce znów zaczęło znikać za chmurami. - Wracaj do Niebios - Wyszedł zza muru i żwawo ruszył w stronę pozostałości zamku. - Tu nic dobrego cię nie czeka.

- Proszę, Vigirio - dogoniła go i złapała jego rękę.

Demon natychmiast zabrał dłoń, zaskoczony tym tekstem.

- Skąd ty właściwie znasz moje imię? - spytał.

- Wyczytałam ci z myśli, kiedy dotknęłam twojej piersi.

- Nie grzeb mi więcej w głowie - mruknął, znów ruszając w stronę kryjówki.

- Zaprowadzisz mnie do ludzi?

- Nie.

- Proszę. Wystarczy, że mnie doprowadzisz do miasta. Tam z pewnością będą anioły. Zabiorą mnie wtedy do Niebios.

- Nigdzie się nie wybieram.

- Proszę, proszę, proszę - powtarzała to w kółko, aż dotarli do wrót wierzy.

- No dobra! - Vagirio wrzasnął poirytowany. - Zaprowadzę cię.

- Obiecujesz?

- Ta... - prychnął, przewracając oczami - Obiecuję.

Nagle poczuł pieczenie na piersi. Syknął z bólu, po czym zaskoczony rozciągnął koszulę, by spojrzeć na bliznę w kształcie pióra na jego sercu. Wpatrywał się w piętno, nie dowierzając. Nie przypuszczał, że jedno słowo, rzucone od niechcenia, przypieczętuje jego los.

- Co to? - anielica spytała zaintrygowana.

- Pakt... - Vagirio, skrył twarz w dłoniach. - Musze cię teraz doprowadzić do ludzkiej wioski, całą i zdrową, inaczej...

- Inaczej co?

- Umrę.

- Da to się odwrócić?

- Piętno samo zniknie, gdy wywiążę się z umowy - mruknął, wchodząc do wieży - Wygląda na to, że jestem na ciebie skazany.

- No to ruszamy?

- Nie - prychnął demon, przeistaczając się w węża.

Wpełzł do dziury w murze i zwinął się w kłębek.

- To kiedy ruszymy?

- W nocy.

- Ale... Mówiłeś, że coś nas może zaatakować.

- W nocy będę miał szansę nas obronić. O ile dasz mi się wyspać!

Anielica rozejrzała się. Zmierzyła wzrokiem skały, licząc, że znajdzie jakieś wygodne miejsce, by usiąść. W końcu jednak przysiadła sobie obok dziury, w której ukrył się Vagirio.

- A tak w ogóle, to jestem Nadele - powiedziała po chwili milczenia.

Jednak nie otrzymała odpowiedzi. Skuliła się, otulając się przy tym skrzydłami. Skrzywiła się przy tym nieco, czując jak jedno ze skrzydeł ogarnia ból, po ugryzieniu. Jednak nie przejęła się tym. Wiedziała, że wkrótce rana się zagoi.

Astaroth patrzyła przez chwilę na Nadele. Wyglądała na smutną. Anielica siedziała z podkulonymi nogami i patrzyła zamyślonym wzrokiem gdzieś daleko, wyglądając przez wyrwę w murze.

Nagle wszytko zniknęło. Nastolatka wzięła głęboki wdech, wybudzając się z wizji. Skuliła się nieco, gdy otworzywszy oczy, napotkała wzrok Vagirio. 

- Ja... Przepraszam... - Puściła jego rękę. - Nie chciałam. Nie zamierzałam...

- Nie przepraszaj - odparł zaskakująco łagodnie - Nic się nie stało. 

- Naprawdę?

- Wizje nie pojawiają się  bez powodu. Najwyraźniej miałaś zobaczyć, któreś z moich wspomnień. Co widziałaś?

- Twoje pierwsze spotkanie z mamą.

Przez usta Vagirio przemknął cień uśmiechu. 

- Jeśli będziesz chciała, to będziesz mogła znów spróbować zajrzeć w moje wspomnienia, gdy odzyskasz siły - Przybrał wilczą formę, po czym ułożył się wygodnie do spania. - Wiem, że chciałabyś ją poznać. To może nie to samo, ale zawsze coś - Odetchnął głęboko, zamykając oczy. 

Astaroth siedziała przez chwilę zaskoczona jego reakcją. Jednak w duchu się cieszyła. Nareszcie miała szansę otrzymać odpowiedzi, których tak długo się domagała. Miała zamiar skorzystać z daru i pozwolenia Vagirio, i to jak najszybciej.

Łypnęła na Wyjce, wciąż próbujące się do nich wedrzeć . Po chwili położyła się na ziemi, otulając się przy tym swoim skrzydłem. Już chwilę później ogarnął ją sen, po ciężkiej, pełnej emocji nocy. Jednak nie dane jej było odpocząć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro