77.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Servan pomimo, że był już potwornie wyczerpany, biegł najszybciej jak potrafił, niosąc na grzbiecie Astaroth. Dziewczyna trzymała się go mocno, modląc się, aby nie spaść. Wiedziała, że upadek byłby bardzo bolesny, gdyż Servan naprawdę nie szczędził mięśni. Pędził jak szalony, nie zważając na poważne skaleczenia jakich doznały jego łapy. Raz nawet otarł się o jeden z pni, omal nie zrzucając Astaroth. Kora bezlitośnie zdarła skórę z jego ramienia i okaleczyła go dotkliwie. Jednak on nie stanął. Nawet nie zwolnił. Po prostu gnał przed siebie. Gnał go strach, który narastał z każdą chwilą. Myślał nie tylko o Nefertari. Czas nie był jego sprzymierzeńcem. Dzień szybko się zbliżał, jakby słońce umyślnie szybciej wynurzało się zza horyzontu. 
W rzeczywistości czas płynął swym normalnym tempem. Servan dość długo zwlekał ze sprowadzeniem pomocy, gdyż bał się zostawić cierpiącą Vincu z jego małym braciszkiem. Teraz żałował tego, że ruszył sprowadzić Astaroth tak późno. A było to dopiero wtedy, gdy Vagirio walczył w brutalnym i pozornie szybkim pojedynku z wrogim zmiennokształtnym.
Dodatkowo nie zdawał sobie sprawy, że czas przesypywał mu się przez palce szybko, niczym garść suchego piachu. Drzewa dość skutecznie zaburzały osąd, swymi gęstymi koronami, pogłębiając panującą w lesie ciemność.
Lecz teraz ten ponury mrok znikał. Między drzewami pojawiały się pierwsze przejaśnienia, co zdradzało, że czas się kończy.

Nagle Servan wbił pazury w ziemię i ze ślizgiem wyhamował, znów omal nie zrzucając z siebie dziewczyny. Zatrzymał się tuż przed zwijającą się z bólu Egzekutorką, która leżała na ziemi w ludzkiej postaci. Była dość drobna i wysportowana, jak przystało na zdrową łowczynię. Jedynie brzuch miała lekko zaokrąglony. Jej czarne włosy mocno kontrastowały z jasną, wręcz mleczną skórą, gładką, jakby była z porcelany. O dziwo nie skaziła jej żadna, najmniejsza ryska. Małe piesi były owinięte skórzaną opaską, natomiast teraz krwawiące łono okrywała lniana chustka. Płakała z bólu i strachu.
Obok niej, wciąż w zwierzęcej formie siedział Talash. Nie wiedział co może zrobić, by pomóc ukochanej swojego brata i ich nienarodzonemu dziecku. Był przerażony. Więc po prostu siedział obok niej i trzymał szponiastą łapką rękę kobiety, dzielnie znosząc jej potężny ścisk, wzmacniany przez boleść i przerażenie.

- Już za późno - łkała.

Servan ruszył do niej biegiem. Po raz pierwszy ujawnił swą ludzką postać. Włosy miał krótkie i zmierzwione, o dość specyficznej barwie. Kosmyki były ciemnofioletowe, jak jego skóra, gdy przemieniał się w łowcę. Plecy i nagi tors znaczyły blade blizny. Ślady po pazurach mknęły także przez jego lewy bok jego głowy, wyraźnie się odznaczając na tle ciemnych włosów. Miał dość szerokie ramiona i wąskie biodra. Wyglądał jakby od dłuższego czasu nie jadł, gdyż jego żebra i każdy mięsień rzucały się w oczy. Jego biodra również były osłonięte jedynie przez kawałek lnianej chusty. Łowcy nie potrzebowali pełniejszego ubioru, gdyż i tak większość czasu spędzali w swej upiornej postaci, bądź przebywali w gorącym Piekle.
Egzekutor padł na kolana przy Nafertari i nie kryjąc narastającej paniki, chwycił ją za rękę, którą Talash puścił, robiąc mu miejsce. Przerażony szybko zerknął na brudne od czarnej krwi uda ukochanej, po czym zadarł głowę i spojrzał na niebo tuż nad nimi. Dopiero teraz zorientował się, że Nefertari leżała akurat w miejscu, którego nie osłaniały gałęzie. Lecz teraz nie mógł jej przenieść. Bał się, że niechcący pogorszy sytuację.

- Ratuj... - rzekł błagalnie, patrząc na Astaroth - Proszę, zrób coś!

Dziewczyna sama zaczęła lekko panikować. Płacz Egzekutorki, krew i rozpacz Servana przeraziły ją.

- Nie wiem czy cokolwiek zdziałam... - przyklękła przy łowczyni, po czym niepewnie uniosła dłonie.

- Spróbuj... Zrób cokolwiek, błagam - Wolną dłonią chwycił jej ramię. - Chociaż ulżyj jej w cierpieniu. Przecież jesteś uzdrowicielką!

Nastolatka przyłożyła drżące dłonie do brzucha Egzekutorki. Zamknęła oczy, błagając w duchu swój dar, aby ukazał się i tym razem. Lecz teraz prosiła, by był potężniejszy niż dotychczas. Szczerze chciała pomóc. Zdawało jej się, że ta chwila trwa wiecznie. Obawiała się, że zbyt długo próbowała zmusić swój dar do współpracy.
Nagle nareszcie poczuła jak jej serce zwalnia. Zrobiło jej się zimno, choć dłonie ją piekły. Nie słyszała nic poza szybkim biciem serca cierpiącej łowczyni. 

Rimmone, który właśnie wylądował w bezpiecznej odległości, wytrzeszczył oczy, widząc jak jej włosy stają się zupełnie srebrne. Przeszły go ciarki kiedy, nagle uniosła powieki, odsłaniając zupełnie białe, świecące ślepia. Ze zdumienia wyrwał go syk Servana, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły padać prosto na niego. Jednak Egzekutor nie miał zamiaru uciec w cień. Rimmone postanowił pomóc. Stanął nad demonami, po czym rozłożył skrzydła, by rzucić na nich nieco cienia. Nagle naprzeciwko siebie dostrzegł też Vagirio, który bez słowa podniósł się na dwie nogi, by następnie przeistoczyć ręce w olbrzymie, błoniaste skrzydła i również pomóc osłonić parę Vincu, choć dla niego zetknięcie ze światłem wiązało się z poparzeniami i potwornym bólem. 
W tej chwili Astaroth nieco uniosła dłonie, które wciąż lekko drżąc, stały się żylaste i zaczęły lśnić zimnym, błękitnym światłem. Jej oddech zamarł na kilka chwil, a mroczne skrzydła, dotąd przyciśnięte do pleców, rozłożyły się nieco. Lotki zbladły znacznie, po czym stały się śnieżno białe, przez co zaczęły się mocno wyróżniać spośród pozostałych, wciąż czarnych piór.
Nefertari po chwili przestała płakać, czując ulgę. Jej oddech się uspokoił, a serce nieco zwolniło, choć wciąż biło szybko gdyż była demonem. 
Zmęczona spojrzała zagubionym wzrokiem wpierw na obcych. Astaroth, której oczy i dłonie powoli zgasły, a następnie przyjrzała się Rimmone'owi oraz Vagirio, który wciąż ich osłaniali. Jej przenikliwe oczy, o barwie chłodnej zieleni, skupiły się na pustych, białych ślepiach demona o błoniastych skrzydłach. Vagirio wciąż ich osłaniał, choć skórę na jego grzbiecie zaczynały powoli pokrywać poparzenia.

Servan widząc, że krwotok ustał i Nefertari już nie cierpi, przeniósł ją pod drzewa, dzięki czemu i Vagirio mógł umknąć w cień.

- A dziecko? - spytał Servan, oglądając się w stronę nastolatki, która wciąż klęczała, powoli odzyskując siły - Żyje?

- Nie wiem - Astaroth uniosła bezradnie ręce.

- To się za chwilę okaże - wtrącił Vagirio - Jeśli twoja Vincu...

- Ma na imię Nefertari - mruknął Servan.

- Jeśli za chwilę urodzi, to znaczy, że było za późno - drążył - Jeśli nie, to dziecko powinno się mieć dobrze - Zmierzył wzrokiem parę łowców. - Co się właściwie stało? - spytał nie kryjąc zaskoczenia - Skąd Nefertari i Talash się tu wzięli?

- Belial przybył do obozu - rzekła Egzekutorka, powoli siadając z pomocą Servana - Podawał się za ciebie - Spojrzała na swojego Vincu. - Wiedział, że ktoś kazał ci eskortować Vagirio. A choć dość marnie ciebie udawał, to zdołał dowiedzieć się czyim synem jesteś.

- Ale skąd...? - urwał na chwilę - Rage - warknął, doznając olśnienia - Dowiedział się od Rage'a, że jestem z wami.

- Zapewne to on wysłał go na wasze terytorium - mruknął Vagirio.

- I postanowił się zemścić za okaleczenie sługi - dodał Rimmone.

- Belial postanowił ukarać wszystkich twoich bliskich - ciągnęła Nefertari, wciąż patrząc na Servana - Chciał zabić twojego ojca, matkę, Talasha, a nawet mnie, pomimo, że jestem ciężarna.

- Belial nigdy nie był litościwy - westchnął Vagirio.

- Mayer kazał mi zabrać Talasha i uciekać. Zrobiłam jak kazał.

- A moi rodzice?

- Gdy uciekałam Mayer walczył z Belialem. Shadya i kilku innych łowców, ruszyli by mu pomóc.

- Zatem nie żyją - rzekł Vagirio - Z Belialem nie da się tak łatwo wygrać.

- Kilku silnych łowców nie dałoby mu rady? - Nefertari łypnęła na demona.

- Potrafi pluć ogniem i miotać kolcami. Po za tym to cholerny zmiennokształtny i swobodnie z tego korzysta. Więc przykro mi, ale nawet najsilniejsi z waszego stada nie mają z nim szans. 

- Czyli jesteśmy sierotami - Servan spojrzał na skulonego Talasha.

Chłopiec położył uszy i zaczął cicho szlochać, pozwalając łzom spływać mu po pyszczku i skapywać na ziemię.

- Nie płacz, młody - rzekł jego brat - Nie możemy już wrócić do łowców. Będą się bali, że Belial znów przybędzie i ukarze więcej osób, więc z pewnością nas wydadzą, albo sami zabiją.

- Więc co zrobimy? - spytała Nefertari.

- Póki co musimy się trzymać razem - Spojrzał na Vagirio. - O ile nie macie nic przeciwko.

- Możecie iść z nami. Lepiej, żeby Astaroth czuwała nad twoją Vincu. No i w razie kłopotów łatwiej będzie walczyć we trzech - Łypnął na Rimmone'a. - Po za tym znam dobre miejsce, gdzie moglibyście się schronić. Niedaleko stąd są ruiny po anielskim uzdrowisku, porzuconym wieki temu. Tam będziecie mogli żyć w spokoju, o ile nikt nie zajął tego miejsca.

- Tym będziemy się martwić później. Na razie musimy znaleźć miejsce na odpoczynek. Nefertari musi porządnie odsapnąć.

- Nic mi nie będzie. Już mi lepiej dzięki Astaroth.

- Nie możemy ryzykować.

- Nie możemy też tu zostać - odparł Vagirio - Zmiennokształtni nas dopadną. Już na jedną grupę się natknęliśmy. Naprawdę nie mam ochoty wpaść na kolejną.

- Nefertari musi odpocząć - Servan rzekł stanowczo - Nie wiemy, czy najgorsze za nami. 

- Zgadzam się z Servanem - wtrącił Rimmone, podając rękę Astaroth, by pomóc jej wstać - I tak mieliśmy odpocząć tam, na terytorium zmiennych. 

Vagirio przewrócił oczami, wzdychając ciężko. Odpuścił. Skinął głową, pokazując, że zgadza się z nimi, po czym wspierając się na skrzydłach, poczłapał dość niezgrabnie w stronę jednego z drzew. Wdrapał się na gruby pień, by ostatecznie zawisnąć na ogonie, głową w dół i otulić się skrzydłami. 
Servan uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że postawił na swoim. Po chwili delikatnie ucałował mokre od potu czoło Nefertari, którą powoli dopadało zmęczenie. Pozwolił, by wtuliła się w niego, a następnie ułożyła się do snu. Odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, że póki co kryzys został zażegnany i udało się uniknąć tragedii. Choć teraz nastała chwila spokoju, to dręczyły go ponure myśli. Nie był pewien, czy jego dziecko wciąż żyło, czy jednak było już za późno na ratunek... A miał się tego dowiedzieć dopiero po kolejnym zachodzie słońca...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro