86.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Umysł Astaroth nawiedził kolejny sen. Tym razem nie było to kolejne wspomnienie o Nadele i Vagirio. Dziewczyna widziała wielkie jezioro, do którego wpadało kilka wodospadów. Zbiornik otaczały czarne skały, a niebo było rozpalone, przez co sama woda zdawała się być czerwona, niczym krew. Nagle poczuła szarpnięcie, a sekundę później ból. Z głębokiej rysy na dłoni, wartkim strumieniem wypłynęła złota krew. Widziała jak posoka skapuje do upiornej wody. 
Nagle wszystko ogarnęła ciemność. Zabrzmiał ponury rechot, a zaraz za nim potężny ryk. Po chwili zabrzmiały agonalne wrzaski. Mrok rozpędziły płomienie, które pochłaniały jakieś miasteczko. Znów zabrzmiał potężny ryk. W gęstym dymie zalśniły trzy pary mieniących się oczu, a następnie przemknęło wielkie cielsko, rujnując kolejne budynki.
Znów zabrzmiał śmiech. Dym, unoszący się nad miastem przybrał kształt męskiej sylwetki. Zalśniły czerwone oczy. Ich właściciel triumfował. Właśnie świat pogrążał się w chaosie. To miasto to był dopiero początek. Wkrótce wszystko miało obrócić się w ruinę. Nadchodził koniec...

Astaroth powoli otworzyła oczy, cucąc się z tego dziwnego, niepojącego snu. Mimowolnie jęknęła, gdy jej plecy ogarnął tępy ból, kiedy próbowała się poruszyć. Jednak jej uwagę szybko zwróciło co innego. Na policzki wkradł się lekki rumieniec, gdy dostrzegała, że leżała na piersi Rimmone'a. Chłopak obudził się, czując, że się ruszyła. Przyglądał się jej. Uśmiechnął się nieco, subtelnie przesuwając dłoń po jej barku. 

- Co się stało? - uniosła się nieco na łokciu, próbując ignorować boleść, która wciąż katowała jej plecy.

- Jak się czujesz? - spytał, unikając odpowiedzi jej pytanie.

Nie wiedział, jak jej wyjaśnić to co stało się, zanim straciła przytomność.

- Bolą mnie plecy. Trochę jak w dniu, kiedy urosły mi skrzydła. Tylko trochę niżej - Rozejrzała się. - A gdzie jest Vagirio?

- Mówił, że jeszcze pójdzie w jedno miejsce, a później będzie na wieży. 

- Długo spałam? - spytała, przykładając dłoń do skroni.

- Prawie cały dzień.

- Nie odpowiedziałeś mi. Co się stało? Ostatnie co pamiętam to potworny ból.

- Nie wiem jak ci to powiedzieć - podniósł się do siadu, po czym chwycił koc, którym byli okryci - Więc po prostu ci pokażę - rzekł, odrzucając okrycie.

Astaroth zamarła. W jednej chwili stała się czerwona ze wstydu. Pomimo bólu, szybko zakryła sukienką swój ogon, który jeszcze słaby i delikatny, leżał nieruchomo między jej nogami. Próbowała ignorować też fakt, że była brudna od zaschniętej krwi.

- Ej, nie przejmuj się - Rimmone uśmiechnął się łagodnie, widząc jej reakcję.

- To takie nienaturalne... Jak mam się nie przejmować?

- Zależy z której strony, na to patrzeć - wstał, po czym wyciągnął do niej rękę - Dla demonów ogon nie jest niczym niezwykłym. Chodź. Musisz się umyć z krwi.

Pomógł jej wstać, po czym podniósł z ziemi przygotowane dla niej ubranie. Wspierając ją, powoli ruszyli w stronę wyjścia z piwnicy. 
Gdy wyszli na powierzchnię, Rimmone zaczął prowadzić Astaroth w stronę jeziora, o którym wspomniał mu Vagirio.

- Szlag... - dziewczyna warknęła nagle, czując jak jej ogon ogarnia coraz silniejszy ból.

Obejrzała się, po czym ledwo mogąc się schylić, sięgnęła do ogona, który bezwładnie ciągnął się za nią, kalecząc się przy tym o gałęzie leżące na ścieżce.

- Nie śmiej się - mruknęła, trzymając swój ogon, by nie okaleczyć to jeszcze bardziej.

- Przecież nawet się nie uśmiechnąłem - odparł Rimmone, poprawiając dłoń, którą ją obejmował - Oj, Asta. Nie przejmuj się tym tak. W sumie nic dziwnego, że masz ogon. Wdałaś się w Vagirio.

- Myślisz, że można się jakoś tego pozbyć?

- Mam nadzieję, że tylko żartujesz. Z czasem kości w ogonie stwardnieją, a mięśnie staną się zdolne do ruchu. Będziesz mogła panować nad ogonem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki jest przydatny.

- Do czego niby?

- Pomaga utrzymywać równowagę. Można się czegoś chwycić. Przydaje się też w walce.

- I tak wolałabym go nie mieć. Mam po dziurki w nosie tych wszystkich demonicznych niespodzianek.

Rimmone nie odpowiedział. Nic odpowiedniego nie przyszło mu do głowy. Obawiał się, że dla Astaroth był to dopiero początek. I nie bardzo wiedział, jak jej o tym powiedzieć. Nie chciał jej przygnębić, wspominając o czekającej jej nauce i kolejnych przejawach jej demonicznej natury. 

Po chwili dotarli nad spokojne jezioro. Odruchowo na siebie spojrzeli, w tym samym momencie wspominając wszystkie potworne chwile, jakie przeżyli w pobliżu wody. W jednej chwili przypomnieli sobie wodne demony, które omal nie pozbawiły ich życia. Topielce. Uros. Sarabi. Banshee.
Nieufnie rozejrzeli się, szukając jakiegokolwiek śladu, który mógłby zdradzić obecność jakiegoś kolejnego, piekielnego stwora, który mógłby chcieć ich utopić. 
O dziwo jednak nie dostrzegli nikogo. Byli sami. Tylko oni, jezioro i cudowna cisza. Rimmone położył przygotowane dla Astaroth ubranie, na trawie.

- Dasz sobie radę? - spytał, widząc jak dziewczyna obolała, powoli wysuwa ręce z długich rękawów sukienki. 

- Tak. Chyba tak. 

Chłopak skinął głową, po czym odwrócił się do niej plecami, a następnie usiadł. Nie chciał, aby dziewczyna czuła się skrępowana, ale wolał też być w pobliżu, gdyby jednak Astaroth nie poradziłaby sobie sama. 
Dziewczyna zerknęła przez ramię, by się upewnić, że chłopak jej nie podgląda. W końcu stęknąwszy, przy tym z bólu ściągnęła sukienkę przez głowę, by ostatecznie rzucić ją na ziemię. Powoli, chwiejąc się na nogach, weszła do chłodnej wody. Zanurzyła się po żebra, by móc odmoczyć zaschnietą na jej krzyżu i nogach krew.

Rimmone mimowolnie zerknął przez ramię, słysząc plusk wody. Spojrzał na jej plecy. Bez problemu dostrzegł linię kręgosłupa i wystające łopatki. Przeszły go ciarki, gdy przez chwilę przyglądał się kolcom przebijającym  jej bladą skórę. Patrzył przez chwilę, jak płucze twarz i resztę ciała, której nie był w stanie dostrzec. W końcu jej dłonie powędrowały do pleców. Powoli i ostrożnie zmywała krew, twardo przygryzając wargę. Każdy ruch wywoływał kolejną falę bólu.
W końcu schyliła się ostrożnie, by zająć się nogami i ogonem. Aż nagle zupełnie zniknęła pod wodą, chcąc zmoczyć także włosy.
Kiedy się wynurzyła, Rimmone odwrócił się z powrotem w stronę drzew.
Astaroth ruszyła w stronę brzegu. Powoli podeszła do swojej starej sukienki, by użyć jej jak ręcznika. Następnie zbliżyła się do ubrań które wybrał dla niej Rimmone.
Wpierw narzuciła na siebie czarną bluzkę. Przyległa do jej drobnego ciała, podkreślając drobne wcięcie w talii i nieduże piersi. Miała nie za mocno wycięty dekolt, kształtem  przypominający trójkąt. Na plecach było mocniejsze wycięcie, sięgające od ramion, niemal po sam krzyż dziewczyny. Bluzka odkrywała kolce i łopatki, dzięki czemu nie musiała się obawiać, że będzie miała problem z używaniem skrzydeł.
Jej ręce kryły przylegające, długie rękawy, które osłaniały nawet jej dłonie, dzięki drobnym, miękkim petentelkom na końcu materiału, które należało nałożyć na środkowe palce.
W końcu Astaroth podniosła z ziemi długie, czarne spodnie, które wyglądały na ciasne.
Spojrzała w stronę chłopaka, który już nieco znudzony zaczął grzebać jakimś patykiem w ziemi.

- Em... Rimmone? - odruchowo, nieco pociągnęła bluzkę w dół, bojąc się, że się obróci.

- Tak? - spytał, nie przerywając dźgania ściółki.

- Te spodnie... Nie bardzo się nadają.

- Niby czemu?

- Przecież mam teraz ogon. Jak mam założyć jakiekolwiek spodnie?

- Dasz radę. Wyciąłem w nich dziurę, kiedy spałaś.

Astaroth przyjrzała się dokładnie ubraniu. Szybko dostrzegła dziurę, o której mówił Rimmone. Jednak ku jej zdziwieniu, nie dostrzegła wystających nitek i poszarpanych krawędzi materiału. Były dokładnie obszyte, dzięki czemu dziura była niemal niewidoczna, a nacięty materiał nie rozpruwał się. 

- Umiesz szyć? - zdziwiła się, w końcu nakładając spodnie.

- Coś tam umiem. Kiedyś, kiedy spędziłem trochę czasu wśród ludzi, dorabiałem sobie na różne sposoby. Na przykład łatając ubrania.

- Zabawne... - mruknęła, zawiązując troczki spodni - Marisa, kobieta, która mnie przygarnęła, również tak zarabiała.

Poprawiła bluzkę, po czym zerknęła na spodnie, przylegające do skóry i sięgające jej do kostek.

- Co sądzisz? - spytała.

Rimmone obrócił się. Zmierzył ją wzrokiem, uśmiechając się przy tym lekko. Wybrane przez niego ubrania idealnie podkreślały jej drobną sylwetkę.

- Ładnie wyglądasz - rzekł w końcu, po czym wstał.

- Dzięki - uśmiechnęła się słabo, a na jej policzki wkradł się lekki rumieniec.

- Wygodnie ci? Starałem się wybrać takie rzeczy, aby nie ograniczały ci ruchów.

- Jest w porządku. Tylko dlaczego wybrałeś czerń?

- Do twarzy ci w niej. Po za tym uznałem, że będzie ci się bardziej podobać czerń, niż coś burego.

Astaroth już miała odpowiedzieć, gdy nagle ciszę przerwał przeraźliwy pisk. Oboje napięli się, zaniepokojeni. Pierwsze co im przyszło na myśli, co jakiś demon, który czai się gdzieś w pobliżu i za chwilę się zjawi, chcąc ich zabić. Już mieli się rzucić do ucieczki, gdy nagle do dziewczyny dotarło, że już gdzieś słyszała podobny dźwięk. Ruszyła biegiem w stronę jego źródła, ignorując przy tym ból, jaki wciąż dręczył jej plecy.

- Asta! Pogięło cię?! - krzyknął Rimmone, biegnąc za nią - Nie w tą stronę!

- Znam ten pisk - odparła, nie zwalniając - To nic groźnego.

- Czemu ci nie wierzę?

Nagle Astaroth się zatrzymała, przez co Rimmone omal na nią nie wpadł.

- Patrz - wskazała na Zmorę, która właśnie walczyła ze zgrają wilków, chroniąc dotkliwie zranione źrebię. 

Mieszańce stały przez chwilę, w bezpiecznej odległości, aż w końcu wilki w popłochu uciekły. Dorosła Zmora, podeszła do swego młodego, leżącego na ziemi. Obwąchała go, po czym parsknęła głośno i po prostu odeszła.

- Czemu go zostawiła? - Astaroth zdziwiła się - Przecież ten maluch umrze!

- Najwyraźniej i tak już nie ma szans. Bez powodu go nie porzuciła. 

Dziewczyna ruszyła w stronę konającego źrebaka. 

- Co robisz? - Rimmone chwycił ją za ramię, chcąc ją zatrzymać. 

- Chcę mu pomóc. Nie mogę patrzeć jak to biedne maleństwo umiera...

Chłopak łypnął na małą Zmorę, po czym westchnął ciężko. Skinął głową, puszczając jej rękę. Astaroth powoli podeszła do źrebaka. Stworzenie leżało na boku i ciężko oddychało. Potwornie cierpiało, przez głębokie ugryzienia i zadrapania, zadane przez wygłodniałą watahę. Porzucone, prostu czekało, aż w końcu wykrwawi się i umrze.
Nastolatka powoli opadła na kolana, tuż przy przerażonym źrebaku.

- Spokojnie, malutki - szepnęła, delikatnie przesuwając dłonią po chudym brzuchu Zmory - Za chwilę ci pomogę.

- Wiesz, że matka i tak go nie przygarnie z powrotem? - rzekł Rimmone.

- I tak nie pozwolę mu umrzeć - przymknęła oczy.

Odetchnęła głęboko, chcąc się wyciszyć i skupić. Słyszała chaotyczny oddech Zmory i bicie jego silnego, małego serduszka. W końcu poczuła jak drętwieją jej palce, a dłonie ogarnia ciepło. Rany źrebaka zaczęły się goić, by po chwili zmienić się w blade blizny, wyróżniające się na tle ciemnobrązowej sierści.
Tym razem, mimo użycia daru leczenia, jej włosy pozostały zupełnie czarne.
Źrebię poderwało się z miejsca, gdy ból minął. Instynktownie odskoczył od Astaroth, po czym wydał z siebie słaby pisk, wzywając matkę. Jednak ta nie odpowiedziała na wezwanie. Nie zjawiła się, pomimo kolejnych błagalnych krzyków. 

- On i tak umrze, Asta - rzekł chłopak, gdy dziewczyna podniosła się z kolan - Padnie z głodu. Jest jeszcze za słaby, aby coś upolować. A z samych roślin nie wyżyje - spojrzał na Zmorę, która znów zapiszczała przeraźliwie - Mówiłem, że matka nie wróci. Mały jest zdany tylko na siebie.

- Skąd wiesz, że to on?

- Ma trochę większe trójki - wskazał na zęby - Tak można rozpoznać ogiera. Nawet małego.

Astaroth spojrzała na źrebaka.

- Ja się nim zajmę. 

- O, jasne... - przewrócił oczami - Już widzę ten zachwyt na paszczy Vagirio, gdy wrócimy do Melmore i mu zameldujesz, że masz własną Zmorę.

W jednej chwili przeszły go ciarki, gdy wyobraził sobie błysk, jego czarnych kłów i jak jego puste oczy, świecą czerwienią. 

- Przecież nie musi wiedzieć - Astaroth ruszyła w stronę źrebaka - To będzie nasz mały sekret.

Rimmone mimowolnie się skrzywił, patrząc jak dziewczyna zdołała się zbliżyć do Zmory, a następnie położyć dłoń na jego nosie. Miał dość ciągłego ukrywania sekretów Vagirio, a teraz przyszło mu dotrzymać kolejnej tajemnicy. 

- Jak myślisz? - Astaroth spojrzała w mroczne, czarne ślepia Zmory - Jak mam go nazwać?

- Sądzę, że nie powinnaś dawać mu imienia. Jeszcze się do niego przywiążesz, a to tylko dzikie zwierzę. W każdej chwili może odejść. 

Dziewczyna zignorowała jego słowa. Wciąż patrząc w ciemne oczy źrebaka i głaszcząc go przy tym delikatnie, rozważała jakie imię mu nadać. 

- Dagon - uśmiechnęła się po chwili - Dam mu na imię Dagon.

Rimmone westchnął zrezygnowany, patrząc przy tym w niebo.

- Czyli jednak stawiasz na swoim - mruknął, patrząc z dezaprobatą na Astaroth.

- Chyba cię to nie dziwi - uśmiechnęła się chytrze - Prawda?

Chłopak przewrócił oczami, kręcąc przy tym głową. Spodziewał się, że Astaroth znów postawi na swoim. Przyglądał się jej przez chwilę. Patrzył, jak mała Zmora dokładnie obwąchuje dziewczynę i przy okazji szuka w jej rękach czegoś do jedzenia.
W końcu skupił się na nastolatce. Zmierzył wzrokiem jej czarne włosy, a następnie skupił się na jej ogonie, który drgnął lekko, po raz pierwszy.

- Chodź, Asta - rzekł w końcu - Pora wracać do Melmore, nim Vagirio zaniepokoi nasza, tak długa nieobecność. Po za tym chciał jak najszybciej zacząć cię uczyć.

Astaroth odetchnęła głęboko, po czym ruszyła w stronę ruin. Przeszły ją ciarki. Zdawała sobie sprawę, że czekało ją wiele wyzwań. Nauka walki, polowania i oczywiście oswajanie się ze swoją demoniczną naturą. Nie wiedziała od czego zaczną i to ją przerażało najbardziej.
Wzdrygnęła się nieco, gdy Dagon musnął pyskiem jej dłoń, idąc tuż za nią. Uśmiechnęła się nieco, patrząc na Zmorę, po czym zerknęła na Rimmone'a.

- Ciekawe od czego zaczniemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro