88.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Astaroth stęknęła głośno, gdy jej plecy uderzyły o pień. Obolała powoli osunęła się na ziemię, dysząc przy tym ciężko. Zmęczona i poobijana, powoli uniosła głowę i spojrzała na Rimmone'a, który stanął tuż nad nią. Ze szczerym żalem w oczach, wyciągnął do niej rękę.

- Jeszcze raz - mruknął Vagirio, który i tym razem zajął miejsce na dużym kamieniu. 

Leżał tam i patrzył pustymi ślepiami, jak Astaroth przegrywa potyczkę z mieszańcem.

- Ona ma dość, Vagirio - mruknął chłopak, pomagając nastolatce wstać - Nie widzisz, że ledwo stoi?

- Będzie walczyć, dopóki nie da ci rady. 

- Nie. Nie będę z nią więcej trenować. Nie chcę zrobić jej krzywdy!

Vagirio warknął głośno, podrywając się przy tym z miejsca. Zeskoczył ze skały, po czym zbliżył się do chłopaka. 

- Masz kontynuować ataki - wyszczerzył zębiska - Ma walczyć!

- Ona musi odpocząć! - ryknął Rimmone.

- Belial nie da jej odpocząć! - nerwy Vagirio zaczęły powoli puszczać - Ani żaden inny, pieprzony demon! Żaden z nich nie da jej odpocząć! Dlatego ma walczyć! 

- Nie - schował dziewczynę za sobą - Ma dość na dziś. I nie chcę więcej z nią ćwiczyć. Nie w ten sposób. Nie chcę robić jej krzywdy!

- Jesteś za miękki, dzieciaku - prychnął demon, odwracając się - Nie wiem jakim cudem jeszcze żyjesz.

- Gdzie idziesz? 

- Zaraz wrócę. Gdy tak się stanie, Astaroth ma być gotowa do dalszego treningu.

 - Nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko... - sapnęła dziewczyna, gdy demon zniknął im z oczu - I że tata będzie, aż tak surowym nauczycielem... - mruknęła, masując obolałe ramię.

- Tak cię przepraszam... Naprawdę nie chciałem cię tak poturbować... Ale Vagirio... Widziałaś, że on...

- Spokojnie. Nie mam ci tego za złe. Wiem, że gdybyś ty tego nie zrobił, to ojciec, by wziął sprawy w swoje ręce - Spojrzała na siniaki, które blakły równie szybko, co się pojawiły - I tak zaraz wszystko się uleczy. 

- On chce dla ciebie jak najlepiej, choć kiepsko to pokazuje. Ale w jednym muszę mu przyznać rację. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci walczyć z jakimś demonem, to nie okaże ci łaski. Musisz umieć walczyć, choćby do upadłego. 

Astaroth spojrzała mu głęboko w ślepia, przez co przeszły go dreszcze. Była zmęczona. Miała cienie pod oczami, a jej i tak blada twarz, zdawała się być wręcz sina. Potrzebowała odpoczynku, a Vagirio pomimo, że był to już trzeci tydzień ich pobytu w Melmore, nie szczędził jej. Po tym, jak szybko opanowała swe zmysły, przyszedł czas na naukę walki. Od zachodu, do świtu, dzień w dzień musiała stawać do pojedynku z Rimmonem. Choć bardzo tego nie chciała. Bała się, że zrobi mu krzywdę.
On też nie chciał z nią walczyć. Zdawał się być bliski płaczu z każdym zadanym ciosem. Jednak mimo to, bardziej obawiał się, że Vagirio go zastąpi i Astaroth skończy znacznie gorzej.

Chłopak spojrzał na rysę na jej twarzy.

- Jeszcze raz cię przepraszam - rzekł, ujmując dłonią jej rozcięty policzek.

- Nie przejmuj się - na jej sine usta wkradł się słaby uśmiech, a jej drobna dłoń spoczęła na jego ręce - To naprawdę nic takiego. Za chwilę zniknie.

Miała rację. Po chwili rysa przestała krwawić, a dość głębokie rozcięcie po prostu się zasklepiło, by ostatecznie zupełnie zniknąć. Jej skóra znów była nieskazitelnie gładka.

Rimmone lekko się pochylił. Wyglądał, jakby zbierał w sobie odwagę i zarazem niemo pytał o pozwolenie. Chciał ją pocałować i Astaroth doskonale o tym wiedziała. Zerknęła na ich znamiona, które zaświeciły jaśniej, niż zwykle, po czym znów skupiła się na oczach chłopaka, o upiornie nienaturalnej, ale i intrygującej barwie.
Czekała na jego kolejny ruch. Jednak nie nastąpił.
Rimmone odsunął się, odrywając przy tym rękę od jej policzka, gdy usłyszał kroki.
Obejrzał się szybko w stronę Vagirio, który w swej prawdziwej, piekielnej postaci zmierzał w ich stronę. Jego silne dłonie dzierżyły dwa dokładnie zaostrzone i wypolerowane miecze. Jeden z nich był sporo dłuższy i cięższy, z pewnością dwuręczny. Drugi zaś wyglądał na lekki i miał cienką głownię. Był to rapier.

Astaroth nie mogła oderwać od niego wzroku. Po raz pierwszy widziała prawdziwe oblicze ojca, nie licząc wizji. Choć teraz był sporo chudszy i wyglądał na dużo słabszego, niż we wspomnieniach, to jednak respekt. Miedzy innymi dlatego, że w tej formie Vagirio był dużo wyższy, niż przeciętny człowiek. Teraz pomimo, że poruszał się na mocno ugiętych łapach, to i tak patrzył na nich z góry.
Rzucił rapier prosto pod nogi Astaroth.

- Nie chcesz walczyć jak przystało na demona? - wsparł się na wielkim mieczu - Zatem powalczymy w ten sposób.

- Ale... Ja nigdy nie ćwiczyłam szermierki...

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - uniósł miecz w jednej dłoni.

- Sądziłam, że demony nie używają broni...

- Oczywiście, że używają. Nie wszyscy rzecz jasna. Większość demonów jednak przybiera zwierzęce formy i używa kłów oraz pazurów. Jednak trafiają się też tacy, którzy walczą ostrzami. Na przykład Brzytworęcy. Po za tym nie tylko demony są zagrożeniem. Anielscy Łowcy używają zaklętych mieczy i chociażby z ich powodu warto znać chociaż podstawy szermierki. I przez nich warto też wiedzieć jak łączyć ludzkie sztuczki, z demonicznymi.

Astaroth spojrzała na Rimmone'a. Powoli schyliła się, by podnieść rapier. Chwyciła go niepewnie, by następnie oburącz oderwać go od ziemi.
Rimmone spoglądał to na nią, to na Vagirio. W końcu odsunął się na bezpieczną odległość. Wiedział, że kolejne postawienie się demonowi nic nie zdziała.

- To jednoręczna broń - Vagirio spojrzał wymownie na rapier.

- Nie mam siły go utrzymać jedną ręką. 

- Z czasem przywykniesz - spojrzał na jej dłonie -  No dalej. Pamiętaj aby w walce nigdy nie dać sobie zająć obu rąk. Jedna zawsze powinna być wolna, by móc zaskoczyć rywala pazurami. Chyba, że jesteś dość wprawiony we władaniu dwoma ostrzami, to wtedy można sobie pozwolić na wyjątek. 

Podrzucił miecz, poprawiając przy tym chwyt, po czym zakręcił nim ze zaskakującą wprawą. Astaroth patrzyła ze zdumieniem, jak wielki, ciężki miecz przecina powietrze, jakby nic nie ważył. Zdawał się idealnie pasować do ręki demona.

- Gdzie się nauczyłeś walczyć?

- Ćwiczyłem z bratem wieki temu. Przez całe życie miałem wiele okazji zmagać się z wrogimi demonami i ścigającymi mnie aniołami, by móc śmiało powiedzieć, że wiem jak posługiwać się ostrzem - spojrzał na błyszczącą klingę - Może i nie walczyłem w ten sposób od lat, ale tego się nie zapomina - skupił się na córce - Zaczynaj.

Astaroth niepewnie oderwała lewą rękę od rękojeści, przez co rapier w jej dłoni zaczął jej jeszcze bardziej ciążyć. Zerknęła zagubiona na Rimmone'a, jakby liczyła, że powie jej co ma zrobić.
W końcu znów skupiła się na ojcu. Postanowiła zaryzykować. Ruszyła w stronę demona, po czym wzięła niezgrabny zamach.
Vagirio bez problemu odbił ten cios, przez co Astaroth zachwiała się niebezpiecznie. Po chwili wyprostowała się, szykując miecz do kolejnego ataku. Vagirio cierpliwie na to czekał. Spokojnie krążył wokół niej.  Każdy jego kolejny krok dudnił w uszach dziewczyny, jak grom. Słyszała jego głęboki oddech i każdy wydech, któremu towarzyszyło ciche powarkiwanie. Patrzyła jak duże łapy, jakby w zwolnionym tempie, odrywały się od ziemi, by po chwili z powrotem opaść na twardą glebę. Po chwili uniosła wzrok i spojrzała na długi ogon ojca, swobodnie wyginający się w różnych kierunkach. Następnie zerknęła na jego twarz. Była spokojna, wręcz obojętna. Białe, puste ślepia, jeszcze nigdy nie były tak chłodne jak w tej chwili.
Znów wzięła zamach, lecz i tym razem, demon odbił jej klingę. A nim się obejrzała silny ogon Vagirio uderzył o jej nogi, podcinając ją. Runęła na ziemię, a nim się obejrzała sztych ciężkiego miecza, zawisł tuż nad jej głową.

- Jak mówiłem - cofnął miecz - Warto mieszać ludzkie i demoniczne sztuczki. 

Odsunął się  nieco, pozwalając dziewczynie wstać.
Astaroth powoli usiadła, po czym niechętnie się podniosła, unosząc przy tym swój miecz. Miała dość tej nocy. Błagała w duchu, by słońce nareszcie wyłoniło się zza horyzontu. Wtedy mogłaby w końcu odpocząć. 
Vagirio przyglądał się jej przez chwilę. Widział, że ledwo stoi na nogach. Postanowił się nad nią zlitować, jednak nie miał zamiaru jeszcze kończyć lekcji. Spojrzał na Rimmone'a, po czym wymownie machnął głową, każąc mu podejść. 
Chłopak zrozumiał o co mu chodziło. Zbliżył się do Astaroth, by przejąć od niej miecz. Gdy tak się stało, dziewczyna niepewnie odsunęła się na bezpieczną odległość. Bała się, w jakim stanie Rimmone wyjdzie z tego pojedynku. 
Chłopak podrzucił rapier w dłoni kilka razy, chcąc dobrze go ułożyć i przywyknąć do jego ciężaru. Nagle jego mięśnie zadrżały, gdy zaczął się przemieniać. Ciało zapadło się nieco, a włosy wyblakły. Mroczne ślepia wlepiły się w Vagirio. 
Demon syknął głośno, szykując się do ataku. Tym razem to on miał zamiar rozpocząć walkę. Ruszył w stronę chłopaka, po czym wziął zamach, swym potężnym, ciężkim orężem. Jak się spodziewał, Rimmone nie miał zamiaru nawet próbować odbić cios. Zrobił szybki unik, po czym sam machnął mieczem. Vagirio uniósł wolną rękę, przez co sztych rapieru drasnął go w przedramię, zamiast w pierś. 
Demon jednak nie przejął się rysą. Znów wziął zamach, lecz tym razem mieszaniec z trudem odbił jego ostrze. Następnie, nim ten się obejrzał, drasnął pazurami jego policzek. 
Chłopak syknął z bólu, po czym w odwecie głęboko skaleczył demona w dłoń, przez co ten odruchowo upuścił miecz. Rimmone uśmiechnął się zadziornie.
Jednak jego przewaga nie trwała długo. Vagirio wziął zamach, chcąc go zranić pazurami. Ale to była tylko zmyłka. Rimmone, chcąc się osłonić, uniósł rapier, nie zwracając przy tym uwagi na resztę kończyn Vagirio. Nagle ogon demona owinął mu się wokół ręki, zaciskając się przy tym tak mocno, że aż kości zaczęły powoli pękać.
Mieszaniec ryknął z bólu, upuszczając rapier. Gdy miecz spoczął na ziemi, demon szarpnął chłopakiem puszczając jego rękę, po czym kopnął go, prosto w pierś, odrzucając go przy tym dość daleko. Rimmone twardo gruchnął o ziemię. Jęknął głośno, powoli się podnosząc. Docisnął zmiażdżoną rękę do piersi. Odruchowo zawarczał, słysząc ponury rechot demona. Vagirio tupiąc głośno, ruszył w jego stronę. Śmiał się upiornie, nie kryjąc satysfakcji. Gdy stanął tuż nad Rimmonem, już miał go chwycić, gdy ten bezlitośnie nadepnął mu na ogon, wywołując głośny pisk. Vagirio zawarczał głośno, chwytając go za koszulę i przymierzając się do ciosu. Rimmone odruchowo zatopił kły w jego ręce, chcąc się ratować, przed przyjęciem silnego uderzenia. To jednak nie przyniosło efektu, jakiego się spodziewał. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, jeszcze bardziej rozwścieczony demon uderzył go głową, prosto w nos, a gdy jego zęby przestały tkwić w jego dłoni, rzucił nim o najbliższe drzewo. Chłopak stęknął głośno, kiedy boleśnie zderzył się z twardym pniem, po czym spoczął na ziemi. Zmęczony spojrzał na Vagirio, który ogonem sięgnął do swojego miecza, by następnie przerzucić go sobie do ręki. Zbliżył się do niego, po czym przygniótł go swą ciężką łapą, a ostrze przysunął mu niebezpiecznie blisko szyi. Uśmiechał się okrutnie, patrząc przy tym wymownie w jego mroczne oczy. To nie tylko był pokaz okrutnej, nierównej walki, mający być wzorem dla Astaroth. To było też ostrzeżenie dla Rimmone'a. Vagirio mógł go bez problemu skrzywdzić, pomimo, że z jego dawnej potęgi niewiele już pozostało. 
Demon nagle poczuł jak coś ciepłego ścieka mu do ust. Odruchowo przyłożył dłoń pod nos, po czym spojrzał na posokę, która splamiła mu palce. Jego uszy nieco odchyliły się w tył. 

- Niech to szlag... - warknął pod nosem, po czym wbił miecz w ziemię i szybko ruszył w głąb lasu - Koniec na dziś.

Po tych słowach szybko przeistoczył się w piekielnego łowcę i biegiem się oddalił. 
Astaroth zbliżyła się do Rimmone'a, po czym przysiadła obok niego.

- Trzymasz się?

- Bywało lepiej, ale też mogło być gorzej - uśmiechnął się, pomimo potwornego bólu katującego jego rękę i głębokich rys na policzku.

- Czemu mam wrażenie, że urządził cię tak nie bez powodu? - zmarszczyła brwi.

- To nic takiego. Po prostu chciał ci pokazać, jak trzeba być bezwzględnym podczas walki.

W rzeczywistości Vagirio też chciał mu pokazać swoją przewagę. 
Choć jego słowa nie przekonały Astaroth, to nie drążyła tematu. Przyłożyła dłoń do jego policzka, chcąc mu pomóc z obrażeniami, odniesionymi w walce z demonem. 

- Co go ugryzło? Czemu tak uciekł? Przecież jeszcze nawet nie świta.

- Nie mam pojęcia. Naprawdę nie chcę wiedzieć, co mu łazi po głowie...

Chłopak mimowolnie krzyknął, gdy zmiażdżona kość w jego ręce powoli się zrosła. Po chwili odetchnął z ulgą, przeistaczając się przy tym z powrotem w swą ludzką postać. Uśmiechnął się ciepło, patrząc przy tym w niebieskie oczy dziewczyny. Nagle obrócił głowę i subtelnie ucałował jej rękę, która wciąż spoczywała na jego policzku.
Astaroth zarumieniła się, po czym szybko oderwała rękę od jego twarzy. Odchrząknęła zmieszana, zrywając się przy tym z miejsca.

- Chodź - obróciła się w stronę ruin - Chcę odpocząć.

Rimmone podniósł się z miejsca. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Miał mętlik w głowie. Nie rozumiał już co ich łączy. Raz Astaroth pozwalała na bliskość i czułe gesty, choć sama nigdy nie robiła pierwszego kroku. Innym razem jednak zdawała się obawiać tej relacji i więzi, przez co starała się unikać wszelkiego kontaktu fizycznego. 
Był zły na samego siebie. Być może to było po prostu zbyt szybko dla Astaroth? Przyzwyczajona do samotności, może po prostu bała się takiej zażyłości? Postanowił nie naciskać. Dać jej czas i pozwolić wyznaczać granice. Nie wiedział, czy to była sprawka Vincu, która ich złączyła, czy szczerze się w niej zadurzył, a naprawdę mu na niej zależało.
A teraz, tak jak ona chciał po prostu odpocząć, więc ruszył za nią w stronę ruin. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro