39.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rimmone spokojnie spał, leżąc wygodnie na grubej gałęzi starego dębu. Duża gęsta korona drzewa doskonale chroniła chłopaka przed drobnym deszczem, który nadszedł wraz ze świtem.

Nagłe szarpnięcie ocuciło młodzieńca. Zaskoczony, odruchowo chwycił rękę Vagirio, ściskającą jego koszulę, tuż pod jego gardłem.

- Zgłupiałeś? - wydyszał nieco zlękniony - Chcesz aby mi serce stanęło?

- Zabieraj się stąd - mruknął.

- Słucham?

- Zrób to co ci wychodzi najlepiej. Po prostu zniknij.

- Niby dlaczego miałbym to zrobić? - Rimmone uniósł brew.

- Ściągasz kłopoty na Astaroth. Nie pozwolę by coś się jej stało przez ciebie.

- Przeze mnie? Astaroth sama ciągle pakuje się w kłopoty!

- A ty jakoś jej od tego nie odwodzisz. Wpierw ją zaatakowałeś. Później akcja ze Strażnikiem kamienia. Następnie atak Szakura, a teraz zaciągnąłeś ją do Zmór. W co jeszcze masz zamiar ją wpakować?!

- Oj, oj. Fakt wycieczka do Zmór to był mój pomysł, ale z resztą nie miałem nic wspólnego. Zwłaszcza z Kamieniem Śmierci - Rimmone uśmiechnął się zadziornie. - A może jesteś zazdrosny? Boisz się, że Asta będzie się lepiej ze mną dogadywać?

- Jedyne czego się obawiam, to fakt, że Astaroth może się za bardzo do ciebie przywiązać. Nie umiała się dogadać ze śmiertelnikami, więc będzie ją cieszyć każdy, z kim będzie mogła porozmawiać. Ale ty jesteś ostatnią osobą, z którą powinna się przyjaźnić.

- Niby dlaczego? Bo jestem mieszańcem? - prychnął - Przypominam ci, że Asta również nim jest!

- Ale ona nie jest tak rozpoznawalna jak ty, szczeniaku. Jak to Agares ujął, uchodzisz za najbardziej wkurwiającego i lekkomyślnego mieszańca. Każdy demon w okolicy cię zna i z pewnością z chęcią by cię rozszarpał na kawałeczki. Więc nie chcę żeby którykolwiek z nich zobaczył cię z moją córką.

Nagle chwyt Vagirio osłabł. Rimmone zamarł, widząc jak demon blednie.

Czarnowłosy zachwiał się niebezpiecznie, po czym runął na ziemię.

- Vagirio! - Rimmone, zeskoczył z drzewa i natychmiast podbiegł do demona, który zaczął potwornie kasłać - Co ci jest, staruszku?

Przeraził się jeszcze bardziej, widząc jak kolejne pasmo jego czarnych włosów staje się siwe, a z ust wypływa smolista krew. Przygryzł wargę, czując chłód bijący od skóry demona. To było bardzo niepokojące. Tak zimne ciała miały tylko anioły.

Po chwili Vagirio zaczął głębiej oddychać. Jego ciało odzyskało wcześniejszą barwę i temperaturę.
Zdołał usiąść i już spokojnie wytrzeć posokę z ust.

- Co się z tobą dzieje? - spytał Rimmone.

- A jak myślisz? - Demon westchnął ciężko, odgarniając włosy w tył.

- Ty... Umierasz?

- Póki co tylko słabnę. Tylko patrzeć, gdy nie będę mógł korzystać z talentów. Dlatego muszę zabrać Astaroth do ruin, gdzie poznałem Nadele.

- Przecież to kawał drogi stąd. I czeka was jeszcze przelot nad oceanem!

- Myślałem, że mam więcej czasu... - Vagirio skrył twarz w dłoniach.

- Jak długo to trwa?

- To się zaczęło jak jeszcze Nadele żyła. Ale w tedy nie było tak źle. Czasem tylko zakręciło mi się w głowie, ale ostatnimi czasy... Dzieje się to, co przed chwilą miałeś okazję zobaczyć... Każdy kolejny atak jest coraz gorszy.

- Jest jakiś sposób aby to zatrzymać?

- Jest, ale to nie możliwe do spełnienia.

- Dlaczego?

- Bo musiałbym wrócić do Piekła.

- No tak... To raczej odpada. A nie ma innego sposobu?

- Pijąc krew aniołów mógłbym to spowolnić, ale...

- Ale?

- Obiecałem Nadele, że nie będę zabijać aniołów, o ile nie będę musiał bronić siebie, albo naszej córki.

- Masz piętno?

- Już nie, ale i tak nie mogę tego zrobić. Nie chcę.

- W takim stanie nie dojdziesz do wybrzeża. Nie wspomnę o lataniu. A co z nauczaniem? To też wymaga sił. Sam sobie nie poradzisz. Niestety musisz mi przyznać rację.

Vagirio łypnął na Rimmone'a, a po chwili umknął wzrokiem gdzieś w bok.

- Mogę ci pomóc - drążył chłopak - Będę miał na nią oko i nauczę ją wszystkiego, czego jestem w stanie. Wiem, że ci to nie na rękę, ale sam nie dasz rady.

- Eh... - Vagirio zrezygnowany pokręcił głową. - Nie chętnie to powiem, ale masz rację - Spojrzał chłopakowi w oczy. - Ale nic nie mów Astaroth. Piśnij jej choćby słówko, a powyrywam ci resztki skrzydeł.

- Nic jej nie powiem - Rimmone pomógł mu wstać. - Obiecuję.

- I pamiętaj, że są rzeczy, o których Astaroth nie ma pojęcia. Więc trzy razy się zastanów, zanim cokolwiek powiesz.

- Będę trzymać język za zębami - Mieszaniec przewrócił oczami.

- I jeszcze jedno. Tego tym bardziej nie możesz powiedzieć Astaroth. I nie możesz spanikować, jasne?

- O ile nie powiesz, że Asta w każdej chwili może stwierdzić, że chce być po stronie aniołów i naśle na nas Łowców, to możesz być pewien, że nie spanikuję.

- Chyba widziałem Beliala.

- C-co? - Chłopak z trudem przełknął ślinę. - Kiedy? Gdzie?

- Miałeś nie panikować - mruknął Vagirio.

- Myślałem, że Belial nie opuszcza Piekła.

- Bo tak było. Widocznie dla Astaroth postanowił się pofatygować.

- Kiedy go widziałeś?

- Jak byliśmy u Agaresa. Kiedy była burza, zobaczyłem cień Beliala na chmurach.

- Jesteś pewien, że to był Belial?

- Wszędzie rozpoznałbym tą sylwetkę i dwie pary skrzydeł...

- Może jednak się pomyliłeś. Gdyby to był Belial to z pewnością by zaatakował.

- Nie. On nie atakuje od tak. Jest na to zbyt sprytny i cierpliwy. Nie zdziwię się, jeśli przyleciał, by się rozejrzeć, chcąc dobrać demona, który idealnie poradziłby sobie w tym terenie. Stąd atak Szakura i Arashi. Jednak nie przewidział, że Agares się wtrąci. Demony raczej niechętnie ryzykują swoim życiem, by kogoś ratować.

Zamarli, gdy nagle zabrzmiał trzask gałęzi. Vagirio szybko się wyprostował i odsunął się nieco od Rimmone'a, który dotąd go podpierał.
Patrzył swymi mrocznymi ślepiami na Astaroth, jak właśnie znów się gdzieś wymykała.

- Skąd ona ma tyle sił? - westchnął Vagirio. - Przespała może ze dwie godziny.

- Myślę, że po prostu ciężko jest jej się przyzwyczaić do nocnego trybu życia.

- Albo po prostu wie, że za dnia nie mam jak jej pilnować - Łypnął na młodzieńca. - Miej ją na oku. Dość spory kawałek stąd jest rzeka. Gdzie woda, tam zwierzyna, a gdzie zwierzyna tam drapieżniki.

- Demony przecież nie zaatakują.

- Ale mieszańce mogą. Zresztą tu lubią się kręcić niedźwiedzie, a Astaroth nie potrafi latać, ani walczyć. Więc przypilnuj jej, aby nic się jej nie stało.

Rimmone skinął głową, po czym ruszył śladem dziewczyny.
Zaś Vagirio patrzył przez chwilę, jak chłopak znika między drzewami. Kiedy stracił mieszańca z oczu, łypnął na swoje dłonie. Trzęsły się potwornie i stały się strasznie żylaste. Widział dokładnie swoje żyły, przez które mknęła smolista krew.
Po chwili oderwał od nich wzrok, zaciskając przy tym pięść.
Docierała do niego smutna prawda, że już sam sobie nie poradzi. Choć bardzo tego nie chciał, to musiał skorzystać z pomocy Rimmone'a. Miał tylko nadzieję, że nie będzie tego żałować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro