60.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Uciekaj - szept Astaroth dotarł do czujnego ucha Rimmone'a.

Jednak chłopak zignorował jej błagalny głosik. Znów zasyczał, robiąc ostrzegawczy krok w stronę anioła który dzierżył dwa sztylety. Następnie łypnął na kusznika. Co rusz zerkał też za siebie, w stronę Łowcy, który stał na drzewie i łuk zastąpił długim biczem.
Powoli się do niego zbliżali, zacieśniając krąg i odcinając mu drogę ucieczki, choć nie miał zamiaru próbować umknąć.
Nożownik wziął zamach i posłał jedno z ostrzy w stronę Rimmone'a, zbliżając się do niego przy tym niebezpiecznie. To co miało sprowokować mieszańca. 

Chłopak odruchowo odskoczył przed ostrzem, choć i tak zdołało drasnąć go w ramię. Szybko wziął zamach ostrymi pazurami, mierząc w napastnika.
Jednak nie zdołał zranić Łowcy. Zaklęty bat, zakończony ostrymi hakami, przebił jego koszulę i uderzył o jego plecy, rozcinając skórę i wyrywając pióra przy łopatkach.

Rimmone padł na kolana, krzycząc z bólu, gdy niemal natychmiast bicz znów uderzył o jego ciało.
Łucznik, którego zranił żwawo do niego podszedł by kopnąć go w twarz.
Mieszaniec jęknął z bólu, gdy osłonięta stalą noga anioła, przetrąciła mu nos i roztrzaskała wargę. Zawarczał, czując narastający gniew i wlepił żądne mordu spojrzenie w Łowcę. Już miał się poderwać z kolan i rzucić na łucznika, który postrzelił Astaroth, gdy bicz znów wyszarpnął kawałek mięśnia z jego grzbietu.

Okrucieństwo aniołów sprawiło, że Astaroth głośno nabrała powietrza w płuca. Łzy zebrały jej się w oczach. Nie mogła patrzeć jak anioły torturowały i powoli zabijały jej przyjaciela.
To ciche sapnięcie zdradziło Łowcom jej obecność.

Mimowolnie pisnęła ze strachu, gdy nożownik, zajrzał do nory. Szybkim, zdecydowanym ruchem chwycił ją za włosy i wyciągnął ze schronienia, wywołując krzyk z przerażenia i bólu.

- Dwa mieszańce - prychnął anioł z biczem, zeskakując na ziemię - Marny łup.

- Liczyłem na jakiegoś Egzekutora - odparł kusznik - Albo jakiegokolwiek demona czystej krwi.

- Dobre i to - odparł nożownik - Mieszańce z w pełni rozwiniętymi skrzydłami to rzadkość.

- Jak myślicie? - wtrącił łucznik - Rodzeństwo czy para Vincu?

- A czy to ważne? - odparł anioł z biczem - I tak zaraz się ich pozbędziemy.

Astaroth patrzyła przerażona na Łowców, którzy z taką obojętnością, rozmawiali o nich. Traktowali ich jak zwykłą zwierzynę.
Nagle ogarnęła ją panika, gdy nożownik, odchylił jej głowę w tył, ciągnąc za włosy i przyłożył sztylet do jej odsłoniętego gardła.

- Zostawcie nas! - krzyknęła przerażona, szarpiąc się z Łowcą. - Tato! Pomocy!

Anioły parsknęły śmiechem, słysząc jej rozpaczliwe wezwanie i widząc, jak po policzkach spływają jej łzy.

- Twój tatuś jest w pobliżu? - zarechotał łucznik - Świetnie. Może jest więcej wart niż wy dwoje razem wzięci.

- Czy to nie dziwne, że ostrze jej nie parzy? - spytał nożownik, unosząc brew.

- Co z tego? - odparł anioł z biczem - Po prostu ją zabij, załatwimy jeszcze chłoptasia i poszukamy ojca tej małej.

- Zostawcie ją, dranie! - ryknął Rimmone - Jest niewinna! Nigdy nikogo nie skrzywdziła! Jest istotą wam podobną!

- Śmiem wątpić - prychnął nożownik, patrząc wymownie na jej skrzydła.

Przycisnął ostrze do skóry nastolatki. Zdziwił się nieco, gdy z lekkiego skaleczenia wypłynęła złota krew. Jednak postanowił dokończyć swe zadanie. Już miał rozciąć jej szyję, gdy zabrzmiał przerażający ryk.

Z drzewa wyskoczył Zwiadowca. Demon, przypominający ptaka, o gładkiej, pozbawionej piór skórze. Miała ona ciemnobrązową barwę i znaczyły ją liczne, jaskrawe plamy. Spory grzebień na głowie, teraz był nastroszony, zdradzając gniew i chęć walki. Była to Sherin.
Chude nogi, z przerażającą siłą wbiła się w ciało Łowcy, który omal nie poderżnął Astaroth gardła. Anioł puścił dziewczynę i z impetem runął na ziemię. Krzyczał z bólu, gdy ostry dziób Sherin, naznaczony rysami, bezlitości pozbawił go oczu, a szpony rozrywały odsłonięty brzuch.
Nagle ta zapiszczała prostując się gwałtownie, gdy jej grzbiet rozszarpał bicz. Obrócił się gwałtownie, rycząc wściekle i strosząc poszarpane skrzydła.  Nagle odsłoniętą pierś na wylot przebiła się strzała, uszkadzając płuco i serce.

Sherin ryknęła z bólu, po czym runęła na ziemię, tuż obok poszarpanego anioła.

Łucznik stanął nad nią i przygotował się do strzału w głowę. Nie zdążył dokończyć dzieła, gdy Vagirio w postaci łowcy, powalił to na ziemię. Z furią wyrywał czarnymi kłami fragmenty odzieży i ciała anioła. Prowadziła do taka furia, że jego kły zdołały zrobić dziury w karwaszu z anielskiej stali, pomimo że parzyła jego dziąsła. Silna żuchwa zatrzasnęła się, miażdząc rękę młodego Łowcy.
W końcu Vagirio puścił jego przedramię, po czym szybko chwycił za jego szyję. Silnym szarpnięciem wyrwał mu krtań.
Z gardła wydarł mu się krótki pisk, gdy o jego grzbiet uderzył zaklęty bat.

Wściekły zasyczał niczym wąż, obracając się w stronę Łowcy, dzierżącego bicz. Mięśnie pyska drżały z napięcia. Kły i dziąsła miał wyszczerzone w całej okazałości. Oczy płonęły czerwienią.
Ryknął na całe gardło, wzbudzając strach w młodych aniołach. Kusznik i młodzieniec z biczem spojrzeli na siebie. W popłochu poderwali się do lotu, rezygnując z polowania i zostawiając oślepionego kompana.

Vagirio gwałtownie wypuścił powietrze w płuc, a z nozdrzy umknął dym.
Kiedy anioły zniknęły za linią drzew, obrócił się w stronę Astaroth. Przeistoczył się w człowieka, po czym pognał w stronę córki. Chwycił ją w ramiona, nie przejmując się, faktem, że nigdy dotąd nie był taki czuły.

- Nic ci nie jest? - Odsunął się nieco i obejrzał ją szybko. - Nie skrzywdzili cię?

- Skrzydło jeszcze odrobinę mnie boli, po strzale. Ale nic więcej mi nie zrobili. Dzięki Rimmone'owi.

- Serce mi omal nie stanęło, gdy usłyszałem twój krzyk... - Odetchnął z ulgą, znów ją przytulając. - Najważniejsze, że nie zrobili ci krzywdy.

W końcu odsunął się i spojrzał na pokiereszowanego chłopaka.

- Trzymasz się? - spytał z zadziwiającą sympatią w głowie, patrząc na rany mieszańca.

Rimmone pokiwał głową, powoli się podnosząc na nogi.

Nagle Vagirio spojrzał w stronę, gdzie leżał oślepiony anioł. Młodzieniec w ciagu kilku sekund wyzionął ducha i przeistoczył się w srebrzysty pył.
Jednak demon się tym nie przejął. Interesował się bardziej swoją dawną podopieczną, która ledwo żywa leżała na ziemi. Poszedł do niej. Widzia, jak jej ciało Zwiadowcy zastępuje ludzka postać. Czuł jak radość i ulgę, zastępował strach i żal. Serce go zakuło, gdy stanął tuż nad dziewczyną i spojrzał na strzałę tkwiacą w jej piersi.

- Sherin... - Padł przy niej na kolana i chwycił jej dłoń.

- Przepraszam, Vagirio... - wycharczała, opluwając się własną, smolistą krwią - Zapomniałam o najważniejszej zasadzie... Nie skupiłam się na obronie...

- Cicho, dziecko... - Pogłaskał ją po głowie wolną ręką. - Dobrze się spisałaś. Dziękuję, że ocaliłaś moją córkę.

Uśmiechnęła się słabo, a z jej oczu umknęły łzy. Po chwili powieki opadły, a oddech ustał. Jej ciało szybko zbladło, by następnie powoli obrócić się w proch.

Vagirio zacisnął oczy i zęby, gdy pozostałości po ręce jego wychowanki przesypały mu się przez palce.
Po chwili zacisnął pięści. Gdy powieki uniosły się gwałtownie, odsłoniły zupełnie czerwone ślepia.
Demon zasyczał, przeistaczając się w latające monstrum.

Zaryczał na całe gardło, rozkładając wielkie, błoniaste skrzydła, po czym wzbił się w powietrze.
Jego pełen siły i gniewu ryk roznosił się echem po okolicy.

Astaroth podeszła do obolałego Rimmone'a i niepewnie sięgnęła do jego dłoni.

- Kto to był? - spytała, gdy na nią spojrzał. - Ta dziewczyna...

- Nie mam pojęcia - Pokręcił głową, po czym znów spojrzał w niebo. - Ale Vagirio rozszarpie ich na kawałeczki...

○●○●○●○●○●○●○

Astaroth siedziała tuż przy Rimmonie i przyglądała się ranie na jego ramieniu. Po chwili przymknęła oczy i skupiła się, myśląc o rozcięciu i opażeniu od angielskiego oręża.
Chłopak cicho syknął, gdy rana piekąc, zaczęła się zasklepiać. Po chwili pozostał jedynie ślad, nieco ciemniejszy od reszty ciała. Przypominał bardziej przebarwienie bądź zwykły pas zrobiony farbą.

- Dziękuję - Rimmone przerwał ciszę.

- Drobiazg. To ja powinnam ci podziękować. Ocaliłeś mnie przez upadkiem i chroniłeś przed aniołami.

- To nic takiego - Uśmiechnął się słabo.

Astaroth zawahała się. Po chwili jednak znalazła w sobie odwagę i szybko cmoknęła mieszańca w policzek, dziękując mu za ratunek.
Westchnęła cicho, opierając czoło o jego uleczoną rękę.

- Dlaczego anioły takie są? - spytała po chwili. - Okrucieństwem dorównują demonom...

- Tak to już niestety jest. Dawno temu powstali Łowcy by zabijać demony i tak już zostało. Tylko że przez te wszystkie lata pozbawiły ich już wszelkich skrupułów.

- To okropne...

- Niestety są rzeczy na które nie mamy wpływu. Widziałaś, że nie chcieli słuchać, kim jesteś. Zabiliby cię, choć w połowie jesteś taka jak oni.

- A ciebie pomimo, że jesteś w połowie jak istory, które mają chronić... Byliśmy dla nich jak tylko kolejne trofea...

- Bylibyśmy ich pierwszymi ofiarami - poprawił ją - To polowanie było ich testem. Do rana mieli za zadanie upolować jak najwięcej demonów i przynieść trofea. Najczęściej są nimi zęby, kolce, bądź pióra. To była ich inicjacja na prawdziwych Łowców.

- Użyli słowa, którego nie rozumiem. Nazwali nas parą Vicru. Co to znaczy?

- Vincu, Asta - Uśmiechał się nieco. -  Vincu.

- Czym jest Vincu?

- Szczerze mówiąc to nie wiem tak dokładnie. Wiem tylko, że to silna więź, łącząca demony. Ale ojciec nie zdążył mi dokładnie wyjaśnić na czym ona polega.

Wzdrygnęli się, gdy nagle z drzewa zeskoczył Vagirio. Milcząc przeistoczył się w człowieka, po czym usiadł przy ognisku. Po prostu patrzył w ogień, próbując nie myśleć o srebrzystej krwi spływającej mu po dłoniach.

Astaroth i Rimmone zwrócili się ku sobie, wymieniając się wymownymi spojrzeniami.

- Kim była ta dziewczyna, tato? - nastolatka spytała ostrożnie.

Vagirio uniósł wzrok znad ognia i spojrzał na nią.

-  Sherin była moją podopieczną wiele lat temu. Znalazłem ją w Piekle, gdy była małym dzieckiem. Nikt nie wiedział co się stało z jej rodzicami. Czy zginęli, czy po prostu ją porzucili, bo była słaba. Więc ją przygarnąłem, nauczyłem ją jak przetrwać, a później, gdy była starsza, silnjejsza i gotowa by żyć samodzielnie, oddałem ją do stada, ponieważ była Zwiadowcą - Pokręcił głową, zaciskając powieki. - Nie zasłużyła na taką śmierć... Była dobrym dzieckiem pomimo swojego pochodzenia i trudnego życia wśród myśliwych - Podniósł się z miejsca, po czym zasypał ogień piaskiem. - Chodźmy stąd... Aż tu czuję zapach jej krwi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro