35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Vagirio obudził się później, niż zamierzał. Słońce na niebie dawno minęło zenit. Ziewnął, wyszczeżając przy tym swe kły. Przeciągnął się, powoli zmieniając się w człowieka. Kiedy się rozbudził, dostrzegł Nadele, jak zbliżała się do niego, niosąc stos jabłek. Uśmiechnęła sie nieco, siadając naprzeciwko niego.
Położyła zebrane owoce obok liścia na którym leżały jagody i jeżyny.

- Szlajasz się sama po lesie? - mruknął, odgarniając w tył potargane włosy - Życie ci nie miłe?

- Chciałam ci tylko podziękować za wczoraj. Uratowałeś mi życie - Wskazała na owoce. - Domyślam się, że dla ciebie to kiepski posiłek, ale to jedyne co byłam w stanie zdobyć.

- Masz rację. Owoce to kiepski posiłek dla demonów - Chwycił jedno z jabłek. - Ale masz szczęście, że je lubię  - Uśmiechnął się nieco.

Nadele poszerzyła uśmiech. Sięgnęła po zebrane jeżyny.

- Nie jedz ich - rzekł Vagirio, gdy anielica chciała skosztować jagód.

- Dlaczego?

- Te akurat są trujące.

Nadele spuściła wzrok.

- Przepraszam...

- Za co? - Vagirio uniósł brew zaskoczony.

- Za te jagody... Nie wiedziałam...

- To nic. Zdarza się. Przecież nie znasz tych roślin.

Anielica nieco się uspokoiła.

- Jesteś wyrozumiały - stwierdziła.

- Spodziewałaś się innej reakcji?

- Trochę... Anioły są surowe. Nie lubią błędów...

- To dlatego uciekłaś?

- Poniekąd. Po prostu ja tam nie pasuję...

- Anielica nie pasująca do Niebios? A to coś nowego.

Nadele odwróciła wzrok.

- Czemu mam wrażenie, że czegoś mi nie powiedziałaś? - Spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.

- Ja... Nie chcę wracać do Nieba...

- Dlaczego?

- Anioły są takie oschłe... Nie potrafią się cieszyć. Praktycznie ze sobą nie rozmawiają, chyba, że muszą. Do tego nie potrafią kochać... Nawet własny brat traktuje mnie jak obcą. Najchętniej by się mnie pozbył, bo ma przeze mnie same kłopoty...

- Mam przeczucie, że będzie chciał cię udusić, za numer jaki mu wywinęłaś, uciekając z Niebios.

- Pewnie już mnie szuka...

- Ha, powodzenia życzę. Byle anioł nie da sobie rady.

- Akurat Ranar jest jednym z najlepszych Łowców, więc obawiam się, że ma szansę mnie odnaleźć.

Vagirio zamarł.

- R-ranar? Czy ty powiedziałaś Ranar?

- Tak. A co?

- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!

- A to ważne?

- Kobieto! Ranar poluje na demony od stuleci. Parę razy omal mnie nie załatwił! To kwestia czasu kiedy nas dopadnie! - Poderwał się z miejsca. - Idziemy. Natychmiast.

Nadele szybko go dogoniła.

- Jesteś zły?

- Nie. Tylko zapomniałaś mi powiedzieć, że Łowcy depczą nam po piętach. I to z Ranarem na czele, który zrobi wszystko, aby urżnąć mi łeb!

- Może nic ci nie zrobią, jak im powiem, że mnie chronisz.

- Serio wierzysz, że cię posłuchają? - prychnął.

Nagle Vagirio się zatrzymał, przez co Nadele wpadła na niego. Zmarszczył brwi, patrząc na kobietę, która stała dość daleko od nich, opierając się o jedno z drzew. Dyszała ciężko, zwijając się przy tym z bólu. Nagle wrzasnęła na całe gardło, padając przy tym na ziemię.

- Trzeba jej pomóc - Nadele ruszyła w jej stronę.

- Nie - Vagirio chwycił ją za ramię. - Jej wrzaski na pewno kogoś zwabią. Chodź.

Nadele go nie słuchała. Wyrwała rękę z chwytu demona, po czym podbiegła do dziewczyny.

- Co za dziewucha - westchnął Vagirio, przewracając oczami.

Niechętnie zbliżył się do dyszącej kobiety. Mimowolnie się skrzywił, widząc, że jest ciężarna. I szybko się domyślił, że właśnie zaczęła rodzić. 

- Spokojnie - Nadele powiedziała łagodnie - Oddychaj głęboko.

- Zostaw ją i chodź.

- Nie możemy jej tak zostawić.

- Możemy i zrobimy to. Niech jej facet się nią zajmie.

- A widzisz go gdzieś?

- Nie, ale z pewnością jest w pobliżu. 

- Skąd ta pewność?

- Ona cuchnie demonem. Ta śmiertelna dziwka...

- Vagirio! - wrzasnęła Nadele, oburzona.

- No co?

- Ugryź się w język - mruknęła, znów skupiając uwagę na ciężarnej.

- Zostaw ją, Nadele - rzekł stanowczo - Ona nie przeżyje, a demon, którego bękarta zaraz urodzi z pewnością zaraz się zjawi i wierz mi nie będzie zadawał pytań, tylko od razu zaatakuje.

- Czemu uważasz, że nie przeżyje?

- Bo nosi w łonie pół demona! A teraz wynośmy się stąd! Przypominam ci, że ściga nas Ranar!

- Chcesz, to idź. Ja z nią zostaję - Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety. - Połóż się na plecach. Postaram ci się pomóc.

Vagirio zrezygnowany oparł się o pień i z założonymi rękami zaczął czekać. Nie mógł zostawić Nadele, bo trzymała go obietnica. A z chęcią by to zrobił, bo anielica właśnie prosiła się o kłopoty. 

- Spokojnie - Nadele przyłożyła dłonie do brzucha kobiety, chcąc jej ulżyć choć trochę. 

Vagirio wyprostował się, gdy usłyszał ryk.

- Chodź, Nadele - rzekł - Tatuś właśnie się zbliża.

- Zostaję.

- Kobieto! On cię rozszarpie!

- Do jasnej...! - Ugryzła się w język. - ...ciasnej... - odetchnęła głęboko, próbując okiełznać gniew - Nie zostawię jej w takim stanie. Zrozum to.

- Nadele... - Vagirio nie odpuszczał - Zbliża się do nas demon. Być może silniejszy ode mnie. Naprawdę musimy się stąd zabierać.

- Nie.

Vagirio omal nie zaczął sobie rwać włosów z głowy, poirytowany. 
Nagle coś go staranowało. Z impetem wpadł na stare, spróchniałe drzewo, które roztrzaskał własnym ciałem. Oszołomiony po zderzeniu, uniósł się na łokciu i spojrzał pół przytomny na wielkiego, poranionego niedźwiedzia, który natychmiast skupił się na przerażonej Nadele.
Vagirio ledwie zdołał się podnieść. Chwycił duży kamień i rzucił nim w stronę rywala, trafiając go prosto w głowę.

- Tu masz równego sobie! - Rozłożył ręce.

Niedźwiedź śliniąc się paskudnie, ruszył w jego stronę.
Vagirio zasyczał, szykując kły i pazury do ataku.
Jego rywal podniósł się na tylnie nogi i zasyczał najgłośniej jak mógł. Wziął zamach, chcąc uderzyć Vagirio wielką łapą. Ten jednak zrobił szybki unik i skoczył mu do gardła.
Niedźwiedź chwycił zębiskami ramię Vagirio. Jednak nie zdołał go od siebie oderwać. Czarnowłosy demon choć tkwił w szczękach rywala, zmienił się w dużą pumę i wbił pazury w cielsko niedźwiedzia.
Ten w końcu zrzucił z siebie Vagirio.
Demony warczały groźnie, gotowe znów się na siebie rzucić.

- Aigor! - krzyknęła ciężarna.

Demon w postaci niedźwiedzia zamarł w bezruchu. Skierował na nią swój wielki pysk. Łypnął na Vagirio, po czym znów spojrzał na rodzącą. Zrezygnował z dalszego pojedynku. Przeistoczył się w człowieka o włosach w barwie ciemnego blondu i upiornych żółtawych ślepiach.
Vagirio również powrócił do ludzkiej postaci. Uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając demona, z którym się szarpał.

- Nie spodziewałem się tak mocnego powitania, przyjacielu - mruknął patrząc na poharatane ramię.

Aigor go zignorował. Klęknął przy rodzącej, po czym ujął dłonią jej drobną rękę. Patrzył na nią, na pozór obojętnym wzrokiem. W rzeczywistości wszytko w nim drżało. Bał się o życie ukochanej.

Nagle zasyczał groźnie, ukazując kły, gdy Nadele znów próbowała się zbliżyć do jego kobiety. Vagirio był gotów bronić anielicy. Był pewien, że Aigor znów spróbuje się na nią rzucić. Nadele oparła dłoń na jego piersi i lekko pchnęła go w tył, czym go zaskoczyła. 

- Umiem uśmierzać ból - powiedziała spokojnie, widząc, że klęczący demon, patrzy na nią nieufnie - Mogę jej pomóc. 

- Pozwól jej - szepnęła ciężarna.

- Daj spokój, Aigor - wtrącił Vagirio - Anielice kłów nie mają.

Demon niechętnie się odsunął, pozwalając Nadele zbliżyć się do jego kobiety. Jednak nie spuszczał jej z oczu.  Nie ufał jej. Skrzywił się upiornie, gdy anielica położyła dłonie na brzuchu ciężarnej, ale nie ruszył się z miejsca.

- Widzę, że nie próżnowałeś - zagadnął Vagirio - Ale czemu akurat śmiertelniczka? - prychnął.

- Po prostu ją kocham - mrunął Aigor - Pamiętasz jeszcze jak to jest? - Łypnął na Nadele. - Zresztą to ty prowadzasz się z anielicą. A mnie się czepiasz?

- Wcale się nie czepiam. Po prostu nie rozumiem co cię pociąga w tej pannie. I nie prowadzam się z anielicą.

- A ona to kim niby jest?

- Prowadzę ją tylko do ludzkiej wioski. Nic więcej.

- Dlatego tak zaciekle ją bronisz?

- Trzyma mnie obietnica - Vagirio wskazał na swoją pierś.

- I tylko jest powodem? - Aigor łypnął na niego podejrzliwie.

- Coś sugerujesz?

- Mam przeczucie, że nie skończy się tylko na wycieczce do ludzkiego miasta. Dobrze ci radzę, Vagirio, doprowadź ją do celu i jak najszybciej się rozstańcie. A najlepiej sprowokuj Stróży, aby cię ścigali i doprowadź ich do niej. Niech ją zabiorą do Niebios. Nie powinno jej tu być i wiesz o tym.

Vagirio spojrzał na Nadele. Obserwował przez chwilę jak szepcze coś do ciężarnej, delikatnie głaszcząc jej brzuch swymi drobnymi dłońmi. Po chwili spojrzał na jej twarz. Jej lico było czułe, a oczy pełne łagodności.
Demon dawno czegoś takiego nie widział.

Z rozmyślań wyrwał go łokieć Aigora, który uderzył o jego ramię.

- Nie gap się tak na nią, bo zaraz zaczniesz się ślinić - prychnął Aigor.

- Nie pieprz głupot - mruknął Vagirio.

- Stary, od kiedy masz białe włosy?

- Co?

- Masz kilka jasnych włosów. Od kiedy demony siwieją?

- Ja... Nie mam pojęcia...

Demony wzdrygnęły się nagłym wrzaskiem kochanki Aigora.
Ten chciał natychmiast się do niej zbliżyć, ale Vagirio chwycił go za ramię. Wiedział, że panika przyjaciela nie pomoże Nadele, a tym bardziej jego ukochanej.
Z każdą chwilą jednak strach brał górę nad rozsądkiem Aigora. W pewnym momencie Vagrio musiał go już porządnie trzymać. Odciągnął przyjaciela nieco dalej, choć nie było to łatwe.

Tymczasem Nadele oderwała sporą część swojej jasnej sukienki i podłożyła materiał pod łono rodzącej.

- Puść mnie - mruknął Aigor, po dłuższej chwili - Pozwól mi do niej iść.

- Nadele jej nie skrzywdzi. Daj jej po prostu robić swoje.

- Przecież nic nie zrobię tej twojej anielicy.

- Wystraszysz ją.

Aigor odwrócił wzrok gdy kolejny wrzask wydarł się z gardła ciężarnej.
Wraz z Vagirio krążył w pobliżu, mając kobiety w zasięgu wzroku. Z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej.

- Ile to jeszcze potrwa? - mruknął Aigor.

- Lepiej niech twoja panna się pośpieszy. Gdy zapadnie zmrok, niemal natychmiast jakiś demon się zjawi. Jej wrzaski obudziłyby nawet trupa.

- Vagirio! - zawołała Nadele.

Demon zostawił przyjaciela, po czym zbliżył się do anielicy.

- Ona słabnie - szepnęła - Musisz mi pomóc.

- A co ja mogę? - Kucnął obok niej. - Nie umiem leczyć.

- Ale... Ona nie... - Łzy zebrały jej się w oczach. - Ona tego nie przeżyje...

- Teraz skup się na jej dziecku. Musi je urodzić, inaczej umrze razem z nią.

Vagirio wyprostował się szybko i chwycił Aigora, nim demon za bardzo się zbliżył, zaniepokojony coraz cięższym oddechem ciężarnej.
Szarpali się przez chwilę. Aigor robił wszystko, by wyrwać się z rąk Vagirio. Może i czarnowłosy nie dorównywał Aigorowi siłą, ale wystarczyło jedno szybkie podcięcie, aby ten padł na ziemię zaskoczony, co dawało idealną okazję by go unieruchomić.
Vagirio nie mając najmniejszych zahamowań, przyniótł całym swoim ciężarem grzbiet Aigora i boleśnie wykręcił mu rękę, przy tym wszystkim wolną dłonią dociskając głowę blondyna do ziemi. Czarnowłosy wiedział, że nie miał innego wyjścia. Błąd Nadele mógł kosztować potomka Aigora życie, więc musiał robić wszystko aby mogła się skupić. Choćby miał wyrwać przyjacielowi bark ze stawu.

Blondyn szarpał się zawzięcie. W końcu nie było to nic przyjemnego, tkwić pod Vagirio, z bolącym ramieniem i brakiem możliwości swobodnego oddychania. Do tego irytowała go ta bezradność. Nie mógł w żaden sposób wyrwać się trzymającemu go demonów, by być blisko swojej kochanki, ani nie miał jak jej pomóc.
Każdy wrzask śmiertelniczki, doprowadzał go do jeszcze większej furii.

Vagirio z każdą chwilą miał coraz większy problem, aby utrzymać Aigora. Odetchnął z ulgą gdy nareszcie do jego uszu dotarł płacz noworodka.
W końcu powoli puścił przyjaciela, pozwalając mu się podnieść i podejść do kobiet.

- To chłopczyk - Nadele uśmiechnęła słabo się, przekazując niemowlę w ręce demona, o blond włosach, po czym wyprostowała się i odsunęła się nieco.

Aigor na początku jakby zaskoczony, niepewnie przejął dziecko. Po chwili już pewniej, przytulił synka do siebie, choć był brudny od krwi. Uśmiechnął się do ukochanej, nie mogąc uwierzyć, że trzyma tak długo oczekiwane maleństwo.

- Rimmone - sapnęła jego kochanka - Niech nosi imię Rimmone.

- Jak sobie życzysz, najdroższa - Aigor skinął głową.

Kobieta sapała ciężko. Była skrajnie wyczerpana. Nagle zbladła znacznie. Jej oddech zaczął powoli zwalniać, w końcu zupełnie się zatrzymał.

- Cilia? - Aigor zlękniony złapał jej dłoń.

Łzy szybko zebrały mu się w oczach, gdy dotarło do niego, że jego kochanka właśnie zmarła z wycieńczenia.

- Miałaś jej pomóc! - ryknął nagle, przez co Nadele się skuliła.

- Zrobiła co mogła - Vagirio stanął w jej obronie. - Wiesz, że śmiertelniczka nie ma prawie żadnych szans przetrwać takiego porodu. Ludzkie kobiety są po prostu za słabe. Współczuję ci tej straty, ale wiedziałeś, jak ryzykujesz - Obrócił się do Nadele, po czym oparł rękę na jej plecach. - Chodź. Nic tu po nas.

- Robiłam co mogłam... - szepnęła.

- Ej, nie płacz - Vagirio spojrzał zdumiony na łzy, które spłynęły jej po policzkach - Przecież to nie twoja wina.

- Starałam się...

- Wiem, ale śmiertelnicy to bardzo kruche istoty. Dlatego nie powinni spółkować z istotami naszego pokroju.

- Ale i tak jest mi tak bardzo przykro...

- Powiedziałbym, że mi też, ale bym skłamał.

- Nie masz serca?

- Mam. Jak myślisz jakim cudem żyję?

- Nie o to mi chodziło. Dlaczego tak gardzisz ludźmi? Dlaczego tak ich nie znosisz?

- Mam powód - fuknął.

- Ale...

- Skończmy ten temat - burknął, ruszając żwawym krokiem przed siebie.

Rozpaczliwy ryk Aigora rozniósł się echem po okolicy, przez co kolejne łzy spłynęły Nadele po policzkach.
Vagirio obejrzał się, słysząc cichy szloch. Westchnął zrezygnowany, zatrzymując się. Kiedy anielica go dogoniła, chwycił jej rękę, czym ją zaskoczył. Zdziwiona spojrzała czerwonymi od łez oczami na niego.

- Dam ci radę, Nadele - rzekł łagodniej - Nie angażuj się tak. Ludzie są śmiertelni i nie ma na to wpływu. Ale nie żałuj ich, bo gdy ich żywot skończy się tu, istnieją jeszcze jako dusze. Oni mają drugą szansę, choć na to nie zasługują. Dlatego nie żałuj i nie obwiniaj się. Cilia zapewne jest już w Niebie. Wyglądała na dobrą osobę.

Demon puścił jej dłoń, po czym wznowił marsz.

- Vagirio? - Dogoniła go.

- Hm?

- Dlaczego nie lubisz ludzi?

Nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał.

- Powiedz mi proszę - Nadele musnęła palcami jego dłoń.

Vagirio szybko odsunął rękę, nim anielica spróbowała go złapać.

- Kiedyś pokazali mi, jak bardzo potrafią być chciwi i okrutni - rzekł po dłuższej chwili - Skrzywdzili bliską mi osobę, bo pragnęli jeszcze więcej. Nie znali głodu, chorób, ani cierpienia. Mieli wszystko czego pragnęli, a jednak wyciągnęli ręce po jeszcze więcej.

Zamilkł.
Szli przed dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu, dopóki Nadele nie postanowiła przerwać tej męczącej ciszy. Niepewnie dotknęła ramienia Vagirio, ściągając na siebie jego uwagę.

- Chciałabym się wykąpać - Wskazała na plamy krwi na pozostałości swojej sukienki, w którą wytarła dłonie po odebranym porodzie.

- Niedaleko skąd jest jezioro - odparł Vagirio - Tam będziesz mogła się przemyć i stamtąd będzie już blisko do  ludzkiej wioski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro