54.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak powiedział Vagirio, już następnej nocy statek, którym podróżowali przybił do portu, przy wielkim mieście.
Doki były olbrzymie i rozbudowane. Stały w nich setki dużych i małych statków. Tysiące ludzi przewijały się przez nie nawet w środku nocy. Samo miasto było dość bogate i olbrzymie. Budynki były zadbane, podobnie jak ulice. Wszędzie roiło się od straży, pilnującej porządku. W kościołach panował rażący przepych, a na targach, roiło się od straganów, wypełnionych po brzegi. Oczywiście jak w każdym tak dużym mieście nie brakowało tu przestępców i nędzarzy.

Port zajmował niemal całą zatokę, w której go wybudowano i otowaczał go największy w mieście targ. To tu można było dostać najdroższe i najunikalniejsze towary, przywiezione z drugiego krańca świata lub... wyrwane z głębin oceanu.

Vagirio wraz towarzyszami, szybko opuścił łajbę i oddalił się od załogi, by nie patrzeć jak wywlekają z ładowni rozczłonkowane ciało Skrzydlicy, by następnie szybko i drogo je sprzedać.

Teraz ich celem było wydostanie się z tego ogromnego miasta. Przeciskali się między ludźmi, cudem nie dając się porwać tłumowi, który przypominał nurt silnej rzeki. Nie spodziewali się takiego tłoku o tej porze.

Nagle wśród tysięcy rozmów, krzyków i kroków, ich czujne uszy wyciwyciły coś, co ich zaniepokoiło. Nie spodziewali się usłyszeć czegoś takiego w mieście.

- Słyszeliście to? - Rimmone pobladł.

- To był ryk - stwierdził Vagirio - I to czegoś sporego.

- Pójdziemy to sprawdzić? - spytała Astaroth.

Vagirio nie odpowiedział. Ignorując miejski zgiełk i wytężając słuch, szedł w stronę interesujących go odgłosów - ryku i krzyków mężczyzn.
Nagle zboczył z głównej ścieżki i ruszył między drewniane budynki. Były to magazyny. Minął kilka baraków, po czym zatrzymał się pod ścianą jednego z nich, z którego dochodziły ryki i odgłosy walki.

- Kurwa! - ktoś wrzasnął - Sukinsyn mnie ugryzł!

Vagirio spojrzał na córkę i Rimmone'a. Zaczęli zaglądać do magazynu przez dziury między deskami. To, co tam zobaczyli, zaparło im dech.

Kilkunastu mężczyzn szarpało się z dziwnym stworzeniem, które jakimś cudem zdołało oswobodzić pysk i jedną z łap.
Bijący od niego zapach siarki szybko zdradził, że ofiarą ludzi był demon.

Miał on długą szyję i poruszał się na czterech dość mocno ugiętych nogach. Jego grzbiet, łapy i długi ogon, przypominały części ciała krokodyla. Skóra była jasno zielona, z białymi pręgami na bokach, o ciemnozielonych krawędziach. Między palcami miał błony, której barwa przechodziła z zieleni, przez żółć i pomarańcz, po jakrawą czerwień. Dodatkowo miały na sobie czarne plamki, jakby były spropione krwią demona. Płetwy na jego bokach sięgające, niemal od przednich łap do tylnich, ubarwieniem przypomniały blony między długimi i dość szerokimi palcami. Teraz były złożone i przeciśnięte do tułowia przez ciężkie łańcuchy.
Pysk przypominał nieco spłaszczony łeb żmii. Na powiekach miał czarne plamy, o białych krawędziach. Jego tęczówki były żółte i świecące, a źrenice w kształcie pionowych kresek. Jego dziąsła i podniebienie miały ciemnofioletową barwę, jakby mocno zsiniały, a długi, rozdwojony język był czarny.

Astaroth patrzyła ze smutkiem jak ludzie ściskają demonowi paszczę pasami tak mocno, że jego własne zęby zaczęły to kaleczyć.

- Przytrzymajcie go - powiedział, jeden z mężczyzn.

Jego towarzysze zdołali dociagnąć łeb demona do ziemi, by ich szef mógł bezpiecznie podejść.

Facet przyniósł kolanem szyję demona, zbliżając szklane naczynie do jego pyska.

- Płacz - warknął.

Demon zaczął wierzgać łapami. Chciał rozerwać łańcuchy i uciec. Jednak był już za słaby. Spojrzał swym przekrwionym okiem na faceta oczekującego na łzy. Zawarczał cicho. Gdyby w jakiś sposób się uwolnił, to właśnie ten typ pierwszy zapłaci mu za krzywdy.

- Potrzebujesz zachęty? - Skinął głową do swoich towarzyszy.

Demon napiął się i wydał z siebie stłumiony ryk, gdy bicze zakończone ostrymi hakami szarpały jego ciało.
Dostał kilka takich batów, a otrzymałby ich dużo więcej, gdyby nie łzy, które mimo jego woli umknęły mu z oczu.

- Bardzo dobrze - Mężczyzna, który zebrał krople do naczynia, poklepal go po szyi, po czym się podniósł. - Obym jutro nie musiał tyle czekać. Możecie go uśpić.

Przyłożyli mu do nozdrzy ścierki, nasączone silnymi usypiającymi aromatami. Normalny człowiek po wdychaniu takiej ilości tych specyfików by umarł. Ale demona usypiało to na kilka godzin.

Rimmone wyraźnie oburzony zachowaniem ludzi, w końcu odsunął się od ściany i spojrzał na Vagirio.

- Co to za demon? - szepnął - Dlaczego mu to robią? I widzą jego postać?

- Na to wygląda, że to Widzący... - odparła Astaroth.

- Ginamuru... - szepnął Vagirio.

- Co? - Astaroth uniosła brew.

- Ginaco? - Rimmone spojrzał pytająco na czarnowłosego.

- To Ginamuru - Vagirio wskazał na ścianę, za którą był uwięziony demon. - Ma wyjątkowe umiejętności. Jego łzy leczą wszelkie rany i choroby. Lecz ślina ma w sobie potężny jad.

- Uwięzili go i katują dla łez... - Astaroth spojrzała w stronę szpar ze szczerym współczuciem.

- Pewnie ślinę też zbierają - odparł Vagirio - To by wyjaśniało dlaczego miał okazję ugryźć jednego z tamtych.

- Musimy mu pomóc - rzekła dziewczyna - Inaczej go zatłuką. On już ledwo zipie.

- My? O, nie. Nie ma mowy.

- Ale...

- Ja to załatwię - Nie pozwolił jej dokończyć. - Ginamuru jest niebezpieczny. Jedno ugryzienie i giniesz.

- Zatem co zamierzasz? - spytał Rimmone.

- Wy ruszycie na północ miasta. Poczekacie na mnie już za jego murami. Ja uwolnię Ginamuru i do was dołączę.

●●●●●●

Kilka godzin później, Vagirio wrócił do miejsca, gdzie zniewolono Ginamuru. Skupił się. Jako czarny wąż, zwinął się w kłębek pod ścianą magazynu. Zaczął obserwować śpiącego demona i strażnika, który przysnął, siedząc na krześle. Facet był sam. Prawdopodobnie ze względu na fakt, że Ginamuru twardo spał odurzony.

Po kilku minutach Vagirio, cichutko podpełzł do niego. Przyjrzał się odkrytej kostce, rozmyślając gdzie uderzyć. W końcu zasyczał cicho, szykując kły jadowe do ugryzienia. Szybko wbił je w kostkę mężczyzny, wyrywając go tym ze snu. Facet niemal natychmiast poderwał się z miejsca. Nim Vagirio jakkolwiek zareagował, przyjął dość silne kopnięcie, które wyrzuciło go w powietrze. W locie przeistoczył się w łowcę. Odbił się łapami od ściany magazynu, w którą by uderzył z impetem jako wąż, po czym wylądował na ziemi.

Zawarczał, ukazując czarne kły i wlepiając białe ślepia w przerażonego mężczyznę. Facet rzucił się do drzwi. Jednak Vagirio wystarczyły dwa skoki, by go dopaść. Chwycił szczękami obojczyk mężczyzny. Trzepnął nim o ścianę, a następnie rzucił go na ziemię.
Ten przerażony zaczął się odsuwać. Jednak to mu w żaden sposób nie pomogło.
Vagirio i tak nie miał zamiaru go oszczędzić. Demon rzucił się na mężczyznę. Przygniótł go łapami do ziemi. Nagle jego bok ogarnął ból. Zapiszczał z boleści, po czym łypnął kontem oka na nóż, który utkwił mu między żebrami.
Dotąd jego zupełnie białe oczy, na ułamek sekundy zabłysły czerwienią.
Wściekly zaczął rozszarpywać zębiskami szyję faceta, a pazurami ciął jego pierś. Nie przeszkadzały mu wrzaski ofiary i tryskająca we wszystkie strony krew.
Odsunął się nieco dopiero kiedy mężczyzna przestał krzyczeć i się szarpać.

Ignorując rozszarpane ciało mężczyzny, podszedł do skutego demona. Zbliżył się do jego paszczy i lekko ruszył ją swą zakrwawioną łapą.

- Pobudka, Ginamuru.

Dopiero po chwili odurzony demon, powoli uniósł powiekę. Jego wzrok przez dłuższą chwilę zdawał się być nieobecny.

- Jestem tu by ci pomóc - Vagirio przysunął pazury niebezpiecznie blisko jego paszczy, by rozerwać pas. - Nie ugryź mnie.

Kiedy jego szpony rozdarły skórę, odruchowo odskoczył od Ginamuru, gdy demon szeroko otworzył paszczę. Na szczęście dla Vagirio, Ginamuru nie miał zamiaru go ugryźć. Chciał jedynie rozruszać zbyt mocno ściśniętą szczękę i by zęby przestały wbijać mu się w dziąsła.

Vagirio pomógł demonowi wyplątać się z łańcuchów. Odruchowo położył uszy i jego podwinął ogon, gdy Ginamuru się podniósł, ukazując swój pełen rozmiar. Rozłożył płetwy, które przez długi czas miał ściśnięte. Zasyczał dość głośno, wyszczerzając kły jadowe i ukazując mroczny jęzor.

Nagle Ginamuru zaczął się kurczyć. Jego ogon zniknął, a wężowy pysk zastąpiła ludzka twarz. Podniósł się na dwie nogi. Łuski i błony zniknęły.
Po chwili przed Vagirio stał młody chłopak, o gęstych włosach, które miały niezwykłą barwę, ognistej pomarańczy, na końcówkach przechodzącą w krwistą czerwień.
Jego tęczówki pozostawały żółte.
Był wychudzony, przez co Vagirio mógł w pełni podziwiać jego żebra i pozostałości po niegdyś silnych mięśniach. Jego boki, pierś i plecy były mocno pokiereszowane.

Ginamuru nie czekał, aż Vagirio okaże mu swą ludzką postać. Podszedł do jednej ze skrzyń i oderwał wieko. Zmierzył wzrokiem małe fiolki i słoiki, w których były jego łzy. Otworzył jedno z większych naczyń i oblał się jego zawartością.

Vagirio już w ludzkiej postaci, patrzył jak jego łzy zalewają głębokie rany. Szramy, po zetknięciu choćby z jedną kroplą łez, zaczynały się goić.
Po chwili nie było po nich nawet śladu.
Ginamuru obejrzał się w stronę demona. Rzucił mu jedną z fiolek, zapełnionych jego łzami. Wiele go kosztowało by zapełnić każde z tych naczyń.

Vagirio chwycił fiolkę i bez słowa ją obejrzał.

- I tak jestem twoim dłużnikiem - rzekł Ginamuru, po czym zmierzył wzrokiem skrzynie - Jak myślisz? Zamienić etykiety? Czy po prostu to wszystko zniszczyć?

- A na jak okrutną zemstę zasługują?

Ginamuru uśmiechnął się szeroko, marszcząc przy tym upiornie brwi. Zamienił etykiety, wiedząc, że śmiertelnicy nie rozpoznają które naczynia zawierają jad, a które łzy. Obie ciecze były bezbarwne. Co prawda jad był gęstrzy, ale żaden z krzywdzących go ludzi tego nie sprawdzał, przed sprzedażą.

Ginamuru podniósł skrzynię z jego łzami, po czym upuścił ją na ziemię. Trzask pękającego szkła, sprawił, że poszerzył uśmiech. Zmierzył wzrokiem zniszczoną zawartość, po czym odstawił pudło na miejsce.

- Myślisz, że ludzie się nie zorientują?

- Sądzę, że mają mnie za bezmyślne bydle, które nie wpadłoby na taką intrygę i nie wpadną na to, że podmieniłem etykiety. Ale na wszelki wypadek zbryzgam skrzynię krwią tamtego. Może uznają, że uciekając, rzuciłem nim o towar.

- A co dalej zamierzasz?

- Załatwię jeszcze szefa tej bandy i wracam na bagna. Spokojnie nie narobię zbyt wielu problemów.

Nagle Ginamuru zasyczał odruchowo, wyszczerzając przy tym zęby, gdy zza ściany zabrzmiał dziewczęcy krzyk i odgłosy szarpaniny.

- Ktoś tu przyszedł z tobą? - Demon łypnął na Vagirio.

Czarnowłosy poczuł jak ogarnia go gniew. Wypadł z magazynu, już sobie wyobrażając Astaroth i Rimmone'a, którzy jak zwykle zlekceważyli jego słowa. Ku jego zdziwieniu to nie oni kręcili się przy baraku. Grupka ciekawskich nastolatków postanowiła pozaglądać do magazynów.

Vagirio patrząc na ich obdarte, brudne ubrania, umorusane twarze i zaniedbane włosy, dłonie oraz stopy, szybko wywnioskował, że były to dzieci ulicy. Zapewne liczyły na łatwy zarobek, który pomoże im przetrwać kolejne dni.

Chłopcy, którzy zdołali jakimś cudem ogłuszyć mężczyzn, niezbyt dokładnie, pilnujących magazynów, uciekli zostawiając ranną koleżankę. Dziewczyna była przerażona. Bała się demonów, które nagle wypadły z jednego z budynków. Nie mogła uciekać. Nadepnęła bosą stopą na rozbite butelki, przez co teraz po prostu siedziała na ziemi i łkała z bólu.

Ginamuru rozejrzał się. Po chwili łypnął na Vagirio, który kucnął przy dziewczynie i obejrzał spory kawałek szkła, tkwiący w jej nodze.

- Głęboka rana - Spojrzał na Ginamuru. - Nawet jeśli zachowa czucie w kończynie, to żyjąc na ulicy długo nie pociągnie.

- Wda się zakażenie - Ginamuru dokończył za niego, podchodząc do dziewczynki. - Rana zacznie gnić, a organizm ogarnie gorączka. A po kilku tygodniach męczarni, niczym wymodlona łaska, nadejdzie śmierć.

Vagirio odsunął się, ustępując miejsca Ginamuru.
Demon o ognistej czuprynie, usiadł na ziemi, krzyżując przy tym nogi. Spojrzał na dziewczynę, przechylając głowę to w jedną, to w drugą stronę, niczym zaciekawione zwierzę.

- Pozwolisz? - spytał w końcu, wskazując na jej stopę.

Nastolatka na początku pokręciła głową, kuląc się jeszcze bardziej.

- Krzywdy ci nie zrobię, dziecko - Ginamuru uśmiechnął się zaskakująco łagodnie. - Jedyny ból jaki poczujesz z mojej ręki, to kiedy wyjdę ci szkło z nogi. Obiecuję.

Vagirio przyglądał się zaciekawiony jak dziewczyna po krótkim namyśle pozwala demonowi dotknąć swojej stopy. Ginamuru nieco ją uniósł, by się dokładniej przyjrzeć fragmentowi szkła. Chwycił odłamek.

- Gotowa? - spytał.

Gdy ta skinęła głową, demon mocnym szarpnięciem wyciągnął szkło, wywołując kolejny wrzask i obfite krwawienie. Mocniej ścisnął kostkę dziewczyny, by nie wyrwała nogi z jego chwytu. Po chwili nieco schylił głowę i lekko ją przechylił. Łza nagle spłynęła mu po policzku, by ostatecznie spaść na nogę dziewczyny. Rana dość szybko się zasklepiła, przynosząc ulgę nastolatce.

Panienka spojrzała z lekkim przerażeniem, ale i eksytacją na Ginamuru.

- Nikomu o tym ani słowa, dobrze? To nasz sekret - Wyprostował się, po czym pomógł jej wstać. - I lepiej poszukaj sobie innych kolegów.

Dziewczyna uśmiechnęła się nieco, po czym wtuliła się w demona. Ginamuru przez chwilę miał uniesione ręce. Spojrzał na sporo niższą od niego panienkę, dopiero po chwili objął ją, odwzajemniając uścisk.

- Dziękuję - szepnęła, po czym puściła demona i uciekła.

Ginamuru spojrzał na Vagirio.

- Mów co chcesz, ale warto niektórym pomagać.

Podszedł do krótkiego pomostu i stanął na jego krawędzi. Przybrał są upiorną postać. Spojrzał jeszcze na Vagirio, po czym wskoczył do wody i niemal natychmiast zanurkował.
Zaś czarnowłosy demon stał jeszcze przez chwilę, patrząc w stronę, gdzie zniknął Ginamuru.
W końcu z lekkim trudem, przeistoczył się w kota i ruszył w stronę miejsca, gdzie miał się spotkać z córką i Rimmonem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro