30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Astaroth patrzyła zmartwiona na Vagirio, który zwijał się z bólu, leżąc na posłaniu splecionym z miękkiej trawy i liści, w niedużym szałasie, zbudowanym jakiś czas temu przez Rimmona.

Oderwała wzrok od ojca, słysząc jakiś szelest. Spojrzała ma mieszańca, który właśnie przyniósł sporo gałęzi i zaczął je układać w nieduży stos, dość blisko szałasu.

- Zapomniałem cię przeprosić - zagadnął.

- Za co?

- Za tą szarpaninę. Myślałem, że mnie wyczułaś i się za mną rozglądasz. Wolałem cię uprzedzić z atakiem.

Astaroth nie odpowiedziała. Powoli spuściła wzrok, po czym z powrotem obejrzała się w stronę Vagirio.

- Czemu ta rana się nie goi? - spytała.

- Bo została zadana zaklętą bronią aniołów - odparł Rimmone, nie przerywając dotychczasowego zajęcia.

- Ale... On nie umrze? Prawda?

- Spokojnie. Jest słaby, ale rana na plecach go nie zabije. Gorzej byłoby z brzuchem, albo piersią.

- Dlaczego tak osłabł?

- Vagirio jest naprawdę starym demonem. Gdyby siedział w Piekle to byłby niezwyciężony, ale tu... W tym świecie jest kruchy, niczym śmiertelnik. Każdy kolejny rok i rana sprawią, że traci siły. Tak samo było z moim ojcem.

- Mówiłeś, że chcesz spłacić jego dług. O co chodziło jeśli mogę spytać?

- Vagirio i mój ojciec wiele lat temu byli przyjaciółmi. Przez jakiś czas trzymaliśmy się razem. Znaleźliśmy bezpieczne miejsce w górach, daleko stąd. Jednak sielanka szybko się skończyła - Usiadł przy Astaroth. - Pewnego dnia Vagirio poszedł polować. A ojciec czuwał nade mną i moją młodszą siostrą. Słońce powoli wstawało, więc to była kwestia czasu, gdy miał wrócić. Ja i moja siostra już mieliśmy iść spać, gdy nagle ojciec poderwał się z miejsca i rzucił się na intruzów. Anioły jakimś cudem nas znalazły.

- I co się stało?

- Przetrwaliśmy tylko my dwaj... - Wskazał głową na demona. - ...i Nadele.

- Była wtedy z wami?

Rimmone pokiwał głową.

- Vagirio wpierw zadbał o jej bezpieczeństwo - Łypnął na Astaroth. - Wrócił po mnie, gdy miał pewność, że anioły nie dostrzegły Nadele. Wyrwał mnie z rąk Łowców, nim mnie dobili. Próbował jeszcze ratować mego ojca, ale niestety jego rany były zbyt rozległe. O siostrze nie wspomnę...

- Przykro mi.

- Taki los demonów - Rimmone wzruszył ramionami. - Sama powinnaś coś o tym wiedzieć.

- To trochę skomplikowane...

- Dlacze...? - urwał, skupiając się na zapachu, który dotarł do jego nozdrzy  - Czujesz to?

- Niby co?

- Strasznie słodka woń. Tak pachną... anielice...  - Łypnął na Astaroth. - Ale czemu ty...? - Zbladł.

Nagle poderwał się z miejsca.

- Jesteś anielicą?!

- W połowie - Dziewczyna wzruszyła ramionami, spuszczając przy tym wzrok.

Rimmone zupełnie zgłupiał. Dukając coś bez ładu i składu, szybko się oddalił.

Astaroth stała przez chwilę, jak słup soli, patrząc jak chłopak znika w ciemnościach. Zupełnie nie rozumiała co się stało. 

- Co go ugryzło? - mruknęła zaskoczona.

- Nie przejmuj się - wysapał Vagirio.

- Czemu tak uciekł? Wystraszył się czy co?

- Jego ostatnie spotkanie w aniołami marnie się skończyło. O tamtego incydentu bał się nawet twojej matki. Dlatego odłączył się od nas. Chcesz wiedzieć czemu tak się boi? Przyjrzyj się jego plecom. Ma pełno blizn. Anioły omal nie urżnęły mu skrzydeł, ale i tak już chłopak nigdy nie będzie latać.

- Dlaczego?

- Jako skrzydła są zbyt uszkodzone i już się uleczą nawet na tyle, by mógł na nich choćby szybować.

- I co? Teraz się boi, że dokończę ich robotę?

- A ja wiem co mu po łbie chodzi? - westchnął Vagirio.

- Ale... Nie zorientował się po włosach?

Demon zacisnął usta w wąską linię. Nie powiedział Astaroth, że od szarpaniny z Rimmonem jej włosy nie odzyskały srebrnej barwy. 

- Co? - Nastolatka uniosła brew. - Czemu masz taką dziwną minę?

- Twoje włosy... - urwał na chwilę, nie wiedząc czy powinien dokończyć zdanie - One... Wciąż są czarne...

Nastolatka zdawała się zupełnie tym nie przejąć. Jej twarz była zaskakująco obojętna. Jednak w środku wszystko w niej drżało ze strachu. 

Nie mówiąc nawet słowa, oddaliła się od szałasu, pozostawiając Vagirio, by mógł odpoczywać.
Podeszła do dość sporego, zarośniętego stawu. Stanęła blisko brzegu i łypnęła na spokojną wodę. Przygryzła wargę, dostrzegając swoje odbicie. Nie miała już na głowie nawet jednego srebrnego kosmyka. Jej włosy pochłonęła głęboka czerń. Nagle poczuła gniew. Chwyciła kamień,  chcąc go cisnąć w wodę.

- Nie radzę - Usłyszała za sobą.

Obejrzała się. Lekko zmarszczyła brwi, dostrzegając Rimmone'a.

- Obudzisz Topielce - rzekł.

- Myślałam, że uciekłeś gdzie pieprz rośnie - mruknęła, rzucając kamień z powrotem na ziemię - Nie masz się czego bać - dodała, widząc, że trzyma się w bezpiecznej odległości - Jak widzisz, bliżej mi do demona, niż do anielicy.

- Radziłbym ci się odsunąć od brzegu - odparł.

- Bo?

- To przeklęty staw. 

- Och, straszne! Przeklęta sadzawka! - Przewróciła oczami. - Co mi może zrobić głupie bajoro?

Zamarła czując chłód, ogarniający jej stopy. Łypnęła na grząskie błoto, w którym powoli się zapadała. 

- Co dokładnie miałeś na myśli, mówiąc, że to przeklęty staw? - spytała zaniepokojona.

- To - wskazał za nią.

Serce podeszło Astaroth do gardła, gdy zerknęła przez ramię. Niedaleko niej z wody powoli się wyłaniał żywy trup. Jęcząc upiornie, mozolnie podnosił swe gnijące ciało. Patrzył jednym, pustym, białym okiem na dziewczynę. Drugi oczodół miał pusty i skóra wokół niego została obskubana przez drobne ryby żyjące w sadzawce. Jego żuchwa ledwie się trzymała, na słabych już włóknach mięśni. Żebra miał już widoczne, podobnie jak kości jednej z rąk i kręgosłup.

- Pomóż mi! - krzyknęła Astaroth, wystraszona kuśtykającym w jej stronę truposzem.

Jej nogi były już w bagnie po łydki. Nie mogła zrobić nawet kroku, a Topielec wciąż szedł w jej stronę.
Rimmone jedynie podniósł spory kamień i rzucił go daleko w wodę. Trup obejrzał się. Powoli obrócił się w stronę, gdzie skała zniknęła. Nieboszczyk w końcu wolno się zanurzył, co pozwoliło Astaroth odetchnąć z ulgą.

- Masz szczęście, że Topielce to tylko durne truchła - rzekł Rimmone - Łatwo odwrócić ich uwagę.

- Hura, choć raz miałam szczęście. A teraz mi pomóż!

- Sama musisz się wygrzebać - Obrócił się w stronę lasu. - Jeśli podejdę to też utknę.

- A ty dokąd?!

- Na polowanie. Przez ciebie w końcu nic nie zjadłem.

- Rimmone! - wrzasnęła, widząc, jak się oddala.

Zagotowało się w niej, kiedy zniknął w ciemnościach. Zaczęła się szarpać, próbując wydostać się z bagna. Rozłożyła skrzydła. Próbowała z ich pomocą wyrwać się z błota, które wciąż uparcie ją trzymało.

- I po co się tak pieklisz? - zabrzmiał głos Rimmone'a.

Astaroth łypnęła na niego rozwścieczona. Jednak szybko gniew z niej wyparował, kiedy dostrzegła duży, gruby kij w rękach mieszańca.
Rimmone wyciągnął badyl w jej stronę. Kiedy Astaroth się go chwyciła, chłopak wykorzystał całą swoją siłę i wyrwał ją z bagna.

- Dziękuję - rzekła nastolatka, już znacznie spokojniej.

- Ależ proszę - Wyrzucił kija. - Na przyszłość nie irytuj się tak, bo złość piękności szkodzi - Uśmiechnął się zadziornie, po czym ruszył z powrotem w stronę lasu.

- Gdzie idziesz?

- Mówiłem, że nic nie jadłem. Teraz naprawdę idę coś upolować.

Astaroth wytężyła wzrok. Lekko przygryzła wargę, dostrzegając głębokie rysy na jego plecach. Wyobraziła sobie ten ból, jaki musiał czuć tamtego dnia, gdy anioły omal go nie zabiły.
Kiedy Rimmone odszedł, wróciła do szałasu, gdzie Vagirio już spał, jak zabity. Patrzyła przez chwilę jak rana powoli zaczyna się zasklepiać.
Nagle jej uwagę zwróciły włosy demona, na których pojawiły się kolejne siwe kosmyki.
Po chwili sięgnęła do ciepłej dłoni Vagirio, myśląc o wspomnieniu, które ostatnio miała okazję zobaczyć. Skupiła się z całych sił.
Nagle ogarnął ją nieprzyjemny chłód, miała wrażenie, że jej serce zamarło w bezruchu. Jej oczy zaszły mgłą i ogarnęła ją upiorna ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro