29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Astaroth otworzyła oczy, słysząc jakiś szelest. Poderwała głowę i zaczęła się rozglądać.
Łypnęła na Vagirio, który jeszcze spał, zwinięty w kłębek, daleko od wejścia do nory.
Dziewczyna postanowiła sama sprawdzić co hałasowało. Bezszelestnie wymknęła się z kryjówki.
Łypnęła na niebo, mieniące się wszelkimi barwami, podczas gdy słońce powoli znikało za horyzontem. Następnie spojrzała na gładkie jezioro. Nymph jeszcze się nie wyłoniła z głębin.
Astaroth przeciągnęła się, pozwalając swojemu kręgosłupowi się w pełni wyprostować.
Po chwili wzięła głęboki wdech. Poczuła woń sierści i świeżo rozgrzebanej ziemi.
W końcu udało jej się ustalić skąd dobiegły do niej zapachy. Ruszyła truchcikiem w wybranym kierunku.
Kiedy oddaliła się od jeziora, zwolniła znacznie. Zaczęła oddychać głęboko, napawając się świeżą wonią lasu.
Zerkała w dół, by nie nadepnąć bosą stopą na jakąś gałązkę, bądź szyszkę.

Po chwili zatrzymała się. Spojrzała na grubą gałąź jednego z drzew. Po namyśle, zamknęła oczy i pomyślała o skrzydłach. Zacisnęła zęby, powstrzymując krzyk boleści, kiedy z jej pleców zaczęły się powoli wyłaniać smoliste pióra. Zaczęła sapać, jakby właśnie miała za sobą długi bieg. Po chwili ogarnęła ją lekka ulga, gdy skrzydła już w pełni się wynurzyły spod skóry. Ich kości cicho trzasnęły, kiedy się wyprostowały.

Nastolatka otworzyła szkliste oczy, po czym łypnęła na swoje skrzydła. Po chwili znów spojrzała na gałąź. Postanowiła zaryzykować. Z pomocą skrzydeł doskoczyła do wybranego drzewa.
Zachwiała się nieco przy lądowaniu, omal przy tym nie spadając na ziemię. Ale szybko zdołała odzyskać równowagę, chwytając się pnia. Uśmiechnęła sie nieco, widząc jak wysoko się znalazła. Zmierzyła wzrokiem okolicę, korzystając z wysokości i wyostrzonego wzroku.
Nagle dostrzegła ruch.
Skupiła się na małej gromadce dzików, które spokojnie ryły w wilgotnej ziemi. Poczuła, że coś ściska ją za żołądek. W jednej chwili poczuła głód. Czuła, że ogarnia ją żądza, której nie była w stanie stłumić. Zapragnęła krwi.

Uważnie obserwowała dziki, aż w końcu jej czujne ślepia skupiły się na jednym z młodych. Był najmniejszy z gromady i z pewnością najsłabszy.

Astaroth powoli, cichutko rozłożyła skrzydła i bez najmniejszego szelestu sfrunęła z powrotem na ziemię. Jej mroczne skrzydła pióra wsunęły się z powrotem pod skórę. Tym razem nawet tego nie poczuła. Była skupiona na wybranej ofierze. Serce zaczęło jej tłuc jak szalone, przez co krew w jej żyłach zdawała się wrzeć.
Dziewczyna stąpając na palcach, zaczęła się skradać.
Nawet nie zauważyła, gdy już chwilę później, powoli opadła na ziemię i zaczęła się poruszać na czterech kończynach. Robiła to instynktownie. Jej kręgosłup nie wiedzieć kiedy wygiął się w ten sposób, by umożliwić jej swobodne człapanie na czworakach.

Była zbyt skupiona na polowaniu, by dostrzec, że powoli się zmienia.
Paznokcie wydłużyły się znacznie, a zęby przeistoczyły się w kły.
Dotąd piękne, błękitne oczy, zapłonęły czerwienią. Wciąż wpatrywały się w upatrzoną ofiarę.
Zaryła szponami w ziemi, szykując się do ataku. Nieco wyszczerzyła ostre zęby, gotowe do zadania śmiertelnej rany.
Już miała ruszyć na wybranego dzika, gdy niespodziewanie ktoś się na nią rzucił.

Zrobiła parę koziołków wraz z napastnikiem, po czym wylądowała pod nim. Natychmiast rozpoznała w nim mieszańca.
Odruchowo zasyczała na siedzącego na niej chłopaka, prezentując mu swe kły. Wbiła paznokcie w jego nagą pierś, próbując go przy tym z siebie zrzucić. Ale on był silniejszy, choć nie wyglądał na kogoś, kto by miał w sobie dużo krzepy.

Był bardzo chudy, jakby nie jadł od dłuższego czasu. Miał zapadniętą twarz, przez co kości policzkowe bardzo zwracały na siebie uwagę.
W tej chwili miał zupełnie czarne gałki oczne, które bardziej przypominały otchłań bez dna, niż ślepia. Łypał na nią swymi pustymi oczami spod jasnych, popielatych włosów, których niezbyt długie kosmyki teraz w zupełnym nieładzie opadły mu na twarz. Astaroth widziała w jego ślepiach jedynie swe odbicie.
Blada skóra, przecięta przez liczne blizny po walkach nadawała mu jeszcze bardziej upiornego wyglądu.

Astaroth w końcu wzięła zamach i drasnęła go paznokciami w policzek.
Chłopak zawarczał, marszcząc brwi, gdy rana powoli się zasklepiała.
Jedną ręką chwycił dziewczynę za gardło, zaś drugą uniósł, szykując swe pazury do zadania śmiertelnego ciosu.
Jednak nie zdążył zranić Astaroth. Coś z rykiem go chwyciło i siłą oderwało od nastolatki.

Dziewczyna uniosła się na łokciu i patrzyła jak Vagirio w postaci wilka, walczy z mieszańcem, który ośmielił się ją zaatakować. Kotłowali się z takim zacięciem, że zryli wilgotną ziemię, bardziej niż spłoszone już dziki i połamali jedno z najbliższych drzew.

Ostatecznie mieszaniec wylądował na ziemi, przygnieciony silnymi łapami Vagirio.
Chłopak sapiąc z wysiłku, powoli powrócił do ludzkiej postaci.
Blada cera odzyskała trochę koloru, sprawiając, że chłopak przestał przypominać chodzącego trupa, a nabrał wyglądu żywej istoty. Zapadnięte ciało przybrało nieco masy i mięśni, a oczy, zęby i paznokcie odzyskały normalny wygląd.
Jego włosy zyskały żywą barwę zbliżoną do ciemnego blondu.

Młodzieniec jęknął z bólu, Vagirio wbił ostre pazury w jego skórę.

- Vagirio... - chłopak wydusił z siebie, chwytając łapy demona - Puść mnie...

- Rimmone - Zmarszczył pysk, wyszczerzając przy tym kły. - Znowu wchodzisz mi w drogę. Jednak życie ci nie miłe, szczeniaku.

- Ten typ tak ma - sapnął młodzieniec - A teraz mnie puść!

- Rzuciłeś się na moją córkę. Zapłacisz za to życiem - zawarczał, wypuszczając przy tym dym nozdrzami.

Chłopak odruchowo zamknął oczy i odwrócił głowę, gdy Vagirio przymierzał się do przegryzienia mu krtani.

- Nie - rzekła Astaroth, nim Vagirio rozszarpał gardło Rimmona.

Demon łypnął na córkę, która zdążyła już się podnieść.

- Nic mi nie zrobił - dodała - Puść go.

- Dobrze gada - Chłopak tkwiący w pod łapami Vagirio, uśmiechnął się głupkowato. - Daj spokój. Jestem zbyt przystojny, aby umierać!

- Zamilcz! - syknął demon, mocniej wbijając pazury w tors chłopaka, czym wywołał kolejne stęknięcie z boleści.

- Przestań! - wrzasnęła Astaroth.

- Jesteś za miękka, dziecko - prychnął Vagirio, w końcu puszczając mieszańca.

Bruknął coś pod nosem, zawracając w stronę kryjówki przy jeziorze. Jednak nie odszedł zbyt daleko. Wolał mieć na oku mieszańca.

Rimmone natychmiast poderwał się na nogi i otrzepał się z ziemi. Odgarnął w tył włosy i uśmiechnął się zalotnie, podchodząc do Astaroth, która już się otrząsnęła z żądzy.

- Dziękuję za ratunek przez jego szczękami - Sięgnął do jej dłoni. - Jestem Rimmone.

- Słyszałam - odparła, zabierając rękę, nim chłopak zdążył choćby pomyśleć o pocałowaniu jej dłoni.

- A ty, ślicznotko, jesteś...? - zagadnął niewzruszony jej gestem.

- Po za twoim zasięgiem - warknął Vagirio, stając między nimi już w ludzkiej postaci - Więc odwal się i idź w swoją stronę, a my pójdziemy w swoją.

- Nie z tobą rozmawiałem - Chłopak minął starszego demona, chcąc kontynuować pogawędkę z Astaroth. -Tylko z twoją córką.

- Odsuń się od niej, albo przebiję ci serce pazurami - fuknął Vagirio.

- Przebicie serca działa na mieszańce? - odparła Astaroth, unosząc brew.

- A znasz kogoś kto by to przeżył? - zarechotał Rimmone - Wracając. Miałaś mi powiedzieć jak masz na... -W tej chwili ich spojrzenia przypadkiem się spotkały.

Astaroth zupełnie straciła rozum, patrząc prosto w oczy młodego demona. Jej serce znacznie przyspieszyło.
Jak zachipnotyzowana, wpatrywała się głęboko w jego pomarańczowe tęczówki, wzbogacone o lekkie, nieco ciemniejsze przebarwienia i czarną obwódkę.

Źrenice młodzieńca zwęziły się do granic możliwości. Stał, jak słup soli i po prostu patrzył w mieniące się cudownym błękitem oczy dziewczyny.

- Imię... - wydukał w końcu, powoli odzyskując rozum - Miałaś mi zdradzić jak się nazywasz - dodał już wyraźniej.

- Astaroth - odparła, uśmiechając się przy tym lekko.

Vagirio warknął zniecierpliwiony, chwytając córkę za rękę.

- Chodź. Skoro on tu jest, to cholera wie co jeszcze się czai w tej okolicy.

Astaroth niechętnie ruszyła za ojcem.
Jednak co rusz zerkała za siebie. W stronę Rimmona. Złapała się za głowę, czując dziwne mrowienie w skroni. Nie wiedziała co się stało.
Ledwie kilka chwil temu była na zła na chłopaka, bo ją zaatakował, ale teraz poczuła do niego dziwną sympatię. Miał coś niezwykłego w oczach. I nie chodziło jej o niezwykłą barwę tęczówek. Rimmone miał w oczach niezwykły spokój i ciepło. Nikt obcy nigdy nie patrzył na nią z takim zrozumieniem i łagodnością.

Vagirio nagle zamarł w bezruchu, odruchowo zaciskając chwyt na ręce córki.

- Co jest? - spytała zdziwiona.

- Cicho - mruknął, nasłuchując.

Po chwili zadarł głowę.
Napiął się, marszcząc przy tym brwi.

Astaroth łypnęła na Rimmona. Chłopak też zdawał się coś wypatrzeć. Stał w zupełnym bezruchu i patrzył gdzieś w górę.

Vagirio puścił rękę Astaroth.
Dziewczyna patrzyła, jak jego ciało powoli przeistoczyło się w cielsko skrzydlatego potwora.
Demon skoczył w koronę jednego z drzew. Sekundę później spadł na ziemię, trzymając w szponach mężczyznę o śnieżnych skrzydłach.

- Zwiadowca - mruknął Rimmone.

- Pewnie jest ich tu więcej - warknął Vagirio, po czym łypnął na schytanego anioła - Gadaj. Ilu was jest?

W odpowiedzi mężczyzna splunął demonowi prosto w oko. I to był wielki błąd.
Vagirio z furią wbił szlon w jego pierś i silnym szarpnięciem rozszarpał mu pierś. Brązową szatę anioła splamiła srebrzysta posoka, a sekundę później z jego ciała pozostał jedynie pył.

- Vagirio! - ryknął Rimmone, rzucając sporym kamieniem w jego stronę - Uważaj!

Demon uchylił łeb, przez co skała trafiła kolejnego anioła, który czaił się z zaklętym sztyletem w dłoni.
Vagirio chwycił go swą potężną szczęką, wykorzystując chwilę jego zamroczenia i bezlitośnie połamał mu kości, rzucając nim o ziemię.

- Leć, Astaroth! - ryknął demon, do dziewczyny, która zamarła, wystraszona zaistniałą sytuacją - Jest ich tu więcej! Zaraz się zlecą!

- Ale...

- Leć! - wrzasnął, widząc kolejnego anielskiego zwiadowcę.

Nie zdążył zareagować, gdy anioł, wskoczył mu na plecy i wbił sztylet w jego grubą skórę.
Zaryczał z bólu, czując jak ostrze pali go, jakby ktoś je rozgrzał do czerwoności.

Astaroth mimowolnie krzyknęła, gdy anioł wyciągnął oręż z grzbietu demona i uniósł je by tym razem uderzyć w kark.
Zwiadowca zaskoczony damskim wrzaskiem na ułamek sekundy oderwał wzrok od Vagirio.
To była szansa dla Rimmona.
Chłopak w swej upiornej postaci, skoczył na anioła. Zrzucił go z grzbietu demona i zanurzył pazury w jego szyi.

Vagirio padł na ziemię, czując jak opuszczają go siły.
Astaroth przerażona podbiegła do niego.

- Co mu jest? - spojrzała zlękniona na Rimmona.

- Oberwał zaklętym sztyletem. Spokojnie, wyliże się. Tylko musi odpocząć. Te rany strasznie się paskudzą.

- Nie potrzebuję odpoczynku - mruknął Vagirio, próbując się podnieść.

Jednak nie miał dość sił, by utrzymać się na skrzydłach. Runął z powrotem na ziemię. Jego oddech stał się ciężki. Ledwie był w stanie utrzymać uniesione powieki. Miał wrażenie, że ktoś żywcem rozpruwa mu plecy.

- Nie forsuj się tak, staruszku - rzekł Rimmone, kucając przy demonie - Ale wykrzesz z siebie jeszcze trochę sił i zmień się w człowieka. W tej postaci cię nie udźwignę.

- Nie potrzebuję twojej pomocy - wysapał Vagirio.

- Mhm. Właśnie widzę. Rozumiem, że demony czystej krwi to dumne bydlaki, ale tym razem zrób wyjątek i daj sobie pomóc.

- Od kiedy jesteś taki chętny do pomocy, co? - prychnął starszy demon.

- Spłacę dług mego ojca, bo niestety on już nie ma takiej możliwości. To jak? Dasz sobie pomóc? Czy mamy cię tu zostawić na pastwę potworów, które zaraz rozpoczną żer?

- Mów za siebie - prychnęła Astaroth - Bez Vagirio nigdzie nie idę.

- Przecież to nie było na serio - Rimmone przewrócił oczami. - Próbowałem go tylko zmusić, aby w końcu się ruszył.

- Uważaj, bo ci uwierzę - fuknął demon, powoli się podnosząc.

Astaroth chciała go podeprzeć, widząc, że Vagirio strasznie się chwieje, jednak Rimmone chwycił ją za ramię.

- Sam sobie poradzi.

Demon cudem zdołał się podnieść. Jego potężna szczęka zaczęła się powili zmieniać w ludzkie lico. Zęby zmalały znacznie i odzyskały białą barwę, by za sekundę zniknąć za delikatnymi wargami. Białe ślepia przestały błyszczeć i tęczówki znów stały się mroczne, czarne.
Błony jego skrzydeł zniknęły, pochłonięte przez dziwne iskry.
Silne, ciężkie cielsko potwora przemieniło się w ludzką sylwetkę.

Rimmone chwycił Vagirio nim ten wyczerpany runął na ziemię.

- Gdzie śpicie?

- W norze niedaleko stąd - odparła Astaroth.

- Nie możemy tam wrócić - jęknął Vagirio - Anioły wcześniej czy później tu przylecą. Kiedy znajdą pozostałości po swych kompanach to będą przeczesywać okolicę aż nas znajdą i ubiją...

- Znam niezłe miejsce, gdzie możemy odpocząć. Ale jest dość niebezpieczne.

- Co znaczy dość niebezpieczne? - spytała Astaroth.

- W pobliżu jest bajoro, w którym czają się Topielce.

- Topielce?

- Później ci wyjaśnię - odparł Rimmone, prowadząc ledwie przytomnego Vagirio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro