87.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak myślisz? - zgadnęła Astaroth - Od czego zaczniemy? Od walki? Polowania? Może czarów?

- Czary nie są mocną stroną Vagirio. Zna tylko parę zaklęć, więc wątpię by tego cię uczył. Nie każdy demon zna się na magii, na szczęście.

Astaroth pomyślała chwilach, gdy traciła nad sobą kontrolę. Jak na jej rozkaz korzeń wystrzelił spod ziemi, albo dzień, gdy jej własne, zabójcze pióra ogarnął dziwny płomień.

- Jak to właściwie jest z magią? - spojrzała na swoją dłoń, jakby liczyła, że dostrzeże na niej coś niezwykłego.

- Co masz na myśli?

- Kto może z niej korzystać? Od czego to zależy?

- Każdy demon jest inny, Asta. Ale jedno wszystkich łączy. W każdym z nas jest dziwna energia, która pozwala nam na korzystanie z niezwykłych talentów. Weźmy takich zmiennokształtnych. Oni wykorzystują tą siłę do przemian. A inny demon, który nie potrafi się przekształcać, ale na przykład ma więź z którymś z żywiołów, może nim manipulować. Magia to nie sztuczki, jak rzucanie przedmiotami na prawo i lewo. To po prostu siła, która płynie w żyłach stworzeń nie z tego świata.

- Czyli na swój sposób każdy korzysta z magii.

- Dokładnie. Kiedy korzystasz z daru leczenia, to też używasz magii. Ale mam dziwne wrażenie, że nie to chciałaś usłyszeć.

- Sądziłam, że mogłabym korzystać z silniejszych zaklęć. Móc robić niemal wszystko, jak na przykład Lha-mo.

- Taka magia ma swoją cenę, Asta. Lha-mo nie korzysta ze swoich talentów, a z czarów, których nie powinna nawet znać. Ta wiedźma, cheleje krew litrami. I wbrew pozorom nie dlatego, aby wyglądać na okrutniejszą i budzić strach. Musi jakoś odzyskiwać siły i dodatkowo zyskać ich wystarczająco wiele, by sama się nie wykończyła kolejnymi czarami.

- A Belial? Myślisz, że on potrafi czarować? I nie mam na myśli tylko zmian postaci.

- Miejmy nadzieję, że nie.

Obejrzeli się, gdy nagle zabrzmiał pisk Dagona. Zmora nerwowo tupnęła kilka razy, nie chcąc zrobić już nawet jednego kroku dalej. Byli tuż przy ostatnich drzewach, odgradzających ich od ruin Melmore.
W końcu zwierzę zawróciło i po prostu uciekło, by zniknąć gdzieś w chaszczach.

- Jak sądzisz, wróci? - Astaroth spojrzała ze smutkiem w stronę, gdzie zniknął upiorny koń.

- Nie mam pojęcia.

- Czemu uciekł?

- Pewnie wyczuł Vagirio. Na jego miejscu też bym wiał, gdzie pieprz różnie.

- Zabawne - zabrzmiał ponury głos Vagirio, którego nagle dostrzegli na sporym kamieniu, leżącym między drzewami - To czemu jeszcze Cię tu widzę?

Nastolatkowie zdębieli. Zaskoczeni obecnością demona, patrzyli jak wygodnie się ułożył na skale i zaczął się im przyglądać, swymi upiornymi ślepiami.

- A ten twój mały, zębaty potwór wróci, jak tylko zgłodnieje - Spojrzał na córkę, po czym wsparł pysk na wielkiej łapie, jakby był znudzony. - Sądziłaś, że umknie mojej uwadze hałaśliwa, młoda Zmora?

Astaroth nerwowo uciekła wzrokiem w bok.

- Czas na pierwszą lekcję - rzekł po chwili - Pora byś nauczyła się panować nad zmysłami. A konkretnie nad ich wyostrzaniem, na zawołanie. 

- Sądziłam, że mam już to w miarę opanowane.

- Bo masz. Ale chodzi o to, byś nie robiła tego tylko instynktownie. Musisz umieć robić to w każdej chwili, a nie tylko w momentach grozy.  

- Rozumiem. To od czego zaczynamy?

- Wpierw musisz się wyciszyć. Usiądź. Pooddychaj głęboko. A później skup się na Rimmonie. Skoncentruj się najpierw na jego zapachu.

Dziewczyna skinęła głową, po czym powoli opadła na ziemię, siadając wygodnie. Rimmone siadł naprzeciwko niej. Zaczął się jej przyglądać, jak powoli zamyka oczy, a następnie głęboko oddycha.
Jednak nie tylko on i Vagirio się przyglądał Astaroth. W bezpiecznej odległości, na jednym z drzew siedział Arioch. Łypał spod ciemnego kaptura, na nich swymi mroźnymi ślepiami. Rozważał atak. Zastanawiał się kogo wyeliminować najpierw. Rimmone'a skupionego na Astaroth? Czy Vagirio, który i tak słaby, leżał w postaci łowcy na kamieniu? Zastanawiał się który z nich mógłby się okazać groźniejszy. 

- Piękna - usłyszał szept. 

Oderwał wzrok od nastolatków, po czym łypnął na siedzącego obok niego młodzieńca. Chłopak miał równie bladą skórę co on, lecz nie pokrywał jej szron. Barwa dłoni i łap, w które przekształcone były jego stopy, przechodziły od bladej szarości, po najgłębszą czerń. Jego włosy czarne, jak noc, mocno kontrastowały ze świecącymi, białymi ślepiami. Na gałęzi, na której siedział spokojnie spoczywał jego chudy ogon. Był to Simur. Jedyny syn Ariocha. Młody demon, miał jedynie podobne do ojca rysy twarzy i chłodne spojrzenie. W niczym innym nie przypominał ojca. A zwłaszcza talentami. 

- Szpiedzy Beliala nie kłamali - rzekł chłopak - Wygląda tak niewinnie i krucho.

- Mam nadzieję, że nie wpadła ci w oko - Arioch spojrzał na niego zaskakująco srogimi ślepiami - Wiesz, że Belial ma co do niej plany. Lepiej byś się do niej nie zbliżał.

- Wiem... Przecież nie mówię, że mi się podoba. Tylko stwierdziłem, że jest ładna - Spojrzał na Astaroth ze współczuciem - Ale... Szczerze mi jej szkoda. Aż mnie serce boli, jak pomyślę, że Belial wykorzystuje mój dar, by dręczyć tą niewinną istotkę, koszmarami. 

- Radzę nie mówić ci tego głośno. Zwłaszcza w Piekle. Wiesz, że Belial ma wszędzie oczy i uszy. 

- Nie rozumiem dlaczego wciąż trzymasz jego stronę... - Simur spojrzał na niego z wyrzutem - Chyba widzisz, że to co robi jest złe, prawda?

- Belial jest moim przyjacielem, chłopcze. Stoję za nim murem, tak jak on robił to przed laty.

- Nie jesteś mu nic winien. I to już nie jest ten sam chłopak, z którym dorastałeś. To potwór.

- Simur - Arioch warknął ostrzegawczym tonem - Zważaj na to co mówisz.

- Co ci obiecał? - spytał ignorując warknięcie ojca - Co otrzymasz w zamian za lojalność?

Arioch westchnął ciężko, po czym spojrzał w niebo jakby błagał o zakończenie tego tematu. W końcu jednak znów spojrzał na syna.

- Obiecał, że odnajdzie Shanti. Twoją matkę.

- Wiesz, że szansa iż dotrzyma słowa, jest zerowa? - Chłopak pokręcił smutno głową. - Ona może już dawno nie żyć. A nawet jeśli, to... To sądzę, że odeszła nie bez powodu.

- Ona żyje - Arioch odchylił rękaw szaty, ukazując ciemne, zgaszone znamię, w kształcie śnieżki - Ale jest bardzo daleko. 

Uniósł wzrok i spojrzał na Rimmone'a, gdy zabrzmiał śmiech Astaroth.

- Im szybciej Belial dostanie dziewczynę, tym prędzej wywiąże się z umowy - uniósł rękę, a jego dłoń w jednej chwili pokryła cienka warstwa lodu. 

Był gotów przeszyć Rimmone'a, lodowym szpikulcem. Tu i teraz.

- Nie! - Simur chwycił go za nadgarstek. - Spójrz na ich ręce! - zacisnął chwyt, gdy Arioch chciał mu się wyrwać - Oni są Vincu, tato. Jeśli zabijesz chłopaka, to Astaroth się rozsypie. Nie podniesie się, po jego stracie.

- Belial mówił, że Vincu między nimi dopiero się rodzi - Arioch opuścił rękę, przez co chwyt jego syna osłabł - Więź nie powinna być jeszcze aż tak silna. Nie powinni jeszcze mieć nawet znamion.

- Ale jakimś cudem mają - Simur niepewnie puścił ojca - I błagam zostaw ich w spokoju. Mam przeczucie, że dziewczyna nie powinna wpaść w łapy Beliala. Nie wtrącaj się w to. 

Arioch przyglądał się Astaroth jeszcze przez chwilę. W końcu westchnął ciężko, znów skupiając się na synu.

- Niech ci będzie... Wracajmy do domu... - mruknął, zeskakując z drzewa.

Simur jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Przyglądał się jej przez chwilę. Przeszedł go dziwny dreszcz, na myśl, że Astaroth któregoś dnia stanie przed swym upiornym bratem. 

- Już mi ciebie szkoda... - szepnął, po czym osunął się z gałęzi.

Astaroth odruchowo się obejrzała w stronę drzewa, gdzie jeszcze chwilę wcześniej, siedziały demony. Po chwili, nie dostrzegając nikogo, znów skupiła się na Rimmonie. Przyglądała się jego oczom. Widziała, jak jego źrenica co rusz się lekko rozszerza i zwęża, gdy mrugał. Słyszała głęboki oddech i huk, w jaki zmieniło się bicie jego serca. 
Vagirio przyglądał się im przez chwilę. To była jedna z wielu lekcji, która czekała na Astaroth.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro